"Abramowicz zawsze we mnie wierzył." Wspomnienia Ivanovicia z Chelsea

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 26.11.2019 23:47 / Ostatnia aktualizacja: 27.11.2019 01:01

Niespełna trzy lata temu, Branislav Ivanović opuścił Chelsea. Wspomnienie tamtego momentu jest dla Serba wciąż bolesne. "To najbardziej rozczarowujący moment w mojej karierze, szczerze mówiąc, w moim życiu", mówi w wywiadzie dla "The Athletic".

 

W lutym 2017 roku, Ivanovic zmienił klub ze Stamford Bridge na rosyjski Zenit. Chelsea wygrała później Premier League pod wodzą Antonio Conte, a żaden zawodnik nie zapłacił wyższej ceny za zmianę systemu na 3-4-3 niż Branislav Ivanović.

 

– Kiedy Antonio przyszedł, wzięliśmy się do pracy, a później przegraliśmy kilka meczów. Wtedy zmienił kształt zespołu i już nie mogłem regularnie grać. Chciałem odejść, ponieważ myślałem, że w wieku 32 lat nie mogę siedzieć na ławce. Czułem, że nadal mogę grać na wysokim poziomie, więc zdecydowałem się opuścić Chelsea.

 

Los był brutalnie surowy dla Ivanovicia, który spędził w Chelsea dziewięć lat. Trafił do Zenitu, w którym odgrywał znaczącą rolę i był jednym z ojców sukcesu, kiedy rosyjski klub wygrywał ligę w sezonie 2018/19. W tym sezonie są w stanie obronić tytuł, a Ivanović, mający 35 lat na karku, nadal jest kluczową postacią tego zespołu.

 

Zanim Ivanović trafił do Chelsea, spędził dwa lata w Lokomotiv Moskwa. Jak sam przyznaje, stolica Rosji zaskoczyła go swoją wielkością.

 

– Tutaj żyje się zupełnie inaczej. Moskwa jest gigantyczna, ogromna. Sankt Petersburg to miłe miasto i wszystko tutaj jest świetne. Naprawdę cieszę się życiem tutaj i jestem szczęśliwy.

 

Serb nadal ogląda mecze Chelsea, nagrywając sobie najważniejsze spotkania, jeśli jego czas nie pozwala mu obserwować ich na żywo. W trakcie trwającej prawie godzinę rozmowy staje się jasne, że przypominanie sobie wielu ciekawych historii związanych z angielskim klubem sprawia mu przyjemność.

 

– To mój klub i uwielbiam go. Ten klub zawsze będzie w moim sercu i zawsze w mojej głowie będzie Chelsea, na 100 procent. Jestem bardzo dumny i szczęśliwy, że mogłem zostać częścią najlepszego klubu na świecie.

 

Biorąc pod uwagę trwałą siłę jego pasji, niezwykłe jet to, że kariera Ivanovicia w Chelsea mogła się zakończyć, zanim się jeszcze zaczęła.

 

 

Serb przybył do londyńskiego klubu w styczniu 2008 roku jako jeden z najbardziej obiecujących młodych obrońców w Europie, ale nie grał od wielu tygodni, ponieważ w Rosji trwała przerwa między sezonami. W Chelsea panował nowy menadżer, Avram Grant, który nadal walczył o zwycięstwo w Premier League oraz Lidze Mistrzów.

 

– Moim zdaniem był to najsilniejszy zespół Chelsea w historii. Bardzo łatwo przychodziło im wygrywanie meczów, wręcz rozbijanie przeciwników. Ciężko było także dostać się do pierwszego składu – wspomina Ivanović.

 

– Nie przegrywali wielu meczów. Chelsea była naprawdę dobrą, silną maszyną. To była w tamtym czasie jedna z najlepszych drużyn w Europie. Przybycie do tego zespołu było ciężkie i wiedziałem od samego początku, że nie będę grał regularnie i będę potrzebował czasu na adaptację.

 

Minęło osiem długich miesięcy, zanim Ivanović założył koszulkę Chelsea podczas meczu.

