Historia jednego sezonu, czyli jak grać w obronie
Dodano: 06.10.2019 17:28 / Ostatnia aktualizacja: 06.10.2019 17:29Kłopoty Chelsea w ostatnim czasie z zachowaniem czystego konta budzą niepokój, ale nie powodują jeszcze wzrostu ciśnienia powyżej wartości niebezpiecznej. Trzynaście straconych goli w zaledwie siedmiu rozegranych w lidze meczach, wciąż niepewna ostateczna konfiguracja pierwszego garnituru defensywy wobec kontuzji Rudigera oraz Emersona i wreszcie na wskroś ofensywna taktyka. Te wszystkie elementy składają się na obraz drużyny pozbawionej największego niegdyś atutu zespołu ze Stamford Bridge. Gdyby Frank Lampard zastanawiał się gdzie szukać inspiracji do budowy twierdzy w linii obrony, powinien przyjrzeć się jeszcze raz historii niesamowitego sezonu 2004/05, w którym również miał spory udział. Spróbujmy teraz dokonać porównania dzisiejszej oraz ówczesnej drużyny Chelsea w aspekcie defensywnym.
Sezon w liczbach
Nie dokonamy na tym etapie porównania obu sezonów, bowiem obecny dopiero się rozkręca, jednak możemy zestawić ze sobą dwie liczby, które w najlepszy sposób oddają fenomen drużyny Mourinho sezonu 2004/05.
Zespół prowadzony przez Portugalczyka zakończył sezon z piętnastoma straconymi bramkami. Pójdźmy o krok dalej. Czyste konto w 25-ciu spotkaniach, sześć straconych goli w meczach domowych na Stamford Bridge. O Chelsea mówiono wówczas więcej niż o The Invincibles, czyli Arsenalu z poprzedniego sezonu. Jeden z tabloidów w Anglii oferował nawet 10 tys. funtów zawodnikowi, który jako pierwszy strzeli gola „The Blues”. Od publikacji do bramki minęło prawie dziesięć godzin.
Jak na tle tych osiągnięć wygląda drużyna Franka Lamparda? Trzynaście bramek straconych w siedmiu ligowych meczach. Nie były to gole po strzałach w okienko bramki Kepy, spektakularnych rajdach i strzałach z bliskiej odległości, były to gole po błędach defensorów. Trener, który był częścią tej spektakularnej ekipy z 2005 roku musi dziś stanąć oko w oko z problemem, którego rozwiązanie powinno być priorytetem. Jego mentor i ówczesny menedżer mówił, że skład należy ustalać od obrony, bowiem szczelna obrona to klucz do zwycięstwa.
Personalia wtedy i dziś
Na prawej obronie Paulo Ferreira, ściągnięty z FC Porto przez Jose Mourinho latem. Na lewej obronie William Gallas, prawonożny środkowy obrońca, rzucony na obcą dla siebie pozycję. W środku John Terry, człowiek instytucja w Chelsea, kapitan oraz Ricardo Carvalho, również sprowadzony latem 2004 roku przez The Special One. Jak widać nie było to połączenie, które każdy wybrałby automatycznie. Portugalczyk szukał wtedy rozwiązań, które pozwolą mu minimalizować ryzyko kontry ze strony rywali. Szybcy boczni obrońcy, wspierający ataki oraz para wysokich i zwrotnych środkowych defensorów gwarantująca przewagę w polu karnym. Zrozumienie pomiędzy tą czwórką, która grała ze sobą pierwszy sezon było wręcz nieprawdopodobne. Całość dopełniali: francuski łącznik – Claude Makelele, który rozbijał ataki rywali w środku pola oraz czeski bramkarz – Petr Cech, który, podobnie jak dwaj Portugalczycy, zaczynał swoją przygodę na Stamford Bridge.
