Efekt Barry'ego? Kto stoi za poprawą gry obronnej Chelsea
Dodano: 16.01.2021 16:20 / Ostatnia aktualizacja: 16.01.2021 16:20Odkąd Anthony Barry dołączył do sztabu szkoleniowego Chelsea minęły ponad cztery miesiące. Za nami niemal połowa sezonu w Premier League, a to dobry czas, aby ocenić czy jego praca daje pożądane rezultaty. Ciężko jest mówić w tym kontekście wyłącznie o jego wkładzie, ponieważ Roman Abramowicz mocno zainwestował w letnim oknie transferowym, co zaowocowało m.in. sprowadzeniem Bena Chilwella oraz Edouarda Mendy’ego. Czy jednak poczynione kroki dały wymierny efekt w postaci naprawy gry defensywnej? Mówię „sprawdzam”!
Frank Lampard, zatrudniając Barry’ego na Stamford Bridge, odebrał mi jeden z silnych argumentów przeciwko sobie. Byłem zatrwożony grą obronną Chelsea w poprzednim sezonie i widziałem kompletnie bierną postawę Anglika w tej sprawie. Owszem, próbował kombinować ze zmianą składu bloku defensywnego, ale to okazywało się być jedynie zabiegiem dolewającym oliwy do i tak już mocno buchającego ognia.
Przez znaczną cześć poprzedniej kampanii nie wiedzieliśmy, komu tak naprawdę Lampard ufa i kto jest jego pierwszym wyborem. Winą za porażki i kuriozalne błędy obwinialiśmy Kepę, Rudigera na zmianę z Zoumą, Alonso czy choćby Christensena. Wieloletni obserwatorzy Chelsea sugerowali, że Lampard zbyt szybko postawił na grę ofensywną, nie mając kompletnie podwalin w grze obronnej. Drużyny stworzone do gry kombinacyjnej ogrywały nas poprzez szybkie akcje w ataku pozycyjnym, natomiast zespoły niższej klasy po prostu wrzucały piłki w nasze pole karne, słusznie licząc na błędy obrońców.
The Blues zagrali w poprzednim, mocno wydłużonym z powodu pandemii, sezonie 55 spotkań. Ile stracili w tym czasie bramek? 78! To daje średnią 1,42 gola na mecz. Ktoś powie, że to nie ma znaczenia. Zgadzam się. Tak długo jak zespół jest w stanie strzelić więcej bramek niż traci, tak długo te statystyki nie mają większego znaczenia. Problem w tym, że Chelsea wpadła w pewnym momencie w wyraźny dołek (skąd my to znamy?) i przestała trafiać do bramki rywali.
W Premier League rekordowe 55 goli dla rywali to wynik absolutnie nie do zaakceptowania, nawet dla drużyny w fazie przebudowy. Tutaj również średnia 1,42 gola na mecz, na co składają się choćby bolesne porażki z Evertonem (1:3), Bayernem (1:4 i 0:3), remis z Ajaxem (4:4) czy choćby porażki z Manchesterem United (0:4) i Southampton (0:2). Nawet, gdy Chelsea wygrywała, jak choćby z Crystal Palace, to i tak traciła przy tym gole (3:2).
Co się zmieniło przez te kilka miesięcy? Przede wszystkim hierarchia. Choć wielu nie może pogodzić się z tym, w jaki sposób został potraktowany Fikayo Tomori, Frank Lampard wyraźnie pokazał, na kogo stawia i kto stanowi ewentualną alternatywę. Pierwszymi wyborami Anglika są Thiago Silva (najlepszy transfer Chelsea poprzedniego lata) oraz Kurt Zouma. Na lewej stronie swoją pozycję zbudował Ben Chilwell, co na pewno jest dużym krokiem naprzód, patrząc na to, co wyprawiał w poprzednim sezonie Marcos Alonso. Prawa strona to wciąż kwestia otwarta, choć od początku sezonu zdecydowanie częściej pojawiał się na niej Reece James, kosztem kapitana zespołu, Cesara Azpilicuety.
Wykrystalizowała nam się także kwestia bramkarza. Sprowadzony za ponad 20 milionów Edouard Mendy szturmem przejął pozycję pierwszego golkipera, lecz po kapitalnej serii kilku meczów z czystym kontem także on zaczął popełniać błędy.
Na ile zatem możemy powiedzieć, że widoczna gołym okiem poprawa gry defensywnej jest zasługą nowych piłkarzy, a na ile efektem pracy nowego trenera? Prześledźmy najpierw statystyki.
W obecnym sezonie Chelsea rozegrała 26 spotkań, 17 w Premier League, sześć w Lidze Mistrzów, dwa w Pucharze Ligi i jedno w Pucharze Anglii. Statystyki w lidze pokazują, że progres jest odczuwalny. The Blues stracili 24 bramki, co daje średnią 0,9 gola na mecz. W samej lidze postęp również odczuwalny, bo to 21 goli w 17 meczach, co daje średnią 1,08 gola/spotkanie.
Ktoś powie, że nie można robić tak daleko idących porównań na tym etapie rozgrywek, bo przecież Chelsea, będąca ostatnio w dużym dołku, może jeszcze kilkukrotnie wysoko przegrać i na koniec sezonu okaże się, że początkowy progres okazał się bezowocną pracą. Dlatego z pomocą przychodzą nam narzędzia analizy porównawczej.
Na tym samym etapie sezonu 2019/20 Chelsea zajmowała czwarte miejsce, za Liverpoolem, Leicester i Manchesterem City. Wówczas The Blues zdobyli 31 goli w 17 spotkaniach, tracąc przy tym aż 25 (!). To dało zatrważającą średnią 1,47 gola na mecz. Nie dużo lepiej było w Lidze Mistrzów, w której w sześciu spotkaniach piłkarze ze Stamford Bridge dali sobie strzelić dziewięć goli, strzelając przy tym 11-krotnie. Dość powiedzieć, że w obecnych rozgrywkach obrona dopuściła do zaledwie dwóch trafień dla rywali.
Każda drużyna przechodzi przez wzloty i upadki. W ostatnim czasie na głowę Franka Lamparda wylało się wiele słów krytyki, która jest w pełni zasłużona. Zatrudnienie fachowca od gry obronnej to tylko jeden z sygnałów, że w Angliku jest pragnienie stworzenia projektu długotrwałego w Chelsea, jednak nadal nie wszystkie tryby w tej maszynie pracują w sposób prawidłowy. Statystyki pokazują jednak, że w kwestii obrony drużyna zrobiła progres i nie ma większego sensu rozstrzyganie, czyja zasługa jest w tym największa.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.