Silni przeciwko silnym, ale słabi w starciach ze słabymi

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 25.04.2021 12:19 / Ostatnia aktualizacja: 25.04.2021 12:19

W historii Chelsea Football Club zdarzały się już okresy, gdy efektowne zwycięstwa nad rywalami z najwyższej półki były przeplatane kopaniem się po czole w starciach z outsiderami. Co znamienne, triumfy w meczach na szczycie zdarzały się równie łatwo w czasach kryzysu, jak i kompromitacje ze spadkowiczami w chwilach największej chwały. Czy obecnie jesteśmy świadkami takiej serii?

 

Biorąc pod uwagę potencjał rywali, na których ostatnio ostro przejechali się zawodnicy Thomasa Tuchela, można zastanowić się nad tą kwestią. Zresztą, niedawno w sieci pojawiło się całkiem imponujące zestawienie trenerów, których Tuchel w roli szkoleniowca Chelsea zdążył już pokonać. Fakt, że The Blues z dosyć sporą łatwością załatwili Atletico Madryt Diego Simeone, Liverpool Jurgena Kloppa czy Manchester City Pepa Guardioli po prostu nie może być przypadkiem. A przecież trzeba dodać jeszcze fakt, że w meczach tych bramkarze londyńskiej drużyny ani razu nie zostali zmuszeni do kapitulacji. Wyniki takie świadczą nie tylko o sporych możliwościach Chelsea, ale też o zdolności jej trenera do odpowiedniego przygotowania zawodników do meczów na szczycie.

 

Jak zatem wytłumaczyć fakt, że chwilę po tak pięknych zwycięstwach zdarzają się co najmniej rozczarowujące straty punktów? Zapewne lepsi ode mnie mieliby spory problem z udzieleniem odpowiedzi na takie pytanie. Nie chcę tworzyć kolejnych teorii spiskowych, ale niektórzy z poprzednich trenerów The Blues czasem napomykali o pewnych problemach z motywacją w szeregach swoich graczy...

 

Weźmy na przykład wtorkowy mecz z Brighton. Jak to się stało, że gracze, którzy w sobotę zaliczyli świetny występ z Manchesterem City nie potrafili pokonać ligowego średniaka? Osobiście miałem wrażenie, że The Blues nie stanęli na wysokości zadania i że nie zrobili wszystkiego co możliwe, by zdobyć trzy punkty. Nawet gdy rywale popełniali błędy i tracili piłkę przed własną bramką, a działo się to często, żaden z zawodników Thomasa Tuchela nie miał pomysłu na przekucie akcji w bramkę. Mało tego, w drugiej części gospodarze postanowili wpasować się w poziom widowiska i sami zaczęli igrać z ogniem na własnej połowie. Skończyło się szczęśliwie, ale gdyby odrobiną skuteczności wykazali się Adam Lallana i Danny Welbeck to mielibyśmy kolejną kompromitację. Strach pomyśleć co by było, gdyby ten mecz zakończył się porażką. Taki obrót spraw i pogorszenie sytuacji w klubie byłyby istną katastrofą w decydującym momencie sezonu. Kompletnie nie przemawiają do mnie argumenty w stylu braku koncentracji zawodników z powodu zamieszania związanego z Superligą. Drużyna może być zdekoncentrowana po tragedii, tak jak parę lat temu doświadczyli tego zawodnicy Leicester City po śmierci właściciela albo po poważnej kontuzji jednego z zawodników. Takie bzdurne akcje jak wyżej wymieniona nie powinny wpływać na postawę profesjonalistów.

 

Mecz z West Ham United też zanosił się na podobne widowisko i przez ponad 40 minut niewiele wskazywało na zwycięstwo Chelsea. Na szczęście tym razem Timo Werner nie zawiódł w decydującej sytuacji. Szkoda, że niemiecki napastnik nie zdobył drugiej bramki, która była na wyciągnięcie ręki, ale chwała mu za to, że zapewnił zwycięstwo, które może być kluczowe w kontekście walki o top 4. Oczywiście można powiedzieć, że Młoty to już nie jest średniak ani tym bardziej outsider, ale jednak w takich starciach chciałoby się widzieć lepszą grę w kolorze niebieskim. A może wszystkiemu winna była tylko fantastyczna postawa Łukasza Fabiańskiego? Trzeba przyznać, że polski bramkarz nieźle się spisał, choć uderzenia Masona Mounta z dystansu robiły niezłe wrażenie.

 

Swoją drogą zabawne, że mimo rozgrywania aż dwóch meczów, ligowych dla wielu obserwatorów wydarzeniem tygodnia stała się szopka pt. "Krótka historia Superligi". Wszystko na ten temat zostało już powiedziane i napisane, więc nie będę nikogo przekonywał do tego, że był to pomysł genialny albo fatalny. Zwrócę uwagę tylko na to, co w mojej ocenie jest najbardziej znamienne. Jeśli przedstawiciele FIFA czy UEFA zarzucają komukolwiek pazerność na pieniądze, brak poszanowania tradycji, historii i nieuczciwość, to nie jest to nawet hipokryzją. Jest to po prostu skrajnie żałosne. Dziwię się trochę postawie części kibiców, którzy postanowili tak ochoczo zagrać w tę grę. Rozumiem szlachetne pobudki, tylko że niektórzy zachowują się tak, jakby kompletnie nie rozumieli, że piłka nożna do pewnego stopnia jest dyscypliną sportu, ale w głównej mierze stała się biznesem. A w biznesie ostatecznie chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze. O to także chodziło w tym sporze, więc czy z perspektywy kibica jest sens się nad tym rozwodzić?

 

Chyba lepiej skoncentrować się na najbliższym meczu, a będzie to pojedynek nie byle jaki. Choć to Real Madryt jest faworytem półfinałowego starcia, to Chelsea sprawiła już niejedną niespodziankę w minionych tygodniach. Mocno wierzę w kolejną.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Mrtoom
komentarzy: 38
25.04.2021 15:29

Jak dla mnie Chelsea ze średniakami ligowymi gra z zaciągniętym hamulcem ręcznym jak by się oszczędzali przed silniejszym rywalem. Nie zdziwię się jak we wtorek z Realem zagrają świetny mecz. Swoją drogą Real ma kryzys z formą w lidze. Ogólnie mam wrażenie że Tuchel przed takimi meczami jak np Brighton każe grać oszczędnie.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close