Od kupna pierwszych rękawic, po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Kepa: Nadszedł czas, abyśmy poznali się lepiej
Dodano: 26.07.2021 16:26 / Ostatnia aktualizacja: 26.07.2021 23:47Za pośrednictwem platformy "The Players Tribune", pozwalającej sportowcom porozumieć się z kibicami za pomocą ich własnych słów, Kepa Arrizabalaga podzielił się swoją własną historią. Bask opowiedział o odczuciach towarzyszących mu przy wznoszeniu trofeum Ligi Mistrzów, początkach w akademii w Bilbao, transferze do Chelsea, a następnie popełnionych przez siebie błędach, które teraz chce przekuć w sukces.
fot. Getty Images
"Mówią, że to zdjęcie jest warte więcej niż tysiąc słów. To nie zawsze prawda.
29 maja, po tym jak pokonaliśmy Manchester City w finale Ligi Mistrzów, ktoś zrobił mi zdjęcie, które było warte o wiele więcej – prawdopodobnie warte napisania książki, przynajmniej dla mnie. Podnosiłem wtedy trofeum, krzycząc z czystego szczęścia, a moi koledzy z zespołu świętowali razem ze mną.
To zdjęcie pokazuje tak wiele rzeczy. Po pierwsze, co dla nas zawodników oznacza tytuł zdobywcy Ligi Mistrzów. Źle rozpoczęliśmy sezon, ale potem zakończyliśmy go w najlepszy możliwy sposób.
Po drugie, pokazuje jako blisko siebie jesteśmy. Sztab szkoleniowy zasługuje na ogromne uznanie za to, że każdy zawodnik czuje się ważny. To duży powód, dla którego to zwycięstwo tak wiele dla mnie znaczyło i dlaczego czuję się w Chelsea jak w domu.
Nie ma lepszego uczucia w futbolu niż zwycięstwo jako drużyna.
Po trzecie, pokazuje, jak wiele dla mnie osobiście znaczy ten tytuł. To było niesamowite uczucie i naprawdę trudne do wytłumaczenia. Podnosząc to trofeum przypomniałem sobie wiele chwil – zarówno tych szczęśliwych, jak i tych mniej szczęśliwych, które mnie tutaj zaprowadziły. Są to moje intymne historie, którymi praktycznie z nikim się nie podzieliłem. Wiem, że popularnym frazesem dotyczącym Hiszpanów jest to, że są towarzyscy i otwarci i w wielu częściach kraju faktycznie tak jest. Ja pochodzę jednak z Ondarroa, wioski rybackiej na północnym wybrzeżu i tam rzadko dzielimy się swoimi uczuciami. Ja też zawsze taki byłem.
Ale nawet jeśli może mnie to sporo kosztować, chcę się z Wami podzielić niektórymi z tych chwil, bo myślę, że nadszedł czas, abyśmy się lepiej poznali.
Piłkarze są zawsze w centrum uwagi. Jesteśmy analizowani, chwaleni, krytykowani. Ludzie znają nas w tym sensie, że oglądają nas co tydzień i wiedzą jakie są nasze mocne i słabe strony. Ten rodzaj znajomości jest jednak bardzo powierzchowny.
W rzeczywistości często czuję, że ludzie wiedzą, kim jesteśmy, ale mało kto nas zna.
Przynajmniej ja tak się czuję.
Kiedy miałam 16 lat, pokłóciłem się z rodzicami.
Odkąd miałem dziewięć lat, grałem w Athletic Club de Bilbao z trzema moimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Chodziliśmy razem do szkoły w Ondarroa, a po południu, trzy lub cztery razy w tygodniu, jechaliśmy taksówką 45 minut, aby trenować w Lezama, wiosce niedaleko Bilbao, gdzie Athletic ma swoją akademię.
Ale pewnego dnia, kiedy miałem 16 lat, sprawy stały się poważniejsze. Pracowałem z trenerem bramkarzy pierwszej drużyny Luisem Llopisem i po treningu podszedł do mnie i powiedział: „Jutro trenujesz o 10:30”.
Patrzyłem na niego wzrokiem najbardziej zdezorientowanego chłopca na świecie.
Zapytałem: „Co masz na myśli? Zawsze trenuję po południu.”
Odpowiedział: „Jasne, ale jutro trenujesz z nami ”.
Zapytałem: „Z kim?”
