Jose Mourinho – profil psychologiczny

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 29.09.2019 11:51 / Ostatnia aktualizacja: 29.09.2019 12:32

Jak ważna w świecie sportu jest mocna psychika wie każdy, ale nie każdy potrafi znaleźć klucz do właściwego zarządzania mentalnego swoimi zawodnikami. Mówi się, że sam talent niewiele znaczy, jeżeli nie jest poparty pracą. Aby jednak praca przynosiła efekty musi być wykonywana konsekwentnie i rzetelnie, a to wymaga pewnych uwarunkowań psychologicznych. Futbol był i jest bogaty w wiele osobistości, które sztukę zarządzania zasobem ludzkim opanowały niemal do perfekcji, ale jest wśród nich jeden, związany z Chelsea, który budzi skrajne emocje.

 

Jose Mourinho dorastał w Setubal, mieście położonym w środkowo-zachodniej części Portugalii. Jego ojciec Felix, był bramkarzem lokalnego klubu, a młody Jose, postanowił pójść w jego ślady i również spróbować swoich sił w piłce. Jego umiejętności nie predestynowały jednak do wielkiej kariery, więc postanowił rozpocząć przygodę w trenerce. Zaczynał, jako asystent w Estreli Amadora, później w FC Porto, gdzie był tłumaczem Sir Bobby’ego Robsona. Tam dał się poznać, jako sprawny gracz na szachownicy ludzkich emocji. Z uwagi na fakt, iż Anglik absolutnie nie rozumiał słowa po portugalsku, młody asystent często nieco modyfikował słowa trenera, aby te lepiej trafiały do piłkarzy. To był początek błyskotliwej drogi na szczyt jednego z najbardziej kontrowersyjnych menadżerów w historii furbolu.

 

preview

 

Syndrom oblężonej twierdzy, jako sposób na zbudowanie kolektywu

Mourinho w każdym zespole, w którym pracował już, jako samodzielny menadżer, wprowadzał swój własny, niepowtarzalny model zarządzania. W psychologii ten typ zachowań określa się, jako syndrom oblężonej twierdzy. Na czym to polega? Jose w każdej drużynie zaszczepia przekonanie, że wszyscy wokół są przeciwko niej, od dziennikarzy, przez kibiców innych drużyn, aż do ekspertów. Tworzy wspólnego wroga, z którym piłkarze muszą walczyć. Aby zwyciężyć potrzebują absolutnej jedności, dzięki czemu powstaje kolektyw. Dla Portugalczyka zawsze najważniejszy jest aspekt ludzki. Poszukuje liderów, naturalnych przywódców, zdolnych do poprowadzenia drużyny do zwycięstwa. Zespół pozbawiony takich osobowości po pewnym czasie przestaje funkcjonować jak należy. Portugalczyk jednak przeważnie trafiał na prawdziwych twardzieli. Tak było w przypadku Zanettiego w Interze, Terry’ego w Chelsea czy Ricardo Costy w FC Porto, dzięki czemu to w tych klubach święcił największe tryumfy. Taki model zarządzania związany jest z trzymaniem się grupy 14-15 najtwardszych i najwierniejszych żołnierzy trenera. Jak pokazuje historia pracy Mourinho, harmonia w tej kilkunastoosobowej jednostce do zadań specjalnych oraz pomiędzy nią, a resztą składu utrzymuje się przez pierwsze dwa sezony pobytu Portugalczyka w zespole. Jeśli w tym czasie nie osiągną razem sukcesu, wówczas kolektyw rozpada się jak domek z kart, a część piłkarzy kieruje swój gniew i rozczarowanie w stronę trenera. Ostatni przykład Manchesteru United pod wodzą „The Special One” pokazuje jak ciężko jest osiągnąć dobre wyniki, gdy w zespole nie ma piłkarzy zdolnych wziąć odpowiedzialność na swoje barki.

