Chelsea w krajowych pucharach – podsumowanie sezonu 2019/20

Autor: Maciej Dreśliński Dodano: 20.08.2020 19:26 / Ostatnia aktualizacja: 20.08.2020 19:28

Krajowe puchary to zawsze okazja żeby zdobyć trofeum i nie kończyć sezonu z pustą gablotą. Jedne zespoły traktują rozgrywki krajowe poważnie, inne zaś skupiają się bardziej na lidze czy europejskich pucharach. Chelsea w sezonie 2019/20 zaprezentowała się dobrze, jednak zmagania na krajowym podwórku skończyła bez wywalczenia trofeum. W tym tekście rozliczę Franka Lamparda i spółkę z występów w FA Cup oraz EFL Cup. 

 

 

Mocny początek, nienajlepsze zakończenie – EFL Cup

 

Zdecydowanie EFL Cup nie jest priorytetem dla żadnego z zespołów. Jeśli wygrasz w finale, jesteś zadowolony, ale w przypadku odpadnięcia na samym początku, nikt się nie martwi. To puchar, który zwyczajnie jest tylko dodatkiem, a według wielu nawet zbędnym dodatkiem. Mecz jednak rozegrać trzeba, a jak już bierze się w tym udział, to wygrywanie zawsze jest w cenie.

 

Spokojna inauguracja

 

Pierwszym rywalem Chelsea w EFL Cup było występujące w League Two Grimsby Town. Dla zespołu z czwartego poziomu rozgrywkowego w Anglii był to trzeci mecz w tych rozgrywkach. Wcześniej udało im się dwukrotnie skromnie wygrać ze swoimi rywalami, co pozwoliło zmierzyć się w trzeciej rundzie z Chelsea. Mecz był jednostronny, czego można się było od początku spodziewać. Wynik końcowy to 7:1 dla podopiecznych Lamparda. Grimsby nawet udało się złapać kontakt, gdy w dziewiętnastej minucie strzelili bramkę na 2:1, jednak ostatecznie kolejne 5 goli piłkarzy Lamparda pogrążyło zespół skazywany na pożarcie. Chelsea nie wystawiła pierwszego składu, co było zrozumiałe na tym etapie turnieju. Na konto strzeleckie po stronie zespołu ze Stamford Bridge wpisało się sześciu strzelców: Barkley, Pedro, Zouma, James, Hudson-Odoi i dwukrotnie Batshuayi. Był to mecz, którego nie będziemy wspominać latami, jednak zwycięstwo było konieczne, by dalej walczyć o ostateczny triumf.

 

Szybki koniec wędrówki

 

W czwartej rundzie trafiliśmy już na rywala z górnej półki. Na Stamford Bridge miał przyjechać Manchester United, który w tamtym momencie miał już jedno zwycięstwo z Chelsea w sezonie. Solskjaer pokonał Lamparda w 1. kolejce ligowej 4:0. Obawy więc były, a jak się okazało – słusznie. Być może Manchester United nie był wyraźnie lepszy, ale Solskjaer po raz kolejny triumfował nad Lampardem. Mniej okazały wynik niż w przypadku ligowej potyczki i tak pozwolił Czerwonym Diabłom przejść dalej, a The Blues musieli przełknąć gorzki smak porażki. Ozdobą meczu była zdecydowanie bramka Marcusa Rashforda z rzutu wolnego, który z resztą zdobył w tym meczu dwa gole, obydwa
ze stałych fragmentów gry. Oprócz wolnego, Anglik wykorzystał jeszcze rzut karny.

Kolejny raz bramkę zdobył nasz belgijski snajper – Michy Batshuayi, którego przyszłość w klubie stoi pod znakiem zapytania. W tamtym momencie sezonu Michy dostawał szanse od Lamparda, jednak trener nie był zadowolony z jego postawy i po długim czasie Belg spadł na trzecie miejsce w hierarchii dziewiątek. Chyba nikt nie ma tego Lampsowi za złe, bo były gracz między innymi Marsylii nie spełnił oczekiwań w kontekście całego sezonu. Oczekiwań nie spełniła także Chelsea grając przed własną publicznością i to był drugi, a zarazem ostatni mecz The Blues w EFL Cup. Można mieć pretensje do sędziego za ten mecz, ale mimo wszystko wypadało rozegrać te zawody lepiej. Cóż, może w FA Cup pójdzie nam lepiej…

 

Apetyt rosnący z każdym spotkaniem – FA Cup

 

 

Kluby z Premier League przygodę w FA Cup zaczynają od trzeciej rundy. Wcześniej następuje przesiew zespołów, które dołączą do dalszej fazy gry, gdzie rywalizacja zaczyna się robić poważna. Na tym etapie większość klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej przechodzi dalej, schody zaczynają się później (zawsze są wyjątki, w tym sezonie np. Crystal Palace 0:1 Derby County). Chelsea, zgodnie z oczekiwaniami, wygrała swój pierwszy mecz. FA Cup to zdecydowanie poważniejsze rozgrywki niż EFL Cup, dlatego każdy klub robi wszystko, by pokazać się jak najlepiej w tym prestiżowym dla Anglików pucharze.

