Mikel: Conte nie powinien potraktować mnie w taki sposób

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 24.03.2021 18:58 / Ostatnia aktualizacja: 24.03.2021 18:59

Każdy klub ma swoich bohaterów. Podczas przerwy międzynarodowej, "The Athletic" oddaje hołd tym piłkarzom, którzy byli w klubie cenieni za coś więcej niż tylko to, co robili z piłką u swoich stóp. W dzisiejszej części, Simon Johnson przeprowadził wywiad z Johnem Obi Mikelem.

 

John Obi Mikel opuszczał Cobham, minął znajomą twarz ochroniarza obsługującego bramę na boisku treningowym i skierował się do domu. W ciągu kilku sekund poczuł potrzebę zatrzymania się.

 

– W moich oczach pojawiły się łzy. Zaparkowałem samochód za rogiem, miałem do niego dosłownie kilka kroków. Właśnie coś do mnie dotarło. Przez 11 lat robiłem to samo, miałem tę samą szafkę, codziennie jeździłem w to samo miejsce. Chelsea była moim drugim domem. Byłem tam często od dziewiątej do piętnastej. Można powiedzieć, że spędzałem tam więcej czasu niż w domu – mówi Mikel.

 

Jeśli chodzi o kultowych bohaterów w Chelsea, na myśl przychodzi wiele nazwisk, ale niewielu z nich ma historię tak niezwykłą, jak ta, którą ma do odpowiedzenia John Obi Mikel. To człowiek, który grał w Chelsea u dziewięciu różnych menadżerów, zdobył z klubem osiem ważnych trofeów i zajmuje piąte miejsce jeśli chodzi o największą liczbę rozegranych spotkań dla klubu wśród zawodników z zagranicy.

 

Podczas dwóch wywiadów przeprowadzonych w ciągu kilku dni, Mikel mówi z głębi serca o pracy u Jose Mourinho, traumie spowodowanej dwukrotnym porwaniem jego ojca w Nigerii. Mikel mówi także o tym, dlaczego nigdy nie przeprosił sędziego Marka Clattenburga za oskarżenie go o wypowiedzenie rasistowskiej uwagi. Były pomocnik wyjawia dlaczego Antonio Conte był winny zakończenia swojego pobytu na Stamford Bridge. Oczywiście nie mogło także zabraknąć tematu zwycięstwa w Lidze Mistrzów.

 

 

Wkrótce po dołączeniu do klubu w 2006 roku, Claude Makelele ostrzegł nastoletniego wówczas Mikela, że nigdy nie będzie mówić się o nim jako o jednej z gwiazd. Pomimo wypracowania reputacji piłkarza grającego na pozycji "10", Jose Mourinho zdecydował, że chce zatrudnić Mikela jako defensywnego pomocnika. Przez ponad dekadę, Nigeryjczyk żył w cieniu gwiazd, takich jak Lampard, Ballack i Eden Hazard. Był jednak w pełni przygotowany na takie coś.

 

– Kibice piłkarscy skupiają się na dwóch aspektach: strzelaniu bramek oraz odnotowywaniu asyst. Jeśli tego nie robisz, prawdopodobnie nie będziesz ulubieńcem fanów. Dość szybko udało mi się to zrozumieć. Rozmawiałem z Makelele podczas mojego pierwszego sezonu w Chelsea. Wiedział, że pewnego dnia przejmę od niego rolę defensywnego pomocnika. Powiedział mi wtedy: "Słuchaj, nie będziesz dostawał zbyt dużo pochwał grając na tej pozycji. Musisz odwalić brudną robotę, dać z siebie wszystko, żeby drużyna wygrała, a cała chwała trafi w ręce napastników. Będzie tak zawsze".

 

– Kiedy ktoś mówi do ciebie takie rzeczy, zaczynasz zwracać na to uwagę. Claude kontynuował, mówiąc: "Robiłem to przez całą swoją karierę. Robiłem to w Realu Madryt, a całe zasługi przypisywano Zidane'owi i całej reszcie. Ja nigdy nie doczekałem się pochwał". Od razu zrozumiałem, w co się pakuję.

