Fot. Getty Images

10 pytań: Saúl Ñíguez

Autor: Piotr Różalski Dodano: 02.02.2022 12:22 / Ostatnia aktualizacja: 02.02.2022 12:22

Ostatnim piłkarzem odpowiadającym na dziesięć pytań z popularnego cyklu na oficjalnej stronie Chelsea Football Club jest Saúl Ñíguez. Hiszpan, wypożyczony z Atlético Madryt, otwarcie wypowiedział się na temat przystosowania się do życia w nowym otoczeniu, futbolowej rodzinie i urządzeniu, za pomocą którego eksploruje Londyn.

 

27-latek jak dotąd wystąpił w czternastu spotkaniach dla The Blues, a ostatnie spotkanie z jego udziałem miało miejsce w rozgrywkach Pucharu Anglii, kiedy mistrzowie Europy łatwo rozprawili się z Chesterfield. Do końca sezonu jeszcze sporo meczów do rozegrania, więc nawet sam Hiszpan jest zdeterminowany, aby zaimponować Thomasowi Tuchelowi.

 

Minęło pięć miesięcy, odkąd przeniosłeś się do realiów angielskiej piłki. Jak oceniasz swój dotychczasowy pobyt tutaj?

 

Początki nie były dla mnie łatwe. Przeprowadzając się z Madrytu z rodziną, całkowicie zmieniłem swoje życie. Tu jest inna kultura, język, nawet takie drobnostki jak kierunek jazdy samochodem [śmiech]! Poza tym wszystko jest inne: stadion, koledzy z zespołu, moje całe życie. Prawdą jest, że nie było łatwo, ale dzięki tutejszym kolegom i klubowi łatwiej było mi się zaadaptować. Coraz lepiej posługuję się językiem angielskim i wszystko staje się łatwiejsze.

 

Nie ukrywam, że osobiście chciałbym grać częściej, ale również zdaję sobie sprawę, iż trafiłem do klubu, który w zeszłym sezonie wygrał Ligę Mistrzów, więc nie jest łatwo wywalczyć sobie miejsce. Na co dzień czuję się dobrze i jestem gotów na każde wezwanie trenera.

 

Po raz pierwszy wraz z swoją rodziną doświadczyłeś takiego wypadu poza Hiszpanię, więc pięć miesięcy to nadal zbyt krótki okres na pełną adaptację do nowego miejsca...

 

To nie była łatwa sytuacja dla mojej rodziny, ponieważ sam musiałem opuścić Hiszpanię, aby trenować i spędzić czas z tymi kolegami z zespołu, z którymi rozmawiam na co dzień. Moja rodzina dobrze wie, że musimy się dostosować do nowych warunków, ale nie jest łatwo. Początki zawsze są trudne, ale z czasem po trochu do pewnych rzeczy można się przyzwyczaić.

 

Osobiście staram się, aby ponad wszystko skupić się na piłce i przyswajać wskazówki trenera. W moim debiucie byłem trochę zdezorientowany, ponieważ pewne rzeczy wykonywałem inaczej i dziwnie mi się grało. Nie miałem przepracowanych zbyt wielu sesji treningowych z nowymi kolegami, niektórzy z nich byli w rozjazdach na zgrupowaniach reprezentacji, więc start był trudny.

 

Z tego miejsca chcę podziękować sztabowi szkoleniowemu Chelsea, że zawsze potrafiono mi zapewnić poczucie spokoju podczas okresu adaptacji. Naprawdę chcę pokazać, jakim naprawdę jestem zawodnikiem i chcę się odpłacić za pokładaną wiarę we mnie.

 


Debiutancki występ Saúla w niebieskich barwach z Aston Villą - fot. Getty Images

 

W swoim życiorysie masz już osiem lat spędzonych w La Liga. Jakie znajdujesz różnice między ligą hiszpańską a angielską?

 

To zupełnie dwie inne ligi. W Hiszpanii piłka bardziej opiera się na taktyce, podczas gdy w Anglii bardziej stawia się na fizyczność, przez co rozgrywki wydają się troszkę bardziej szalone. W Premier League częściej biega się w obu kierunkach boiska, zespołu rzadziej skupiają się na kontrolowaniu przebiegu spotkania, a bardziej na zapewnieniu rozrywki kibicom na trybunach. W Anglii można robić pewne rzeczy, których nie uświadczysz w La Liga.

 

Dla przykładu, pewnego dnia rozmawiałem z moimi przyjaciółmi o Edenie Hazardzie. Kiedy grał dla Chelsea, był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, ale później przeprowadzając się do La Liga natrafił na wiele trudności, ponieważ w Hiszpanii gra się inną piłkę. W Premier League częściej miał okazję toczyć pojedynki jeden na jeden, jeden na dwóch, z kolei w La Liga wszyscy wiedzą, jak dobrym zespołem jest Real i jak dobrym piłkarzem jest Eden, więc po prostu pozostałe zespoły starały się jak najbardziej uprzykrzyć mu życie.

