Wnioski po spotkaniu Hull City 1:2 Chelsea
Dodano: 26.01.2020 08:51 / Ostatnia aktualizacja: 26.01.2020 08:51Wczorajszy mecz niejako zakończył okres sporego natłoku spotkań dla przemęczonych piłkarzy Chelsea, którzy po dobrej pierwszej połowie ewidentnie pozostałe 45 minut zagrali z zaciągniętym ręcznym. Kolejny już raz zawiodła również skuteczność, a Frank Lampard z coraz większym bólem głowy próbuje znaleźć na to jakiekolwiek antidotum. Zapraszam do przeczytania kilku moich przemyśleń.
Rotacja - za mało czy za dużo ?
Frank Lampard dokonał na ten mecz wielu zmian. W tym spotkaniu zagrało czterech zawodników, którzy regularnie w ostatnim czasie występowali w podstawowym składzie. Na bardzo przemęczonego wygląda Mason Mount, któremu ewidentnie brakuje świeżości, którą pokazywał na początku sezonu. Pytanie, czy w jego miejsce nie mógł wejść Billy Gilmour, który dostał od Franka Lamparda 30 minut na prezentację swoich umiejętności i pokazał się z dobrej strony. Na siedem ostatnich spotkań Cesar Azpilicueta zagrał 6 razy po 90 minut. Wydaje się, że Lamptey, który wszedł na ostatnie minuty meczu, mógłby nieco odciążyć naszego kapitana. Wszyscy wiemy, że były sezony, gdzie nie opuszczał prawie żadnego spotkania, jednak obecnie musimy zwracać również uwagę na jego wiek. Hudson-Odoi po kilku słabszych meczach, zagrał cztery poprzednie spotkania po 90 minut, a w tym został zmieniony w 67. minucie. Wydaje się, że Frank Lampard nie do końca umie jeszcze rozporządzać kapitałem ludzkim. Z pewnością ogranicza go wąska kadra, jednak w takim meczu, z rywalem z niższej półki mógłby spróbować gry bez skrzydłowych. Hudson-Odoi miałby okazję odpocząć, nie byłoby potrzeby wpuszczania Williana na ostatnie minuty, a Pedro raczej i tak dzisiejszym występem nie skłoni naszego trenera do tego, by częściej na niego stawiał. Być może była to dobra okazja na spróbowanie innego wariantu, a tym też nieraz potrzebujemy zaskoczyć naszego rywala. Odpowiednia rotacja jest ważna przy olbrzymim natłoku spotkań i bardzo wysokiej intensywności ligi angielskiej.
Dobra pierwsza połowa, jednak dalej bez stempla
Na pomeczowej konferencji prasowej Frank Lampard jak mantrę już powtarzał, że dalej jego zawodnicy nie potrafią zabić spotkania. Pierwsza część meczu była zdominowana przez Chelsea, która powinna była zdobyć minimum trzy bramki. Do przerwy widniał jednak wynik 1:0, a niestety zbyt dosadnie przekonaliśmy się w ostatnim czasie, jak łatwo roztrwonić jednobramkowe prowadzenie. Na drugą odsłonę piłkarze Hull wyszli z dużo lepszym nastawieniem i to oni w pierwszej części drugiej połowy byli zespołem groźniejszym. Wprawdzie zdobyliśmy bramkę na 2:0, jednak radość nie trwała krótko, gdyż kontaktową, dość szczęśliwa bramkę, zdobył Kamil Grosicki. Przez to do ostatnich minut musieliśmy drżeć o końcowy wynik. Jeśli nasza drużyna stawia na wysoki pressing i dużą intensywność w pierwszej połowie meczu, to musi robić z tego większy użytek. Być może nie obędzie się to jednak bez nowych twarzy, gdyż kilku piłkarzom najzwyczajniej może brakować jakości.
Time to say goodbye?
Dzisiejsze spotkanie udowodniło nam, że u niektórzy zawodnicy są po prostu za słabi na Chelsea. Pedro był bardzo aktywny, stwarzał zagrożenie, jednak przypominał mi małego pieska, który jedynie głośno szczeka. W końcowym rozrachunku z jego gry niewiele wynikało. Frank Lampard niewiele z niego korzysta i wydaje się, że trzyma go w klubie tylko ze względu na małą ilość skrzydłowych. W innym wypadku nie widzielibyśmy już raczej Hiszpana w niebieskim stroju. Pedro był bardzo użyteczny w Chelsea w ostatnich latach, zwłaszcza jako joker, jednak najlepszy czas ewidentnie ma za sobą. Ross Barkley zaliczył asystę ze stałego fragmentu gry, jednak raczej nie przeskoczy już pewnego poziomu. Anglik może być co najwyżej solidny, nic więcej. Czekanie na jego genialny mecz wygląda trochę jak łudzenie się, że Zielińskiemu przeskoczy coś w głowie i będzie filarem reprezentacji Polski. Michy Batshuayi poza szczęśliwą bramką był mało groźny. W drugiej połowie kompletnie znikł z pola widzenia, wydaje się więc, że nie jest to zawodnik, który zastąpi Abrahama w przypadku kontuzji. O Marcosie Alonso zostało powiedziane już niemal wszystko. Każdymi występami udowadnia, że lepiej to już było. Kolejny raz miał spore problemy z atakującym jego stroną zawodnikiem. Hiszpan prawdopodobnie zostanie do końca sezonu, gdyż kupno lewego defensora jest przewidziane na lato, jednak niemal przesądzone wydaje się jego odejście. Tak będzie lepiej zarówno dla niego jak i dla nas, gdyż jest po prostu za słaby na granie jako lewy obrońca. W formacji z trójką obrońców i wahadłowymi, walory Marcosa byly najbardziej widoczne na wysuniętej pozycji, jednak obecna Chelsea tak już nie gra i grać raczej nie będzie. Kto wie, być może znowu przypomni sobie o nim Antonio Conte, który dopiero co zarekrutował swojego byłego żołnierza, Mosesa.
- Źródło: własne
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
zgadzam się co do nazwisk, które powinniśmy sprzedać, szczególnie brak nam lewego obrońcy i napastnika