Against all odds - drużyna, która sięgnęła gwiazd [Część druga - pomoc]

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 05.05.2020 10:52 / Ostatnia aktualizacja: 05.05.2020 10:52

W pierwszej części skupiłem się na linii defensywnej, która w ogólnej ocenie nie wypadała na tle europejskich potęg źle. Wyróżnieni zostali Ashley Cole i John Terry.

Przechodzimy płynnie do linii pomocy, która była, moim zdaniem, najsłabszym elementem zespołu. Do zestawienia finałowego John Obi Mikel, Frank Lampard, Juan Mata, Ryan Bertrand należy dołożyć także Raula Meirelesa, który nie zagrał na Alianz Arena z powodu żółtych kartek oraz także nieobecnego Ramiresa, którego portal Goal.com wybrał do jedenastki turnieju.

 

Nigeryjczyk Obi Mikel kojarzy się przede wszystkim, jako hamulcowy drużyn Jose Mourinho. Mało zagrań do przodu, mnóstwo pasów w poprzek boiska i wstecznych, siła, twarde stanie na nogach. To wszystko składa się na obraz defensywnego pomocnika Chelsea. Wbrew pozorom to wszystkie cechy, jakich potrzebował Roberto Di Matteo w owym czasie. Jego zespół był nastawiony przede wszystkim na defensywę, miał za zadanie wybijać z rytmu swoich przeciwników, a Nigeryjczyk znakomicie się do tego nadawał, choć nie był ani demonem szybkości, ani wirtuozem technicznym. Był tym, kim dla Adama Nawałki Sławek Peszko – zadaniowcem.

 

O Franku Lampardzie można piać peany, ale w tamtym czasie jego rola w zespole była mocno ograniczana przez Andre Villasa-Boasa. Portugalczyk wbił sobie do głowy, że rewolucja kadrowa, której oczekuje od niego zarząd Chelsea, musi zostać przeprowadzona jak najszybciej. To okazało się fatalnym pomysłem, bo były menadżer Porto jeszcze szybciej stracił szatnię. Stara gwardia w osobach wspomnianych już Lamparda i Terry’ego oraz Didiera Drogby nie kryła się ze swoją niechęcią wobec trenera. Zespołowi zdarzały się niezrozumiałe porażki m.in. z Aston Villą czy Queens Park Rangers, seria remisów kolejno z Wigan, Spurs i Fulham.

 

Frank Lampard, który rzadko wypowiadał się w mediach na temat sytuacji klubu, walczył o swoją pozycję i gdy tylko zespół przejął Roberto Di Mateo, Anglik ponownie stał się centralną postacią podstarzałej szatni Chelsea. Nie zapominajmy jednak, że legendarny piłkarz miał w sezonie 2011/12 33 lata i zmierzał powoli do schyłku swojej kariery. Braki kondycyjne czy szybkościowe nadrabiał inteligencją. W serii jedenastek zrobił to, czego od niego oczekiwano. W trudnym momencie, gdy zespół był o jedną bramkę za rywalem, Frank pewnie wykorzystał swoją próbę. Takim ważnym momentem był też karny przeciwko Napoli na Stamford Bridge, który zdecydował o dogrywce dla obu ekip.

 

 

Juan Mata, w przeciwieństwie do Gary’ego Cahilla, rozegrał pełny sezon w Champions League. Przyszedł na Stamford Bridge z Valencii za kwotę ok. 24 milionów funtów, w sierpniu 2011 roku. Trzeba przyznać, że Mata z miejsca stał się najważniejszym żołnierzem Andre Villasa-Boasa, a po jego odejściu podstawowym graczem u Di Matteo. W całym sezonie Hiszpan strzelił 12 bramek i zaliczył 20 asyst. Przywitał się ze Stamford Bridge debiutem z Norwich, strzelając bramkę na 3-1. Patrząc na umiejętności, wiek i potencjał, był to być może najjaśniejszy punkt zwycięscy Champions League. Wydaje się, że Juan mógłby z powodzeniem występować w każdej topowej drużynie, która brała udział w tamtych rozgrywkach. Strzelił gola z Napoli na San Paolo, przeciwko Bayerowi Leverkusen na Stamford Bridge oraz asystował; dwukrotnie z Valencią w Londynie oraz w finale z Bayernem. To właśnie dośrodkowanie na głowę Drogby w 88 minucie umożliwiło wyrównanie. Nie strzelił karnego w serii jedenastek, co ostatecznie nie miało większego znaczenia.

