+/- meczu z Liverpoolem

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 22.09.2019 20:12 / Ostatnia aktualizacja: 23.09.2019 08:18

Pojedynek pomiędzy Chelsea i Liverpoolem miał być największym wydarzeniem tej serii gier w Premier League. Będąca w fazie budowy drużyna The Blues nie była faworytem spotkania w starciu z liderem z Anfield. Od początku meczu widać było większą kulturę gry po stronie gości i chęć jak najszybszego przełamania obrony gospodarzy. The Reds wygrali ostatecznie 2:1, choć w końcówce zostali zepchnięci do defensywy. Mecz był doskonałym polem do analizy, a więc bez zbędnych słów przystąpmy do omówienia jego pozytywnych i negatywnych aspektów.

 

Nieszczęsne kontuzje

Radość z faktu powrotu do gry naszego najlepszego w ostatnim czasie obrońcy szybko została przygaszona. Emerson nabawił się urazu mięśniowego w meczu reprezentacji Włoch i od tamtej pory nie pojawił się na boisku w dwóch kolejnych meczach ligowych. Jego szybkość i dynamika miały być przeciwwagą dla szalejącego na skrzydle Sadio Mane. Niestety już w 15-tej minucie musiał opuścić boisko, zapewne z powodu odnowienia kontuzji sprzed dwóch tygodni. O wiele gorzej wygląda sytuacja z Andreasem Christensenem. Wciąż nie wiadomo jak poważnie uszkodził nogę w wyniku zderzenia z Fikayo Tomorim. Z powtórek jak i zachowania środkowego obrońcy można przypuszczać, że doszło do urazu więzadeł kolana. Sytuacja kadrowa Chelsea zaczyna przypominać szpital. Nie wróży to dobrze na dalszą część długiego sezonu.

 

Stara śpiewka – obrona

Czy doczekamy się w końcu meczu, w którym będziemy mogli zapisać naszą obronę po stronie plusów? Ta dzisiejsza przypominała szwajcarski ser. Żaden z zawodników nie wyskoczył do strzelającego na bramkę Alexandra-Arnolda, żaden także nie pokrył Roberto Firmino. Po raz kolejny nie zachowujemy czystego konta, a skórę ratuje nam Kepa. Frank Lampard okazuje się faktycznie trenerem autonomicznym. Jak sam powiedział, podpatrywał każdego menadżera, z którym współpracował i od każdego się czegoś nauczył, jednak obecnie najbardziej przydałoby się wdrożenie myśli Jose Mourinho o budowaniu drużyny poczynając od obrony.

 

Niedokładność i brak skuteczności

Chelsea weszła w mecz nerwowo i z biegiem czasu nerwowość nie malała. Piłkarze The Blues podawali niedokładnie i nie potrafili złapać właściwego rytmu. Niezbyt dobrze wyglądała dzisiaj współpraca pomiędzy liniami pomocy i ataku, czego przejawem były częste długie podania z pominięciem środkowej strefy boiska. Raziły także nieudolne wrzutki skrajnych obrońców, Marcosa Alonso i Cezara Azpilicuety, z których niewiele wynikało. Co gorsza drużyna ze Stamford Bridge nie miała dzisiaj instynktu killera i nie wykorzystała nadarzających się okazji. Najpierw setkę zmarnował Tammy Abraham, który nie dość, że nie zauważył wybiegającego z lewej strony Masona Mounta, to jeszcze sam trafił wprost w bramkarza Liverpoolu, Adriana. W późniejszej fazie spotkania szanse na gola mieli także Michy Batshuayi oraz Mason Mount, lecz oni także nie potrafili zamienić ich na bramki.

 

Fikayo Tomori i N’Golo Kante na plus

Tomori, jako jedyny z bloku defensywnego starał się, szarpał, gonił i wygrywał pojedynki. W wieku 21 lat wygląda jakby w Premier League grał, co najmniej od 10. Mądrze ustawiał się w stosunku do atakujących go piłkarzy Liverpoolu, ogrywał Mohameda Salaha, a także kilka razy dobrze dogrywał długie piłki do atakujących Chelsea. Francuz harował pod obiema bramkami. Jego wartość dla zespołu jest nieoceniona, chociaż nawet on potrzebuje wsparcia kolegów. Strzelony gol, a w zasadzie cała akcja go poprzedzająca, udowadniają, że w tym zawodniku drzemie potencjał, wciąż nie do końca odkryty. W zespole nie wszyscy zagrali źle, ale to właśnie Ci dwaj zawodnicy zasługują na szczególną uwagę i docenienie.

 

Wszędzie dobrze, ale...

Kolejny raz przegrywamy spotkanie na Stamford Bridge, choć oczywiście wszyscy wiedzieli jak trudna jest skala wyzwania czekającego na Chelsea. Jeśli zespół Franka Lamparda chce w tym sezonie powalczyć o czołową czwórkę to wygrywanie meczów przed własną publicznością stanowi niezbędne minimum. Stadion dziś tętnił życiem, jednak przez większość czasu było to spowodowane śpiewami i okrzykami kibiców Liverpoolu. Właśnie teraz, w przełomowym momencie dla całego klubu, kiedy wreszcie o sile zespołu decydują wychowankowie lokalnej akademii, od fanów powinno się wymagać większego wsparcia. Oby przynajmniej, cytując za klasykiem, ufali i nie przeszkadzali, kiedy ta mozolna budowa nie będzie przebiegała po ich myśli.

 

Po przegranym meczu, nawet, jeśli tablica wskazuje tylko jedną bramkę różnicy, nie może być mowy o większej liczbie po stronie plusów. Należy jednak docenić starania Chelsea o doprowadzenie do remisu w końcówce spotkania. Jeśli sukces rodzi się w bólach to ten dzisiejszy będzie kamieniem węgielnym pod budowę wspaniałej drużyny, pod warunkiem, że przestanie ją prześladować pech.

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close