+/- Z tej mąki będzie chleb. Liverpool 2:2 Chelsea

Autor: Jakub Karpiński Dodano: 15.08.2019 20:41 / Ostatnia aktualizacja: 15.08.2019 20:41

Nikt nie uważał że będzie łatwo i rzeczywiście, początek sezonu dla drużyny Franka Lamparda okazał się trudnym egzaminem. Nie mogło być inaczej, bo dwa pierwsze oficjalne spotkania oznaczały dla Chelsea spotkania z Manchesterem United i triumfatorem Ligi Mistrzów, Liverpoolem. Tak jak po pierwszym z tych dwóch testów pojawiło się sporo obaw, tak pomimo faktu, że drugie z tych spotkań The Blues również przegrali, kibice mogą być znacznie spokojniejsi, choć na pewno smutni, bo trofeum było na wyciągnięcie ręki.

 

Jak nie słupki, to spalone

Znowu musimy gdybać, ale gdyby Christian Pulisic i Mason Mount lepiej pilnowali linii spalonego, Chelsea strzeliłaby w tym meczu dwa gole więcej. Gdyby gol Amerykanina został zaliczony, londyńczycy wyszliby na dwubramkowe prowadzenie i już z naprawdę sporym spokojem mogliby kontrolować spotkanie i czyhać na kontry zmuszonego do ataku Liverpoolu. Tym razem nie zabrakło szczęścia jak na Old Trafford, gdzie The Blues obijali słupki, tylko trochę lepszego timingu. Całe szczęście, że tak jak w pierwszym przypadku jest się trochę bezradnym, bo w końcu decydują centymetry, tak wybiegania do prostopadłych podań w tempo można się nauczyć i można nad tym popracować.

 

Wrócili silniejsi

Po meczu z United można było obawiać się jak ta młoda drużyna poradzi sobie z takim ciosem już w pierwszym meczu. Okazało się, że nie było się o co martwić, bo nastawienie piłkarzy Chelsea w meczu o Superpuchar było wzorowe. The Blues biegali na ogromnej intensywności przez całe spotkanie, mimo że przedłużyło się ono do 120 minut, a do tego mieli niemal dwie doby mniej na odpoczynek przed nim, niż przeciwnik. Momentami pojawiły się symptomy ciężkich nóg, choćby przy niedokładnych podaniach, czy niedopieszczonych strzałach. Tak czy inaczej, ci którzy jeszcze w niedzielę grali na Old Trafford zdołali zagrać na bardzo wysokiej intensywności kolejny mecz i to z jeszcze bardziej wymagającym rywalem. Andreas Christensen prawdopodobnie przepłacił to urazem, a N’Golo Kanté który jest w tej kwestii już fenomenem zagrał jeden z najlepszych meczów w karierze pomimo tego, że nie jest w pełni zdrowy i jego występ stał pod znakiem zapytania. Chelsea zagrała z Liverpoolem odważnie, z pazurem i znów z pomysłem. Można śmiało powiedzieć że przez większość meczu była lepszą drużyną. A gdy naprzeciwko staje Liverpool, mówimy o sporym komplemencie.

 

Miło cię poznać, Christian

Pierwszy oficjalny mecz w niebieskiej koszulce od pierwszej minuty wyszedł Amerykaninowi naprawdę świetnie. Zaliczył fenomenalną asystę przy golu Oliviera Giroud. Warto przyjrzeć się, jak dobrze były piłkarz Borussii Dortmund obrał kierunek swojego dryblingu, absorbując uwagę aż czterech obrońców i zostawiając Francuzowi mnóstwo wolnej przestrzeni. Samo podanie to już wisienka na torcie, było idealne. Imponuje szybkość i zwinność Pulisica. Zawsze szuka momentu, by wbiec za plecy obrońców do prostopadłej piłki, co stwarza naprawdę spore zagrożenie. Reprezentant Stanów Zjednoczonych jak ognia unika porównań do Edena Hazarda, ale można doszukiwać się podobieństwa w momentach, gdy nowy skrzydłowy Chelsea postanawia złapać za kierownicę, wejść w drybling, zrobić przewagę i być kluczową postacią w ataku. Jedyne czego szkoda, to że spalił przy akcji którą zakończył nieuznaną ostatecznie bramką. Jego nogi znów okazały się za szybkie dla dwóch obrońców, a wykończenie było perfekcyjne. Oby tak dalej, a będziemy mieli z naszego Jankesa mnóstwo pociechy.

 

Oda do młodości

Frank Lampard nie rzuca słów na wiatr i odważnie stawia na młodych. Wczoraj z ławki na boisko weszło trzech wychowanków klubu – kolejno Mason Mount, Tammy Abraham i Fikayo Tomori – i każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do świetnego występu Chelsea. Mount wszedł na skrzydło, skąd wyprowadził kilka bardzo dobrych ataków, a nawet strzelił bramkę, niestety ze spalonego (mimo wszystko, co za wykończenie!). Abraham dał świeżość na „szpicy” zmieniając zmęczonego Oliviera Giroud, który notabene zostawił serce na boisku i schodził z niego z golem na koncie. Największe obawy rodziło wprowadzenie Tomoriego, bo po meczu z Czerwonymi Diabłami zaufanie publiczności do Kurta Zoumy bardzo zmalało, a młody obrońca zmieniał z konieczności Andreasa Christensena. Były gracz Derby County jednak ani razu nie spanikował i zaliczył bardzo dojrzały występ. Pokazał się też w rozegraniu, udanie wprowadzając piłkę obiema nogami. Na pewno zapracował na kolejne szanse. I na koniec trzeba zatrzymać się przy konkursie rzutów karnych. Musi imponować odwaga dwóch młodych zawodników, którzy w meczu o trofeum podejmują się wykonania czwartej i piątej jedenastki. Mason Mount wykonał swojego karnego wzorowo, Tammy Abraham nie wytrzymał niestety presji i uderzył słabo. Ale to nic. Mamy kolejny dowód, że Frank Lampard ma bardzo zdolną, pewną siebie i odważną młodzież. Z tej mąki będzie chleb.

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close