A on na to: „Z pierwszym zespołem”.
fot. Getty Images
Byłem tak uradowany i nie mogłem zatrzymać tego uczucia tylko dla siebie. Poszedłem prosto do domu, żeby powiedzieć o tym rodzicom. Myślałem, że będą ze mnie dumni, i byli — do pewnego stopnia. To znaczy, to oni kupili mi pierwszą parę rękawic, kiedy byłem dzieckiem. Przechodziliśmy obok takiego sklepu sportowego w pobliżu naszego domu i za każdym razem, gdy go mijaliśmy, mówiłem: „Chcę rękawice, chcę rękawice !” W końcu ulegli. Para, którą kupili, była zdecydowanie za duża, ale i tak się w nich już zakochałem. Kiedy zaproponowali, że wymienią je na mniejszą parę, powiedziałem: „Nie! Chcę te!”
A potem poszedłem na trening w rękawicach sięgających mi do łokci.
W każdym razie, kiedy powiedziałem rodzicom, że będę trenować z pierwszą drużyną, byli zmartwieni. Są bardzo skromni i pracowici — typowi ludzie z Ondarroa. Więc mieli do mnie jedno ważne pytanie:
"Co ze szkołą?"
Nie mogłem w to uwierzyć! To była pierwsza drużyna! Kogo obchodziła szkoła? Ale nie mogli pojąć, jak po prostu mogę pominąć zajęcia.
Po kilku treningach z pierwszą drużyną zaczęli naprawdę protestować. „Słuchaj, to niemożliwe. Masz 16 lat, musisz się uczyć!”
W końcu pojawili się nawet na boisku treningowym, aby poprosić Luisa o wyjaśnienie. Zapytał: „Kim są ci ludzie?” Hahaha. Odbyli z nim spotkanie i wyjaśnił im, że klub postrzega mnie jako ważną część ich przyszłości. Potem myślę, że moi rodzice zrozumieli.
No do pewnego stopnia...
Kilka miesięcy później dołączyłem do pierwszego zespołu podczas okresu przygotowawczego. Pracowałem z Marcelo Bielsą, geniuszem, i graczami takimi jak Javi Martínez i Fernando Llorente, którzy właśnie zdobyli mistrzostwo świata z reprezentacją Hiszpanii. Na początku wydawało mi się to surrealistyczne, ale szybko zdałem sobie sprawę, że jestem tam z jakiegoś powodu, że klub naprawdę we mnie wierzy.
Wiosną 2013 roku, kiedy miałem 18 lat, wygrałem Euro U19 z Hiszpanią, awansowałem do drużyny Athletic B i nadal trenowałem z pierwszą drużyną.
Wszystko szło dobrze przez kilka następnych lat, ale potem pojawiła się nieoczekiwana oferta: Ponferradina — drużyna z drugiej ligi hiszpańskiej — chciała mnie wypożyczyć. To była dobra wiadomość, ale przyjęcie oferty oznaczało opuszczenie Athleticu, który był moim klubem i moim drugim domem, odkąd tylko skończyłem dziewięć lat. Nie byłem przekonany do opuszczenia miejsca, w którym czułem się tak komfortowo i tak dobrze chroniony.
Dużo o tym myślałem i ostatecznie zdecydowałem się podjąć wyzwanie. Okazało się to jedną z najlepszych decyzji w moim życiu, bo w Ponferradinie udowodniłem sobie i wszystkim, którzy mi zaufali, że umiem rywalizować z najlepszymi, że mam to, czego potrzeba, aby zaistnieć w profesjonalnym futbolu.
Kilka lat później, latem 2018 roku, pojawiła się kolejna nieoczekiwana oferta: Chelsea FC
fot. Chelsea FC
Szczerze mówiąc, na początku nie myślałem o tym zbyt wiele, ponieważ mój kontrakt zawierał klauzulę wykupu w wysokości 80 milionów euro. Athletic nawet nie zamierzał negocjować. Oni nigdy nie negocjowali sprzedaży ważnych graczy, takich jak Javi Martínez, Fernando Llorente lub Ander Herrera. Oczywiście byłem bardzo szczęśliwy, że zainteresował się mną klub z historią i potencjałem jak Chelsea, ale nie sądziłem, że do transferu ostatecznie dojdzie.
Kilka dni później mój agent powiedział mi, że Chelsea zaoferowała ogromne pieniądze, niekoniecznie o pełnej wartości klauzuli. Pomyślałem: "Wow, muszą mnie naprawdę chcieć". Kiedy następnie zaproponowali, że zapłacą klauzulę wykupu, miałem do podjęcia ważną decyzję.
