Mój trener jest lepszy niż twój. Wszystkie grzechy Lamparda
Dodano: 02.01.2021 20:28 / Ostatnia aktualizacja: 03.01.2021 00:40Grudzień i styczeń to przeważnie miesiące podsumowań, jak gdyby ostatni dzień mijającego roku miał sprawić, że odkreślimy to, co było grubą kreską i pierwszy stycznia miał nam przynieść zupełnie nowe życie. W futbolu, jak w życiu, prawdopodobieństwo takich twistów jest podobne do tego, że oglądając Titanica po raz setny, tym razem zobaczymy jak Di Caprio jednak nie idzie na dno razem z wrakiem.
Kibice Chelsea w tym roku doświadczyli emocji zupełnie skrajnych. Od wygranych z Liverpoolem i Manchesterem United w drodze do finału Pucharu Anglii, przez owocne transferowe lato z zakupami wschodzących gwiazd światowej piłki jak Kai Havertz czy Timo Werner, po rozczarowujące porażki z Arsenalem w FA Cup czy Bayernem w Lidze Mistrzów. Zespół The Blues przechodził w 2020 roku przez sinusoidę wyników, ale także generował sinusoidę emocji. Znacznym sprawcą tych odczuć jest jej trener. Pokaż mi swojego trenera, a powiem ci, jaką masz drużynę.
Frank Lampard płynnie przeszedł od etapu trenerskiego debiutanta w Derby County do roli niedoświadczonego menedżera w Premier League. Poprzedni rok nie zmienił tego stanu rzeczy, bowiem wielu ekspertów, broniących Anglika w momentach spadku formy jego drużyny, podkreślało, że nadal brakuje mu obycia w trenerskim fachu. Trzeba powiedzieć bez ogródek, że Chelsea za kadencji Franka Lamparda nie przekonuje, a jeżeli już zachwyci to po to by za chwilę wtopić z jakimś przeciętniakiem. Zdarzały się mecze wspaniałe, jak choćby wygrana z Evertonem 4:0, na chwilę przed lockdownem czy zwycięstwo takim samym stosunkiem z Sevillą. Im dalej w las tym bardziej piętrzyły się jednak problemy.
O ile przed letnim oknem transferowym można było tłumaczyć liczne remisy i porażki młodym i wyczerpanym trudami sezonu składem, o tyle ostatnie miesiące to już niezrozumiałe wyboje. Choć na pewno znaczna część społeczności Chelsea nadal woli winą za słabe wyniki obarczać piłkarzy, a już najlepiej nowych i zagranicznych, to jednak po stronie trenera należy upatrywać większego udziału w tej sytuacji. Kłopoty zespołu że Stamford Bridge nie wynikają z braku zgrania czy splątania językowego, niczym przy budowie wieży Babel. Problemy biorą się przede wszystkim z braku taktyki.
Długo Frank Lampard sygnalizował, że jego ulubioną formacją jest 4-3-3, choć okresowo wracał do, sprawdzonego w sytuacjach podbramkowych, systemu 3-5-2. Samo ustawienie jednak nie oznacza dobrej gry. Dopóki każdy piłkarz ma na boisku przypisaną rolę, w której czuje się komfortowo, dopóty zespół ma szansę funkcjonować w sposób prawidłowy. Prosty przykład - N'Golo Kante. Francuz tak długo wystawiany w roli pomocnika z zadaniami ofensywnymi, wyglądał jak ryba wyjęta z wody. Tracił wówczas szansę na wykorzystanie swoich największych atutów, czyli przede wszystkim gry destrukcyjnej.
Obecnie ten sam problem dotyczy dwóch niemieckich nabytków Chelsea - Timo Wernera i Kaia Havertza. Nie jest winą Lamparda, że były napastnik RB Leipzig nie umie odnaleźć się na skrzydle, ale jego winą jest konsekwentne wystawianie Niemca na tej pozycji i unikanie dania mu szansy na pozycji nr 9. Przypomnimy jedynie, że ostatni raz Werner wystąpił na szpicy w starciu z Southampton, w którym zdobył dwa gole i wkręcał w ziemię Jana Bednarka. Wówczas wyglądał jak za czasów gry w Niemczech, był dynamiczny, pewny i skuteczny. Na boku wygląda jak postrzelona łania, która nieporadnie ucieka przed kłusownikiem.
