Jesteśmy (naj)lepsi!

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 06.03.2021 15:29 / Ostatnia aktualizacja: 06.03.2021 15:29

Czego nie rozumiecie? Co jest niejasne? Przecież skoro pokonaliśmy mistrzów kraju, to teraz my jesteśmy najlepsi, nie? No cóż… szkoda wielka, że tak to jednak nie działa. Mało tego, dzisiaj fakt bycia lepszym od Liverpoolu w sumie niewiele znaczy.

 

Przyznam uczciwie, że do niedawna podziwiałem Liverpool FC. Rzecz jasna do końca życia będę kibicował tylko niebieskiej drużynie z Londynu, no ale jak tu od czasu do czasu nie spojrzeć z podziwem na The Reds? Jak nie być pod wrażeniem ekipy, która w bramce ma jednego z najlepszych bramkarzy globu w osobie Alissona i gdzie obroną dowodzi absolutny numer 1 na świecie, czyli van Dijk? Jak nie zazdrościć ofensywnego tercetu, którego nikt inny nie przebije, bo niby jaki zestaw gra lepiej niż Salah, Firmino i Mane? Jest to oczywiście subiektywna ocena, ale dałbym głowę, że w takim osądzie nie byłem osamotniony.

 

Patrzyłem z podziwem na tę drużynę i żałowałem, że Chelsea nie jest tak mocna. Co prawda Manchester City również deklasuje rywali z rozmachem, ale styl zespołu Jurgena Kloppa jakoś bardziej mnie przekonywał. Marzyłem o tym, by pewnego dnia The Blues mogli na równi rywalizować z Liverpoolem, a nawet by mogli zatriumfować. Bardzo chciałem, by Chelsea stała się tak mocnym zespołem, który potrafi zdominować i po prostu zetrzeć z powierzchni ziemi każdego przeciwnika.

 

Wygląda na to, że marzenia się spełniają, tylko że w moim przypadku większość z nich, jeśli się spełnia, to zwykle jakoś na opak. Nie ukrywam, że pragnienia triumfu nad Liverpoolem wiązały się raczej ze zwycięstwem w batalii o tytuł mistrzowski. Tak nakazywała logika i zapewne nikt nie spodziewałby się czegokolwiek innego.

 

Chelsea jest dzisiaj zdecydowanie lepsza od Liverpoolu. Wskazują na to zarówno wynik ostatniego meczu jak i miejsca w ligowej tabeli. Tyle że wcale nie chodzi o dwa najwyższe miejsca podium. „Siódemka” czerwonej ekipy i „czwórka” The Blues świadczą jedynie o skali szaleństwa w jakim od samego startu miota się obecna edycja Premier League.

 

No bo przecież jeszcze pod koniec ubiegłego roku nic nie zwiastowało katastrofy dla zespołu Kloppa. Liverpool był liderem. Fakt, obrońcy tytułu mieli za sobą nieco strat punktowych, ze słynnym łomotem 7:2 od Aston Villi na czele, ale kto nie miał wpadek na koncie? Nawet Manchester City w skrajnym dla siebie momencie zajmował 9 miejsce w lidze. Przez długi czas nikt nie przewidywał tego, że The Citizens wrócą na czoło tabeli, a tymczasem dzisiaj wygląda na to, że nikt im nie odbierze kolejnego mistrzostwa. Drużyna Pepa Guardioli notuje kolejną wspaniałą serię zwycięstw i jest już raczej poza zasięgiem reszty stawki. Jakby szaleństw było mało, to przecież przez fotel lidera przewinęły się też Tottenham i Manchester United. Z ekipą Spurs w ogóle jest śmieszna sprawa, bo jeszcze jesienią mówiło się o zasadzie „drugi sezon Jose Mourinho”. Dla mniej zorientowanych lub zapominalskich przypomnę – jest to zasada, w myśl której The Special One w pierwszym sezonie ma rozgrzewkę, w drugim zdobywa puchar, a w trzecim wylatuje z hukiem, gdy z prowadzonej przez niego drużyny nie ma już czego zbierać. Dzisiaj już chyba nikt nie postawiłby większych pieniędzy na Tottenham, no chyba że chodziłoby o… ewentualne zwolnienie Mourinho. A czy ktoś pamięta jeszcze, że przez chwilę liderem był Everton? Nie koniecznie? To dodam tylko, że niektórzy wieszczyli powtórkę historii Leicester City z 2016 roku, tym razem z udziałem The Toffees.

