Sport - trampolina do nowego życia

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 08.06.2020 07:29 / Ostatnia aktualizacja: 08.06.2020 22:08

Sportowcy funkcjonują w świadomości społecznej, jako herosi, pokonujący swoje granice w drodze do sukcesu. Przenoszą kibiców w zupełnie nowy wymiar zbiorowej fascynacji, pokazują również, że człowiek nie tylko ma pełne prawo by marzyć, ale też, przy włożeniu odpowiedniego wysiłku, by te marzenia spełniać.

 

Ludzi, którzy chcą zaistnieć w sporcie motywując różne czynniki. Jedni pragną splendoru i popularności, inni od dziecka pałają miłością do aktywności fizycznej, a talent i żyłka do rywalizacji sprawiły, że zdecydowali się przejść na zawodowstwo. Jest natomiast także niemała grupa osób, dla których sport stał się ucieczką przed biedą, traumą czy boczną ścieżką, która można zejść ze złej drogi.

 

Aspekt finansowy, co dziwić nie powinno, dotyczy przede wszystkim społeczności rdzennych mieszkańców Afryki czy Ameryki Południowej, ale także imigrantów z Czarnego Lądu w Europie, zwłaszcza we Francji.

 

Z problemem migracji wiąże się postać jednej z największych legend Chelsea, Didiera Drogby. Urodzony w Abidżanie syn młodszych bankierów, którzy w czasach ogromnego kryzysu ekonomicznego ledwo wiązali koniec z końcem, szybko został zmuszony do opuszczenia rodzinnego kraju. Pomocną dłoń w kierunku rodziny wyciągnął krewny Drogbów, Michel Goba, który był piłkarzem Stade Brestois. Zaoferował pomoc finansową, dzięki której rodzice Didiera uzyskali wizę dla syna by zapewnić mu szansę na lepszy byt w zachodniej Europie.

 

 

 

Drogba długo nie mógł zaadoptować się w nowych warunkach. Grał w piłkę, na co nalegał Goba, ale na prośbę rodziców kontynuował także naukę. W wieku ośmiu lat ubłagał wuja, by ten odesłał go do ojczyzny. Tam czekały na przyszłego napastnika Chelsea kolejne przeszkody. Zarówno ojciec jak i matka Didiera starcili pracę, a rodzinie w oczy ponownie zajrzał głód. Młody Drogba musiał także zawiesić edukację, a którą jego rodziców zwyczajnie nie było stać. Po kolejnych trzech latach Albert i Clotilde uznali, że jedyną szansą dla ich syna na normalne życie jest ponowny wyjazd do Francji. Drogba przez cały czas łączył naukę z głą w piłkę, która sprawiała mu ogromną radość i w której znakomicie się odnajdował.

 

Iworyjczykowi pomogła rodzina, kochający rodzice, gotowi do poświęceń by zapewnić mu lepsze życie oraz wujek, który bezinteresownie okazał swą pomoc. Dziś mówi się o Drogbie jako o wybitnym piłkarzu, być może najlepszym w historii afrykańskiej piłki oraz wielkodusznym i wrażliwym na krzywdę innych człowieku, Didier działa na rzecz głodujących w Afryce, angażuje się w akcje charytatywne, a także zamierza ubiegać się o stanowisko prezesa piłkarskiej federacji Wybrzeża Kości Słoniowej, aby walczyć o lepszy byt, zwłaszcza młodszej części przedstawicieli tego sportu w swoim kraju.

 

Jeśli futbol potrafi leczyć zranione dusze to temu piłkarzowi dał zupełnie nowe życie. Pamiętacie jeszcze jak wspomniałem, że sport może być ucieczką przed traumą? Czy można sobie wyobrazić, jakim potężnym ciosem dla 11-latka jest śmierć matki? Co dzieje się w głowie chłopca, którego ojciec jest sprawcą tej bolesnej straty? Dla Kuby czas się zatrzymał. Przestały go cieszyć zajęcia, które niegdyś uwielbiał, w tym także piłka. Gdyby nie opieka babci i wujka, dziś zapewne nikt nie mówiłby o nim jak o legendzie reprezentacji Polski. To właśnie Jerzy Brzęczek dbał o to by ponownie zaszczepić w siostrzeńcu miłość do futbolu.