W zespole Franka Lamparda ciężko na ten moment wskazać podstawowy zestaw obrońców, bowiem po kontuzji nadal nie wrócił do gry Antonio Rudiger, a uraz wciąż leczy Emerson. Stracone przez zespół bramki obciążają konto każdego poza Niemcem, który jeszcze w tym sezonie nie zagrał. Na ten moment, zakładając szybkie wyleczenie Włocha, klaruje nam się taki układ:
Paradoksalnie z tej czwórki najsłabsze wrażenie sprawia najbardziej doświadczony Cezar Azpilicueta, kapitan drużyny. Przydarzają mu się momenty, kiedy nie nadąża z powrotem za skrzydłowymi rywali, wydaje się nieco ociężały i mniej dynamiczny niż za czasów Conte. Tomori bierze swoje miejsce w składzie szturmem. Gra absolutnie bez kompleksów, jest dynamiczny, dobrze ustawia się w stosunku do gry i przeciwnika, potrafi świetnie wyprowadzić piłkę. Duńczyk wraca do składu po zmarnowanym sezonie 2018/19 i chyba zaskarbił sobie zaufanie Franka Lamparda. W ostatnim czasie gra spokojnie i uważnie, ma już niezbędne doświadczenie, aby grać w pierwszej drużynie. Emerson jest objawieniem tego sezonu i jeśli kontuzja nie spowoduje, że wypadnie z osiągniętego rytmu to bezdyskusyjnie wygrywa rywalizację z bardzo słabym w grze defensywnej Marcosem Alonso, dając także sporo argumentów z przodu. Czego brakuje obecnej drużynie? Przede wszystkim stabilizacji. Ostatni mecz ligowy z Brighton udowodnił, że zespół potrafi bronić kolektywnie i unikać sytuacji niebezpiecznych pod własną bramką. Jedna jaskółka nie czyni wszak wiosny i przed defensorami „The Blues” żmudna praca, co pokazał z kolei mecz w Lidze Mistrzów z OSC Lille, gdzie znów zawiodło krycie przy stałym fragmencie gry.
Frank ucz się od Jose
Nie jest też tak, że skupienie się na aspekcie obronnym powoduje przeniesienie akcentów i zapomnienie o ataku. Drużyna Jose Mourinho w pamiętnym sezonie 2004/2005 zdobyła 72 bramki, co daje średnią 1,89 gola na mecz. Nie jest to wynik kosmiczny i nijak ma się do 103 zdobytych trafień za czasów Ancelottiego, ale przy defensywnym stylu gry preferowanym przez Portugalczyka i tak jest imponujący. Frank Lampard od początku przekonuje, że chce, aby jego Chelsea grała przyjemny dla oka ofensywny i szybki futbol. Nie wyklucza on jednak rozważnego bronienia i zachowywania czystych kont w meczach, przynajmniej, z drużynami środka i dołu tabeli.
Mecz z Southampton
Podane wyżej statystyki stanowią podsumowanie początku sezonu w wykonaniu defensywy Chelsea. Dzisiejszy mecz z Southampton miał dać odpowiedź na pytanie o możliwy kierunek zmian. Akcja z trzydziestej minuty pokazała jednak, że problemem jest brak zdecydowania i konsekwencji. Czwórka zawodników biernie przygląda się jak mija ich piłkarz Świętych, Zouma, który znowu ma problemy z pokryciem swojego rywala, w dodatku trafiający, nieco przypadkowo, do własnej bramki. Współczuć należy przede wszystkim Kepie, gdyż zachowanie czystego konta jest dla bramkarza bardzo ważne i buduje jego pewność siebie. Strach pomyśleć, gdzie byłaby Chelsea gdyby nie świetna postawa Hiszpana. Aktualnie bilans zysków do strat wygląda następująco:
Czy ofensywa usprawiedliwia defensywę?
Jose Mourinho powtarza, że dopóki zespół wygrywa i zdobywa trofea, styl nie ma większego znaczenia. Czy można te słowa odnieść do sytuacji, w której na szali stawiamy ofensywę i defensywę? Po części owszem. Faktem jest, że właściciela i kibiców bardziej interesują sukcesy klubu niż droga, jaką przeszli by je osiągnąć. Kłóci się to jednak z jeszcze jedną opinią Portugalczyka o wadze, jaką ma dla zespołu stabilna obrona i jak na jej bazie powinno się budować skład. Chelsea nie traciła bramek wyłącznie z tuzami angielskiej czy europejskiej piłki. Jeśli The Blues uda się wyjść z grupy Ligi Mistrzów i trafią w kolejnej rundzie na zespoły pokroju Interu czy Barcelony, to tak grając w obronie nie zdołają przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, bo rywale również nie będą rozdawać nam prezentów, a na pewno skrzętnie wykorzystają każde potknięcie w linii obrony.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.