Nieszczęsna skuteczności, szkodliwa dla zdrowotności

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 05.02.2022 18:04 / Ostatnia aktualizacja: 05.02.2022 18:04

Czysta formalność i w zasadzie nudny mecz przy okazji 4. rundy FA Cup, w której rywalem jest zespół z głębin League One? Nie tym razem. A raczej nie w niebieskich barwach.

 

Kto oglądał polskojęzyczną transmisję wspomnianego meczu na kanale Eleven Sports, ten zapewne zwrócił uwagę na jedną ze złotych myśli komentatora. Zawierała się ona mniej więcej w tezie, iż ogólnie ten mecz w wykonaniu Chelsea FC nie byłby tak zły, gdyby nie poziom skuteczności. Twierdzenie jak najbardziej trafne, tylko że porównywalne ze słynnym powiedzeniem o babci, która wąsy miała... Bo gdyby skuteczność The Blues nie krzyczała z bólu, to w ogóle nie byłoby mowy o żadnym kryzysie na Stamford Bridge. Pewnie odnotowalibyśmy trochę strat punktowych. Jakieś porażki też zawsze wchodzą w grę, ale nie byłoby aż takiego regresu, jaki ostatnimi czasy mamy nieprzyjemność oglądać.

 

Tymczasem sprawy kompletnie wywróciły się do góry nogami, a starcie z Plymouth Argyle to już była wisienka na torcie strzeleckiej niemocy. Jak wytłumaczyć fakt, że musiało dojść do dogrywki, mimo oddania kilkudziesięciu strzałów (niektóre statystyki poddają astronomiczną wręcz liczbę 41, co pewnie jest kolejnym rekordem) na bramkę rywala? Tu już nawet czysty rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że coś powinno wpaść do sitaki. No i wpadło, tylko dlaczego po raz drugi dopiero w dogrywce? Pal sześć, że my jako kibice najedliśmy się niemało wstydu. Gorzej, że piłkarze zafundowali sobie całkowicie zbędny dodatkowy wysiłek i to na chwilę przed wylotem na drugi koniec świata i kolejnym meczem.

 

A wydawałoby się, że taki mecz w krajowym pucharze to wręcz wymarzona okazja do tego, aby odnotować spokojne zwycięstwo, podbudować nastroje w zespole i dać trochę radości kibicom. Wygląda jednak na to, że w obecnym czasie absolutnie przed żadnym meczem nie można być niczego pewnym. Coraz mniejszy jest sens analizowania personalnych wyborów Thomasa Tuchela, bo można odnieść wrażenie, że piłkarze do wyjściowej "jedenastki" mogliby być delegowani na zasadzie losowania. Jaka różnica, który z nich zagra, skoro nikt nie prezentuje optymalnej formy? Może bliżej własnej bramki są jakieś wyjątki, czego dobrym przykładem nieoczekiwanie stał się Kepa Arrizabalaga. Łapka w górę, kto przewidywał, że dożyjemy czasów, w których to hiszpański bramkarz będzie najpewniejszym punktem składu. Za obroniony rzut karny należą mu się wielkie gratulacje, bo wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. Nie wiadomo, co działoby się w rzutach karnych, nawet mimo wyjątkowych umiejętności Kepy. A taka kompromitacja, jak odpadnięcie na tym etapie rozgrywek, z takim rywalem, mogłaby być kroplą, która przeleje czarę goryczy. Między innymi mam tutaj na myśli los szkoleniowca Chelsea.

 

Do lata jeszcze kawał drogi, ale już teraz można zaryzykować stwierdzenie, że zbliża się koniec Chelsea jakiej znamy. Nie ma po prostu opcji, aby wszyscy gracze ofensywni utrzymali miejsca w drużynie, a na dodatek prawdopodobny jest scenariusz pożegnania się z aż trzema obrońcami. Jeśli spełni się scenariusz pożegnania z Cesarem Azpilicuetą, Andreasem Christensenem i Antonio Rudigerem, to bez problemów raczej się nie obędzie. The Blues będą pod ścianą, a kiedy jest się pod ścianą, wtedy łatwo o błędne wybory i nieprzemyślane działanie. Tutaj trzeba wrzucić kamyczek do ogródka działaczy klubu, bo chyba ktoś mógł sobie uświadomić nieco wcześniej, że czeka nas tak nietypowy moment końca kontraktów trzech ważnych graczy. Czy nie można było podjąć odpowiednich działań wcześniej? Tu na serio nie będzie żartów, jeśli ubędzie trzech defensorów, a w formacji ofensywnej pewnie też sporo się wydarzy.  

 

Może działa tu śmieszna prawidłowość, że tak nietypowy miesiąc, jaki będzie dla nas luty roku 2022, po prostu nie mógł zacząć się normalnie? Wszak w tym rekordowo krótkim miesiącu mamy mecze w Premier League, Lidze Mistrzów, FA Cup, Carabao Cup i Klubowych Mistrzostwach Świata. Mało tego, są szanse na zdobycie aż dwóch trofeów. Oczywiście takie twierdzenie może wydać się sarkazmem, w świetle ostatnich wydarzeń, ale jednak te szanse istnieją. I to wszystko na przestrzeni raptem 23 dni. Taka dawka przygód nie zdarza się często. Tylko ile z tych przygód uda się rozstrzygnąć na naszą korzyść?

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close