Fot. Chelsea FC

Kai Havertz: Ciągłe myślenie o piłce nożnej nie jest zdrowe

Autor: Mateusz Kluba Dodano: 30.03.2023 19:27 / Ostatnia aktualizacja: 30.03.2023 19:53

Na łamach gazety The Guardian, pojawił się w ostatnich dniach obszerny wywiad z Kaiem Havertzem. Niemiec jest miłośnikiem zwierząt i intensywnie działa na rzecz fundacji charytatywnych. O tym, o sposobach radzenia sobie z wahaniami formy, ale także życiu codziennym, polityce, wojnie i pieniądzach, napastnik opowiadał Sidowi Lowe’owi.


– Niektórzy koledzy nazywają mnie Osłem i wcale nie chodzi tu o moją grę w piłkę. Od początku czułem z tymi zwierzętami swego rodzaju więź. To bardzo spokojne stworzenia i to chyba dlatego się z nimi utożsamiam. Potrafią odpoczywać całe dnie, niewiele robić i żyć swoim życiem. Uwielbiam je, a kiedy przytrafi się porażka, wybieram się do ogrodu zoologicznego, by na nie popatrzeć. Jest w nich coś ludzkiego, co sprawia, że możesz się wyciszyć i znaleźć trochę spokoju.
To właśnie życie zwierząt jest dla niego najbardziej poruszające. Matka Havertza była prawniczką, ojciec policjantem. Małemu Kaiowi, dorastającemu w Aachen, sprezentowali milutkiego osiołka. Gdy ukończył 18 lat, otrzymał wyjątkowy podarunek: trzy osiołki w zoo, których to właśnie on był opiekunem. Pierwszy nazywał się Toni, jak Rudiger, a ostatni Hope, uratowany spod ciężkiej ręki rzeźnika.


Wtedy zrodziła się idea, która została przypieczętowana po powodziach na terenie Niemiec w 2021 roku. Fundacja Kaia Havertza powstała, by dbać o dobro, rozwój oraz opiekę nad zwierzętami. Gdy omawia plany związane z inicjatywą, wychodzi na jaw, że to właśnie te doświadczenia ukształtowały jego osobowość, a także rozwój kariery piłkarskiej, tak samo jak ogród z osiołkami. Ich spokój był czymś, do czego Kai chciał dążyć, nauczyć się pozwalać losowi robić swoje. Do tego stopnia, że jest zdania, że piłka nożna nie jest najważniejszym, co ma okazję w życiu robi, bo pozostałe inicjatywy są może nawet 100 razy bardziej istotne. Tak swoje działania odbiera sam piłkarz.


Trzeba go jednak dobrze zrozumieć. Havertz nazywa piłkę „najlepszą rzeczą na świecie”. Kocha ten sport, może o nim długo rozmawiać oraz zgłębiać z wielką szczerością i entuzjazmem. Presja wiążąca się graniem na szczycie potrafi odciskać piętno, a Chelsea ma za sobą trudny czas związany chociażby z sankcjami, co skutkowało nawet płaceniem za paliwo i hotele przez piłkarzy, sprzedaż klubu oraz mnóstwo nowych zawodników na Stamford Bridge, aż po The Blues zajmujących dziesiąte miejsce w tabeli. 23-latek zwraca jednak uwagę na to, że nikt nie może zarzucić mu, że nie daje z siebie 100% a także na to, że każdy potrzebuje swojej odskoczni, która pozwoli oderwać się od codziennych obowiązków. Sposób w jaki o tym opowiada pokazuje, że tak od zawsze było.


W tym czasie zdarzyło się tak wiele, że naprawdę trudno wyjaśnić co ta grupa musiała przejść jako piłkarze, ale też jako ludzie.


– Próbujesz spojrzeć na to wszystko z boku, zadając sobie pytanie: „Co się dzieje?”. Powinieneś o tym pomyśleć i dojść do wniosku, że tak nie może być. Jako piłkarz nie dostrzegasz zmiany właścicieli klubu aż tak bardzo, ale z drugiej strony u nas pojawiła się nowa drużyna, sztab szkoleniowy i pracownicy. To całkowicie zmienia obraz szatni, tak wiele nowych twarzy. Musisz się do tego dostosować, zbudować nowe relacje.


– Grałem z Jorginho przez dwa i pół roku, widziałem jak się zmienia. Uwielbiałem spędzać z nim czas, aż nagle jednego wieczoru zadzwonił do mnie i powiedział, że odchodzi. Byłem w takim szoku, że spytałem tylko o to, jak to w ogóle możliwe. To pokazuje, jak szybko stan rzeczy i kadry może się zmienić. Taka jest ludzka natura oraz wygląd piłki nożnej. Musisz to po prostu zaakceptować. To jest mój szósty rok, jako zawodowego piłkarza i pracuję już z siódmym trenerem. W Niemczech pracowałem z czterema, czy nawet pięcioma, a w Anglii już z trzecim. Od lata dołączyło do nas wielu nowych zawodników. Za Enzo i Mudryka zapłacono naprawdę dużo pieniędzy, a mają tylko 22 lata. Nie możesz oczekiwać od nich bycia Neymarem. To wszystko wymaga czasu, tak jak u mnie.


