Gdy nie ma już nadziei. Álvaro Morata i jego emocjonalna zapaść

Autor: Jakub Karpiński Dodano: 05.10.2018 23:49 / Ostatnia aktualizacja: 05.10.2018 23:49

Álvaro Morata ma problem. Napastnik nie strzela goli, zawodzi w meczach, a obelgi, kpiny i krytyka pod jego adresem rosną niczym toczona przy odwilży śnieżna kula. Swoim zachowaniem po bramce zdobytej w meczu z MOL Vidi FC Hiszpan dał sporą sugestię, że jego problemy mogą mieć mało związku z piłką nożną i mogą sięgać daleko poza mury Stamford Bridge. Co jeśli Hiszpan w piłkę nożną grać potrafi, ale po przeprowadzce na Wyspy Brytyjskie nigdy nie zaznał spokoju i szczęścia?

 

Łzy to żaden wstyd. Są na świecie kultury, które w różnych sytuacjach ich nie akceptują, ale nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że stadion i piłkarskie boisko to miejsce, gdzie z dziesiątek tysięcy ludzkich uczuć robi się istny kocioł. Álvaro Morata rozpłakał się po bramce, bo wie jak jest z nim źle, czuje jak mu ciężko i wie jak mało to jedno trafienie z tym średniej klasy rywalem jego sytuację zmieni. Udało się, ale co z tego, skoro powinno udać się tyle razy wcześniej?

 

Starałem się sięgnąć pamięcią, żeby przypomnieć sobie jak zachowuje się napastnik, który przez tygodnie nie może trafić do bramki, jest obiektem żartów, szyderstw i memów, ale w końcu się przełamie, pokona bramkarza i zrzuci z siebie ciężar tykającego zegara, odmierzającego czas bez gola. Fernando Torres po strzeleniu pierwszego gola dla Chelsea (i tym samym przerwaniu najdłuższej passy bez trafienia w karierze) w strugach deszczu praktycznie oszalał, za chwilę leżało na nim kilku kolegów, a Stamford Bridge praktycznie eksplodowało z radości, mimo że to był tylko gol na 2:0 w meczu z West Hamem.

 

Przywołuję przykład El Niño, ponieważ wielu uważało, że jego problemy w Chelsea były w dużej mierze natury psychicznej. Wychowanek Atlético nigdy jednak nie udzielał wywiadów, w których tłumaczył, jakie nieszczęścia spotykają go poza boiskiem i jak na niego wpływają, wspominając też czasami ukradkiem, że tęskni trochę za domem. Jego młodszy rodak natomiast kilka razy dał znak, że nie tylko na boisku nie wszystko jest tak różowe, jak mogłoby się wydawać.

 

– Jak my musieliśmy wtedy wyglądać? Ja leżałem na łóżku i nie mogłem się ruszyć [z powodu kontuzji pleców – red.], a moja żona była w łazience i wymiotowała [będąc w ciąży – przyp. red.] – tłumaczył Hiszpan w wywiadzie z „MARCĄ”, jak trudny był to okres dla jego małżeństwa. Napastnik Chelsea ma 25 lat i w krótkim okresie w jego życiu zaszło kilka dużych zmian. Wyprowadzka z rodzimego miasta do innego kraju o bardzo odmiennej kulturze, ślub, wiadomość, że zostanie ojcem, następnie kontuzja, gdy wszystko układało się perfekcyjnie, w jej trakcie problemy zdrowotne własne i jego żony, a jakby tego było mało, to zimą Morata stracił bliskiego przyjaciela, który zginął w wypadku samochodowym. Wszystko nawarstwiło się w krótkim okresie czasu i chyba po prostu przytłoczyło Hiszpana.

 

Piłkarz, który się przełamuje czuje ulgę, lekkość, cieszy się, bo wie, albo przynajmniej wierzy, że teraz już jakoś to będzie. Tymczasem napastnik The Blues wykańcza akcję bramkową, ale zamiast dać się ponieść radości spuszcza głowę, chowa ją w ramieniu kolegi z drużyny i zaczyna płakać. Jeśli przełom sportowy nie pozwala odczuć żadnej ulgi to problem musi być dużo głębszy, niż problem z przechytrzeniem bramkarza albo celnym uderzeniem piłki między dwa słupki.

 

Tuż po transferze z Realu wszystko wyglądało idealnie – gol w debiucie, potem w następnym meczu, niedługo potem również hat-trick. Dumna Alice Campello kronikowała każde trafienie męża w swoich relacjach w mediach społecznościowym. Do czasu, gdy wszystko przestało funkcjonować. Teraz wygląda to tak, jakby Morata wstydził się swojej dyspozycji nawet przed nią. On nie jest w dołku. On jest w emocjonalnym Rowie Mariańskim, na głębokości do której rzadko kiedy dociera światło.

 

– Jeśli ma płakać po każdym golu, to mam nadzieję, że jak najczęściej będzie miał powód do łez – obrócił sprawę w żart trener Maurizio Sarri. Myślę jednak, że mamy do czynienia z poważniejszym problemem. Zabawna sentencja na konferencji prasowej nie załatwi sprawy. Dopóki Morata nie wyprostuje swoich spraw poza boiskiem i dopóki kolejne problemy będą spędzać mu sen z powiek, dopóty nie spodziewałbym się poprawy jego dyspozycji na boisku. A do tego podczas jego pobytu w Londynie może już nie dojść.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close