 

Piłkarze są najważniejsi

Mourinho broni publicznie swoich piłkarzy, jednak oczekuje pełnego oddania z ich strony. Wszystkie potyczki słowne na konferencjach prasowych, każde zdanie wypowiedziane pozornie od niechcenia, ma utwierdzać zawodników w przekonaniu, że są stworzeni do wielkich celów, a także, że On jest najodpowiedniejszą osobą, aby im przewodzić. Mourinho działa w myśl zasady „jeśli nie jesteś ze mną, jesteś przeciwko mnie”. Widać to było doskonale w Realu Madryt, gdy trener odsunął od składu Ikera Casillasa. Kiedy Pepe publicznie skrytykował decyzję przełożonego, został błyskawicznie skarcony. Menadżer nie toleruje bowiem odstępstw od nakreślonego planu. Zaczynamy w punkcie A i kończymy w punkcie B, droga znana, pasy zapięte, jeśli macie inny pomysł to lepiej od razu wysiądźcie z auta. Sukcesy Portugalczyka wzięły się z przekonania, że jego piłkarze są najważniejsi i umiejętności przekonania ich samych, że tak właśnie jest. Budowanie trwałej więzi ze swoimi zawodnikami sprawiało, że ci przesiąkali filozofią Mourinho i na każdy mecz wychodzili jakby miał być ich ostatnim.

 

Mania doskonałości

To, co cechuje Portugalczyka to nieustanne dążenie do perfekcji, nie tylko w aspekcie taktycznym, ale także osobistym.

 

– Gdybym chciał łatwej pracy to zostałbym w Porto – piękny niebieski fotel, Puchar Ligi Mistrzów, Puchar UEFA, Bóg, a po Bogu ja – tak Mourinho odpowiedział na pytanie o czekające go wyzwania w Chelsea.

 

Zawsze stawiaj sobie wysokie cele i staraj się je realizować. Portugalczyk zawsze powtarza, że w jego zawodzie należy być menadżerem, a nie tylko trenerem. Sam prowadzi treningi, ustala taktykę, całymi godzinami analizuje wideo z nagraniami przeciwnika, wprowadza nowe technologie, kontroluje diety zawodników. Od początku do końca żyje futbolem i całkowicie się mu poświęca. Tworzy przestrzeń dla i wokół piłkarzy. Jose pokazuje piłkarzom jak ważna w futbolu jest ciężka praca oraz jak dużo trzeba poświęcić żeby dotrzeć na szczyt. Najpierw wymagaj od siebie, aby móc wymagać od innych.

 

Wciąganie innych we własną grę

Jose Mourinho jest niczym wytrawny pokerzysta. Wciąga przeciwników w grę nawet, jeśli karty mu nie sprzyjają, tylko po to, aby kontrolować kolejne ruchy. Na myśl przychodzi sytuacja z meczu derbowego pomiędzy Realem, a Barceloną, kiedy Portugalczyk podszedł do Tito Vilanovy i wetknął mu palec w oko. Po co? Oczywiście poza grą pod publiczkę, chodzi o budowanie nerwowości w przeciwniku, o sprowokowanie go, aby przestał myśleć logicznie. Człowiek w sytuacjach stresowych, bądź będąc w ogromnym wzburzeniu zaczyna działań nieskładnie i Mourinho doskonale o tym wie. Wykorzystuje każdą okazję, aby doprowadzić oponenta do sytuacji, w której chcąc nie chcąc, staje się pionkiem w jego własnej grze. Doskonale widać to także na konferencjach prasowych. Małe wojenki z trenerami innych drużyn, osobiste wycieczki w ich stronę, wszechobecna ironia. To powoduje, że przeciwnik wdaje się w polemikę, która burzy w nim poczucie pewności siebie. Dałem się sprowokować, przegrałem – tak myśli osoba, która idąc na konferencję prasową z uśmiechem na ustach, wychodzi z niej pełna wątpliwości. Mourino jest mistrzem ciętej riposty, błyskotliwym obserwatorem ludzkim zachowań i słabości.

 

 preview

 

Oto kilka przykładów manipulacji słownych byłego trenera Chelsea.