– Kwota, jaką za mnie zapłacono również była spora. Byłem wtedy najdroższym piłkarzem w Chelsea. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego kluby płacą za nas aż tyle, ale taka jest rzeczywistość w piłce nożnej. Wystarczy spojrzeć na to, ile wydała ostatnio Chelsea. To zwiększa presję i oczekiwania wobec ciebie, bo ludzie myślą, że jesteś kolejnym Messim. Miałem wówczas 20, 21 lat. Tego jednak nikt nie widzi. Wszyscy skupiają się na cenie i tym, że musisz być niesamowity od pierwszego dnia. Czuć to wszechobecne napięcie, widać i słychać je w mediach i dookoła ciebie.


– Do klubu dołączyłem w trakcie pandemii Covid. Czy mi to pomogło? Być może. Pierwsze sześć miesięcy nie było najlepsze w moim wykonaniu. Gdyby kibice byli wtedy na trybunach, mogliby zacząć na mnie buczeć. Czujesz wpatrzoną w ciebie kamerę, a mnie wychowano inaczej. Nie lubię być w centrum wydarzeń. Na początku było to dość szalone. Oczywiście w Leverkusen ludzie również na mnie patrzyli, ale potem czujesz to jeszcze bardziej, bo masz świadomość zapłaconej za ciebie sumy.


– To wszystko trwa. Gdy miałem 17, 18 czy 19 lat, piłka sterowała moim życiem. Gdy zagrałem gorzej, przez tydzień nie potrafiłem o tym zapomnieć. Wtedy chodziłem oglądać osiołki. W młodym wieku przywiązujesz uwagę do tego, co mówią i piszą ludzie. Myślisz, że może mają rację, może jesteś idiotą i nie potrafisz grać w piłkę. Niejako w to wszystko wierzysz.


Zapytany o to, czy jest inny od reszty, odpowiedział „może”. Wszak opieka nad osiołkami nie jest zajęciem typowego piłkarza. Następnie opowiedział o swoim wychowaniu, babci, która nienawidziła arogancji, jednocześnie szybko obalając pewien mit.


– Istnieje stereotyp piłkarza ubranego w drogie ubrania, obwieszonego biżuterią i diamentami. Poznałem zawodników, którzy wydawali na te rzeczy tak dużo pieniędzy, że sam zacząłem siebie pytać: „po co to wszystko?”. Są także inni, którzy na tym się nie skupiają. Nie zawsze chodzi o poklask i gratyfikację, to czasem jest po prostu sztuczne. Spotkałem bardzo różne charaktery. Pierwszym z brzegu przykładem jest Toni Kroos: spokojny, stonowany, stąpający twardo po ziemi. Nie dba o błysk fleszy, nic z tych rzeczy. Wie, że piłka nożna to nie wszystko. Kolejnym przykładem jest N’Golo Kante. Od dziesięciu lat ma ten sam telefon, nie martwi się o samochody czy ubrania.


– Nie możesz jednak oceniać ludzi po tym, ile wydają. Jeśli to ich uszczęśliwia, nic mi do tego. W głębi serca mogą być dobrymi osobami, a na zewnątrz chcą może być fajni. To czasem taki rodzaj zasłony dymnej.


W tym momencie Kai opowiedział historię o zakupie drogiego plecaka. Miał wtedy 17 lat i jak sam przyznał: „pozował trochę na zbyt fajnego”. To mała rzecz, która według Niemca obrazowała problem. „Była biała, pozłacana, mieniła się w świetle. Pomyślałem wtedy, że to nie ja, nie potrafiłem wziąć sam siebie na poważnie. Powiedziałem o tym rodzicom. Wiedzieliby co zrobić, co powiedzieć, gdybym zmienił się na gorsze.” Plecak wszedł teraz w posiadanie jego siostry, Lei.


– Musisz prezentować stabilną formę. Słaba gra nie czyni cię najgorszą osobą na świecie. Wszystko potrafi się bardzo szybko zmienić, czego przykładem są ostatnie miesiące. Każdy ma mnie dość, nie strzelam bramek, gram beznadziejnie, to źle, tamto źle, muszą mnie sprzedać. Teraz trafiam do siatki rywala i jestem najlepszym zawodnikiem. Ludzie mnie uwielbiają, a za dwa tygodnie znów nienawidzą. Nieważne jak dobrze zagram, wracam do domu, a moja dziewczyna każe mi pochować naczynia do zmywarki.