Z Kaiem Havertzem sytuacja nie jest tak zero-jedynkowa. Były pomocnik Bayeru Leverkusen po przerwie, spowodowanej zakażeniem koronawirusem, nadal jest częściej obiektem drwin niż zbiorowej fascynacji. Oczywistym jest brak widocznego stylu. Po niemal dwóch latach pracy Franka Lamparda wciąż nie wiemy, w jakim kierunku zmierza jego projekt. Nie jest to gra nastawiona na kontry, bo za mało jest piłek granych za linię obrony rywali. Gra w ataku pozycyjnym jest bezpłciowa jak rozmnażanie porostów.
W zasadzie jedynym jasnym punktem w ofensywie pozostaje Mason Mount, ale nawet on miewa słabsze dni. Niezrozumiałe pozostaje stawianie na Jorginho kosztem najlepszego zawodnika poprzedniego sezonu, czyli Mateo Kovacicia. Równie zagadkowe jest posyłanie w pole karne niezliczonej liczby piłek na wysokości kolan czy brzucha, które nie stwarzają żadnego zagrożenia. O zagraniu decyduje sam piłkarz, ale jego wybór jest następstwem jednego z dwóch wariantów: a) trener nakreślił plan, oparty o wrzutki z boku boiska, wykorzystujący rosłego środkowego napastnika bądź b) trener nie nakreślił żadnego planu, a piłkarze muszą improwizować. Dla Chelsea w obu przypadkach sytuacja wygląda jak absolutny brak pomysłu.
Zarówno Reece James jak i Ben Chilwell potrafią znakomicie dośrodkować, jednak całość akcji jest kompletnie nieprzygotowana. Wrzutki przypominają grę na alibi i chęć szybkiego pozbycia się piłki. Zawodnicy, którzy powinni czekać w polu karnym na zagranie, zwyczajnie nie nadążają za akcją.
W ataku pozycyjnym klepiemy jedynie piłkę, nie szukamy prostopadłych podań na dobieg czy gry trójkami. W zestawieniu tzw. wuefistów już nawet Ole Gunnar Solskjaer prześcignął Lamparda. Myślą trenerską nie grzeszy, ale bronią go wyniki. Anglik, który sukcesami chciał zapewne nawiązać do Jose Mourinho, statystycznie zrównał się z Andre Villasem-Boasem, osiągając najgorszy współczynnik liczby punktów na mecz w erze Romana Abramowicza.
Dyskusja na temat zwolnienia Franka Lamparda i zastąpienia go choćby Tomasem Tuchelem będzie trwać zapewne do końca obecnego sezonu. Pochopne decyzje nigdy nie są dobre, ale rosyjski magnat wielokrotnie udowadniał, że czasem zmiana na stanowisku szefa daje nowe siły jego podwładnym. Wiara w projekt i wspomnienie dawnej legendy to jedno, ale pamiętaj drogi czytelniku najważniejszą zasadę: żaden przedstawiciel klubu nie jest ważniejszy niż sam klub.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Dobry artykuł, baaa powiem więcej,nie ma jutro żadnego wytłumaczenie po stronie Lampard jak nic innego tylko muszą być 3 pkt z City,po wygranej będzie to jakiś punkt pozytywny co do najbliższych spotkań.
Ja.. RZĄDAM.. poprawy gry od Lamparda,nie wyobrażam sobie by jutro nasza ekipa nie ważne w jakim ustawieniu, kto zagra, zagra gorszy mecz jakim był mecz z Arsenalem!
Przegranie meczu z City równa się wezwanie Lamparda przez zarząd klubu na dywanik a wtedy różnie może być.