Spędziłem wiele dni myśląc o tym. To była wielka odpowiedzialność, ale także wielki komplement, że klub taki jak Chelsea złożył mi tak wielką ofertę. Ostatecznie bardzo się cieszę z tego, że teraz śmiało mogę powiedzieć, że ostatecznie odpowiedziałem: „Zróbmy to”.
Najtrudniejsze decyzje to te, które sprawiają, że się rozwijamy.
8 sierpnia podpisałem umowę.
11 sierpnia byłem już w Huddersfield, grając swój pierwszy mecz dla Chelsea.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Czułem się, jakbym został teleportowany do nowej rzeczywistości. Moich kolegów z drużyny znałem tylko z tego, co widziałem w hiszpańskiej telewizji. Co do mojego angielskiego, cóż... nie było super.
Na szczęście klub przywitał mnie z otwartymi ramionami i miałem szczęście, że było wielu innych Hiszpanów: Cesc Fàbregas, Álvaro Morata, Pedro, Marcos Alonso, César Azpilicueta — a także Mateo Kovačić, który w tym samym czasie przybył z Realu Madryt i który również mówi po hiszpańsku.
Mój pierwszy sezon był dobry. Szybko przystosowałem się do warunków narzucanych przez Premier League (niewątpliwie najtrudniejszej dla bramkarzy ligi na świecie) – wróciliśmy do Ligi Mistrzów, wygraliśmy Ligę Europy i regularnie występowałem w reprezentacji Hiszpanii.
Dla mnie dopiero ten moment w finale Pucharu Ligi zrujnował mój pierwszy sezon…. Zajmijmy się tym raz a dobrze.
fot. Getty Images
To wszystko było wielkim nieporozumieniem.
Manchester City dominował w dogrywce i od rzutów karnych dzieliły nas sekundy. Po interwencji poczułem coś w nodze i zawołałem fizjoterapeutę, żeby się upewnić, że to nic poważnego. Przede wszystkim jednak chciałem mieć pewność, że jako zespół możemy złapać oddech.
Nagle zobaczyłem, że trener Maurizio Sarri wysłał Willy'ego Caballero na rozgrzewkę. Myślał, że nie mogę grać dalej. Moim zamiarem, słusznym czy nie, było tylko zmarnowanie odrobiny czasu, by pomóc zespołowi. Nie miałem żadnego poważnego problemu, który powstrzymałby mnie od dalszej gry.
Próbowałem zasygnalizować, że wszystko w porządku, że nie doznałem kontuzji. Ale byliśmy na Wembley przed ponad 80-tysięczną publicznością, więc oczywiste, że Sarri mnie nie zrozumiał. Kiedy sędzia techniczny podniósł tablicę, najwyraźniej powinienem był zejść i przepraszam, że tego nie zrobiłem.
Myliłem się i przepraszam wszystkich, którzy byli w to zaangażowani: Maurizio Sarriego, którego wydaje mi się, że podkopałem publicznie; Willy'ego, kolegę z drużyny i świetnego profesjonalistę; i wszystkich moich kolegów z drużyny i fanów Chelsea, którzy musieli znosić ten cały hałas, który powstał podczas meczu, jak i później.
Wewnątrz klubu to nie było nic wielkiego. Rozmawiałem z trenerem, rozmawialiśmy o tym, jak widzieliśmy tę sytuację i oczyściliśmy trochę nasze relacje. Potem zostałem odsunięty od wyjściowej jedenastki na jeden mecz, ale tydzień później wróciłem. Pamiętam świetny mecz przeciwko Fulham, to było to. Kilka miesięcy później wyeliminowaliśmy Frankfurt z półfinału Ligi Europy i obroniłem dwa rzuty karne w serii jedenastek. Mentalnie wszystko znów było w porządku.
Ale poza klubem wymknęło się to spod kontroli.
Kiedy odebrałem telefon w szatni po finale Pucharu Ligi, zdałem sobie sprawę, że jestem na światowym tapecie. Przez następne trzy, cztery dni to się nie kończyło. To było przytłaczające. I wyraźnie, większość ludzi, którzy widzieli te zdjęcia, myślała, że nie szanowałem Maurizio.
Czułem się niezrozumiany, ponieważ nigdy nie miałem zamiaru zlekceważyć trenera. Próbowałem mu tylko powiedzieć, że wszystko w porządku. Próbowałem wyjaśnić to prasie, ale nie mogłem.
Na szczęście teraz to tylko anegdota z przeszłości. Nadal mam fantastyczną relację z Maurizio. I następnym razem, w podobnej sytuacji, będę wiedział, co robić.
