ZAWÓD: trener.

Autor: Dodano: 20.01.2021 14:36 / Ostatnia aktualizacja: 20.01.2021 14:37

Kocham Chelsea od wielu lat. Jestem dumny z tego co osiągnął ten klub w ostatnim czasie. Jednak jednego mi w nim wciąż brakuje. Stabilności. Gdy otaczają cię takie legendy jak Sir Alex Ferguson dla Manchesteru United czy Arsene Wenger dla Arsenalu, marzysz, aby znalazł się ktoś taki również dla The Blues. Nigdy nie odczuwałem, aby to było możliwe. Aż do momentu zatrudnienia Franka Lamparda.

 

To w tamtym momencie pierwszy raz poczułem, że to może być trener na lata. Gdy przychodzili Jose Mourinho, Antonio Conte czy Maurizio Sarri cieszyłem się, wszyscy oni dali Chelsea trofea, ale jednak miałem gdzieś z tyłu głowy, że to znów trenerzy na maksymalnie 3 lata. Krótkoterminowi szefowie, którzy mają wycisnąć zespół jak gąbkę, a gdy zabraknie w niej kropel, pojawi się następny, z nową porcją energii. Nominacja Franka miała otworzyć nowy dział w historii klubu. Pierwszy raz postawiono na młodzież. Zaprzestano marnotrawstwa naszych wychowanków, którzy przecież regularnie udowadniali, że są na najwyższym poziomie. Zakaz transferowy spowodował zmianę optyki na klub wśród kibiców, ale ja miałem nadzieję, że również przez Romana Abramowicza. Frank Lampard wydawał się kandydatem idealnym do rozpoczęcia na Stamford Bridge czegoś na wzór Czerwonych Diabłów Fergusona. Wydawało się, że jest pierwszym trenerem, któremu Abramowicz będzie ufał bezgranicznie. W końcu to legenda klubu, kto jak nie legenda ma napisać nowy rozdział w historii klubu – myślałem. Choć to myślenie było kompletnie irracjonalne.

 

Ani Sir Alex Ferguson, ani Arsene Wenger, Jurgen Klopp czy choćby Mauricio Pochettino nie byli przecież w żaden sposób związani ze swoimi klubami zanim zaczęli w nich pracę. Nie wiem skąd w mojej głowie zakwitła myśl, że jak budować to właśnie na legendzie. Co więcej, przecież nie przychodzi mi do głowy żadna tego typu historia w najnowszej historii piłki angielskiej. Model, który sprawdzał się w Barcelonie (Pep Guardiola czy Tito Vilanova), który opierał się na tym mitycznym DNA Barcelony, kompletnie nie musiał się sprawdzić na Stamford Bridge. A ja wciąż wierzyłem.

 

Śmiem twierdzić, że paradoksalnie Lampard miał jedno z najłatwiejszych wejść do Chelsea spośród ostatnich trenerów. Nie musiał kupować sympatii zawodników ani kibiców – miał z miejsca niewyobrażalny autorytet. Brak transferów? Okej, ale to wiązało się z brakiem większych oczekiwań, presji, która towarzyszyła poprzednim menadżerom. Budowa zespołu na młodych? No kto jak nie on, który znał wielu z tych chłopaków od podszewki, niektórych zdążył już prowadzić w swojej krótkiej karierze trenerskiej.

 

 

Dotychczasową przygodę trenerską Franka z The Blues można skwitować powiedzeniem: im lepiej, tym gorzej.

 

 

Im lepiej dla klubu, tym gorzej dla Lamparda. Wciąż uważam, że letnie okienko w wykonaniu Chelsea było jednym z najlepszych w erze Abramowicza. Świetny stoper z doświadczeniem, lewy obrońca z pierwszego wyboru, dobry bramkarz i dwie perełki z ligi niemieckiej. Choć wydawało się, że właściciel zrobił dla trenera jak najlepszą robotę, można powiedzieć, że wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę. Sprawił, że kibice znów zaczęli mieć oczekiwania, a do tego najwidoczniej Lampard-menadżer jeszcze nie dorósł.

 

To co najbardziej boli i dziwi jednocześnie to tłumaczenia Anglika z ostatnich dni. Zasłanianie się wymówkami, które nie przystoi tak inteligentnemu człowiekowi jak on. Grzebanie w przeszłości, odnoszenie się do czasów świetności Edena Hazarda czy nawet, co bardziej absurdalne, Diego Costy. Dalej dziwne decyzje kadrowe, co wcześniej zdarzało się mu bardzo rzadko. Niezrozumiałe odstawienie Kurta Zoumy, eksploatowanie do granic Timo Wernera, gdy gołym okiem widać, że ten jest bez formy. Wystawianie Kai’a Havertz’a tuż po tym, gdy się mówiło, że ten ciężko przeszedł COVID i potrzebuje czasu. W końcu przyznanie faktu, że budowa zespołu, który ma walczyć o największe trofea go przerasta.

 

 

Nie wiem jak zakończy się ta przygoda, choć dowiemy się tego pewnie niebawem. Frank Lampard pozostanie legendą tego klubu, jedną z największych. Pozostanie ikoną i człowiekiem, który budzi ogromny szacunek. Być może, gdy Roman Abramowicz zdecyduje się go teraz zwolnić z piastowanego stanowiska nie powie mu „do widzenia”, lecz „do zobaczenia”. Jego trenerska karta w historii wciąż ma wiele pustego miejsca.

 

 

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close