Gorycz zwycięstwa

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 16.10.2021 21:58 / Ostatnia aktualizacja: 17.10.2021 11:31

Czy można być wkurzonym i cierpieć na przewlekły brak entuzjazmu po zwycięskim meczu, który pozwala utrzymać fotel lidera? Do niedawna sądziłem, że jest to niemożliwe. Spotkanie z Brentford FC uzmysłowiło mi, że byłem w błędzie. Poważnym błędzie.

 

Tutaj nie chodzi już o to, że zawodnicy Thomasa Tuchela zaliczyli kolejny słaby mecz. Defensywnie było jeszcze w porządku, ale gra ofensywna znów raziła nieporadnością i była pozbawiona nawet nie tyle polotu i błysku, co po prostu pomysłu na jej prowadzenie. Krew w żyłach boli, kiedy się patrzy na to, że napastnicy Chelsea są w stanie ugrać jedynie kolejną bramkę nieuznaną przez pozycję spaloną. O ile Timo Werner stara się jeszcze biegać i robić sporo wiatru, o tyle postawę Romelu Lukaku lepiej zbyć milczeniem. Ostatni miesiąc w wykonaniu The Blues, mimo paru lepszych momentów, jest po prostu okresem do zapomnienia i trochę zatrważające, że przez tak długi czas nie udaje się naprawić takiego stanu rzeczy.

 

Najgorsze jest jednak to, że aktualni klubowi mistrzowie Europy zostali totalnie stłamszeni przez zespół, który w Premier League jest tylko beniaminkiem, o czym skrzętnie przypomnieli telewizyjni komentatorzy. Można zrozumieć, choć nadal ciężko akceptować, skomasowaną i wręcz rozpaczliwą obronę przed atakami Manchesteru City czy Liverpoolu. Jednakże bieganie za piłką jak dzieci we mgle na murawie Brentford Community Stadium to coś co nie powinno, a wręcz nie ma prawa przydarzyć się takiemu klubowi jak Chelsea. Dopuszczenie do czegoś takiego, co zobaczyliśmy w 8. kolejce Premier League, zwyczajnie nie przystoi zespołowi o takiej renomie, potencjale i ambicjach. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że totalna dominacja gospodarzy miała miejsce tylko przez pewną część meczu, bo to w ogóle nie powinno się wydarzyć. A trzeba pamiętać o tym, że oprócz fantastycznego bramkarza, Chelsea miała też wagon szczęścia, bo dwukrotnie sprawę ratowały słupki.

 

I właśnie Edouard Mendy jest tym facetem, który jako jedyny ma prawo być w pełni zadowolonym ze swojego występu. Ten spór o nominację do Złotej Piłki można już sobie darować, bo i tak nie miałaby ona większego znaczenia. Niemniej jednak takimi występami Senegalczyk udowadnia, że miejsce w światowej czołówce bramkarskich fachowców zwyczajnie mu się należy. Mendy bronił nie tylko skutecznie, ale i ofiarnie, czego dowodem może być zainkasowanie na twarz strzału z bliskiej odległości, a obrona przewrotki rywala to już była istna perełka w jego wykonaniu. Gdyby ktoś zastanawiał się kiedykolwiek, czy bramkarz The Blues bezsprzecznie wybronił kiedyś mecz, to może sobie przypomnieć właśnie starcie z Brentford.

 

Do pewnego stopnia zadowolona może być klubowa młodzież. Malang Sarr popełnił co prawda parę drobnych błędów, ale zaliczył też wiele skutecznych interwencji. Podobnie wypadł Trevoh Chalobah. Choć Anglik miewał problemy z powstrzymaniem Ivana Toney'a, to jednak ostatecznie on był tym graczem, który wybijał piłkę z linii bramkowej. Dobrze wyglądał również Ruben Loftus-Cheek. Anglik znów był silny, wygrywał pojedynki z rywalami i potrafił przyspieszyć z piłką. Niestety nadal brakuje w jego grze przysłowiowej kropki nad "i" w postaci strzału lub podania otwierającego drogę do bramki. Mimo to jest się z czego cieszyć, bo przecież jeszcze do niedawna nikt nie spodziewał się nawet próby powrotu do formy w jego wydaniu. No i na koniec bohater meczu numer dwa, czyli strzelec zwycięskiej bramki. Benowi Chilwellowi należą się wyrazy uznania, bo seria trzech meczów ze zdobyczą bramkową nieczęsto zdarza się bocznym obrońcom. Swoją drogą to Ben wyrasta na specjalistę od bramek z woleja lub półwoleja, bo to przecież jego kolejne tego typu trafienie dla Chelsea.

 

Ktoś mógłby skontrować powyższy wywód stwierdzeniem, iż niejedna drużyna chciałaby takiego "kryzysu", jeśli ma on postać pierwszego miejsca w lidze i drugiego miejsca w grupie Ligi Mistrzów. Osobiście nie potrafię jednak cieszyć się po ostatnim meczu, bo w mojej ocenie takie zwycięstwo ma nieco gorzki smak. Oczywiście wynik zawsze będzie ważniejszy od stylu, no ale są pewne granice. Jak na dłoni widać, że piłkarze Chelsea muszą poprawić swoją grę. W przeciwnym razie cały sezon skończy się na aspiracjach i marzeniach... a chyba stać nas na więcej.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close