Z nieba do piekła, czyli jak żyć w tej Chelsea?

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 28.11.2021 20:50 / Ostatnia aktualizacja: 28.11.2021 20:50

A mogliśmy być w niebie. Do pełni szczęścia zabrakło doprawdy niewiele. Centymetry, ułamki sekund, nieco inne jednostki siły przy różnych zagraniach. Takie piłkarskie cząstki elementarne są doprawdy bardzo kosztowne. Tym razem ich koszt wyniósł dwa punkty w Premier League.

 

Po rewelacyjnym meczu z Juventusem wydawało się, że problemy ze skutecznością zostały już rozwiązane. No, może nie w 100%, ale przeciętny obserwator miał prawo domniemywać, że najgorsze jest za nami. Pomijając totalne stłamszenie silnej przecież ekipy z Włoch, udało się zaaplikować aż 4 bramki. Nikt nie mógł zaprzeczyć temu, że The Blues osiągnęli w tym meczu najwyższy poziom i powrót na szczyt tabeli grupowej Ligi Mistrzów mocno nastrajał optymizmem. Wydarzenia późniejsze o parę dni mogą nieco zaciemniać obraz rzeczywistości, lecz starcie ze Starą Damą udowodniło bardzo ważną prawidłowość – zawodnicy Chelsea są w stanie łączyć perfekcję w obronie ze skutecznością w ataku, nawet w największych meczach. Są w stanie, jeśli tego chcą.

 

Wydaje mi się, że tych właśnie chęci nieco zabrakło w spotkaniu z Manchesterem United.  Co z tego, że udało się oddać ponad 20 strzałów, skoro tylko jeden trafił do siatki? To właśnie jest główna przyczyna straty punktów. Można krytykować Jorginho, ale gdyby koledzy z ofensywy wykazali większe chęci i większą dokładność w grze, nawet jego błąd nie stanowiłby przeszkody. Fakt, był to błąd karygodny, który nigdy nie powinien się wydarzyć, ale to był jednorazowy wyskok. Tymczasem mecz trwa aż 90 minut, a w tym czasie można zdziałać dostatecznie wiele dobrego, aby jedno potknięcie nikomu nie zaszkodziło.

 

Zakładam, że mocno uaktywni się frakcja przeciwników byłego gracza Napoli, choć paradoksalnie ma on za sobą serię dobrych występów. Mało tego, pomijając ten wyskok, który doprowadził do gola Jadona Sancho, nawet w meczu z Manchesterem spisywał się nieźle. Nie można też zapomnieć o tym, że niejako zrehabilitował się przy okazji wykorzystanego rzutu karnego. Trzeba mieć sporo zimnej krwi, żeby nie zawieść w takim momencie. Skala wyzwania była tym większa, że Jorginho z tyłu głowy miał pewnie swój tragiczny w skutkach błąd, a David de Gea rzuty karne bronić potrafi. W mojej ocenie bardziej zawiedli gracze, którzy świetnie spisali się przeciwko Juventusowi. Callum Hudson-Odoi mógł i powinien otworzyć wynik meczu w pierwszej połowie, a Ruben Loftus-Cheek kompletnie nie miał pomysłu na to, jak zrobić z futbolówki pożytek. Anotnio Rudiger w obronie był bezbłędny jak zawsze, ale ta piłka meczowa pewnie długo będzie mu się śniła. Nie żeby była to najprostsza sytuacja, leczy wystarczyło tylko przyjąć piłkę, i wysłać ją do siatki United, a fanów Chelsea wysłać do raju. Temat boli tym bardziej, iż "Toni" miał na to i czas i miejsce.

 

Pal sześć kiks Jorginho, zmarnowane okazje Rudigera i Hudson-Odoia czy inne przypadki. Dwie inne sprawy nie dają człowiekowi spokoju. Po pierwsze, dlaczego wszystkie rzuty wolne wykonywał Marcos Alonso, przynajmniej dopóki był na boisku? Przecież z jego zagrań pożytku nie było żadnego, a na murawie był także Hakim Ziyech, który notował już asysty z "kornerów". Jak na ironię już pierwsza wrzutka Marokańczyka była o niebo lepsza od tego, co prezentował hiszpański wahadłowy, bo przynajmniej Loftus-Cheek był w stanie oddać strzał na bramkę. Marny strzał w trybuny, ale jednak udało się uderzyć. Może gdyby Ziyech dośrodkowywał częściej z narożnika, to przynajmniej raz mielibyśmy ciekawą sytuację? Tego się nie dowiemy, zamiast odpowiedzi pozostał żal. Żałować można także późnego wejścia na boisko Romelu Lukaku. Skoro Timo Werner nie oferował pod bramką rywali nic szczególnego, to czy Belg nie mógł wejść wcześniej? Wobec bezproduktywności Niemca nie było nic do stracenia i mogło być tylko lepiej.

 

Cytując klasyka, jak tu żyć po takim tygodniu, gdy raz ręce składają się do oklasków, a raz można się tylko łapać za głowę? Życie po raz kolejny boleśnie pokazało, że Liga Mistrzów i Premier League to dwa zupełnie inne światy. Można zachwycić cały świat występem w jednych rozgrywkach, aby za parę dni przełknąć gorzką pigułkę w drugich. Liga angielska ma to do siebie, że choć nie wybacza błędów, to szybko daje okazję do poprawy. Kolejny przystanek to środowy mecz z FC Watford, a w sobotę derbowy pojedynek z West Ham United. Będzie się działo, bo właśnie w środku tygodnia zacznie się grudzień, czyli gramy na okrągło i jeśli ktoś marzy o tytule mistrzowskim, to musi przetrwać ten morderczy bieg.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close