 

– Trudno mi zrozumieć, dlaczego nie grałem, ponieważ nikt mi nie powiedział, że robię coś źle. Trenowałem jak szalony przez sześć, siedem miesięcy i nie usłyszałem żadnego słowa. Ludzie mówili, że zwycięskiego składu się nie zmienia, ale radzili, że muszę być gotowy zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

 

– Miałem 24 lata i byłem uważany za młodego piłkarza. Teraz futbol się zmienił i młodzi piłkarze to tacy, którzy nie mają nawet 20 lat. Desperacko potrzebowałem wtedy jednak gry, ponieważ chciałem udowodnić swoją jakość na boisku. Myślałem o ewentualnym wypożyczeniu, ale dzięki ludziom, którzy we mnie wierzyli, zostałem w Chelsea.

 

Ivanović zawdzięcza to dwóm osobom, które zawsze wspierały go w klubie: właścicielowi Romanowi Abramowiczowi, a także Andrijowi Szewczenko.

 

– Rozmawiałem z wieloma ludźmi w klubie, nawet z Panem Abramowiczem. Powiedział do mnie: "Poczekaj na swoją okazję, na pewno nadejdzie. Musisz być gotowy, ponieważ wszyscy widzimy, że ciężko pracujesz." Naprawdę mam z nim dobre relacje zawodowe. Kiedy traciłem wiarę w siebie, on był obok mnie i mówił: "Dobrze sobie radzisz. Wszyscy, z którymi rozmawiam, mówią, że jesteś dobry i dostaniesz swoją szansę. Zachowaj spokój, a wejdziesz na szczyt.".

 

– To bardzo szczera i inteligentna osoba. Kiedy czujesz wsparcie takiego kogoś, masz motywację do ciężkiej pracy, ponieważ chcesz udowodnić słuszność tej wiary.

 

Szewczenko dołączył do Chelsea z AC Milan latem 2006 roku. Kontuzja kolana pozbawiła go prędkości, która dręczyła najlepsze obrony Europy przez ponad dekadę. Ostatecznie, jedną z najbardziej pozytywnych rzeczy, którą zrobił na Stamford Bridge, to wspieranie Ivanovicia.

 

– Kiedy byłem młody, należałem do pokolenia "Szewy". Był jednym z moich idoli, jednym z moich ulubionych piłkarzy. Kiedy przyjechałem do Chelsea, spotkałem go i zobaczyłem, że to dobry człowiek. Miałem obsesję na jego punkcie. Z racji tego, że mogliśmy się dogadać bez problemu, cały czas był przy mnie. Nauczyłem się od niego wszystkiego, zarówno na treningach, a także poza boiskiem.

 

– Nie był w stanie grać na najwyższym poziomie w Anglii, a kiedy tu przyjechałem, był już na końcu swojej kariery. Byłem bardzo szczęśliwy, że miałem okazję zostać jego przyjacielem.

 

Szewczenko idolem dla obrońcy? Nic bardziej mylnego. Ivanović grał jako napastnik do 15. roku życia, a instynkt zdobywania bramek był kluczową częścią jego gry jako obrońcy.

 

– Kiedy byłem młody, grałem jako napastnik. Z tego powodu strzeliłem wiele bramek z pozycji obrońcy. To coś, naturalnego. Kiedy atakowaliśmy, próbowałem wykorzystać swoją wiedzę.

 

Dwie bramki w wygranym 3:1 meczu z Liverpoolem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w kwietniu 2009 roku były dla Ivanovicia czymś oszałamiającym.

 

– Myślę, że to był prezent dla całej mojej rodziny. Czekałem na okazję i przyszła ona właśnie tego dnia. Strzeliłem dwie bramki i byłem w szoku. To był dla nas bardzo trudny i ważny mecz. Liverpool grał w tym okresie bardzo dobrze, a mecze Ligi Mistrzów przeciwko nim były trudne. Kiedy zdobędziesz dwa gole w takim meczu, nie pozostaje ci nic innego, jak bycie dumnym. To był jeden z punktów zwrotnych w mojej karierze w Chelsea.

 

 

Był trzeci sezon Ivanovicia w Chelsea, kiedy ostatecznie znalazł miejsce w pierwszym składzie. Kontuzja kolana Jose Bosingwy w październiku 2009 roku spowodowała że Carlo Ancelotti regularnie stawiał na Ivanovicia. Didier Drogba i Frank Lampard przechodzili przez najlepszy sezon swojej kariery, a Chelsea zdobyła rekordowe 103 bramki w Premier League (rekord został pobity przez Manchester City w sezonie 2017/18). Branislav Ivanović znalazł się wtedy w PFA Team of the Year na prawej obronie.