 

 

 

Kolejny na tapecie jest Ryan Bertrand, którego obecność w pierwszym składzie na finał mógł uzasadnić jedynie Bobby Di Matteo. Wspominam Anglika, bo jeśli ktoś nie pamięta, rozegrał w Champions League JEDNO spotkanie! We wszystkich rozgrywkach spędził na boisku niecałe 1200 minut. W zespole brakowało podstawowych zawodników.  Z powodu żółtych bądź czerwonej kartki nie mogli zagrać Raul Meireles, John Terry, Branislav Ivanovic oraz Ramires. Włoski taktyk musiał trzymać się swojego żelaznego planu, zakładającego głębokie bronienie i  szukanie szans do kontrataku. Ryan Bertrand nie był może gwarancją jakości i pewności w bronieniu, ale oferował odpowiednią szybkość i umiejętność dokładnego dośrodkowania, co zadecydowało o jego obecności w podstawowym składzie, na innej niż nominalna pozycji. Ze wszystkich piłkarzy Chelsea to właśnie jego typowałbym na potencjalnie najsłabsze ogniwo drużyny.  

 

Raul Meireles to typowy boiskowy zakapior, który nigdy nie odpuszczał. Nic dziwnego, że po odejściu z Chelsea, swoją karierę kontynuował w gorącej i słynącej z twardej gry Turcji. To kolejny z piłkarzy, których kibice Chelsea pamiętają z tamtego okresu, głównie dzięki bramce, zdobytej w końcówce meczu z Benfiką w 1/4 finału. Dla niego ten gol miał wręcz mistyczny wymiar. Oto bowiem chłopak z Porto, jego wierny żołnierz, strzela gola największemu piłkarskiemu wrogowi, zamykając mu ostatecznie drogę do półfinału. Potem świętuje, wymachując rękoma, a następnie uciszając rozwścieczonych kibiców z Lizbony. Nieszablonowy, zdecydowany, twardy i nieustępliwy. W taktyce, która zakładała głębokie bronienie i szybkie kontry, jego znakomite krosy i prostopadłe podania były bardzo pożądane. Nie był to jednak piłkarz, którego w ciemno typowalibyśmy do jedenastki na finał Champions League. W finale ostatecznie nie zagrał z powodu zawieszenia za kartki.

 


Brazylijczyk Ramires to jeden z tych piłkarzy, którzy w Chelsea zawsze oddawali serce na boisku i mój osobisty, ulubiony zawodnik z kraju kawy. W tamtym sezonie zanotował trzy gole i dwie asysty w Champions League, jednak wszyscy kibice pamiętają przede wszystkim jego fantastyczną podcinkę nad bezradnym Victorem Valdesem na Camp Nou oraz asysty w starciach z Napoli i Dumą Katalonii na Stamford Birdge. Pierwsza z nich to potwierdzenie, że gdy drużyna biła głową w mur, on ruszał do przodu, szarpał i próbował wziąć sprawy we własne ręce. Trybuny były coraz bardziej zniecierpliwione postawą swoich podopiecznych, czego wyrazem były przeciągłe gwizdy. Wtedy Brazylijczyk zdecydował się na dośrodkowanie, które na gola zamienił Drogba. Ramires, jak każdy piłkarski przedstawiciel swojej nacji, był znakomicie wyszkolony technicznie (za przykład niech służy gol przeciwko City), szybki i w przeciwieństwie do obecnie grającego w zespole The Blues Williana, nie był chimeryczny. Oczywiście mówimy o piłkarzu wciąż nie wyrastającym ponad pewien ustalony poziom. Daleko mu było w ogólnym obrazie do postaci takich jak Xavi, Xabi Alonso czy choćby Cesc Fabregas, niemniej jego rzemieślnicza wręcz praca na boisku okazała się kluczowa w kontekście końcowego tryumfu Chelsea.

 

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close