 

Drużyna z zaplecza na rozgrzewkę

 

Pierwszym rywalem Chelsea okazało się być Nottingham Forrest. The Blues na własnym stadionie gościli ekipę z Championship, choć nie byli wcale gościnni. Podopieczni Lamparda rozprawili się z przyjezdnymi 2:0. To, co możemy zapamiętać z tego meczu to z pewnością bardzo dobra postawa Hudsona-Odoia oraz drużynę, która zdominowała słabszego rywala. Angielski skrzydłowy wpisał się na listę strzelców oraz zaliczył asystę przy trafieniu Rossa Barkleya, który w krajowych pucharach spisuje się zdecydowanie lepiej niż w innych rozgrywkach. Chelsea wystąpiła w tym meczu w pięknych, klasycznych strojach nawiązujących do triumfu w FA Cup sprzed 50 lat (wygraliśmy wtedy 2:1 z Leeds po rewanżowym, bo w pierwszym spotkaniu finału padł wynik 2:2). Na minus w meczu z Nottingham na pewno Michy Batshuayi, który zmarnował kilka sytuacji wykreowanych przez kolegów. Zwycięstwo i kolejna runda, czyli plan wykonany.

 

Spotkanie z Tygrysami

 

Czwarta runda FA Cup przyniosła nam wyjazd do Hull. Tam zmierzyć nam się przyszło z drużyną Kamila Grosickiego. Michy Batshuayi szybko wpisał się na listę strzelców i już po sześciu minutach gry mieliśmy wynik 0:1. Sytuacja dość szczęśliwa, bo przy strzale Belga obrońca odbił piłkę zanim ta wpadła do bramki, ale najważniejsze, że udało się wyjść na prowadzenie. Wydawało się, że może to być zwiastun większej strzelaniny, jednak nieskuteczność w ataku Chelsea, a także świetna postawa między słupkami Georga Longa sprawiła, że do przerwy więcej goli już nie padło. Od zdobycia pierwszego gola musieliśmy czekać godzinę, by zobaczyć kolejnego. Wrzutkę z rzutu wolnego Barkleya strzałem głową wykończył Fikayo Tomori. Stoper jeszcze kilka razy znalazł się w sytuacjach, gdzie mógł zdobyć gola, jednak to był koniec strzelania po stronie Chelsea. Okazało się, że nie tylko The Blues potrafią stworzyć zagrożenie ze stałego fragmentu gry, bo 10 minut przed końcem spotkania rzut wolny wykorzystał Kamil Grosicki. Piłka uderzona przez Polaka odbiła się od muru i całkowicie zmyliła Caballero. Na tablicy bardzo niebezpieczny wynik, 1:2. Tygrysy nie potrafiły już jednak znaleźć drogi do bramki, a w kolejnej rundzie melduje się Chelsea. Mecz był pod kontrolą zespołu z Premier League i nawet pomimo braku czystego konta i zwycięstwa tylko jednym golem, możemy powiedzieć, że zdominowaliśmy Hull na ich stadionie.

 

Ligowy lider na Stamford Bridge

 

