Święta – radosny czas podsumowań [część pierwsza – półrocze Sarriego]

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 06.12.2019 22:46 / Ostatnia aktualizacja: 06.12.2019 23:10

26-tego grudnia Chelsea rozegra mecz 19. kolejki Premier League, a to dobra okazja do małego podsumowania wszystkiego, co wydarzyło się, nie tylko w bieżącym sezonie, ale całym mijającym już roku 2019. Prześledzimy drogę The Blues od zimowego zamieszania transferowego, przez tryumf w Lidze Europy, by wreszcie skupić się na pierwszym półroczu pracy Franka Lamparda. Pasy zapięte? Mam nadzieję!

 

Lepiej żeby ktoś zamknął to okno!

 

Zimowe okno transferowe od lat nie przynosi w Chelsea powiewu świeżości, a raczej wpuszcza do klubu opary spalin i zapach palonego plastiku. Nie inaczej było w sezonie 2018/19. Zarząd ze Stamford Bridge wynegocjował transfer Christiana Pulisica, który jednak miał dojść do skutku dopiero latem, więc nie stanowił realnego wzmocnienia borykającej się z problemami w ofensywie drużyny Maurizio Sarriego. Na życzenie włoskiego menadżera, sprowadzono za to Gonzalo Higuaina, który biorąc pod uwagę jego sylwetkę, bardziej nadawał się w owym czasie na ochroniarza niż napastnika czołowego angielskiego klubu.

 

 

Pipita strzelił zaledwie 5 bramek w 14 występach w Premier League i nie dołożył żadnego gola w pozostałych rozgrywkach. Często przechodził obok meczu, a w fanach narastała frustracja. Po raz kolejny okazało się bowiem, że Chelsea nie potrafi lub nie może ściągnąć do siebie piłkarza, który z miejsca byłby wzmocnieniem kadry i pociągnąłby zespół w górę. 

 

 

Kompromitujące i rekordowe porażki

 

Maurizio Sarri stał się w Chelsea rekordzistą i nie chodzi wcale o osiągnięcia wybitne, wręcz przeciwnie. Sensacyjna porażka z Bournemouth Eddiego Howe’a 0:4, najwyższa w historii klubu porażka w lidze z Manchesterem City 0:6, odpadnięcie z Manchesterem United w piątej rundzie Pucharu Anglii po przegranej 0:2 na Stamford Bridge. To wszystko mocno podkopało pojęcie Sarriballu – piłki opartej na ciągłej wymianie podań. Chelsea, nawet kiedy wygrywała, nie przekonywała do siebie stylem.

 

Sarri na konferencjach prasowych przekonywał, że nie czuje, aby jego posada była zagrożona ani by jego metody szkoleniowe były niewłaściwe. Zapewniał, że adaptowanie zupełnie nowego stylu gry w drużynie o odmiennej niż włoska mentalności jest trudne i wymaga czasu. Włoch chyba nie przeprowadził zbyt dokładnego researchu przed przyjściem na Stamford Bridge. Cierpliwość to ostatnia cecha, jakiej mógłby się spodziewać po władzach w zachodnim Londynie. Kibice coraz bardziej ochoczo wyrażali rozczarowanie grą drużyny i samym pomysłem na grę ze strony Maurizio. Okrzyki „Fuck Sarriball” stały się normą, nawet wtedy, gdy Chelsea wygrywała.

 

 

Takiego finału świat nie widział

 

To, co wydarzyło się w finale Carabao Cup przejdzie do historii, z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że mecz ten przypadł równo dwa tygodnie po koszmarnym blamażu Chelsea na Etihad Stadium, w którym drużyna Sarriego zaczęła z impetem, a potem już tylko przyjmowała ciosy. Nikt nie spodziewał się, że spotkanie na Wembley będzie, aż tak wyrównanie. Sarri zaskoczył z wystawieniem Edena Hazarda na pozycji fałszywej dziewiątki i to przyniosło swój skutek. Zespół przyjmował Manchester na swojej połowie i wyprowadzał kontry. Gdy wszyscy w napięciu czekali na koniec spotkania, wydarzyło się coś niepojętego.