Ale jest to przykład, że nie wszystko jest tym, czym się wydaje z zewnątrz.
Następny sezon był trudny dla wszystkich i nie byłem wyjątkiem.
Stopniowo straciłem pewność siebie i popełniłem kilka błędów. Oczywiście rozumiałem krytykę. Gramy pod presją, a radzenie sobie z negatywnymi relacjami jest częścią pracy. Czasami jednak idzie to za daleko. Można powiedzieć, że zawodnik popełnił błąd, ale kiedy sięgasz po telefon tylko po to, by kogoś skrzywdzić lub piszesz kłamstwa, które nie mają nic wspólnego z piłką nożną, przekraczasz granicę.
Musi być jakiś limit, nie zgadzasz się?
Kiedy twoja rodzina i przyjaciele czytają okropne rzeczy, które się o tobie mówi, wpływa to na nich, a więc pośrednio wpływa również na ciebie. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, którzy starają się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafimy.
Rasizm, groźby wobec członków rodziny, homofobia… te rzeczy są niedopuszczalne. W pewnym momencie musimy zaznaczyć granice. Raz na zawsze musimy podjąć kroki, aby powstrzymać nadużycia w mediach społecznościowych.
W tej chwili czuję się naprawdę dobrze w Chelsea, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jestem szczęśliwy i wierzę, że jestem lepszym bramkarzem niż dwa lata temu. Oczywiście chciałbym grać więcej. Skłamałbym, gdybym powiedział, że jestem całkowicie zadowolony ze swojej sytuacji, ale szanuję też decyzje trenera. Rozumiem, że są inni zawodnicy, którzy dobrze sobie radzą. Zespół też ma się świetnie i ostatecznie to jest najważniejsze.
Gdybyśmy nie postawili zespołu na pierwszym miejscu, nie ma mowy, abyśmy wygrali ten finał z City.
Zawsze staram się pomagać zespołowi w jakiejkolwiek roli, jaką pełnię. Od najmłodszych lat mój ojciec wpajał mi ideę, że kiedy robisz to, co lubisz, ciężka praca to nie tylko najlepszy sposób na osiągnięcie swoich celów, ale także satysfakcja dla samego siebie. Przez ostatnie kilka tygodni dużo o tym myślałem i za każdym razem, gdy znalazłem się w trudnej sytuacji, rozwiązanie było takie samo: skupić się na pracy. Są zawodnicy, którzy nie lubią trenować, ja to uwielbiam. To coś, co cenią trenerzy i dzięki czemu czuję się dobrze sam ze sobą. Nawet jeśli nie dostanę ani minuty więcej na boisku, dobry trening sprawia, że czuję się lepiej. Sprawia, że czuję się spokojny.
fot. Getty Images
Rozpoczynam ten nowy sezon pełen entuzjazmu i gotowy do dalszego robienia tego, co lubię najbardziej. Wiem, że jeśli będę ciężko pracował na każdej sesji treningowej i wspierał zespół w każdy możliwy sposób, to wyniki przyjdą. Zawsze to robią.
Nikt nie wie, co wydarzy się w przyszłości, ale dzisiaj jestem bardzo szczęśliwy w Londynie i mam nadzieję, że w nadchodzących latach będę mógł świętować o wiele więcej tytułów z moją drużyną, jaką jest Chelsea Football Club.
Przede wszystkim mam nadzieję, że ludzie mnie poznają — naprawdę mnie poznają — jako faceta, który zrobił wszystko, co w jego mocy, aby pomóc swoim kolegom z drużyny. Bo tak naprawdę po to tu jestem.
Kepa."
- Źródło: theplayerstribune.com
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Wypożyczyć z opcją kupna i część
Siadla psychika, zostajesz najdrozszym bramkarzem na swiecie, pare bledow, pozniej krytyka kibicow i spada pewnosc siebie. Dlatego najlepszym rozwiazaniem jest wypozyczenie go, wtedy troszke oczysci glowe ;)
A po co go wypożyczać? Kepa jest bardzo dobrym bramkarzem, zawsze go broniłem i zawsze będę bronił. Większość goli które wpadały były bezpośrednio związane z beznadziejnie grającą defensywą. Po przyjściu TT Kepa był stopniowo dozowany do pierwszego składu i radził sobie bardzo dobrze. Zamiast moim zdaniem powinien zostać, meczy będzie dużo, zawsze możemy grać w systemie liga/puchary z innym bramkarzem, tak jak to było mniej więcej z Tibo i Petrem.
Ja tam dalej w niego wierzę ??
Bez znaku zapytania, przypadek