W piątej rundzie trafiliśmy już na rywala w swojej wadze. Na Stamford Bridge przyjechał Liverpool, który wygrywał w tym sezonie niemal wszystko. Wszyscy wiedzieli, że będzie to wielki, ale i trudny mecz. Chelsea w tym sezonie nie wystrzegała się błędów w obronie. Nie inaczej było w tym wypadku. Po dwóch meczach nieobecności w bramce podczas meczów FA Cup, do składu wrócił Kepa. Hiszpan miał naprawdę słaby sezon, jednak mecz z zespołem Kloppa był jednym z tych, którym śmiało może się chwalić. Strzelanie zaczął Willian, który wykorzystał błąd Fabinho i mocno uderzył na bramkę Adriana, który podobnie jak jego brazylijski kolega z zespołu, pomylił się. Mocny, choć wcale nie tak precyzyjny strzał przełamał ręce Hiszpana i było 1:0 dla Chelsea. Obie drużyny prezentowały ofensywny styl gry. W meczu na Stamford Bridge padło w sumie 31 strzałów. Jeden z nich to gol Williana, a drugi, a zarazem ostatni strzał, który zatrzepotał w siatce, to uderzenie Rossa Barkleya. Dla byłego gracza Evertonu ten gol musiał smakować podwójnie dobrze. Świetnie w obronie zagrał Pedro, który wymusił błąd rywala i podał piłkę do piłkarza Chelsea z numerem 8. Pomocnik przemierzył z piłką kilkadziesiąt metrów i precyzyjnym, silnym strzałem zmieścił piłkę w bramce. 64. Minuta, Liverpool próbuje jeszcze odwrócić losy spotkania, ale nic z tego. Dwa gole piłkarzy Chelsea wystarczyły i po tym ofensywnym spotkaniu to The Blues meldują się w kolejnej rundzie, choć stworzyli sobie tyle świetnych okazji, że mogło być przynajmniej 4:0.  Liverpool kończy swoją przygodę w FA Cup, za to w lidze jest niepowstrzymany.

 

Wizyta na King Power Stadium

 

Osiem zespołów w grze. Na polu bitwy już same zespoły z Premier League. Chelsea wraz z Leicester stworzyli najmocniejszą parę, a dalej mógł awansować tylko jeden zespół. Pierwsza połowa nie obfitowała w piękne akcje. Obie drużyny grały raczej zachowawczo, był to pierwszy mecz w FA Cup po przerwie spowodowanej koronawirusem. Od początku drugiej połowy na boisko decyzją Franka Lamparda nie wróciło trzech graczy. Odważny ruch ze strony trenera, nawet biorąc pod uwagę fakt, że mógł przeprowadzić 5 zmian. W szatni zostali James, Mount i Gilmour. Młodzi gracze nie trafili z formą na ten mecz, ale w ich wieku wahania formy to coś normalnego. Zastąpili ich kolejno: Azpilicueta, Kovacić oraz Barkley. Na szczęście Lampard miał nosa do zmian i Ross po raz kolejny w tych rozgrywkachwpisał się listę strzelców. Znów strzeliliśmy gola w okolicach 60. Minuty gry. Wrzutkę Williana na gola zamienił wspomniany Ross, który dostawił nogę i pokonał Schmeichela. Do końca meczu już wiele się nie działo. Było to odmienne starcie w stosunku do poprzedniej rundy pucharu. Mniejsza intensywność, choć rywal wymagający. Jeden gol wystarczył, by znaleźć się w najlepszej czwórce. A w półfinale czekał już Manchester United.

 

Odwet za trzy porażki

 

Znów pucharowe starcie z Manchesterem United. W sezonie 19/20 z Czerwonymi diabłami przed półfinałowym starciem graliśmy trzy razy. Każdy z tych meczów zakończył się porażką. Z tego względu, a także przez wysoką formę po koronawirusowej przerwie, United byli stawiani w roli faworyta. W pierwszej połowie było kilka sytuacji z obu stron, Manchester United mógł nawet mieć rzut karny po starciu Francuzów – Martiala i Zoumy, ale sędzia nie użył gwizdka. Arbiter znacznie przedłużył pierwszą część gry i bramkę do szatni w jedenastej (!) minucie doliczonego czasu strzelił Giroud. Mistrzowi świata dograł Azpilicueta więc był to gol wypracowany przez weteranów ze Stamford Bridge. Skromnie prowadzenia do przerwy szybko zmieniło się w nieco większą przewagę od razu po rozpoczęciu drugiej połowy. Niefrasobliwość w wyprowadzeniu piłki z własnej połowy w wykonaniu graczy Solskjaera wykorzystał Mason Mount, który silnym strzałem zza pola karnego w stylu Williana w meczu z Liverpoolem zdobył drugą bramkę w tym spotkaniu. Przy strzale nie popisał się też David De Gea, który w swojej najwyższej formie spokojnie obroniłby to uderzenie. Chelsea wyglądała lepiej, Niebiescy tworzyli sobie więcej szans. Trzecia bramka padła jednak dość niespodziewanie, po akcji dwóch obrońców. Płaska centra w pole karne De Gei odnalazła Rudigera, który dostawił stopę i piłka znalazła się w bramce. Takie było pierwsze wrażenie, jednak po powtórkach okazało się, że gol będzie zapisany na konto Maguire’a – samobój. Po tej bramce Chelsea praktycznie mogła szykować się na finał. Gra toczyła się jednak dalej, a Manchester United wywalczył karnego po bardzo nieodpowiedzialnym zagraniu we własnym polu karnym Hudsona-Odoia. Bruno Fernandes pewnie wykorzystał jedenastkę i było 1:3. Czerwone Diabły nie zagroziły już jednak bramce Caballero i bramka Portugalczyka była golem ustalającym wynik spotkania. Chelsea w finale, Manchester United pokonany za czwartym podejściem. Bardzo dobry mecz w wykonaniu podopiecznych Lamparda. Trener The Blues będzie miał okazję sięgnąć po pierwsze trofeum jako menedżer. Na Wembley czeka Arsenal, który pokonał Manchester City w półfinale.