 

Liga angielska stoi na głowie i nawet kompletna katastrofa Liverpoolu – co jeszcze dwa miesiące temu wydawało się absurdem, stała się rzeczywistością. W żadnym wypadku nie zamierzam tym umniejszać osiągnięcia Chelsea, bo zwycięstwo na Anfield Road cieszy mnie niezmiernie. Londyńczycy zanotowali świetne zawody i zasłużenie wygrali, choć zdobytych bramek mogło i powinno być więcej. Mason Mount zagrał na światowym poziomie, a występ przypieczętował pięknym trafieniem. Timo Werner wraca do formy i tylko okropny pech odebrał mu bramkę. Największe jednak wrażenie robi linia obronna. To co ostatnimi czasy robią Andreas Christensen i Antonio Rudiger po prostu nie mieści się w głowie. Zawodnicy, których wszyscy do niedawna mieliśmy dość, razem z Cesarem Azpilicuetą zbudowali mur nie do przebicia. A wydawało się, że bez Thiago Silvy wszystko się posypie.

 

Swoją drogą ciekawe, że gdy wiele drużyn musi opanowywać większy lub mniejszy chaos, to właśnie na Stamford Bridge zapanował spokój. Oczywiście nie wszystko działa idealnie. Przed Thomasem Tuchelem jeszcze sporo jest pracy do wykonania, jeszcze zdarzają się zgrzyty, takie jak niedawny remis z Southampton 1:1. Nie można jednak powiedzieć, że nie ma pozytywnych efektów. Poprawa pozycji w lidze, uszczelnienie defensywy czy dobry start w fazie pucharowej Ligi Mistrzów to nie są sprawy, które można załatwić na tzw. farcie. W grze The Blues coraz częściej widać, że „idzie nowe” i liczę na to, że niebawem stanie się to normą. Jeszcze nie jesteśmy najlepsi, ale na pewno jesteśmy lepsi niż przed zmianą trenera.

 

Błagam tylko o jedno. Nie ściągajmy na siłę nowych zawodników. Na rynku medialnym znów pojawiają się różne nazwiska, które kompletnie nie są nam potrzebne. Mamy silną kadrę, której niczego nie brakuje. Trzeba nam tylko nauczyć się z niej korzystać. Nagły skok formy wspomnianych wcześniej obrońców jest tego dobitnym potwierdzeniem. Nie kombinujmy zbytnio, trzymajmy się obranego kierunku i idźmy w tę stronę. Może dzięki temu w końcu będziemy najlepsi?

Author: Bryan

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

komentarzy:
09.03.2021 10:09

Ja uważam że do szczęścia potrzeba nam tylko rasowego napastnika :) takiego który w sezonie zapewni nam 10-20 bramek :) i wtedy walczymy mistrza

Krolec
komentarzy: 136
07.03.2021 08:21

Zgadzam się z autorem tekstu. Zakupy już nie powinny tematem nr 1. Mamy mocna ekipę, trzeba ich po prostu poukładać i zacząć grać. Mamy Havertza i Pulisica za grube hajsu a grzeją ławę co mecz i dostają ogony. Po co kolejne takie zakupy? Wiem, że chłopaki wrócą do formy i to oni będą 1 wyborem, ale na to jeszcze nie jest czas. Tym bardziej na zakupy.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close