Gonić za złudzeniami czy pogodzić się z realiami?
Dodano: 02.01.2022 19:53 / Ostatnia aktualizacja: 02.01.2022 19:53Przełom starego i nowego roku to dobra pora na to, aby zastanowić się na różnymi sprawami. Jedną z nich może być odpowiedź na zadane wyżej pytanie. Marzenia nikomu nie zaszkodzą i warto wierzyć w sukces, ale rozwiązanie równania: słabość własna, plus siła rywali jest boleśnie proste.
Przeklinany przez wszystkich fanów Chelsea FC miesiąc grudzień okazał się być górą lodową, na której rozbiły się niebieskie nadzieje na mistrzowski tytuł. Tak, nadzieje na tytuł były w pełni zasadne, gdy zespół Thomasa Tuchela prezentował stabilną formę, a problemy zdrowotne były daleko. Jedno potknięcie, nawet w postaci porażki z West Ham United, jeszcze nie byłoby groźne, ale trzy dotkliwe remisy, z Evertonem, Wolverhampton i ostatni z Brighton przesądziły o wyniku zabawy.
Wydaje się, że londyńskiej ekipie powtórzyła się historia, która prawie równo rok temu dopadła Liverpool FC. Tak jak przed rokiem zdawało się, że problemy zdrowotne na Anfield Road nie mają końca, tak dzisiaj to samo mamy na Stamford Bridge. Swoistą czarę goryczy przelał uraz Reece'a Jamesa. Taki obrót spraw też urasta do rangi symbolu – siła The Blues opierała się w dużej mierze na niesamowitej grze wahadeł, co widać było jeszcze w ubiegłym miesiącu. Dzisiaj, gdy wspomniany James dołączył do kontuzjowanego Bena Chilwella, zespół wygląda jak samochód wyścigowy, w którym eksplodowała jedna z opon. Czy w takim przypadku można jeszcze marzyć o zwycięstwie? Trzeba raczej robić wszystko, aby uniknąć katastrofalnej w skutkach kolizji.
Problem w tym, że gracze, którzy są w stanie grać i biegają po murawie, powinni robić wszystko, aby walczyć o trzy punkty. Niestety, zawodnicy Chelsea po prostu tego nie robią. Szwankuje dosłownie każdy element gry, a niemożność utrzymania skromnego, ale jednak prowadzenia, w starciach z Brighton lub wybitnie osłabionym Evertonem, właściwie nie wymaga komentarza. Tymczasem Manchester City seryjnie odprawia rywali z kwitkiem. Czy w realiach przewagi The Citizens, która wynosi obecnie 10 punktów, można jeszcze mieć złudzenia? Nie z Pepem Guardiolą takie numery. Choć piszący te słowa długo należał do frakcji niebieskich optymistów, to teraz przyszedł czas na pogodzenie się z rzeczywistością. Chelsea powinna z większym spokojem niż ostatnio finiszować w przysłowiowej "top cztery", ale tytuł mistrzowski trzeba włożyć między bajki. Szkoda, bo akurat tym razem wydawało się, że zespół jest mocny jak nigdy.
Mecz z Liverpoolem? Należy pochwalić piłkarzy Chelsea za wolę walki i umiejętność wygrzebania się z niezłego bagna. Doprowadzenie do remisu, mimo stanu 0:2, to nie jest łatwe zadanie. Z drugiej jednak strony był to kolejny mecz, gdy o problemach The Blues zadecydowały błędy indywidualne i niewykorzystanie własnej przewagi. Można stwierdzić, że goście wcale nie musieli zbytnio się wysilić, aby dwukrotnie pokonać Edouarda Mendy'ego. Inna rzecz, że bramki Chelsea to było coś wspaniałego. Spisał się Mateo Kovacić, tak samo jak Christian Pulisic. Trzymam kciuki, aby to spotkanie stało się momentem przełomowym w przypadku Amerykanina. Choć zaczął słabo, to po zdobyciu bramki wyglądał jak za najlepszych czasów. Wystarczyło, że zagrał na bardziej nominalnej dla siebie pozycji i już zobaczyliśmy wymierne efekty.