 

Można powiedzieć, że te dwie ligi to dwie strony medalu. Osobiście uważam jednak, że trochę łatwiej jest przystosować się do nowych warunków przechodząc z ligi hiszpańskiej do angielskiej, a nie odwrotnie.

 

W czasie gdy już wiele lat przepracowałeś z Diego Simeone, praca z nowym trenerem także musiała wnieść dla ciebie sporo zmian...

 

Na początku za najlepszy przykład uchodzi dla mnie rodzaj krycia na boisku w linii pomocy. W Anglii każdy odpowiada za danego rywala, co pozwala defensywnej piątce częściej podążać z akcją do przodu i bardziej uelastycznić kształt formacji. W Atlético ma miejsce krycie strefowe, więc jeśli kolega z drużyny idzie z akcją do przodu, wówczas musisz zabezpieczyć strefę za nim i nie baczysz na to, za kogo odpowiadasz indywidualnie. W angielskiej piłce musisz skupić się na danym oponencie, nie przesuwasz strefy z zespołem.

 

Dlatego widzę spore różnice. Dlatego jest mi trochę trudno, ponieważ nie jestem w stanie zrobić wszystkiego, czego trener ode mnie oczekuje. Mam jednak to szczęście, że Thomas mówi bardzo zrozumiale po angielsku, z odpowiednim akcentem. Dzięki temu wiem lepiej, czego ode mnie oczekuje i jak lepiej wcielić swoją rolę na placu gry.

 

Przechodząc poza boisko, jak odpowiada ci życie w Londynie?

 

Jest zupełnie inaczej. Ludzie opowiadali mi przedtem, że w tutaj szybciej zapada zmrok i pogoda jest kapryśna, lecz nie stanowi to dla mnie większego problemu, ponieważ w Madrycie także bywa chłodniej. Najtrudniej było przyswoić mi się z myślą, że rzadko tutaj wychodzi słońce lub niebo często jest zachmurzone. W Madrycie bywa chłodniej, ale niebo zawsze jest niebieskie i promienie słońca łatwiej się rozprzestrzeniają, przez co odczuwalna temperatura jest wyższa.

 

Dzięki takiemu klimatowi, w Hiszpanii częściej możesz relaksować się poza domem, wszakże w związku z obecną sytuacją spowodowaną pandemią jest o to trudniej. W Anglii czasami podróżuję metrem, aby dostać się do Selfridges, Westfield czy na Oxford Street. Tutaj też żyje mi się trochę łatwiej z ludźmi niż w Hiszpanii, ponieważ w Anglii okazuje się więcej szacunku i nie masz tylu zmartwień.

 

W Hiszpanii ludzie są bardziej fanatyczni i zawsze chcą być bliżej ciebie, więc czasami ciężej jest się gdzieś wybrać. Może i jestem w Anglii od niedawna, a ludzie nie znają mnie zbyt dobrze, przez co mogę wybrać się na stację metra bez obaw o to, że coś mnie spotka po drodze. Najbliższy przystanek znajduje się nieopodal miejsca, w którym mieszkam, więc naprawdę cieszę się z tego, że nie muszę poruszać się autem po zatłoczonych ulicach.

 

Diego Simeone udzielający wskazówek Saúlowi - fot. Getty Images

 

W szatni Chelsea masz do czynienia z paroma rodakami, a także z zawodnikami potrafiącymi posługiwać się językiem hiszpańskim. Zapewne ten czynnik także pomógł ci przystosować się do nowego miejsca?

 

Przed dokonaniem wyboru miałem kilka opcji. Wiedziałem, że w Chelsea grają hiszpańscy zawodnicy, a nawet przyjaciele, których znam i grałem z nimi dłuższy czas. Mogłem również podążyć w kierunku, gdzie nikogo bym nie znał. Wyobrażałem sobie, że mogę trafić tam, gdzie nie ma żadnego Hiszpana. W sumie taki ruch miał swoje lepsze i gorsze strony. Z jednej, czujesz się bardziej szczęśliwy, a z drugiej nie uczę się angielskiego tak szybko, ponieważ na co dzień żyłem z Hiszpanami.

 

Czasami z hiszpańskiego łatwiej mi przetłumaczyć pewne kwestie, ale bywa trudniej, bo momentami nie rozumiem pewnych fraz. Czasami nie wiem, czy dane wyrażenie oznacza "to" czy "tamto". Dlatego z pewnymi rzeczami schodzi mi dłużej, jeśli mówimy o adaptacji.

 

Pomimo iż nie dostaję wielu minut na boisku, cieszę się z pobytu w tym miejscu. Trzeba też zrozumieć pozycję trenera, który ufa swoim zawodnikom, więc sam muszę nadal pracować nad tym, aby obdarzał mnie większym zaufaniem. Ze swojej strony mogę tylko pracować na swoją szansę, by móc ją w końcu wykorzystać, bo przez pierwsze pięć miesięcy to mi się nie udało. Nie poddaję się i czekam na kolejną okazję.