 

– W tamtym sezonie wszyscy cieszyliśmy się grą w piłkę nożną. Carlo był główną postacią, która całkowicie wszystko odmieniła. Był dokładnie tym, kogo wtedy potrzebowała Chelsea. Carlo jest niesamowitą osobą. Wie, jak pracować z największymi piłkarzami i wie, jak uzyskać z nich jak najwięcej. Dał nam trochę swobody w grze, ale nakreślił także taktykę, która bardzo nam pomogła. Po prostu nie mieliśmy wystarczająco dużo szczęścia w Lidze Mistrzów, ale to już historia. To był dla nas złoty czas.

 

– Klub stał się bardzo ambitny po pierwszym roku pracy z Ancelottim, a kiedy zobaczyli jak prezentujemy się w drugim sezonie, byli rozczarowani. Myślę, że gdyby klub obdarzył Carlo większym zaufaniem, wygralibyśmy pod jego wodzą Ligę Mistrzów.

 

Zamiast tego, Roman Abramowicz zdecydował się postawić na wschodzącą gwiazdę trenerską, Andre Villasa-Boasa. Jego panowanie, nękane wewnętrznymi konfliktami, trwało zaledwie dziewięć miesięcy.

 

– Przyszedł i za wszelką cenę chciał coś zmienić. Szczerze mówiąc, miał duży wpływ na nasz zespół, ale zaczął zmieniać skład, który wygrał Premier League w 2010 roku. Czasami taka zmiana jest pozytywna, a czasami nie. Brakowało pozytywnych wyników, a przez to piłkarze nie wierzyli w niego. Największym jego problemem było znalezienie równowagi między odmłodzeniem drużyny a osiąganiem wyników.

 

Po zwolnieniu Villasa-Boasa nadeszła kolei na Roberto Di Matteo, a wraz z nim nastąpił jeden z najważniejszych momentów Chelsea w erze Romana Abramowicza. Ivanović zdobył bramkę w dogrywce i Chelsea triumfowała 4:1 nad Napoli, co było początkiem wielkiego sukcesu.

 

– Jestem bardzo dumny ze zdobycia tego gola. Kiedy ludzie mówią o drodze Chelsea do Ligi Mistrzów, zawsze pamiętają ten mecz. Myślę, że to było jedno z najlepszych spotkań w naszym wykonaniu w tamtym sezonie. Graliśmy naprawdę dobrze, dominowaliśmy. Ta noc była magiczna, dla piłkarzy, fanów i historii klubu.

 

– Rewanż z Napoli był dla nas jednym z punktów zwrotnych. Po tym zwycięstwie zaczęliśmy wierzyć, że możemy osiągnąć końcowy sukces. Reszta to już historia.

 

Ciężki moment nadszedł w półfinale Ligi Mistrzów, kiedy Chelsea mierzyła się z FC Barcelona prowadzoną przez Pepa Guardiolę. Ivanović zaczynał mecz na Camp Nou jako prawy obrońca, jednak już po 12 minutach grał na środku obrony ze względu na uraz Cahilla.

 

– Wiedzieliśmy jak grać przeciwko nim. Nie mieliśmy obsesji na punkcie posiadania piłki i byliśmy mentalnie gotowi na prawdziwą bitwę. Szczerze mówiąc, ludzie mogą mówić, że mieliśmy wiele szczęścia, ale licząc poprzednie lata, uważam, że zasłużyliśmy na ten finał. Zdjęcie Fernando Torresa mijającego Valdesa pozostanie ze mną na zawsze. Pomyślałem wtedy: "WOW, jesteśmy w finale!" Dla mnie to było bardzo emocjonalne przeżycie.

 

Emocje Ivanovicia opadły, kiedy dowiedział się, że żółta kartka otrzymana w drugiej połowie wyeliminowała go z gry w finale.

 

– Roberto postanowił nie mówić nam kto jest o krok od zawieszenia, więc nie byliśmy na to przygotowani. Kiedy wszystko się skończyło i zdałem sobie sprawę, że nie zagram w finale, pomyślałem: "Proszę, po prostu to wygrajmy." Zawsze wymieniłbym grę w finale na medal.

 

Życzenie Ivanovicia się spełniło, jednak musiał na to czekać ponad dwie godziny na Allianz Arena.