Być może udałoby się przechylić szalę zwycięstwa na własną korzyć, gdyby na boisku pojawił się zawodnik, który ostatnio spisywał się całkiem dobrze. Niestety, Romelu Lukaku, bo oczywiście o nim mowa, musiał dorzucić swoje trzy grosze do podgrzania i tak napiętej atmosfery wokół klubu. Zachodzę w głowę, co tam na serio mu w duszy gra i jaki był cel kultowego już wywiadu? Złamanie klubowego regulaminu, nieelegancka postawa wobec trenera, kolegów z zespołu i kibiców to jedna sprawa. Drugą jest ogólna "logika" tego wywodu, w którym Belg sam sobie przeczy w wielu punktach. Jak się tak człowiek mocniej wczyta w jego wypowiedź, to można dojść do wniosku, że cały ten wywiad nie ma większego sensu. Tak jak można zastanawiać się nad sensem przeprowadzki do Londynu, skoro tak pięknie jest w Mediolanie. Chociaż znów sądzę, że część kibiców ostro przesadziła w swoich wypowiedziach, to jednak kompletnie nie dziwię się oburzeniu czy zwykłej konsternacji. Wciąż otwarte pozostaje pytanie: jak skończy się ta historia?
Szkoda wielka, że ten ostatni miesiąc tak mocno zaburza całościową ocenę minionego roku 2021, gdyż generalnie był to jeden z najlepszych okresów w niebieskim wydaniu. Wystarczyłoby wymienić sam triumf w Lidze Mistrzów, na który trzeba było czekać tak długo. Bolą komentarze niektórych fanów, którzy dzisiaj sugerują, że triumf w tym turnieju był wynikiem szczęścia. Nie chcę używać ostrych słów, więc delikatnie stwierdzę, że jest to bardzo niesprawiedliwe wobec trenera i piłkarzy Chelsea. Na farcie można wygrać jeden lub dwa mecze, a nie tak trudny turniej. Równie wspaniałym, choć nie tak efektownym akcentem, było wywalczenie Superpucharu Europy, co udało się po wcześniej rozczarowujących podejściach. Wiele było w tym roku wspaniałych meczów, takie jak rewanżowy półfinał z Realem Madryt czy zwycięski pojedynek z Juventusem. W Champions League udało się dwukrotnie pokonać silne Atletico Madryt, w lidze dwa razy ograny został odwieczny rywal, czyli Tottenham. Bilans ligowych meczów z Liverpoolem również był dodatni w poprzednim roku. Zdarzały się piękne sekwencje zdarzeń, takie jak pokonanie Realu Madryt i Manchesteru City w ciągu niespełna tygodnia. Był ten niezwykle emocjonalny sierpniowy tydzień, w którym udało się zdobyć Superpuchar Europy, zaliczyć niezwykle udaną inaugurację sezonu ligowego i sfinalizować najdroższy transfer w historii klubu... Niezależnie od tego, co sądzi się na temat zawodnika, który był jego bohaterem, mieliśmy do czynienia z dużym i emocjonującym wydarzeniem. Wisienką na torcie może być eksplozja dwóch kolejnych talentów "made in Cobham". Trevoh Chalobah już cieszy nas swoją grą i miejmy nadzieję, że w przyszłym roku dołączy do niego Conor Gallagher.
Rok ma 12 miesięcy i tylko dwa z nich – pierwszy i ostatni – należy zapisać in minus. Pozostałe 10 miesięcy było wypełnione miłymi wydarzeniami. Warto o tym pamiętać. Ku pokrzepieniu serc można przypomnieć, że rok 2020 kończyliśmy w dużo gorszych nastrojach i w dużo gorszym położeniu. Kto wie, co przyniesie jutro?
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Trzeba się pozbyć niemców ze składu. Największe niewypały od czasów Torresa.
Patrząc na statystyki to Werner odkąd dołączył do Chelsea do meczu rewanżowego z zenitem (włącznie), jest piłkarzem, który w tym okresie zdobył najwięcej bramek i zaliczył najwięcej asyst dla Chelsea licząc wszystkie rozgrywki. Nie wiem czy coś się zmieniło przez ostatni miesiąc bo Werner nie gral, a Mount coś tam dorzucił.
No ale jak takiego piłkarza nazywasz największym niewypałem to jak nazwać resztę naszych ofensywnych gwiazdek typu Pulisic, Odoi czy innych Ziyech