Fot. Getty Images

Zola: W Chelsea byłem najlepszą wersją siebie

Autor: Piotr Różalski Dodano: 22.02.2022 09:55 / Ostatnia aktualizacja: 22.02.2022 09:55

Pozyskany przez Chelsea za 5,5 miliona funtów w 1997 roku Gianfranco Zola sam się nie spodziewał, że jako piłkarz może wywrzeć ogromny wpływ na grę londyńskiego zespołu.

 

Przygoda Włocha na Stamford Bridge potrwała sześć lat. W trakcie swoich 302 występów w niebieskich barwach, 55-latek zanotował 76 trafień i 22 asysty we wszystkich rozgrywkach. Wiele wody w Tamizie upłynęło, zanim napastnik powrócił do klubu w roli asystenta Maurizio Sarriego w sezonie 2018/19.

 

W obszernym wywiadzie dla portalu So Foot, nazywany powszechnie "magik pola karnego" wiele opowiedział o aspektach życia w stolicy Anglii, wliczając w to przede wszystkim pobyt w zespole. Zola podkreślił, że był to dla niego wspaniały okres w piłkarskiej karierze.

 

– Gra dla Chelsea była najpiękniejszym momentem w mojej przygodzie z futbolem. Doświadczenia z Napoli czy Parmą również były piękne, bo w tych klubach wyrosłem na konkretnego zawodnika. Najlepszą wersją siebie byłem jednak w Chelsea – zaznaczył Gianfranco. – Byłem obdarzany olbrzymią sympatią od kibiców. Zakochałem się w tym miejscu i w ludziach z tamtych stron.

 

Przy okazji, Zola został zapytany o wymienienie nazwiska najbardziej zwariowanego kolegi z zespołu w czasie gry dla The Blues. Wychowanek Corrasi Oliena nie miał problemu z odpowiedzią.

 

– Miałem do czynienia z wieloma graczami tego typu, ale na myśl przychodzi mi Dennis Wise. To był pozytywny wariat. Na boisku miał zdolności, aby przeobrazić się w Dr Jekylla czy Mr Hyde'a – wspomniał. – Był bardzo dobry z piłką przy nodze, bardzo dynamiczny, ale w każdej chwili można było się spodziewać, że zostanie odesłany z boiska przez sędziego.

 

W tym miesiącu Chelsea stała się klubowym mistrzem świata po raz pierwszy w swojej historii. Gianfranco przyznaje, że za jego czasów w angielskim klubie trudno było mu przewidzieć tak bardzo prężny rozwój klubu i obfitość w gablotce z trofeami.

 

– Ogólnie wówczas wiedzieliśmy, że Chelsea to ambitny klub chcący rosnąć w siłę, ale to w zasadzie tyle. Chociaż doskonale pamiętam, że to jeden z pierwszych angielskich klubów, który zaczął stawiać na zagranicznych zawodników w celu wzmacniania swojej pozycji. Wtedy to była oznaka ambicji i na dobrą sprawę nigdy nie było wiadomo, gdzie takie podejście może poprowadzić. Kiedy jednak dziś rozmawiamy o Chelsea to mówimy o jednym z największych klubów na świecie.

 

"Mr Magic Box" został także zapytany o swój najlepszy występ w niebieskich barwach.

 

– Powiem o meczu, który ogólnie nie był perfekcyjny, ale najbardziej utkwił mi w pamięci. To była trzecia runda Pucharu Anglii z Liverpoolem. Stamford Bridge był w fazie modernizacji, a do przerwy przegrywaliśmy 0:2. Stadion był wypełniony po brzegi, atmosfera była niesamowita. Na stadionie unosiła się wrzawa, gdy w drugiej połowie na boisko wchodził Mark Hughes. Drużyna kompletnie się przekształciła i ostatecznie wygraliśmy 3:2.

 

– Na tamte czasy atmosfera była po prostu niezapomniana. Mówiąc o tym, wychodzę z siebie. Rozegrałem dobry mecz i zdobyłem wyrównującą bramkę.

Źródło: So Foot za Sport Witness

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

PaździochMarian
komentarzy: 152
22.02.2022 11:33

Zola TOP.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close