 

– Moja reakcja była taka: "Chcę po prostu grać!". W tym wieku nie miało znaczenia, gdzie wystawił mnie trener. To szalone, kiedy widzę aktualnie piłkarzy narzekających, że nie grają na ich ulubionej pozycji. Dla mnie liczyła się wyłącznie gra i pomoc drużynie w wygrywaniu spotkań. Kiedy przyszedłem do klubu, myślałem, że nadal będę grał na pozycji "10", może na "8". Tak naprawdę nawet nie patrzyłem na Makelele, bo to nie była moja pozycja. Po tym, jak Mourinho powiedział mi, czego będzie ode mnie oczekiwał, zacząłem rozmawiać z Claude, a on wziął mnie pod swoje skrzydła. Pokazał mi, jak należy grać na tej pozycji.

 

Jose Mourinho był konsekwentnie krytykowany przez sfrustrowanych kibiców reprezentacji Nigerii. Zarzucali mu oni to, że zahamował rozwój Johna Obiego Mikela. Sam zawodnik jest innego zdania i odnosi się do Portugalczyka z wielką sympatią.

 

– Spóźniłem się raz na trening przez meczem Ligi Mistrzów z Barceloną. Myślałem, że uda mi się wyrobić na początek treningu, ale on zaczął się już wcześniej. Po prostu siedziałem w domu, nie chodzi o to, że zaspałem. Otrzymałem telefon od jednego z pracowników klubu, Gary'ego Stakera, który powiedział: "Gdzie jesteś?... Jak to jesteś w domu? Wszyscy tu na ciebie czekają!" Odpowiedziałem tylko: "O mój Boże!". Jadąc do Cobham zastanawiałem się co mi zrobi Jose Mourinho. Jak mam wejść do szatni i spojrzeć w oczy wszystkim starszym kolegom i Mourinho? Nie wiedziałem co robić. Wszedłem do szatni, a Jose po prostu spojrzał na mnie i odszedł. Potem powiedział mi: "Nie możesz tego robić". Ponieważ był to tak ważny mecz, nie chciał rozpraszać uwagi. Po prostu przesunął to w czasie. Później dał mi jednak nauczkę. Opuściłem kilka meczów, przesiedziałem parę spotkań na trybunach, a później ponownie ze mną porozmawiał i wszystko było w porządku.

 

Za czasów Mourinho jako menadżera Man Utd i Tottenhamu, pojawiło się wiele plotek na temat jego traktowania niektórych zawodników. Mikel był jednak zdziwiony, dlaczego ludzie odnoszą się do Portugalczyka w tak negatywny sposób.

 

– Pomógł mi nie tylko w piłce nożnej. Był jednym z tych, którzy pomogli mi dorosnąć. Jadąc do Chelsea, zachowywałem się tak, jakbył grał dla Nigerii U-17. Szybko uświadomił mi, że to nie były 17-letnie i młodsze dzieci. Musiałem się obudzić. Sposób, w jaki Mourinho sprawia, że się obudzisz, nie należy do najłatwiejszych. Sprawi, że będziesz się pocić, ukarze cię na różne sposoby. Nie będzie cię karcił, ale pokaże ci kto tu rządzi. Jest w stanie odizolować cię od reszty zespołu, wyrzucić z drużyny, odesłać do domu z treningu.

 

– To wszystko dlatego, że bardzo się o ciebie troszczy i naprawdę chce wyciągnąć z ciebie maksimum. W przeciwnym razie by go to nie obchodziło. Jeśli będzie cię karał, to dlatego, że naprawdę w ciebie wierzy. Odebrałem to we właściwy sposób i pracowałem nad sobą. Potem stałem się piłkarzem, którym chciał, żebym był. Kiedy widzę, że robi to samo z innymi piłkarzami, doskonale wiem, jaki ma w tym cel. Oczekuje reakcji. Będzie to robił wielokrotnie, aż uzyska pożądaną reakcję. Po prostu musisz zareagować pozytywnie. W chwili, gdy źle to zinterpretujesz, a on to zobaczy, będzie coraz gorzej. Jeśli jednak da ci to pozytywny impuls, Mourinho będzie przy tobie zawsze. Chciałbym, żeby piłkarze zrozumieli, co on ma na myśli. To naprawdę działa.

 

 

A co z tymi ludźmi, którzy sugerują, że Mourinho nie wykorzystał potencjału Mikela?

