Komentarz zbędny
Dodano: 09.05.2021 12:50 / Ostatnia aktualizacja: 09.05.2021 12:50Przyznam szczerze, że miałem spory problem ze znalezieniem odpowiedniego tytułu na dzisiejszy felieton. Wszakże w minionym tygodniu wyniki Chelsea Football Club mówiły same za siebie. Nic dodać, nic ująć – komentarz zbędny – można by rzec, ale jak tu odmówić sobie przyjemności rozważania tak pięknych wydarzeń?
Z perspektywy czasu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że rewanżowy mecz półfinału Ligi Mistrzów śmiało można określić mianem meczu idealnego. Zwycięstwo 2:0, totalna dominacja nad rywalem i pełna kontrola nad meczowymi wydarzeniami. Gdyby tego było mało, to o skali tej wiktorii dobitnie świadczy postawa pojedynczych zawodników. No bo kogo właściwie uznać za gracza meczu, skoro takie miano można przypisać właściwie każdemu? Nie kwestionuję zwycięskiej statuetki dla N'Golo Kante, bo Francuz udowodnił, że w chwili obecnej na swojej pozycji po prostu nie ma sobie równych na całym świecie. Co by jednak było, gdyby Edouard Mendy nie zaliczył dwóch przepięknych interwencji po strzałach Karima Benzemy? Być może wcale nie szykowałby się angielski finał Ligi Mistrzów. Timo Werner zdobył może i najłatwiejszą bramkę w karierze, ale jednak był gdzie trzeba, a to trafienie było kluczowe. Gra Kaia Havertza była istną poezją, tak jak poczynania Masona Mounta. Christian Pulisic? Niewiele ponad 20 minut wystarczyło mu do tego, by kompletnie ośmieszyć rywali, którzy mogli zatrzymać go tylko faulem. To oczywiście najbardziej jaskrawe przykłady, bo cała reszta również spisała się celująco. Był to po prostu perfekcyjny występ zawodników Chelsea zarówno indywidualnie, jak i drużynowo.
Zapewne nie byłoby tej perfekcji, gdyby nie osoba trenera. Kiedyś mówiło się o tym, że specjalistami od nastrajania swoich piłkarzy na wielkie mecze są Jose Mourinho czy Zinedine Zidane, ale do tego grona chyba można zaliczyć też Thomasa Tuchela. Byłem niezmiernie ciekaw, z jakim nastawieniem wyjdą The Blues na ten mecz. Każda z opcji wydawała mi się ryzykowna i miałem spory mętlik w głowie od różnych przemyśleń. Tymczasem trener londyńczyków zrobił to tak, że zadziwił cały świat. Przyjemnie słuchało się różnych ekspertów, którzy wyrażali niekłamane wyrazy podziwu nad taktyką niemieckiego szkoleniowca i postawą jego piłkarzy. Inna sprawa, że ci sami eksperci jeszcze kilkanaście dni temu byli święcie przekonani, że Real Madryt w zasadzie już może być pewien gry w finale. No ale może ten mecz nareszcie przekona ich, że Chelsea również zasługuje na miejsce w ścisłej elicie piłkarskiej. Taką świadomość z pewnością mają już trener i piłkarze Królewskich, ponieważ oni raczej nie mieli wątpliwości co do tego, kto był lepszy w tej rywalizacji i to również cieszy.
Właściwie ciężko jest sobie wyobrazić, by po wywalczeniu awansu do finału Ligi Mistrzów kosztem Realu Madryt mogło być lepiej, ale w ostatnim czasie The Blues regularnie dokonują rzeczy niemożliwych. W takich kategoriach rozpatruję bowiem wyjazdowy triumf nad Manchesterem City, ledwie parę dni po półfinale europejskiego pucharu. Mecz na Etihad Stadium zapewne również przejdzie do historii. Był to przecież pierwszy raz, gdy Sergio Aguero nie dobił Chelsea, ale wręcz ją uratował. Powiedzmy sobie szczerze, przy wyniku 2:0 do przerwy zawody byłyby raczej zakończone. Oczywiście wcześniej podkreśliłem, że Chelsea robi rzeczy, które nie mieszczą się w głowie, ale odwrócenie losów takiej rywalizacji byłoby piekielnie trudne. Pep Guardiola mógłby po prostu bronić wyniku, poprzez wprowadzanie kolejnych graczy o defensywnej charakterystyce, a gościom pozostałoby bicie głową w mur.
Stało się jednak inaczej. Największa gwiazda w historii Manchesteru City zawiodła w tym kluczowym momencie, Mendy obronił najłatwiejszy rzut karny w swojej karierze, a potem był już kolejny koncert Chelsea. Nie dość, że w ofensywie było dużo lepiej, to defensywa i środek pola również działały jak trzeba. Można się spierać, czy było to w pełni zasłużone zwycięstwo, ale jak spojrzymy na ilość dobrych sytuacji, to szala znów przechyla się na stronę Tuchela i spółki. Do tego dochodzi te parę bramek zdobytych ze spalonego – chyba kolejny rekord nawiasem mówiąc. Całe szczęście, że w tej ostatniej akcji Werner uniknął spalonego, a Marcos Alosno i Callum Hudson-Odoi byli gdzie trzeba. Zabawne jest też to, że do siatki The Citizens znów trafił Hakim Ziyech. Marokańczyk ma chyba jakiś patent na tego przeciwnika, tak jak Aguero przez lata miał na Chelsea.
Na marginesie można dodać, że mecz ten potwierdził żenujący poziom sędziowania na Wyspach. Angielskim sędziom VAR przydaje się jak adidasy nietoperzowi, podobnie jak goal-line technology czy inne wynalazki. Nie mam tutaj na myśli starcia Kurta Zoumy z Raheemem Sterlingiem. Anglik może się oburzać niepodyktowaniem "jedenastki", ale równie dobrze mógłby wylecieć z boiska w pierwszej połowie, gdyby sędziowie zajmujący się VAR-em pamiętali o tym, że są w pracy. Nawet jeśli jego faul na Wernerze nie kwalifikował się na czerwony kartonik, to późniejsze akcje z niemieckim napastnikiem – gdy został rozdeptany przez rywala jak pająk albo zaliczył cios w szczękę, na pewno zasługiwały przynajmniej na upomnienie.
W ostatnim czasie życie kibiców Chelsea zamieniło się w bajkę. Cudownie jest oglądać takie zwycięstwa, ale problem polega na tym, że wszystkie te mecze na niewiele mogą się zdać, jeśli drużyna zawiedzie w decydujących momentach. Te wciąż są dopiero przed nami. Pierwszy z nich już w najbliższą sobotę. Finał FA Cup z Leicester City to jeden z kluczowych meczów tego sezonu. O ile rok temu można było szukać wymówek odnośnie braku doświadczenia w budowanej drużynie, o tyle za tydzień usprawiedliwienia już nie będzie. Chelsea po prostu musi bezwzględnie wygrać mecz z ekipą Lisów i zdobyć puchar. The Blues są na fali, a skład z King Power Stadium ostatnio jakby się nieco zaciął, więc okoliczności są sprzyjające jak nigdy. Oczywiście nie można zapominać też o meczu z Arsenalem, w którym też wypada zagrać na poziomie.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.