 

 

 

Mama Kuby dbała o to by jej dzieciom niczego nie brakowało, otaczała ich troską i wychowywała w przekonaniu, że mogą osiągnąć wiele dzięki ciężkiej pracy. Rodzinna tragedia ukształtowała jego charakter i uwrażliwiła go na krzywdę innych. Kuba założył fundację „Ludzki gest”, która ma za zadanie kształtować pozytywne postawy wśród dzieci i młodzieży, poprzez wspieranie ich rozwoju, ze szczególnym uwzględnieniem kultury fizycznej. Niedawno fundacja przekazała 400 tysięcy złotych na walkę z koronawirusem. Sport pomógł Kubie przepracował traumę, ale także stał się platformą, dzięki której może dzielić się swoimi doświadczeniami.

 

Sport nie tylko dodaje wigoru czy zaspokaja podstawową potrzebę człowieka do rywalizacji. Czasem daje szansę na zupełnie nowe, lepsze życie. Nie inaczej było w przypadku Adonisa Stevensona. Mistrz świata organizacji WBC w boksie, który pas zdobywał w 2013 roku, nokautując Chada Dawsona, ma na sumieniu kilka ciężkich przewinień. W wieku zaledwie 14 lat wkroczył do gangu, a działalność przestępcza stała się jego chlebem powszednim. Kilka lat później czerpał korzyści z nierządu, prowadząc z kolegami agencję towarzyską. Znęcali się psychicznie i fizycznie nad zatrudnianymi przez siebie kobietami.

 

 

 

W końcu grupą zainteresowała się policja, a Adonisowi postawiono poważne zarzuty. W więzieniu Stevenson wdał się w krwawą bójkę ze współwięźniem, co początkowo zostało zakwalifikowane, jako usiłowanie zabójstwa. Ostatecznie kwalifikację czynu zmieniono, ale pięściarz został skazany na cztery lata. Opuścił zakład karny po 20 miesiącach i wtedy zaczęło się dla niego drugie życie. Boks pomógł mu stanąć na nogi, poradzić sobie z agresją i ujarzmić demony przeszłości. W 2006 roku przeszedł na zawodowstwo i w pełni poświęcił się ciężkiej pracy. Nie wymazał przeszłości, zwłaszcza z pamięci tych, których skrzywdził, ale choć trochę chciał się za nią zrehabilitować. Zaangażował się w działalność charytatywną, wspomagając fundacje opiekujące się trudną młodzieżą.

 

Wpływu na to, co spotkało go w dzieciństwie nie miał Luka Modrić. Podobnie jak wielu innych piłkarzy reprezentacji Chorwacji doświadczył grozy wojny. Gdy miał sześć lat, na Bałkanach wybuchł najbardziej krwawy konflikt zbrojny od czasu II Wojny Światowej. Mały Luka wraz z rodziną musiał uciekać z rodzinnej wioski. Jego dziadek został zamordowany, a dom, który opuścili został doszczętnie spalony. To wspomnienia, których nigdy się nie pozbędę. Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę śmierć, krew i całe zło, jakiego wszyscy doświadczyliśmy. To, co się wydarzyło, sprawiło, że teraz jestem silniejszy i nic nie jest w stanie mnie złamać.

 

 

 

Wojna napiętnowała także, w pewnym sensie, młodzieńcze lata Yareda Shegumo. Reprezentant Polski w biegach długich, wicemistrz Europy w maratonie, trafił w 1999 roku do obozu dla uchodźców z ogarniętej wojną Etiopii. Nasilające się akty ludobójstwa w Afryce zmusiły wiele rodzin do ucieczki i pozostawienie swoich dobytków oraz bliskich. Yaredowi udało się przykuć uwagę miłośników biegania. Początkowo biegał na krótkich dystansach, potem odkrył, że jego prawdziwym powołaniem są biegi długie.

 

 

 

W 2003 roku przyjął polskie obywatelstwo, a rok później pobił halowy rekord kraju na 3000 metrów. Również jemu miłość do sportu uratowała życie. Gdyby w 99 roku nie odłączył się od młodzieżowej grupy biegaczy z Etiopii, która przyjechała na mistrzostwa świata kadetów do Bydgoszczy, dziś być może już by nie żył. Yared uniknął w ten sposób poboru do wojska i udziału w walkach, które uśmierciły kilku jego kolegów. Możliwe, że nie podjąłby się tak desperackiego kroku, gdyby nie sport.

 

Każda z opisanych postaci przeszła inną drogę. W żadnym przypadku nie była to jednak droga usłana różami. Wszystkim tym, którzy muszą porzucić dawne życie w poszukiwaniu szczęścia albo mierzą się z demonami przeszłości niech przyświecają słowa Winstona Churchilla:

 

„Jeżeli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się, idź dalej. Wszystko się kiedyś kończy”.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close