 

– Nie zgadzam się z nimi. Prawdopodobnie byli zdenerwowani, ponieważ widzieli we mnie kreatora dla reprezentacji. Oczywiście, to Mourinho zmienił moją charakterystykę, ale nie mogę powiedzieć, że zrujnował moją karierę. Nadal grałem jako "10" w reprezentacji. Mourinho to menadżer, którego zawsze będę szanował. Ze wszystkich trenerów, jakich miałem, gra u Mourinho była najcięższa. Wiedziałem, że jeśli to przetrwam, przetrwam u każdego menadżera. Uczynił mnie tym, kim jestem dzisiaj. Zawsze będę mu wdzięczny.

 

Tuż przed meczem Nigerii z Argentyną podczas Mistrzostw Świata w 2018 roku, Mikel odebrał telefon. Dzwoniącym był jego brat, który poinformował piłkarza o tym, że jego ojciec został porwany. Ta wiadomośc niemalże załamała zawodnika. Było to zrozumiałem, zwłaszcza, że nie był to pierwszy raz. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w 2011 roku, kiedy do Chelsea przyszedł Andre Villas-Boas. John Obi Mikel szybko poinformował klub o tym, co się stało.

 

– Villas-Boas wezwał mnie do swojego biura, żeby ze mną o tym porozmawiać. Potrzebował mnie, ale oczywiście zapytał czy jestem w stanie grać. Powiedziałem mu, że na tym etapie nie jestem w stanie nic zrobić. Dzwoniłem i tak dalej, ale musiałem wykonywać swoją pracę, musiałem być silny. To był bardzo trudny moment. AVB powiedział: "Jeśli taka jest twoja decyzja, w porządku". Pojechałem z drużyną do Stoke i zagrałem w tym meczu, ale przez całe spotkanie myślałem tylko o moim tacie i o tym, co się z nim stanie.

 

Sytuacja rozwiązała się w ciągu kilku dni, kiedy Mikel zgodził się zapłacić pewną część sumy żądanej przez porywaczy jego ojca. Kiedy sytuacja powtórzyła się siedem lat później, Mikel nie był już zawodnikiem Chelsea. Nigeria potrzebowała tylko remisu z Argentyną, aby awansować do fazy pucharowej. Jego naród tego oczekiwał.

 

– Mieliśmy spotkanie zespołu, a potem wróciłem do swojego pokoju hotelowego, aby zabrać rzeczy na mecz. Wtedy właśnie dostałem telefon od brata, który opowiedział mi o tacie. Byłem w Rosji, reprezentując swój kraj, a niektórzy szaleni ludzie czuli, że mogą porwać mojego tatę, robiąc coś strasznego mnie i mojej rodzinie? Miałem godzinę, zanim wyruszyliśmy na mecz, żeby się nad tym zastanowić. Myślałem, czy powinienem pójść do selekcjonera i mu o tym powiedzieć, ale ostatecznie przemilczałem temat. Rozmawiałem z mamą i braćmi i powiedziałem im, że zagram w tym meczu. To było wielkie spotkanie dla Nigerii. Zespół mnie potrzebował, mój kraj mnie potrzebował.

 

– To było jeszcze trudniejsze do zniesienia niż poprzednie. Nikt inny o tym nie wiedział. Musiałem wyjść na boisko i zagrać mecz. To było naprawdę straszne. Wiedziałem przez co przeszedł mój tata za pierwszym razem. Myślałem, że się popłaczę. Myślałem, że zaraz upadnę na ziemię i zacznę krzyczeć. To było straszne, bardzo bolesne. Musiałem jednak wykonać swoją pracę i zagrać w tym spotkaniu.

 

Wolej Marcosa Rojo zapewnił Argentynie zwycięstwo 2:1 na cztery minuty przed końcem, a Nigeria odpadła z turnieju. Jako kapitan, Mikel musiał wykonać wszystkie obowiązki medialne po spotkaniu. Nikt nie miał pojęcia o jego wewnętrznym zamieszaniu. Ten wieczór w Sankt Petersburgu był niezwykłym pokazem siły psychicznej Mikela. Po raz kolejny, okup załatwił problem.

 

– Cholera, zapłaciłem całą sumę. Powtarzali mi: "Musisz, musisz. Wszystko". To mój tata, musiałem to zrobić. Czy boję się powtórki? Mam dużą rodzinę i zawsze o tym myślę. Mieszkają teraz w spokojnym miejscu.