W jego mowie czuć spokój, stabilizację i optymizm. Dużo łatwiej tym wszystkim zarządzać, gdy wiesz, jak smakuje sukces oraz potrafisz zaakceptować, że to wszystko może być ulotne. Jeśli nie wszystko idzie po twojej myśli w lidze, może coś nowego powstaje w Europie, może jest szansa nawiązać do 2021 roku i zbawienia Chelsea w Lidze Mistrzów pod batutą nowego menadżera.


– Frank Lampard sprowadził mnie na Stamford Bridge. Odbyliśmy wiele miłych rozmów, bardzo mi pomógł i jestem wdzięczny nawet, jeżeli jemu się nie powiodło. Potem przybył Tuchel, który pokazał mi zupełnie inne spojrzenie na piłkę. Każdy szczegół ma znaczenie, każdy centymetr, kontakt z piłką, kontrola wydarzeń, kierunek podania, lewa czy prawa stopa, każdy ruch i tworzenie przestrzeni. To po prostu najwyższy poziom. Przyjść i wygrać Ligę Mistrzów w ciągu sześciu miesięcy mówi samo za siebie.


– Wraz z bratem oglądaliśmy kiedyś każdy mecz Champion League. Mieć okazję wznieść ten puchar z całą rodziną to ogromna ulga. Strzeliłem tego gola i mogę być szczęśliwy. Spełniłem swoje dziecięce marzenie. Nadal mam w sobie sporo ambicji. W lidze nie idzie nam najlepiej i wiemy, co czują kibice, jednak przeciwko Dortmundowi, atmosfera była najlepsza, jaką kiedykolwiek widziałem. Było czuć wielką ekscytację. Wygrać Premier League może być jeszcze trudniej, ponieważ to trudna liga, znacznie inna od Ligi Mistrzów. Zagrać wieczorem w akompaniamencie hymnu Ligi Mistrzów to po prostu wyjątkowe uczucie.


Havertz wypowiada się także pozytywnie o Grahamie Potterze. Wydaje się, że zawodnik znalazł swoje miejsce w drużynie, nawet jeżeli nie do końca wie, jak je nazwać. Co ważniejsze, znalazł także swoje miejsce w życiu.


– Potter to dobry wybór dla Chelsea, pomimo całej krytyki jaką otrzymuje. W szatni każdy zdaje sobie sprawę z jego wysokich kwalifikacji. Trochę mnie irytowały żarty ludzi na temat mojej pozycji, ale mogę powiedzieć, że nie jestem typowym napastnikiem.


Kai opowiedział o swoich pomysłach związanych z fundacją, ratowaniu psów po trzęsieniu ziemi w Turcji i historii swoich pupili, które sprawiły, że miał idealne dzieciństwo, a było ich wiele: króliki, świnki morskie, koty psy, koń w zagrodzie za płotem, czy osiołki, które przyniosły mu spokój.


– Kiedy przegrasz, dalej jesteś w złym nastroju. To się z czasem zmienia, dojrzewasz, rozwijasz się. Moja dziewczyna zostawiła w Niemczech całe swoje życie, by być tu ze mną. Nie chcę wracać do domu i psuć również jej dnia. Każdego dnia w tak dużym klubie jak ten, czujesz presję, ale kiedy podchodziłem do rzutu karnego przeciwko Borussii, był moment, że pomyślałem sobie: „jako dziecko chciałem tu być”. W wieku dziesięciu lat, nie potrafiłem nawet marzyć o strzelaniu jedenastki, która wprowadzi Chelsea do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.


– Oczywiście, denerwowałem się, ale byłem w stanie bardziej cieszyć się chwilą niż czuć ciążącą presję. I to właśnie jest najważniejsze: pamiętaj, że zacząłeś uprawiać ten sport, bo uwielbiałeś grać w piłkę.


– To chciałem w sobie zmienić, ponieważ wcześniej wyglądało to nieco inaczej. Szedłem do zoo po meczach, by pobyć z osiołkami i odciąć się od tego wszystkiego. To było naprawdę wspaniałe uczucie, odpoczynek. W ostatnich latach zdałem sobie sprawę, że mam możliwość się zrewanżować. Było to dla mnie jasne i powinno być dla każdego. Piłka nożna to świetna droga, by uszczęśliwić ludzi, dać im radość, coś co odciągnie ich od codzienności. Są jednak inne sposoby. A skupianie się na piłce 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu nie jest zdrowe.

klubson
Author: klubson

Mateusz Kluba

 

Kibic Chelsea od 2012 roku. Jako dziecko skakałem przed TV, gdy Fernando Torres wprowadzał The Blues do finału Ligi Mistrzów w 2012 roku.


W ChelseaPoland.com od listopada 2021 r. a od września 2024 r. redaktor naczelny.


Poza piłką nożną - żużel oraz lekka atletyka, w której jestem sędzią.


Źródło: The Guardian

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Midnite
komentarzy: 1130
02.04.2023 10:38

Zwłaszcza na boisku u niektórych...

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close