Styl gry? A komu to potrzebne?
Dodano: 18.04.2021 15:00 / Ostatnia aktualizacja: 18.04.2021 15:00Mniej więcej dekadę temu w jednym z magazynów poświęconych piłce kopanej wyczytałem dosyć zabawne sformułowanie: "ciężki, niezgrabny, ale skuteczny". Była to ocena piłkarza, który trafił do ówczesnej drużyny miesiąca, jaką cyklicznie wybierali specjaliści owego pisma. Nie wiem jak to się stało, że zapamiętałem akurat tę frazę. Wiem jednak dlaczego pasuje mi ona jak ulał do podsumowania mijającego tygodnia.
Wiem także, że w pierwszym meczu z FC Porto udało się ugrać dobry wynik. Zdaję sobie sprawę z tego, że wystarczyło po prostu utrzymać sprawę w rewanżu. Trzeba oszczędzać siły, jasna sprawa, bo jesteśmy już w decydującej fazie sezonu. Wszystko to było niezwykle oczywiste, ale jednak liczyłem na lepsze widowisko w drugim spotkaniu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Marzyło mi się, by The Blues szybko strzelili bramkę otwierającą wynik, bo to praktycznie zamykałoby sprawę. Okazje ku temu jakieś nawet były, ale styl gry i skuteczność zawiodły. Skoro gracze Thomasa Tuchela nie zdobyli gola, to w końcu dokonali tego rywale. Całe szczęście, że bramka ta padła w doliczonym czasie meczu, gdy w praktyce było już po herbacie. Wyobraźmy sobie jednak, co by było gdyby ten gol padł jakieś 10 czy 15 minut wcześniej? Nie jest to trudne zadanie, bo oczami wyobraźni zapewne każdy widzi tę nerwówkę. Nerwówkę, podkreślmy to, całkowicie niepotrzebną. Dziury w całym nie zamierzam szukać i awans do półfinału cieszy mnie bezgranicznie, ale sądzę, że druga porażka od czasu zmiany trenera powinna zadziałać jako pewien sygnał ostrzegawczy na przyszłość.
Wspomniana bramka FC Porto to doprawdy gol rzadkiej urody. Po końcowym gwizdku arbitra pisałem na gorąco, że w sumie to może i dobrze się stało, bo zawodnicy Sergio Conceição zasłużyli na to, by odpaść z turnieju w efektownym stylu. Ostatecznie to w ćwierćfinałowych starciach wykazali się ogromną wolą walki i wywarli niezłe wrażenie. Szybko jednak mi przeszło, gdy tylko pojawiły się doniesienia o zachowaniu piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego po zakończeniu meczu. Wyzwiska, prowokacje, brak podziękowania za wspólną walkę i symbolicznego chociażby pogratulowania awansu? Na coś takiego nie powinno być miejsca na tym poziomie. Nie wiem, czy to wyeliminowanie Juventusu tak przewróciło w głowach portugalskiej ekipie, czy może nie dojrzała ona do gry w takich meczach. Można się tylko cieszyć, że żadnemu z graczy ani pracowników Chelsea nie puściły nerwy, bo szkoda było zarobić jakieś głupie kary czy dyskwalifikacje.
Fakt, że w półfinale Ligi Mistrzów Chelsea zmierzy się z Realem Madryt mógł sprawić, że wielu z nas poczuło się o 9 lat młodziej. No bo czy obecna sytuacja jakkolwiek się różni od tej z 2012 roku? Przypuszczam, że wątpię. Tak wtedy jak i dzisiaj The Blues mają być najsłabszą ekipą w półfinałach. Znów ma nas czekać niewyobrażalny wręcz łomot od wielkiej drużyny z La Liga. Ponownie londyński zespół nie ma najmniejszych zespół nawet na awans, a co już dopiero na końcowy triumf. Tak, to wszystko już kiedyś przerobiliśmy. Rzecz w tym, że 9 lat temu całe rzesze "ekspertów" ostro się przejechały na swoich teoriach. A dzisiaj wszyscy obierają ten sam kierunek. No bo przecież wielki Real...
Żeby była jasność. Oczywiście to Real Madryt jest faworytem i na papierze to Królewscy są lepszym zespołem. Zinedine Zidane wielkim trenerem jest, a jego piłkarze doskonale wiedzą, jak trzeba grać w wielkich meczach. Niczego nie zamierzam tutaj kwestionować. Rzecz jednak w tym, że obecna Chelsea nie musi odczuwać kompleksu niższości wobec kogokolwiek. The Blues też mają mnóstwo atutów w swoich rękach (a raczej nogach) i ta rywalizacja na pewno nie jest rozstrzygnięta przed jej startem. Poza tym odnoszę wrażenie, że sporo osób traktuje zespół z Madrytu w kategorii ich największej świetności z lat 2014 – 2018. Gdyby ktoś nie zauważył, to przypomnę, że "trochę" się od tego czasu pozmieniało i wystarczy choćby delikatnie przeanalizować wyniki Realu, by uświadomić sobie, że nie jest to już piłkarski hegemon na całą Europę.
Gdyby zapytać o zdanie komentatorów Eleven Sports, to w odpowiedzi można by usłyszeć, że w kolejnym meczu gracze The Blues również nie wykazali się niczym nadzwyczajnym. Osobiście kompletnie nie zgadzam się z taką opinią, bo w półfinale FA Cup Chelsea po prostu zrobiła swoje. Londyńczycy potrafili zdominować Manchester City, a zwycięstwo i awans są w pełni zasłużone. Przyznali to zresztą sami rywale, a słowa Pepa Guardioli czy Fernandinho mogą stanowić cenną wskazówkę na przyszłość dla piłkarzy ekip takich jak FC Porto... Pozostaje żal, że znów nie udało się zdobyć więcej bramek, ale brawa dla duetu Timo Werner & Hakim Ziyech za tę jedną, decydującą akcję. Niebieski skład ma kolejny finał Pucharu Anglii, a Thomas Tuchel zdał kolejny ważny egzamin w roli trenera. Pokonanie The Citizens to także dowód na to, że Chelsea jest w stanie rywalizować z każdym przeciwnikiem.
Na pewien czas mamy przerwę od emocji pucharowych, ale nadchodzące mecze ligowe z pewnością dostarczą nam co najmniej tyle samo wrażeń. Dwa najbliższe starcia – z Brighton i West Ham United mogą być kluczowe w kontekście walki o top 4. Już we wtorek gracze Chelsea będą mieli szansę na przeskoczenie ekipy Młotów, której zresztą ostatnio powinęła się noga, a następna sobota to już będzie bezpośredni bój z zespołem Davida Moyesa. Czy będzie lekko? Na to nie ma co liczyć. Można jednak liczyć na to, że The Blues znów dadzą z siebie wszystko i wywalczą bezcenne punkty. Nie trzeba nadzwyczajnych zdarzeń, potrzebna jest tylko konsekwentna gra własnej piłki.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.