 

W całej karierze Mikela na Stamford Bridge jest tylko jeden moment, w którym Nigeryjczyk stracił kontrolę i zapomniał o wszystkim, czego nauczył się u Jose Mourinho. Był 28 października 2012 roku, kiedy Chelsea przegrała właśnie 2:3 z Manchesterem United w kontrowersyjnych okolicznościach. Mark Clattenburg prowadzący to spotkanie, pokazał czerwone kartki dla Branislava Ivanovicia oraz Fernando Torresa, a później uznał zdobytą przez Javiera Hernandeza bramkę, mimo, że Meksykanin znajdował się na pozycji spalonej.

 

Emocje narastały, gdy rozległ się końcowy gwizdek. Po dotarciu do szatni, Ramires zwrócił się do swojego kolegi z drużyny ze stwierdzeniem, że Clattenburg wypowiadał rasistowskie teksty w kierunku Mikela.

 

– Byłem wkurzony, przegraliśmy ten mecz, a arbiter podjął kilka decyzji, które kosztowały nas trzy punkty. Zagotowało się we mnie. Chciałem się z nim skonfrontować, żeby dowiedzieć się, czy powiedział to obraźliwe słowo w moim kierunku. Nie pozwolono mi, nie chciał ze mną rozmawiać.

 

– W tunelu panowało jakieś szaleństwo. Myślę, że nikt w klubie nie widzial mnie wczesniej w takim stanie. Wiele osób próbowało mnie powstrzymać... zawodnicy, pracownicy klubu. Chciałem wywazyć drzwi do pokoju sędziów i zadać mu pytanie. Byłem wściekły.

 

Incydent został zbadany przez FA, który zdecydował, że Clattenburg nie ma powodu, by odpowiadać piłkarzowi. Mikela natomiast zawieszono na trzy mecze i ukarano grzywną w wysokości 60 tysięcy funtów po tym, jak został uznany za winnego niewłaściwego postępowania. Ramires był kluczem w tej sprawie, ponieważ był jedynym, który powiedział, że słyszał coś nieprzyzwoitego. Mikel nie słyszał tego z ust samego arbitra. W oświadczeniu, FA stwierdziło, że skarga Ramiresa została złożona w dobrej wierze. Chelsea zaakceptowała ustalenia, jednak klub przyznał, że żałuje sposobu, w jaki załatwiono tę sprawę.

 

Patrząc wstecz, Mikel nie obwinia Ramiresa ani siebie za to, co się wydarzyło. Mimo, że został ukarany przez FA, nigdy nie przeprosił Clattenburga za swoje zachowanie.

 

– W ferworze walki przepływaja przez nas różne emocje. Twój kolega powie ci, że słyszał coś nieprzyjemnego, ale być może coś źle usłyszał. Powiedział to, czy nie? Nie wiem. Jeśli jednak przyjdzie do ciebie kolega, zaufasz jemu. Dlatego nie mogę przeprosić.

 

Rozmowa z Mikelem przeszla teraz na znacznie szczęśliwsze tematy i wspomnienia z życia w Chelsea. Jeden, który zawsze pozostanie w pamięci Nigeryjczyka to wygranie finału Ligi Mistrzów w 2012 roku.

 

– Jeśli chodzi o mnie, to najlepszy czas swojej kariery w Chelsea miałem właśnie wtedy, gdy klub prowadził Roberto Di Matteo. Byłem wtedy świetny w defensywie i ataku. Dał mi pewną swobodę. Nie bałem się tracić piłki, nie bałem się popełniać błędów. Pierwszego dnia zawołał mnie do swojego biura i powiedział: "Słuchaj, chcę, żebyś był moim piłkarzem. Widzę, co możesz nam dać. Nieważne co robisz, po prostu graj w pilkę. Będę cię wspierać. Idz naprzód, broń! Graj, niech drużyna gra. Nie bój sie stracić piłki". To dało mi wiarę. Rozegrałem mnóstwo meczów, stałem się mężczyzną. Byłem jednym z pierwszych piłkarzy, których Di Matteo wybierał do składu.

