Wracamy do punktu wyjścia?
Dodano: 20.02.2021 16:57 / Ostatnia aktualizacja: 21.02.2021 08:47Skończył się miesiąc miodowy, zaczęła się szara codzienność. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wyparował już początkowy entuzjazm związany z pojawieniem się nowego trenera na Stamford Bridge.
Świadczyć o tym mogą chociażby dwa ostatnie mecze ligowe. O ile z Newcastle poszło jeszcze w miarę gładko, to już niestety Southampton zdołało zatrzymać Chelsea. Zatrzymać nie znaczy pokonać, a remis zawsze jest bez porównania lepszy niż porażka. Niemniej jednak strata oczek w starciu z tragicznie grającą ostatnio ekipą Świętych boli wyjątkowo mocno.
Wyniki to jedna rzecz, drugą, niemniej istotną, jest styl gry. Ktoś jeszcze pamięta, jak kosmiczny poziom odpalili gracze The Blues w meczu z Tottenhamem? Jeśli niekoniecznie to przypomnę, że wtedy właśnie zobaczyliśmy taką Chelsea, jaką zawsze chcielibyśmy oglądać. Okay, może to tylko moja opinia, no ale… przypomnijcie sobie tamten mecz!
Jest co wspominać, w odróżnieniu od ostatnich występów piłkarzy w niebieskich koszulkach. Posiadanie piłki – jest! Strzały na bramkę – obecne! Mnóstwo podań – jak zawsze! Tylko co z tego, skoro nic z tego nie wynika? Wygląda to zupełnie tak, jakby wróciły stare demony z czasów Franka Lamparda, a może i Maurizio Sarriego. Jest niezła wizualnie gra i są wykonawcy, ale żaden z nich nie potrafi postawić przysłowiowej kropki nad „i”. Pół biedy, gdyby jeszcze rywale odpowiadali tym samym, ale bywa zupełnie inaczej. Na St. Mary's Stadium wystarczyło, by gospodarze skonstruowali jedną jedyną akcję, by zanotowali jedno sprytne podanie i strzał, aby The Blues zainkasowali nokautujący cios na twarz.
Z drugiej strony może nie ma się co dziwić jałowej grze, skoro główni wykonawcy od poczynań ofensywnych albo są kontuzjowani, albo przebywając na boisku zajmują się szukaniem poprzedniego dnia. Mowa oczywiście o spółce Christian Pulisic & Hakim Ziyech. W byłym graczu Borussii Dortmund do niedawna upatrywałem pierwszego w historii piłkarza Chelsea, który weźmie szturmem piłkarski świat i zdobędzie Złotą Piłkę. Nie, nie żartuje, ani nie znajduję się pod wpływem substancji szkodliwych. Co więcej, uważam, że Amerykanin ma wszelkie dane ku temu, aby być najlepszym, spośród wszystkich facetów kopiących piłkę na całym świecie. Wygląda jednak na to, że jednego mu brakuje – zdrowia. W sumie sprawa w jego przypadku nie jest jeszcze przegrana, ale on w końcu musi stanąć na nogi. Z kolei Hakim Ziyech w niczym nie przypomina piłkarza, który jeszcze jesienią zachwycił całą Premier League. Gdzie się podział jego spryt? Gdzie słynne dośrodkowania „z drugiej nogi”? Mam nadzieję, że Thomas Tuchel szybko znajdzie odpowiedzi na te pytania, bo przecież nie po to ściągamy takich piłkarzy, by mieć problemy z zaprezentowaniem czegoś więcej niż gra na 1:0.
Bramka zdobyta w meczu przeciwko Newcastle sprawiła, że o pewnej poprawie można mówić w przypadku Timo Wernera, choć tutaj sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Niemoc strzelecka napastników The Blues to oczywiście temat na odrębny tekst, ale takiego przypadku jak Werner to nawet w Chelsea jeszcze nie grali. Kiedy boiskowe problemy mieli Szewczenko, Torres, Morata czy inny Higuain, to zazwyczaj po prostu nie było z nich pożytku. Potykali się o własne nogi i tyle. Tymczasem Werner mógł zanotować serię 1000 minut bez bramki, ale jak wiele ciekawego się z jego udziałem wydarzyło! Liczba słupków, poprzeczek i wywalczonych karnych chyba przeszła już do historii Premier League. Jakby tego było mało, to w czasach strzeleckiej posuchy zanotował aż 6 asyst, co przecież nie jest bez znaczenia. Krótko mówiąc, tak całkiem po ludzku jest mi go po prostu szkoda. Wiem, że to marny argument na obronę, ale w jego przypadku muszę przyznać, że prześladował go po prostu straszny pech. Oby tylko teraz wrócił do strzelania, bo grać w piłkę z pewnością on potrafi.
Nie ulega wątpliwości, że ostatni tydzień lutego będzie dla Thomasa Tuchela niczym sesja egzaminacyjna dla studenta dzielnie zdobywającego wiedzę na uniwersytecie. Niemieckiego trenera i jego piłkarzy czekają dwa poważne egzaminy. Pierwszy z nich, czyli wspomniany mecz z Tottenhamem, udało się zdać i to z oceną bardzo dobrą. Jak będzie w meczach z Atletico Madryt i Manchesterem United? Być może szkoleniowiec The Blues będzie miał spory ból głowy, ale fani pewnie czekają z niecierpliwością. Szczególnie interesujący wydaje się być pojedynek z liderem ligi hiszpańskiej. Co tu dużo mówić, Liga Mistrzów zawsze wzbudza ogromne emocje, nawet mimo tego, że ostatnio Chelsea nie zachwyca w tej zabawie. Wystarczy przypomnieć, że po raz ostatni próg 1/8 finału udało się przeskoczyć w… 2014 roku. Od tego czasu Liga Mistrzów była dla kibiców The Blues raczej źródłem frustracji i upokorzeń niż dumy i radości.
Czy tym razem może być inaczej? W teorii niewiele na to wskazuje. Będzie to bowiem starcie lidera La Liga i dobrze zgranej, silnej drużyny z teamem wiecznej przebudowy, dla którego sukcesem stało się doszlusowanie do czołowej czwórki Premier League. Tyle że teoria i praktyka nie zawsze idą w parze…
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Najbliższe 3 mecze pokażą czy zmiana trenera coś dała i na jakim poziomie obecnie jesteśmy