 

Derby Londynu. Wielki Finał!

 

Mecze z Arsenalem to zawsze coś wyjątkowego. W przypadku finału FA Cup, ranga meczu rośnie kilkukrotnie! Dwie druzyny prowadzone przez wschodzących trenerów, legendy swoich zespołów. Lampard może być bardziej zadowolony z miejsca w Premier League niż Arteta. Arsenal nie zakwalifikował się do pucharów, dlatego FA Cup stało się furtką do Europy. Lampard natomiast chciał udowodnić, że czwarte miejsce to był plan minimum i teraz czas wstawić coś do gabloty. The Blues szybko wyszli na prowadzenie. Będący w świetnej formie Christian Pulisic wpisuje się na listę strzelców już w 5. minucie. Doskonale w polu karnym odnalazł się Giroud, który wyłożył piłkę Amerykaninowi. Radość nie trwała jednak bardzo długo, bo kiedy Aubameyang wychodził na czystą pozycję strzelecką, w polu karnym faulował go Azpilicueta. Sędzia wskazał na wapno, a karnego wykorzystał sam poszkodowany. To zabiło pewność siebie piłkarzy Chelsea, którzy po straceniu tego gola zaczęli grać gorzej. Z pewnością na niekorzyść zadziałał fakt, że boisko z powodu kontuzji opuścić musiał kapitan Chelsea, Cesar Azpilicueta. Hiszpana zastąpił Christensen, a pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1. Początek drugiej części meczu nie był szczęśliwy dla The Blues. Strzelec gola, Christian Pulisic, doznał kontuzji w trakcie sprintu na bramkę rywala. Skrzydłowy oddał ostatni strzał i z bólem zszedł z murawy. Zastąpił go Pedro, dla którego było to ostatnie spotkanie w barwach Chelsea. Niecałe 20 minut po tym zdarzeniu, Aubameyang znów zdobył bramkę. Napastnik bez problemu ograł Kurta Zoumę i pokonał Willy’ego Caballero. Na domiar złego, sześć minut później Mateo Kovacić obejrzał drugi żółty kartonik i na murawie zostało dziesięciu graczy Chelsea. Lampard na ostatnie minuty wprowadził jeszcze ofensywnych graczy. Zamiast Giroud, Rudigera i Mounta, do boju ruszyli Abraham, Hudson-Odoi oraz Barkley. Nic to jednak nie zmieniło, a po trofeum sięgnął ostatecznie Arteta wraz ze swoimi piłkarzami. Nasza przygoda z FA Cup zakończyła się na finale, tym bardziej boli brak wywalczenia pucharu. Sędzia nie był po naszej stronie, ale też nie dopisało nam szczęście w przypadku kontuzjowanych graczy. Ze stadionu Wembley wracamy na tarczy, a już niebawem na nowo będziemy emocjonować się nowym sezonem.

 

 

Frank Lampard nie ma się czego wstydzić. W lidze osiągnął swój cel, występy w pucharach nie były kompromitacją. Dojście do finału FA Cup to spore osiągnięcie, a jak wiadomo, w ostatnim meczu wydarzyć może się wszystko. To była bardzo ciekawa i pełna emocji przygoda, zabrakło trochę szczęścia, by zapełnić klubową gablotę. EFL Cup to była krótka wędrówka, ale minimalna porażka
z Manchesterem United to nie jest tragedia. Do trenera nie można mieć pretensji, pozostaje jedynie niedosyt, bo Chelsea to klub, który niemal co sezon zdobywa trofeum. Tymczasem z niecierpliwością oczekujemy na kolejną kampanię, by móc obserwować, jak nasza legenda dalej rozwija piłkarzy i osiąga sukcesy z klubem.

 

 

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close