 

Na dwa tygodnie przed zdobyciem Ligi Mistrzów, Chelsea pokonała Liverpool w finale Pucharu Anglii. Niewielu jednak dawało im nadzieje na zakończenie sezonu z drugim trofeum.

 

 

– Talent w Bayernie był niewiarygodny. Nie graliśmy wcześniej między sobą. Moja rola w tym spotkaniu polegała na tym, żeby wspierać w obronie Davida Luiza i Gary'ego Cahilla. Obaj byli blisko, żeby nie zagrać w tym meczu z powodu kontuzji ścięgna udowego. Chwilę po pierwszym gwizdku zobaczyłem, że obaj wygladają na pewnych siebie, więc pomyslałem: "OK, zagram po prostu swój futbol i spróbuję pomóc drużynie".

 

– Rozegrałem w Chelsea wiele dobrych spotkań, ale biorąc pod uwagę stawkę, był to zdecydowanie mój najlepszy mecz w barwach The Blues. W takich rywalizacjach musisz pokazać, co potrafisz. Graliśmy na ich boisku, na ich stadionie. To dodatkowo zwiększało ciśnienie. Tego dnia, na boisku robiłem wszystko, byłem w defensywie, grałem z przodu. To mecz, z którego jestem dumny. To, co czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym to fakt, że mój najlepszy mecz w barwach Chelsea rozegrałem w najważniejszym meczu w historii tego klubu. Nieźle, co?

 

Z pewnością nie było to łatwe spotkanie. Chelsea straciła bramkę na siedem minut przed końcem meczu, ale Drogba wyrównał i doszło do dogrywki. Napastnik sprekurował rzut karny, jednak Petr Cech obronił uderzenie Arjena Robbena. O meczu miały rozstrzygnąć rzuty karne.

 

– Wiedzieliśmy, że sa zmęczeni i sfrustrowani. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to zwycięstwo jest w naszym zasięgu i możemy to zrobić. Po każdej akcji rośliśmy w siłę. Cech broniący rzut karny Robbena dał nam kolejny zastrzyk wiary.

 

– Rzuty karne? Trochę ćwiczyliśmy, ale nie aż tak dużo. Nic specjalnego. Nie sądziliśmy, że mecz rozstrzygnie się w rzutach karnych. Wiedzieliśmy, że mamy piłkarzy, którzy potrafią wykonywać jedenastki. Nie musieliśmy tego trenować.

 

– Po zwycięstwie była wielka impreza. Wszyscy byliśmy na kacu w samolocie powrotnym. Wszyscy byli jak... martwi! Desperacko chcieliśmy wrócić do Londynu, by świętować ten triumf z naszymi fanami. Musisz cieszyć się takimi chwilami, bo nie pojawiają się zbyt często.

 

 

Zrozumiałe jest, dlaczego piłkarze Chelsea chcieli to maksymalnie wykorzystać. Wielu z nich doświadczyło czterech porażek w półfinale Ligi Mistrzów i porażki z Manchesterem United w finale w 2008 roku. Jednym z najgorszych półfinalowych wspomnień Johna Obiego Mikela jest odpadnięcie z Barceloną w 2009 roku, kiedy sędzia Tom Henning Ovrebo nie podyktował czterech słusznych rzutów karnych dla Chelsea.

 

Mikel był wtedy rezerwowym, ale to, co nastąpiło po meczu, jest czymś, czego nigdy nie zapomni. Nie tylko dlatego, ze Drogba wdarł się na boisko w klapkach, by dyskutować z Ovrebo.

 

– W szatni i tunelu panował chaos. Butelki i inne rzeczy latały w powietrzu, rozbijaliśmy stoły. Wszyscy tylko krzyczeli. Niby można powiedzieć, ze to normalne, kiedy Chelsea przegra mecz. Nie wiem jak teraz, ale w tamtych czasach, przegrana była nie do przyjęcia... ta noc była naprawdę szalona.

 

Menadżerem Chelsea był wtedy Guus Hiddink, tymczasowo zatrudniony po zwolnieniu Luiza Felipe Scolariego w lutym tego samego roku. Holender zakończył sezon 2008/09 wygrywając Puchar Anglii.

 

– Guus to kolejny trener, który był dla mnie jak ojciec. W klubie wszyscy nazywali go moim tata. To świetny facet, cudowny mężczyzna na boisku i poza nim. Wszyscy go podziwiali o ogromnie go szanowali.