 

– Pamiętam, że kiedy zaczęła się seria rzutów karnych, byłem już na murawie stadionu. Michael Essien był obok mnie, był bardzo spokojny. Powiedziałem do niego: "Michael, dalej!", a on odpowiedział: "Nie martw się, wygramy. Zasługujemy na zwycięstwo." Uwierzyłem mu. Byłem trzecią osobą, która dobiegła do Didiera, kiedy ten strzelił decydującego karnego.

 

– Drogba był w zespole przez bardzo długi czas, więc zasługiwał na ten moment w swojej karierze. To był dla niego prezent od bogów. Był kimś więcej niż tylko kolegą z zespołu. Didier jest wyjątkowy.

 

W przypadku Drogby, Terry'ego, Lamparda i Petra Cecha zwycięstwo w Monachium w 2012 roku położyło kres bólowi związanemu z przegraną finału, także w rzutach karnych, przeciwko Manchesterowi United w Moskwie cztery lata wcześniej.

 

– Wierzyłem, że wygrają Ligę Mistrzów w Moskwie. Nadal uważam, że Chelsea wygrała ten mecz, jednak rzuty karne to loteria i nigdy nic nie wiadomo. To dało nam dodatkową motywację do cięższej pracy i zdobycia trofeum w ciągu najbliższych kilku lat.

 

– Chelsea w tym okresie, nie tylko w tym sezonie, zasłużyła na to trofeum. Myślę, że historia klubu oparta jest na tamtej nocy w Monachium. Bycie jej małą częścią jest dla mnie bardzo dużą przyjemnością.

 

 

Po zwycięstwie w Monachium, odbudowa Chelsea ruszyła na dobre. Drogba odszedł, Terry został odsunięty na margines przez następce Di Matteo, Rafę Beniteza, a dla Lamparda i Ashleya Cole'a był to ostatni sezon, kiedy odgrywali znaczącą rolę w klubie.

 

Wielu kibiców chciałoby zapomnieć o tym sezonie, jednak należy pamiętać, że rozgrywki 2012/13 przyniosły klubowi kolejne trofeum. Do zwycięstwa w Lidze Europy przyczynił się Branislav Ivanović, który zdobył decydującego gola w 93. minucie meczu przeciwko Benfice.

 

– To był wspaniały moment, jeden z najwspanialszych momentów w mojej karierze, ale cała drużyna na to zasłużyła. Mieliśmy obsesję na punkcie trofeów, chcieliśmy zdobyć każdy puchar i dlatego graliśmy w Lidze Europejskiej z ambicją wygrania. To nie były tak ważne rozgrywki jak Liga Mistrzów, ale zdobycie europejskiego pucharu dwa lata rzędu było dużym osiągnięciem.

 

Równie satysfakcjonujące dla fanów było to, że ten mecz kończył sześciomiesięczną przygodę Beniteza z Chelsea.

 

– Jesteśmy niczym żołnierze, robimy to, co mówi trener. Rafa nie czuł się dobrze na Stamford Bridge, biorąc pod uwagę fanów i atmosferę, ale jako piłkarze staraliśmy się robić to, co nam zalecał. Wiedział, że odejdzie po sezonie i ważne było dla niego to, żebyśmy sięgnęli po to trofeum. To była dla niego ciężka praca, ale poradził sobie i wygraliśmy.

 

Odejście Beniteza latem 2013 roku zwiastowało powrót Jose Mourinho. Mentalność Ivanovicia od razu spodobała się nowemu trenerowi, który natychmiast uznał Serba jako niezbędnego w swojej układance piłkarza. Szacunek był wzajemny.

 

– Ludzie nazywali go "The Special One", ale ja wolałem mówić, że jest idealny, szczególnie dla Chelsea i jej sympatyków. Można było poczuć szczególną atmosferę, kiedy wrócił do klubu. Wszyscy byliśmy podekscytowani możliwością pracy z Jose.

 

– Po zaledwie tygodniu treningów, powiedziałem: "Z Mourinho zdobędziemy mistrzostwo.". Po tym jak on pracuje, jak bardzo jest skoncentrowany, byłem tego pewien. Miał obsesję na punkcie zespołu, atmosfery, drobnych szczegółów. Podjął pewne decyzje, zmienił kilku piłkarzy i zostaliśmy mistrzami.

 

Zakontraktowanie Diego Costy i Ceska Fabregasa przez Mourinho, znacznie przyczyniło się do zwycięstwa w Premier League.