 

Dobrze nam wiadomo, że w swoim życiu i karierze musiałeś zmierzyć się z wyzwaniem, jakim było wyleczenie paskudnego urazu nerki. Jak patrzysz na tą sprawę dzisiaj?

 

Zupełnie inaczej. Kiedy jednak opuszczasz ojczyznę i dołączasz do mistrzów Europy, to oczywiście mierzysz się z wielkim wyzwaniem. Na boisku może się znaleźć tylko duet, kiedy ma się do wyboru Jorginho, N'Golo Kanté, Mateo Kovačicia czy Rubena Loftusa-Cheeka, a na dodatek dwóch z nich znalazło się na czołowych pozycjach w plebiscycie Złotej Piłki.

 

Wiedziałem, na co się piszę. Pomimo iż nie gram tyle, ile bym sobie życzył, moją intencją nie jest tylko regularna gra, ale również nauka i dorastanie. Mając takie otoczenie wokół siebie, zawsze czujesz się lepszym zawodnikiem. Nauka angielskiego to przydatna rzecz na resztę życia, więc pewnych spraw doświadczam nie tylko jako zawodnik. Przystosowuję się do pewnych kwestii zarówno jako piłkarz i człowiek.

 

Twoja rodzina także pławi się w futbolu. Twój tata i dwóch starszych braci także zaangażowali się w profesjonalną karierę. Aaron grał w szkockim Rangers FC na wypożyczeniu. Może rozmawiałeś z nim wcześniej na temat Wielkiej Brytanii i Chelsea?

 

Oczywiście. Zawsze kiedy podejmuję jakąś decyzję, sportową lub inną życiową, zawsze rozmawiam o tym z rodziną, ponieważ jest dla mnie ważna. Teraz znajdujemy się dalej od siebie, ale dzięki dzisiejszej technologii utrzymujemy ze sobą stały kontakt. Potrzebowałem na chwilę wynurzyć się z Atlético, ponieważ gram dla tego klubu od 12. roku życia, więc pewne rzeczy zaczęły za bardzo na mnie oddziaływać. Jeśli fani gwiżdżą na ciebie, odczuwasz to w pewien sposób, bo to są ludzie z twoich okolic i w trudnych momentach żyjesz z nimi inaczej.

 

To skomplikowane, tak samo jak decyzja o odejściu, ale chciałem podjąć się wyzwania rywalizacji z najlepszymi piłkarzami na swojej pozycji. Niczego się nie obawiałem. Czuję się dobrze i wiem, że mogę zrobić wiele, aby pomóc Chelsea, jeśli tylko wszystko u mnie działa jak powinno.

 

Jedna z sesji treningowych w Cobham z udziałem Saúla - fot. Getty Images

 

Wspomniałeś, że nie grasz tyle, ile byś chciał, ale w perspektywie czekają mecze w Klubowych Mistrzostwach Świata, finał Carabao Cup, Puchar Anglii, faza pucharowa Ligi Mistrzów czy dalsza część sezonu Premier League. W jakim położeniu widzisz siebie na resztę kampanii?

 

Grudzień był dla nas trudnym miesiącem, ale w ostateczności należy ocenić cały sezon. W tej chwili mamy do rozegrania jeden finał i potencjalnie drugi, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem na KMŚ. W Premier League nie znajdujemy się na pozycji, na której chcielibyśmy się znajdować, ale chcemy z meczu na mecz naprawić sytuację i podtrzymać naszą ciężką pracę.

 

W Pucharze Anglii także potrzebujemy rywalizować o najwyższy cel. Ludzie mówią mi, że w Anglii to bardzo ważne rozgrywki. To nadal bardzo pasjonujący sezon, nawet jeśli nie we wszystkim nam wychodzi. Potrzebujemy jedności i pozbycia się wszelkiej złej atmosfery, na którą mogą się składać złe wyniki. Czujemy się jednak zjednoczeni jako grupa.

 

Na koniec, jak się czujesz będąc zaangażowanym w taki turniej jak Klubowe Mistrzostwa Świata?

 

Czuję się szczęśliwcem. Co prawda nie byłem zaangażowany w zdobycie Ligi Mistrzów, ale będę miał szansę uczestniczyć w tym turnieju, na który nie każdy klub czy piłkarz może się wybrać. Miło jest zdać sobie sprawę, że weźmiesz udział w tych rozgrywkach, mając wokół siebie zawodników, którzy wywalczyli tytuł najlepszego zespołu w Europie. Mamy szansę na kolejne trofeum, ale nie będzie łatwo. Na pewno trudno będzie rywalizować z mistrzami swoich kontynentów, więc istotne dla nas będzie ewentualne wywalczenie tego trofeum.

Źródło: Chelsea FC

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close