Banner reklama

Chelsea to zespół z utalentowanymi piłkarzami, jednak zdolnymi do samozniszczenia

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 22.01.2020 12:49 / Ostatnia aktualizacja: 22.01.2020 12:49

Jeśli trzeba wybrać jeden obraz, który najlepiej podsumuje wczorajszy mecz Chelsea z Arsenalem, byłby to widok leżącego Abrahama we własnym polu karnym w 87. minucie. Z powodu kontuzji kostki, Anglik wymagał pomocy sztabu medycznego, jednak znalazł się w obronie, by powstrzymać atak Hectora Bellerina.

 

Zanim strzał kapitana Arsenalu wylądował w bramce Chelsea, Frank Lampard odwrócił się w stronę swojej ławki trenerskiej i stanął obok wściekłego Jody'ego Morrisa. Obaj, przez poprzednie 60 sekund, stali na krawędzi strefy technicznej i dyskutowali najpierw z arbitrem technicznym za to, że sędzia główny nie przerwał gry, by sztab pomógł Abrahamowi, a później pokazali zdenerwowanie na własnych piłkarzy, którzy nie wykorzystali kilku okazji, by wybić piłkę za linię boczną.

 

Był to 11. gol w Premier League, który Chelsea straciła po 75. minucie w tym sezonie. Z 32 bramek, które The Blues stracili, 20 zostało strzelonych po przerwie. W okresie świątecznym, Lampard przyznał, że zmęczenie mogło mieć wpływ na słabsze wyniki jego drużyny, ale nie można mówić o zmęczeniu w spotkaniu z Arsenalem, w którym Kanonierzy grali przez 64 minuty w osłabieniu. Chelsea po raz kolejny wykazała jednak zaskakujący brak spójności i opanowania.

 

Kiedy prowadzi się w takim meczu 2:1, należy skupić się na podstawowych rzeczach, skupić się na każdym szczególe we właściwy sposób. Wystarczył moment nieuwagi i straciliśmy pierwszego gola przy pierwszym podejściu. Przy drugiej straconej bramce, prawy obrońca rywala gładko przedostał się pod nasze pole karne i technicznym strzałem przy mierzył w dolny róg bramki. Patrząc realistycznie, Arsenal oddał tylko dwa strzały i strzelił dwa gole – powiedział po meczu Frank Lampard.

 

Według Opty, takie dziwactwo statystyczne wystąpiło tylko sześć razy w pięciu najlepszych ligach europejskich od 2006 roku. Oczekiwana liczba bramek (xG) Arsenalu w tym meczu wyniósł zaledwie 0.39, w porównaniu z 2.79 jakie osiągnęła Chelsea. Zespół Lamparda nie był w stanie wygrać siedem razy w 12 meczach ligowych na Stamford Bridge, pomimo tego, że tylko w jednym przypadku przeciwnik miał wyższy wskaźnik oczekiwanej liczby goli. Chelsea zdobyła prawie 11 bramek mniej niż sugerują to liczby (16 bramek z xG równego 26.63) i straciła 12 goli, kiedy xGA (liczba goli, jaką drużyna powinna stracić) wynosi 8.94.

 

– Nie jestem też zwolennikiem statystyk dotyczących oczekiwanej liczby bramek, ponieważ nie zawsze ukazują one prawde. Faktem jest jednak, że w meczach u siebie (pod względem zdobytych bramek) znajdujemy się w dolnej części tabeli, a także znajdujemy się za Liverpoolem w obszarze stworzonych sytuacji. Znajdujemy się na dwóch krańcach w pewnej skali – przekonuje Lampard.

 

Żaden kompetentny zespół, który prowadzi 1:0 nie pozwala na to, by zostawić tylko jednego obrońcę, kiedy ma rzut rożny. Wystarczyło 10 sekund, by zespół walczący o wyrównanie osiągnął swój cel. Chelsea płaciła w tym sezonie czasami za brak doświadczenia, ale tylko trzej zawodnicy będący w składzie podczas meczu z Arsenalem mieli mniej niż 23 lata. Z tego trio Callum Hudson-Odoi był największym zagrożeniem dla gości, Abraham nękał strzałami bramkę Leno, a Christensen grał rozsądnie.

 

Winą, za ten remis należy obarczyć nieco bardziej doświadczonych piłkarzy. Emerson porzucił obowiązek krycia na skraju pola karnego Arsenalu przy rzucie rożnym i dał tym samym ogromną przestrzeń Gabrielowi Martinelliemu, następnie był zbyt mało agresywny i pozwolił Bellerinowi na oddanie strzału zza pola karnego. Kosztowny był także poślizg N'Golo Kante, a niepewność przy każdym kontakcie z piłką Kepy połączyła się z jego nieprzekonującymi próbami obrony obu strzałów Arsenalu.

 

W niektórych momentach, obecna Chelsea przypomina Arsenal z ostatnich lat pracy Arsene Wengera: utalentowany technicznie zespół, który potrafi dominować nad rywalem, jednak niewystarczająco mocny fizycznie i zdolny do tak spektakularnego samozniszczenia, że praktycznie nic nie można uznać za pewne. Czasami trudno jest określić, jaki powinien być ogólny plan tej drużyny. Poprzednik Franka Lamparda napotkał podczas swojej przygody z Chelsea wiele podobnych problemów. W rzeczywistości, "arsenalizacja" Chelsea rozpoczęła się w drugim sezonie Antonio Conte. Odejście Diego Costy, Nemanji Maticia, Johna Terry'ego, Thibaut Courtois i Gary'ego Cahilla od 2017 roku stworzyły w tej drużynie braki na tle osobowości oraz fizyczności, co należy jak najszybciej rozwiązać.

 

Lampard chce dać swoim piłkarzom możliwość samodzielnego myślenia w ramach taktycznych i ogólnych zasad, tak jak to robi wielu elitarnych trenerów w Europie. By wszystko działało idealnie, potrzebna jest równowaga dyscypliny i dynamiki. Zbyt często zawodnicy Chelsea grali za wolno, podejmowali błędne decyzje i źle zarządzali grą.

 

Frank Lampard nie ukrywał, że oczekuje wzmocnień podczas styczniowego okna transferowego. Przed meczem z Arsenalem powiedział jednak, że jest to okienko transferowe, które będzie mogło rozwiązać tylko krótkoterminowe problemy, zwracając tym samym uwagę na ubóstwo na rynku transferowym.

 

Jeśli błędy wykorzystane przez Arsenal nie zostaną naprawione, klasa zespołu Franka Lamparda zostanie przetestowana w najbliższym czasie przez takie zespoły jak Leicester City, Man Utd, Tottenham i Bayern Monachium.


Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close