 

Innym z ulubieńców Mikela był Carlo Ancelotti, pierwszy i jedyny menadżer Chelsea, który w jednym sezonie zdobył mistrzostwo kraju i wygrał Puchar Anglii. Rok później, Włoch został zwolniony.

 

– To było najbardziej szokujące ze wszystkich zwolnień, ponieważ graliśmy naprawdę dobrze. Było to dla nas szokiem z powodu relacji, jaka Carlo miał z nami. Czuliśmy, ze radzimy sobie dobrze, ze gramy dobrze. Tak, miewaliśmy złe występy, ale to, co próbował stworzyć w klubie zasługiwało na więcej czasu. Jego zarzadzanie ludźmi nie ma sobie równych. Jest również świetnym taktykiem.

 

Teoria głosi, ze siła zawodników odgrywa dużą role w częstej zmianie trenerów w Chelsea. Jeśli cos pójdzie nie tak, wpływowi członkowie drużyny przedstawiają zarządowi swoje opinie. Scolari i Villas-Boas, którzy nie przetrwali w klubie pełnego sezonu, zostali uznani za dwie ofiary tej praktyki. Nie omawiając szczegółów co do jakich trenerów, Mikel potwierdził, ze tak się stało.

 

– W każdym klubie masz kręgosłup, w pewnym sensie masz "mafie". Są zawodnicy, którzy gdy sprawy nie układają się po ich myśli, zaczynają cos robić. Zaufaj mi, cos takiego jest w każdym klubie. W Chelsea także. Piłkarze mieli swoją siłę przebicia, ponieważ grali w tym zespole przez długi czas. Zawodnicy maja prawo troszczyć się o drużynę. Jeśli sprawy nie idą dobrze, starają się przywrócić ich bieg na dobry tor.

 

– Jeśli menadżer nie radzi sobie dobrze, piłkarze maja prawo... no wiesz... wyrazić swoja opinie i robić co w ich mocy, aby menadżer się zmienił. Tak, czasami robiliśmy różne takie rzeczy, ale wszystko dla dobra klubu. Nigdy nie zrobiliśmy nic ze szkoda dla drużyny. Jeśli jesteś w Chelsea od dłuższego czasu, zakochujesz się w tym klubie i chcesz mieć pewność, ze będziecie mogli walczyć o trofea.

 

John Obi Mikel potrzebowałby chyba całego dnia, aby wyszczególnić wszystkie gwiazdy, które podziwiał w Chelsea. Jedna z osób, które chciał docenić jest Eden Hazard. Belg dołączył do Chelsea z Lille w 2012 roku, a Mikel nigdy nie mógł uwierzyć jak bardzo Hazard jest różny w meczach oraz na treningach.

 

– Zawsze powtarzałem, że jednym z najbardziej utalentowanych zawodników, który ma wszystko: tempo, siłę, umiejętności, technikę, jest Eden Hazard. Był tuż za Messim i Cristiano Ronaldo. Problem polegał na tym, ze był dobry tylko wtedy, gdy chciał. Czasami mówił mi: "Jeśli chce być dobry, mogę być bardzo dobry. Może nie tak dobry jak Messi, bo on jest z innej planety, ale myślę, że mógłbym zbliżyć się do Ronaldo lub go nawet wyprzedzić". To są słowa, które wyszły z jego ust, ale nie jest tak oddany piłce nożnej. Eden nie trenuje dobrze. Na treningach prezentuje się najgorzej ze wszystkich piłkarzy, z którymi grałem.

 

– Dlaczego tak robił? O mój Boże! Eden, Eden, Eden... ahhhh. Może dlatego, że był tak dobry, nikt mu nic nie mówił. W sobotę graliśmy mecz, wygrywał go dla nas, zdobywał miano zawodnika meczu, a w poniedziałek i wtorek zachowywał się na treningu tak, jakby go tam nie było. Po prostu stał, chodził. Wszyscy inni walczą o piłkę, krzyczą na siebie, a on nie robił nic. Pokazywał jednak swoje walory podczas meczów. To po prostu niesprawiedliwe, że niektórzy ludzie maja taki talent!