 

– Kiedy chcesz coś zbudować, potrzebujesz równowagi. Diego i Cesc byli dokładnie tymi piłkarzami, których Jose potrzebował w tamtym momencie. Kiedy Juan Mata opuścił zespół, Cesc był doskonałym rozgrywającym. W tamtym sezonie byli u szczytu swojej formy, jak my wszyscy.

 

– Od momentu przybycia Diego, odczuwaliśmy mniejszą presję, ponieważ podobnie jak Didier w poprzednich latach, to on brał cały ciężar na siebie. Diego był dla nas bardzo ważny. Czasami trudno było go kontrolować na boisku, ponieważ robił dosłownie wszystko, by wygrać mecz, ale bardzo dobrze pracował dla zespołu.

 

Eden Hazard zdobył w tamtym sezonie 14 bramek i zanotował dziewięć asyst, co pozwoliło mu otrzymać kilka indywidualnych wyróżnień.

 

– Cieszę się, że mogłem grać z Edenem. Nie obserwowałem go przed transferem do Chelsea, ale kiedy odbyliśmy kilka pierwszych sesji treningowych, pomyślałem: "Ten facet jest naprawdę mały." Gdy tylko jednak zobaczysz go z piłką, zdajesz sobie sprawę, że jest niesamowitym zawodnikiem. W tym sezonie dorósł jako piłkarz, ale także jako człowiek.

 

Ivanović rozegrał każdą minutę z 38 spotkań Premier League w sezonie 2014/15. Był także częścią drużyny, która rok później zanotowała upadek, który był wręcz niemożliwy. Mourinho został zwolniony w grudniu 2015 roku, kiedy drużyna zajmowała 16. miejsce w tabeli Premier League.

 

– Spędziłem w tym klubie dziewięć lat i jest to jedyna sytuacja, której nie potrafię wyjaśnić. Rozpoczęliśmy ten sezon źle, ale w klubie nadal panowała dobra atmosfera. Nie zmieniliśmy naszej mentalności, chcieliśmy wrócić do wygrywania i nadam myśleliśmy, że jesteśmy w stanie to zrobić. Później coś wymknęło nam się z rąk. Szczerze mówiąc, nie ma na to dobrego wytłumaczenia.

 

 

Antonio Conte nigdy nie pozwolił Ivanoviciowi odpokutować poprzedniego sezonu.

 

– Kiedy patrzysz na historię Chelsea od czasu kupienia klubu przez Abramowicza, to widać jak często byli zmieniani trenerzy, rodzaj szkolenia, mentalność, filozofia gry. Powód jest jeden – chodzi o wygrywanie trofeów.

 

Jest to kultura, którą Roman Abramowicz stara się zachować, umieszczając w obecnej drużynie znajome twarze z Lampardem jako menadżerem, a także Petrem Cechem jako doradcą technicznym. Ivanović jest zachwycony takim obrotem spraw.

 

– Petr jest jednym z moich najbliższych przyjaciół w Chelsea. Zasługuje na pracę w tym klubie, zasługuje na swoją pozycję.. Jestem pewien, że może zaoferować klubowi coś wielkiego, ponieważ ma dobre pomysły.

 

– Każdy, kto zna Franka, a ja znam go bardzo dobrze, co traktuję jako duży przywilej w swoim życiu, wiedział, że osiągnie sukces. Jeśli umieścisz Franka w jakiejkolwiek pracy, on odniesie tam sukces. Problem z byciem menadżerem polega na tym, że potrzebujesz dobrych wyników, ale Frank jest takim mężczyzną, że odniesie sukces wszędzie, gdzie się pojawi. Jestem bardzo szczęśliwy i dumny widząc go w tym miejscu. Mam nadzieję, że będzie trenerem Chelsea przez wiele lat.

 

Sobotnia porażka na Etihad pokazała, że przed Frankiem Lampardem jeszcze długa droga zanim ponownie zdobędzie mistrzowski tytuł, ale Ivanović jest pewny sukcesu swojego byłego kolegi z drużyny.

 

– Manchester City to dla mnie wciąż najlepszy zespół w Anglii. Chelsea jest młodą drużyną, muszą się jeszcze dużo nauczyć, by być na poziomie The Citizens. Dotrą tam, to tylko kwestia czasu.

Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close