Moja historia: Jorginho

Autor: Dawid Mozol Dodano: 15.06.2019 11:25 / Ostatnia aktualizacja: 15.06.2019 12:06

Jorginho jest kolejnym zawodnikiem Chelsea, który przedstawił historię swojej kariery od jej początku, do osiągnięcia profesjonalnego poziomu.

 

– Grać zacząłem w lokalnej szkółce w piłce nożnej pięcioosobowej. Kiedy miałem cztery lata dołączyłem do drużyny U-6, ale trener powiedział: "nie, nie, musisz mieć sześć lat". Mój tato powiedział mu, że może mieć problemy jeśli nie pozwoli mi grać, więc się zgodził. Zagrałem raz i mój tato chciał zabrać mnie do domu, jednak trener powiedział, że muszę grać co tydzień.

 

– Graliśmy mnóstwo "gierek". Dryblowaliśmy, biegaliśmy slalomem między tyczkami i dużo strzelaliśmy. To bardzo zapadło mi w pamięci, bo było niesamowicie przyjemne.

 

– Kiedy wracam na wakacje, ciągle spotykam mojego trenera z tamtych czasów. Nie mam jednak kontaktu z zawodnikami, ponieważ pochodzili z innych miejscowości.

 

– Nie wyobrażam sobie życia bez piłki. To coś, co zawsze robiłem i co zawsze chciałem robić. Kiedy uświadomiłem sobie, że jestem dobrym zawodnikiem? Myślę, że kiedy zacząłem grać. Mierzyłem się już wtedy ze starszymi ode mnie chłopakami, a kiedy musiałem grać z dzieciakami w moim wieku, to było to zbyt łatwe.

 

– Następnie przeniosłem się do drużyny, w której graliśmy już po 11 zawodników. Rozgrywaliśmy turnieje przeciwko drużynom z innych regionów. Podczas jednego z takich turniejów w Brazylii, zauważył mnie skaut. Wziął mnie i kilku innych do swojej szkółki, która znajdowała się 200 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania.

 

– Spędziłem tam dwa lata. Idea była taka, że służyła ona do werbowania zdolnych zawodników, a jeśli ktoś był wystarczająco dobry, to zabierał go do Włoch. To spotkało mnie, kiedy miałem 15 lat. Załatwił mi testy w juniorskiej drużynie z Werony i wzięli mnie.

 

– Początkowo kiedy przeniosłem się do Italii było bardzo łatwo, bo to było spełnienie marzeń. Wszystko było nowe. Później wpadłem w rutynę: trening, szkoła, dom, dom, szkoła, trening. To wszystko co robiłem przez 18 miesięcy. Miałem 20 euro na tydzień na przeżycie, dlatego nie mogłem robić nic innego, bo nie było mnie stać. Przez pierwszy rok nie mogłem nawet grać w meczach, bo moja licencja zapodziała się w Brazylii. Tylko trenowałem i chodziłem do szkoły. To było naprawdę ciężkie.

 

– Styl gry we Włoszech był zupełnie inny. W Brazylii było miło i spokojnie, wszystko skupiało się na radości z gry. We Włoszech w tym wieku skupiałeś się na taktyce i intensywności. Było ciężej.

 

– Ponieważ Hellas nie był w tamtym czasie w Serie A, nie mieli juniorskiej drużyny. Grałem dla Berretti, juniorskiej drużyny. Oni występowali w Serie C1/C2. Występowałem tam przez dwa lata. Kiedy tam byłem, spotkałem kolegę z Brazylii, Rafaela, który był bramkarzem. Zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedziałem mu o moim życiu we Włoszech i o tym, że żyję za 20 euro tygodniowo.

 

– Powiedział mi: "Poczekaj chwilę, coś jest nie tak". Zrobił małe dochodzenie i okazało się, że agent zabierał moje pieniądze, a ja nic o tym nie wiedziałem. Wtedy chciałem się poddać, byłem zrozpaczony. Miałem wszystkiego dość. Zadzwoniłem do domu i ze łzami w oczach powiedziałem mojej mamie, ze chcę wrócić do domu i już nigdy więcej nie grać w piłkę. Odpowiedziała mi: "Nawet o tym nie myśl! Jesteś już tak blisko, mieszkasz tam od kilku lat, nie pozwolę Ci wrócić do domu! Musisz tam zostać i być twardym".

 

– Więc zostałem. Kontynuowałem treningi z pierwszą drużyną. Mogłem grac dla Berretti, jednak zdecydowałem, że udam się na wypożyczenie. Dostałem się do profesjonalnej drużyny Sambonifacese, grającej w Serie C2.

 

– Kiedy grałem dla Sambonifacese, Hellas był w Serie C1 i awansował do Serie B. Kiedy wróciłem do Werony, trener Andrea Mandorlini powiedział, że mnie nie potrzebują. Jednak wstawił się za mną jeden ze znajomych dyrektorów i pokłócił się z trenerem w mojej sprawie.

 

– Do października nie zagrałem ani jednego meczu i myślałem o odejściu w styczniu. Wtedy zawodnik z pierwszej drużyny grający na mojej pozycji doznał kontuzji, a jego zmiennik również był kontuzjowany. Trener nie wiedział co zrobić – musiał improwizować, albo postawić na mnie.

 

– W końcu zdecydował się na mnie i wypadłem całkiem nieźle. Zostałem w drużynie i od tamtej mnie wspierał.

Źródło: chelseafc.com

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close