 

 

 

Żaden z zawodników będących na boisku, żaden członek sztabu szkoleniowego, nawet sędzia, nie byli w stanie przekonać bramkarza do opuszczenia boiska. Hiszpan tłumaczył potem, że dawał do zrozumienia, że z jego zdrowiem wszystko w porządku i w tamtej chwili nie rozumiał decyzji trenera o zmianie. Pojawiło się po meczu wiele memów, sugerujących, że klub ze Stamford Bridge dokonał przed meczem zmiany trenera i to właśnie Kepa objął stanowisko. Trudno dywagować czy cała sytuacja miała wpływ na późniejszą postawę goalkeepera. Niewiele zabrakło, a Bask obroniłby rzut karny wykonywany przez Sergio Aguero. Koniec końców Maurizio Sarri nie doczekał się wówczas pierwszego trofeów w karierze, ale udowodnił, że może zmodyfikować swoje taktyczne poglądy na potrzeby jednego meczu. Puchar powędrował jednak do Manchesteru.

 

TOP 3 – miejsce ponad stan

 

Gdyby ktoś prześledził dokładnie przebieg sezonu 2018/19 w wykonaniu Chelsea, mógłby doznać dysonansu poznawczego. Pierwsze 7 spotkań to pokaz jakości, wygrane z City i Arsenalem, złudzenie błyskawicznej adaptacji zawodników do nowego stylu i narodzin realnego konkurenta dla drużyn Guardioli i Kloppa. Wtedy wielu miejsce w czołowej trójce traktowałoby jak obowiązek. Jakże jednak zmienia się optyka na dystansie 38 kolejek. Chelsea zaczęła popełniać błędy w defensywie, przegrywać – z pozoru wygrane mecze, irytować stylem gry i dając rywalom poczucie, że The Blues są do ugryzienia.

 

Ostatecznie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jakie złożyły się na 3. miejsce, należy docenić wartość końcowego rezultatu, mimo iż finalnie więcej było w nim zasługi bezpośrednich konkurentów.

 

Derby Londynu w Lidze Europy

 

Nic nie może się równać ze zdobyciem ważnego trofeum kosztem lokalnego rywala. W finale spotkały się drużyny, które od początku były wymieniane, jako główni kandydaci do końcowego tryumfu. Przed decydującym starciem więcej szans dawano Arsenalowi, ale Chelsea miała podwójną motywację z uwagi na osobę Edena Hazarda, dla którego był to ostatni mecz w klubowych barwach.

 

Pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Arsenalu, który wyglądał bardziej dynamicznie. Druga odsłona gry to pokaz piłkarskiej jakości Chelsea, a przede wszystkim filigranowego Belga. Najpierw trafił Giroud po asyście Emersona, następnie Pedro po podaniu od Hazarda, a potem trafiał już sam skrzydłowy, który niedługo po finale zamienił Londyn na Madryt. Eden pewnie wykorzystał rzut karny, podyktowany po faulu na Olivierze Giroud, a w 71 minucie odpowiedział golem na trafienie Alexa Iwobiego dla Arsenalu, wykorzystując fenomenalne podanie od francuskiego napastnika.

 

 

Możemy dyskutować czy Hazard zasłużył na nagrodę piłkarza turnieju, biorąc pod uwagę, że zaznaczył swoją obecność tylko w finale, ale bez wątpienia, na przekroju całego sezonu, zasłużył na indywidualne wyróżnienie. Dla większości fanów Liga Europy należała jednak do Oliviera Giroud, który został królem strzelców rozgrywek i ciągnął zespół w najważniejszych momentach.

 

Dla Sarriego było to pierwsze trofeum zdobyte w trenerskiej karierze i moment, gdy odbierał medal za zwycięstwo, na pewno wielu kibicom Chelsea zostanie w pamięci na zawsze. Nawet zatwardziali przeciwnicy Włocha musieli zmięknąć na widok wzruszonego trenera, który wygrał na przekór wszystkim krytykom i wreszcie dostał za to materialną nagrodę.

 

 

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close