Kontrola z dawką arogancji, czyli wnioski po meczu Watford 1:2 Chelsea
Dodano: 03.11.2019 11:14 / Ostatnia aktualizacja: 03.11.2019 11:15Chelsea odniosła kolejne wyjazdowe zwycięstwo po dobrym meczu. Wynik mógł być jednak inny, gdyby nie świetna interwencja Kepy z ostatniej minuty. Jak wyglądał ten mecz i dlaczego mieliśmy znów nerwową końcówkę? Zapraszam do przeczytania wniosków z tego spotkania.
Niepotrzebne lekceważenie przeciwnika
Zacząć należy od najświeższej sytuacji, czyli od bezsensownej straty Jorginho. Do 79. minuty spotkania nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy, jednak niepotrzebna zabawa w polu karnym skończyła się odgwizdaniem jedenastki. Mając ten mecz pod absolutną kontrolą, pozwoliliśmy przeciwnikom uwierzyć w osiągnięcie korzystnego rezultatu. To nie piłkarze Watfordu wypracowali sobie tę sytuację, lecz to my podarowaliśmy im bramkę. Do tego momentu kompletnie nam nie zagrażali i drużyna z TOP4 nie może zachowywać się w tej sposób. Po kontaktowej bramce gospodarze ruszyli do ataków i zrobiło się bardzo nerwowo. Efektem tego był strzał szczupakiem oddany przez bramkarza gospodarzy, który świetnie obronił Kepa. Gdyby nie to, stracilibyśmy dwa punkty w meczu, w którym absolutnie zasłużyliśmy na zwycięstwo. Mam nadzieję, że Frank Lampard odpowiednio przestrzeże swoich piłkarzy przed zbytnim lekceważeniem przeciwnika. Chelsea nie jest jeszcze drużyną pokroju Liverpoolu czy Manchesteru City i zdecydowanie nie może czuć się już jak mistrzowie. Miejmy nadzieję, że będzie to dobra nauka na przyszłość. Na szczęście dla nas ten błąd nie miał wymiernego wpływu na końcowy wynik spotkania.
Gra przyjemna dla oka
Nikt chyba nie powie, że źle się patrzy na grę Chelsea, a ten mecz znowu to potwierdził. Nasze akcje są bardzo płynne i żwawe. Mamy spore posiadanie piłki, jednocześnie nie przynudzając swoją grą. Frank Lampard do stylu z gry z tamtego sezonu dorzucił dużą intensywność i wysoki pressing. Jorginho i Kovacic kolejny raz odpowiednio regulowali tempo gry, a Mason Mount odpowiadał za zagrania typowo ofensywne oraz wchodził często w pole karne. Wprowadzając do zespołu młodość, trener Chelsea zdecydowanie ożywił zespół. W tamtym sezonie w każdym spotkaniu byliśmy stroną dominującą, wymienialiśmy sporo podań, jednak w większości były to zagrania w poprzek boiska, które nic nie wnosiły. W meczu z drużyną "Szerszeni" mieliśmy 67% posiadania piłki, oddaliśmy 16 strzałów - w tym 10 celnych oraz zanotowaliśmy imponującą ilość 787 podań (89% celnych). To gospodarze bronili się przez większą część meczu, jednak mieliśmy od nich dwa razy więcej skutecznych odbiorów. To zasługa wysokiego pressingu, którym uprzykrzaliśmy im życie. W niektórych momentach zabrakło jedynie zimnej krwi, bo wynik spotkania powinien być zdecydowanie wyższy. Niesamowity w bramce gospodarzy był Ben Foster, który między innymi sparował na poprzeczkę świetny strzał Masona Mounta. Bramkarz gospodarzy popisał się ośmioma interwencjami i był najlepszym zawodnikiem gospodarzy. Nie zmienia to jednak faktu, że w wielu przypadkach zawodnicy Chelsea powinni byli lepiej wykańczać akcje.
Defensywa w końcu stabilna
Po raz kolejny nie możemy mieć pretensji do zawodników z formacji defensywnej. Każdy z naszych obrońców rozegrał dobre spotkanie i powinni mieć spore pretensje do Jorginho, że kolejny raz nie mogą się pochwalić czystym kontem. W kolejnym meczu tracimy bramkę po rzucie karnym, co może zatrzeć ich dobrą grę. Frank Lampard wyciągnął wnioski z początku sezonu oraz ustabilizował defensywę. W meczu z Manchesterem United straciliśmy bramki po stałych fragmentach, z Burnley po dwóch strzałach z dystansu, jednak tak naprawdę również w tych spotkaniach dobrze graliśmy w obronie. Dorzucając do tego stabilną, dobrą grę w ofensywie, możemy coraz jaśniej patrzeć w przyszłość. Kurt Zouma i Fikayo Tomori dają ostatnio wiele powodów do radości i nie oddadzą łatwo miejsca powracającym po kontuzjach Rudigerowi i Christensenowi. Emerson wrócił wreszcie do składu i dał na lewej stronie to, czego najbardziej potrzebowaliśmy - spokój. Włoch może nie był tak aktywny w ofensywie jak Azpilicueta, jednak był bardzo solidny w grze obronnej. Na swojej stronie miał Pulisica, który mógł pozwolić sobie na nieco więcej w ofensywie, dlatego też musiał odpowiednio wypośrodkować swoje akcje, tak by nie narażać zespołu na groźne straty.
- Źródło: własne
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.