Pozyskani za wysoką cenę piłkarze nie odnajdujący się w zespole, kryzys formy, klub będący daleko w tyle za liderem Premier League. Brzmi znajomo, fani Chelsea? – takim wstępem w swoim artykule przywitał się z czytelnikami "The Telegraph" londyński korespondent Matt Law.

Thomas Tuchel w głównej mierze obwinia zły los i kiepskie zarządzanie terminarzem na tle pandemii czy kontuzji. Z drugiej strony można jednak podważyć decyzje niemieckiego szkoleniowca, który musi zachowywać coraz większą ostrożność i nie pozwolić sobie na to, aby drugi rok pracy z klubem rozpoczął się z licznymi pomrukami niezadowolenia w drużynie, jak i całym zarządzie.

Kiedy Chelsea doznała dotkliwej porażki w meczu z Leicester City około dwanaście miesięcy temu, pokrótce okazało się, że był to ostatni ligowy mecz zespołu z udziałem Franka Lamparda na ławce trenerskiej. Ekipa ze Stamford Bridge została pozostawiona przez legendarnego zawodnika CFC po tym, jak straciła aż dziewiętnaście punktów w ostatnich dwunastu pojedynkach.

Przeskakując szybko od tamtego momentu do teraźniejszości, sobotnia porażka z Manchesterem City spowodowała, że w ostatnim tuzinie meczów Premier League Chelsea pozwoliła sobie na stratę 18 oczek. Różnica polega na tym, że układ tabeli wygląda zdecydowanie korzystniej dla zachodnich londyńczyków, aniżeli miało to miejsce w 2021 roku. Podobieństwo jest takie, że strata do lidera jest bardzo wyraźna. Wszakże na tyle ogromna, że już mówi się o straconych szansach na odzyskanie korony po pięciu latach.

Co prawda, po zwolnieniu Franka The Blues tracili jedenaście punktów do Manchesteru United i dziewięć do Manchesteru City, jednak kluczowym powodem do złożenia wypowiedzenia przez klub była dziewiąta pozycja w klasyfikacji. Zazwyczaj każdy szkoleniowiec Chelsea wpadał w tarapaty, jeśli zespół okupował podobne lokaty, ale przy Lampardzie nakreślone zostały również inne czynniki składające się na pożegnanie.

Kai Havertz i Timo Werner - dwa największe transfery lata 2020 roku - mieli problem z dostosowaniem się do filozofii poprzedniego szkoleniowca. Na domiar złego, relacje Franka z Marcosem Alonso czy Antonio Rüdigerem, którzy są wpływowymi postaciami w drużynie, były bardzo chłodne. Obecnie także doświadczamy pewnej zgryzoty na linii Tuchel-Lukaku. Rekordowy zakup Chelsea w postaci Romelu nie wrócił do najlepszej formy po kontuzji, a nie tak dawno mieliśmy pierwsze poważne napomnienie dyscyplinarne ze strony trenera za udzielony wywiad dla stacji Sky Italia.

Thomas Tuchel i Romelu Lukaku podczas jednego z meczów na Stamford Bridge - fot. Getty Images

Belgijski napastnik został odsunięty od kadry przez Tuchela na ligowe spotkanie z Liverpoolem, by później przywrócić go do grupy i stwierdzić, że sytuacja została rozwiązana w spokojnej atmosferze, choć niektóre źródła donoszą, że w międzyczasie miała miejsce "zażarta dyskusja" między oba panami. W ostatnim meczu z City, Lukaku raz zmarnował dobrą okazję w drugiej połowie, a wcześniej źle rozegrał akcję podając do znajdującego się na pozycji spalonej Hakima Ziyecha. To już nie pierwszy mecz w barwach Chelsea, kiedy 28-latek spisuje się znacznie poniżej oczekiwań.

Inaczej moglibyśmy oceniać występ Romelu, jeśli za jego plecami znajdowałby się najbardziej kreatywny zawodnik dryfujący między liniami, czyli Mason Mount. Tuchel, który nie szczędził słów krytyki za przeciętny występ w rewanżowym pojedynku z Tottenhamem w półfinale Carabao Cup, zdecydował się jednak posadzić wychowanka Chelsea na ławce. W efekcie inni koledzy często nie potrafili obsłużyć Lukaku podaniem.

Krytyczna opinia na temat "Mase'a" może wskazywać na to, jak bardzo niekonsekwentny w swoich występach w oczach Tuchela jest ten pomocnik. Jeśli spojrzeć na statystyki, Mason jak dotąd jeszcze nie przeskoczył Reece'a Jamesa w klubowej klasyfikacji asystentów tegorocznej kampanii, a wśród strzelców znajduje się na najniższym stopniu podium. Tymczasem należy też zauważyć, że Mount często jest wystawiany na swojej nienaturalnej pozycji od momentu odniesionej kontuzji przez Bena Chilwella. Reprezentant Anglii z nikim wcześniej tak dobrze nie współpracował na placu gry.

W porównaniu do poprzedniego sezonu, na tym etapie rozgrywek strefa TOP4 cały czas jest pod kontrolą Chelsea. Na razie nie ma powodów do większych zmartwień w tym zakresie, a przecież w ciągu najbliższych kilku miesięcy klub może się wzbogacić o kolejne trofea. Równie dobrze, jeżeli niekorzystny cykl zdarzeń zakorzeni się na dobre, Tuchel może napotkać na gwałtowny sztorm i znaleźć się na gorącym krześle już na starcie drugiego roku pracy na Stamford Bridge.

Źródło: "The Telegraph"