 

 

– Piłkarz, który zasługuje na pochwały? Didier Drogba był po prostu nie do zdarcia. Siła, którą miał, była po prostu śmieszna. Był piłkarzem wielkich meczów. Miał wysokie ego, to było po prostu normalne. Był tez cudownym człowiekiem i poświęcał czas na rozmowy z pracownikami klubu, personelem, wydziałem medycznym, kucharzami. Zawsze był wobec wszystkich przyjazny. Był jednym z tych, którzy byli dusza towarzystwa w szatni.

 

Śmiech szybko ustępuje z twarzy Mikela, gdy rozmowa schodzi na temat Antonio Conte, czyli trenera, który nigdy nie skorzystał z usług Nigeryjczyka. Gdy Włoch przychodził do klubu, Mikel miał 29 lat, wiec wciąż był u szczytu swojej kariery.

 

Jaka była przyczyna odsunięcia go od składu? Igrzyska Olimpijskie 2016 w Brazylii. Ambicją Mikela było zdobycie medalu dla swojego kraju. Niestety, turniej trwał w terminie 4-20 sierpnia. Ten termin pokrywał się z meczami sparingowymi przed sezonem, a także z dwoma ligowymi spotkaniami, jeśli Nigeria dotarłaby do finału.

 

– Zostałem powołany do gry przez moja reprezentacje i to było jak sen. Marzeniem każdego jest pojechanie na Igrzyska Olimpijskie, tak samo jak każdy piłkarz chce wygrać Ligę Mistrzów i mistrzostwo świata. Igrzyska Olimpijskie to wielki turniej.

 

– Ten facet, który przejął drużynę pięć minut temu, powiedział mi, że muszę wybierać. Powiedział: "Jeśli to zrobisz, nie będziesz częścią mojego zespołu". Rozmawiałem z zarządem klubu i powiedziałem im, że chcę jechać na igrzyska. Klub uszanował moją decyzję ze względu na to, co zrobiłem dla tej drużyny i jak długo tu byłem. Pojechałem na ten turniej i zostałem za to ukarany. Wróciłem i nigdy więcej nie pojawiłem się w kadrze meczowej.

 

– Zabawne jest to, że tuż przed rozpoczęciem styczniowego okna transferowego, podszedł do mnie i powiedział: "Chcę się z tobą spotkać". To było po tym, jak zmuszał mnie do samodzielnego trenowania przez wiele miesięcy. Potraktował tak zawodnika, który był w Chelsea przez naprawdę długi czas. Kiedy próbował się ze mną spotkać, powiedział: "Spróbujmy się pogodzić, będę cię potrzebował w drużynie... bla, bla bla". A ja na to: "Żartujesz? Mówisz kur*a poważnie?" Wiedział, że chcę odejść. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Nie można lekceważyć drugiego człowieka. Nie mogłem się doczekać kiedy odejdę. Rozmawiałem z zarządem i wyjaśniłem, że na pewno będę chciał odejść. Zrozumieli mnie i zgodzili się.

 

Mikel mógł opuścić Chelsea na zasadzie wolnego transferu, mimo, że jego umowa była ważna jeszcze pięć miesięcy. Dołączył do chińskiej drużyny Tianjjin Tedy, ale nie myślałby o odejściu z Chelsea, gdyby Conte go tak nie potraktował.

 

 

– Nie lubił mnie już od pierwszego dnia. Po wszystkim co zrobiłem dla tego klubu... tak, nie byłem Drogbą strzelającym gole, ale byłem lojalny. Pomogłem tej drużynie. Pomogłem zdobywać trofea. Grałem w większości finałów: Liga Mistrzów, Puchar Anglii, Puchar Ligi. Byłem ważnym elementem zespołu, więc takie traktowanie przez menadżera, który dopiero co dołączył, było rozczarowujące. Nie miało to nic wspólnego z zarządem, z nimi miałem dobre relacje. Do samego końca traktowali mnie uczciwie.

 

Czy rozważyłby powrót do Chelsea po przejściu na piłkarską emeryturę?

 

– Chcę grać jeszcze przez trzy, może cztery lata. Może wtedy? Chciałbym w jakiś sposób wrócić do Chelsea. To jednak rozmowa na inny dzień. Nadal mam dobre relacje z klubem, więc mam nadzieję, że może się to udać. Z przyjemnością pomogę temu zespołowi.


Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close