+/- Chelsea 0:0 (k. 3:4) Manchester City

Autor: Dodano: 25.02.2019 23:15 / Ostatnia aktualizacja: 25.02.2019 23:15

Dobrze żarło i zdechło. Była motywacja (u niektórych to aż za bardzo), była walka, było całkiem sporo momentów przewagi Chelsea, ale zabrakło tego najważniejszego. Zwycięstwa. Z tryumfu w Carabao Cup cieszy się Manchester City. Zapraszam na plusy i minusy tego spotkania.

 

Walka, jak równy z równym

 

Nie ma co się oszukiwać. W obecnej sytuacji, z obecną formą u zawodników i chaosie, jaki ogarnął od pewnego czasu nasz klub, to Manchester City w bezpośrednich starciach jest mocnym faworytem. Po niedawnej porażce 6:0, wręcz obowiązkiem bukmacherów było ustawianie wysokiego kursu na zwycięstwo Chelsea. Fani nie chcieli powtórki tego koszmaru. Wierzyli oczywiście w zwycięstwo, ale i porażka po karnych jest też do przełknięcia. Nie daliśmy się stłamsić po raz drugi, a to by już naprawdę zostało odebrane jako jawny spadek o kilka poziomów względem City, więc można odebrać to jako Plus.

 

 

Cyrk i skandaloza popsuły całe wrażenie z gry

 

Ta drama, jaka rozegrała się tuż przed końcem drugiej części dogrywki, jest niestety unikatowa, będzie bardzo trudno o niej zapomnieć. Podczas lekcji, uczeń ma słuchać poleceń nauczyciela. Na wojnie, żołnierz nie dyskutuje z generałem o jego rozkazach. Żaden człowiek orkiestry nie ma prawa zagrać ani nutę inaczej od woli dyrygenta. Podczas meczu piłkarz musi wiedzieć, że trener ma rację, nawet gdy nie ma racji. Poszedł sygnał, żeby Kepa zszedł? Poszedł i to jasny. Okej, na początku mógł próbować udowadniać, że nic z nim nie jest, ale gdy widział już niemal wchodzącego na boisko Willy'ego Caballero, wpadającego powoli w furię Maurizio Sarriego i krzyczącego w jego kierunku Gianfranco Zolę, powinien ustąpić. Bohaterem nie planujesz się stać, tylko się nim po prostu stajesz. Młody, baskijski bramkarz najwyraźniej tego nie wiedział i wystrugał z siebie "antybohatera" tego meczu. Nie pomogły i obroniony rzut karny w konkursie, i oświadczenie starające się załagodzić sytuację. Wizerunkowo straciliśmy bardzo dużo. W oczach wielu mamy coraz mniej wspólnego z poważnym klubem. Minus.

 

 

Wróćmy na ziemię, a konkretnie na boisko w Wembley

 

Co Arrizabalagowe, trzeba oddać Arrizabaladze. Parę razy nas uchronił przed stratą bramki. Był pewnym punktem w obronie, która bez wyjątków, spisywała się dobrze. Boczni obrońcy grali dobrze lub bardzo dobrze, kiedy musieliśmy bronić, ale nie raz stawali się solidnym wsparciem naszych ataków, które przecież opierały się na skrzydłach. Kondycja, wytrzymałość, przejęcia piłki i jego rajdy w ofensywie, sprawiają, że Kante naprawdę musi grać w pierwszym składzie, nawet, kiedy nie jest wystawiany na swoją nominalną pozycję. Kilka małych błysków Calluma Hudson-Odoi, doskonała sytuacja Pedro, solidny Barkley i Willian dokładniejszy niż zazwyczaj. To wszystko okraszone wspaniałymi dryblingami Edena Hazarda daje nam pozytywny obraz gry Chelsea, a gdy jeszcze dodamy, że Luiz i Rudiger walczyli jak bulteriery, mamy naprawdę być z czego dumni po tym meczu. Stawiliśmy opór poważnemu kandydatowi do Premier League i Ligi Mistrzów, który jest na fali. Momentami patrzyło się przyjemnie na grę "The Blues" i choć na chwilę zapominało się o złych wspomnieniach z tego sezonu. Plus.

 

 

Czytelny jak Jorginho

 

Niestety, ale najsłabszym ogniwem w naszej drużynie ewidentnie był w tym meczu Jorginho. Już kilka pierwszych sekund spotkania prognozowało, że to nie będzie jego mecz, kiedy potrącił Sergio Aguero tuż po rozpoczęciu meczu. Owszem, podejmował próby zagrania ryzykownych podań, ale to nie to samo, co Fabregas za najlepszych czasów w Chelsea. Status najsłabszego zawodnika uwypuklił wykonaniem rzutu karnego po dogrywce. Sam rozbieg był dziwny, a technika strzału i jego siła wołały o pomstę do nieba. David Luiz również zmarnował karnego, ale podjął ryzyko uderzenia strzału nie do obrony. Jorginho natomiast strzelił tak zachowawczo, że aż był to strzał nie do przepuszczenia. Minus.

 

 

Data zdobycia pierwszego pucharu przez Sarriego wciąż nieznana

 

W tym sezonie ratuje go już tylko Liga Europy i miejsce w TOP 4 w Premier League, które także można traktować jak wygranie pucharu. Jeśli Sarri naprawdę chce mieć szanse na utrzymanie swojego miejsca pracy, powinien spełnić te dwa wcześniej wymienione cele. Następny mecz może naprawdę przekreślić jego nadzieje. Zmierzy się w nim z drużyną swojego imiennika, Mauricio Pochettino. Porażka z Tottenhamem, w dodatku w słabym stylu i przyprawiona jakąś kolejną "szopką" będzie wręcz wymagała zwolnienia włoskiego menedżera. Minus.

  

Źródło: własne, whoscored.com, twitter.com

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close