+/- Everton 2:0 Chelsea
Dodano: 18.03.2019 02:38 / Ostatnia aktualizacja: 18.03.2019 15:56Wydawało się, że słowo „kryzys” na jakiś czas wypadnie z leksykonu kibiców Chelsea i mediów zajmujących się londyńskim klubem. Wyglądało na to, że wygrywając ważny mecz z Tottenhamem i przechodząc bardzo pewnie Dynamo Kijów w Lidze Europy Maurizio Sarri odbudował formę swojej drużyny i dzięki potknięciom rywali walka o czołową czwórkę przestanie wyglądać na straconą sprawę. Niestety, ostatnie dwa mecze ligowe przyniosły zimny prysznic i pozostawiają kibiców londyńskiej drużyny z większą liczbą pytań, niż odpowiedzi.
Minusy:
Od transferu Gonzalo Higuaína do Chelsea minęły dwa miesiące bez pięciu dni i jest to okres, po którym można zacząć wyciągać pierwsze wnioski. Niestety, ale póki co transfer Argentyńczyka nie wpłynął na drużynę. Trzy gole w dziesięciu meczach (wszystkie przeciwko dwóm najsłabszym drużynom w Premier League) to wynik daleki od zwalającego z nóg, a nie widać też, żeby "El Pipita" znacząco ułatwiał pracę kolegom. Nie inaczej było w niedzielę. 31-latek nie wykorzystał dobrej okazji z początku meczu, w drugiej połowie oddał groźny strzał, który obronił Jordan Pickford i w zasadzie to tyle, jeśli chodzi o momenty w których się wyróżniał. Dużo czasu napastnik The Blues spędził schodząc do rozegrania, szukania sobie miejsca w innych sektorach boiska, niż ten, w którym powinien rządzić – między obrońcami Evertonu. Można narzekać, że napastnicy Chelsea nie mają zbyt wielu okazji, ale nie może być inaczej, jeśli ich koledzy będący w bocznych sektorach boiska podnoszą głowę i w polu karnym nie widzą nikogo, albo widzą filigranowego skrzydłowego, lub jeszcze bardziej filigranowego N’Golo Kanté. Pomeczowa analiza BBC nie pozostawia złudzeń – Michael Keane i Yerry Mina zwyczajnie się w niedzielne popołudnie nudzili, bo nikt nie utrudniał im pracy. W znacznie lepszej formie od Argentyńczyka jest ostatnio Olivier Giroud i patrząc na występy obu, Francuz ma coraz więcej argumentów, by posadzić Higuaína na ławce rezerwowych.
Kolejne nieudane zawody ma za sobą Marcos Alonso. Hiszpan zagrał bardzo dobrze w czwartek przeciwko Dynamu Kijów i nie bez przyczyny dostał dziś szansę, by budować swoją formę zaczynając następny mecz od pierwszej minuty. Niestety, lewy defensor znów wyglądał źle. W jego grze było dużo niedokładności, przegrał wiele pojedynków a także jest głównym winowajcą utraty drugiego gola, bo to on sfaulował Richarlisona w polu karnym. I to wszystko pomijając fakt, że gdyby sędzia był bardziej zdecydowany, to Hiszpan dostałby drugą żółtą kartkę i nie dograłby tego meczu do końca.
Marco Silva w pomeczowym wywiadzie przyznał, że w przerwie kompletnie zmienił plan na mecz, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Everton w pierwszej połowie pełnił rolę statystów i powinien stracić bramki, lecz ofensywa Chelsea znów była rażąco nieskuteczna pomimo wypracowania sobie znacznej przewagi. To ósmy mecz The Blues w tym sezonie ligowym bez strzelonego gola. Żadna drużyna z czołowej szóstki nie ma więcej, niż czterech takich spotkań na koncie. Po przerwie jednak piłkarze Portugalczyka ruszyli do ataku i udowodnili samym sobie, że londyńczyków bez problemu da się zdominować. Zmiana nastawienia taktycznego okazała się dla Chelsea szokiem, na który Maurizio Sarri i jego gracze nie potrafili odpowiedzieć. Więc, po pierwsze, do przerwy mecz powinien być zabity i kontrolowany, a po drugie reakcja na straconą na początku drugiej połowy bramkę była kompletnie odwrotna do pożądanej – Everton był z każdą chwilą groźniejszy. Przeciwnicy są świadomi, że przed Chelsea nie trzeba się wyłącznie bronić, lecz spokojnie można spróbować iść z nią na wymianę ciosów.
Plusy:
Pomimo porażki, plusy w tym meczu były. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pierwszych 15 minut, po których Chelsea powinna prowadzić co najmniej 2:0. The Blues za sprawą Edena Hazarda po raz 19. w tym sezonie ligowym trafili w słupek – to więcej, niż jakakolwiek inna drużyna. Przewaga była przytłaczająca, a w grze było widać rytm i intensywność. Było dużo gry na jeden kontakt, skrzydłowi sprawiali dużo problemów obrońcom, a Jorginho wreszcie rządził w środku pola, nie tylko dobrze rozgrywając, ale zaliczając też ważne odbiory. Mogła się podobać też gra Rossa Barkleya, który przy każdym kontakcie z piłką musiał słuchać donośnego buczenia kibiców swojego byłego klubu. Anglik poradził sobie z presją i grał przebojowo, natomiast wiele do życzenia pozostawiają wciąż jego decyzje pod bramką. Gol dla The Blues wisiał w powietrzu, a to że nie udało się go strzelić, to już sprawa przedyskutowana w sekcji „minusy”. W obecnym sezonie można narzekać na wiele aspektów gry Chelsea, ale jak zwykle dobrze funkcjonowało rozegranie od tyłu. To, że David Luiz i Antonio Rüdiger dysponują przebogatym wachlarzem długich podań wiemy wszyscy. To głównie dzięki nim na początku meczu boczni obrońcy The Toffees mieli tyle pracy – prawie każde z długich zagrań czy to stoperów, czy wspomnianego Jorginho znajdowało piłkarzy Chelsea operujących na flankach.
Podsumowując…
Gdyby mecz z Evertonem zakończył się po 45 minutach, to narzekalibyśmy na nieskuteczność i na stracone dwa punkty, ale bylibyśmy zadowoleni z tego, jak Chelsea weszła w mecz i że stworzyła sobie wiele okazji do strzelenia gola – a to coś, co od dawna szwankuje. Niestety, rzeczywistość jest taka, że po 90 minutach spędzonych ze swoją drużyną kibic The Blues nie odczuwa niedosytu, tylko zwykłe wkurzenie, rozczarowanie i bezradność, które towarzyszyły nam wszystkim w tym sezonie już tyle razy. Niektórzy na początku meczu żartowali, że piłkarze Sarriego grają tak dobrze, że już widzą tę porażkę po szczęśliwym golu gospodarzy w końcówce. Niestety, przypuszczenia te nie tylko się (do pewnego stopnia) spełniły, ale nie były też bezpodstawne. Chelsea znów straciła kontrolę nad meczem, włoski szkoleniowiec znów kwestionuje mentalność swoich piłkarzy, a sytuacja w tabeli coraz bardziej się komplikuje. O czołowej czwórce z taką skutecznością i z takim brakiem konsekwencji i zdecydowania w grze można będzie co najwyżej pomarzyć.
- Źródło: własne
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.