 

– On jest specjalistą od porażek, ja nie. Twierdzę tak, gdyż osiem lat bez trofeów to porażka – to odpowiedź na słowa Wengera, który stwierdził, że niektórzy menadżerowie ze strachu przed niepowodzeniem boją się głośno powiedzieć, że ich drużyny walczą o mistrzostwo Anglii.

 

– Kończąc tę historię chcę powiedzieć, że popełniłem błędy w przeszłości związane z zachowaniem przy linii bocznej. W przyszłości też je popełnię. Nigdy nie przydarzyło mi się jednak zawieszenie za ustawianie meczów. To nie będzie miało miejsca – to z kolei szpilka wbita Antonio Conte, będąca jedynie częścią wojenki prowadzonej w czasie pracy Mourinho w Manchesterze United.

 

preview

 

– Co powiedziałem do sędziego? Nic, tylko się śmiałem. Jeśli powiem teraz, co naprawdę myślę, moja kariera będzie skończona. Zastanawiam się tylko, dlaczego? Do końca życia będę zadawał sobie to pytanie i mam nadzieję, że pewnego dnia znajdę odpowiedź. Dlaczego w tym wyrównanym meczu zrobił to, co zrobił? Ale on nam nie odpowie, pójdzie sobie do domu i nie będzie musiał nikomu na nic odpowiadać. (…) Rewanż to mission impossible. Barcelona już zakwalifikowała się do finału (…) Pojedziemy tam dumni, bez Pepe, który nic nie zrobił. No i bez trenera, który nie będzie mógł prowadzić zespołu z ławki. Nie mamy wyjścia. Odpadniemy. Na miejscu Guardioli wstydziłbym się wygrywać Ligę Mistrzów w ten sposób – w ten sposób Mourinho ściągał presję ze swoich graczy przed rewanżem przeciwko Barcelonie w półfinale Ligi Mistrzów sezonu 2010/11.

 

Ściąganie presji z zawodników

To kolejny z chwytów Mourinho. Niemal w każdym z sezonów mistrzowskich Portugalczyk pytany o szanse jego drużyny na tytuł przekierowuje dyskusję na temat głównych konkurentów. Nawet, jeśli jego zespół prowadzi lub jest w czołówce, on zawsze powtarza, że faworytem jest ktoś inny. Nie jest to nic nowego w świecie sportu. Trenerzy ostrożnie mówią o szansach swoich podopiecznych, aby ściągnąć z ich barków presję wyniku. Portugalczyk jednak poszedł w tym działaniu o krok dalej. Przed jednym z meczów pomiędzy Chelsea, a Liverpoolem, po rozgrzewce, kiedy piłkarze byli jeszcze w szatni, a cały stadion czekał na ich wyjście, Mourinho postanowił sam stanąć naprzeciw wrogim mu kibicom. Jak później tłumaczył, chciał poczuć się jak jego piłkarze, wygwizdany i zwyzywany przez sześćdziesiąt tysięcy gardeł. Sam przeciw wszystkim, taki właśnie jest. Taki zabieg ma na celu uwolnienie zawodników od tremy i presji wielkiego meczu.

 

– Skoro ja miałem odwagę wyjść samotnie przed ten tłum i dać się wybuczeć to wy nie musicie się niczego obawiać, jesteście drużyną.

 

To powoduje, że piłkarze są gotowi umierać za Portugalczyka, walczyć o każdy centymetr boiska, bić się o najwyższe cele.

 

Efekt spalonej ziemi

Jose Mourinho jest szkoleniowcem, który do tego stopnia oddziałuje na swoich podopiecznych, tworzy z nimi tak zażyłą relację, że niemal każdy zespół, który zostawia przechodzi swego rodzaju kryzys egzystencjalny po jego odejściu. Najtrudniej rozłąkę z menadżerem przeszli piłkarze FC Porto oraz Interu, choć te zespoły porzucił sam Portugalczyk. W przypadku dwóch przygód z Chelsea oraz kariery w Realu piłkarze zdążyli już poczuć przesyt jego obecności w szatni i ostatecznie to osiągane wyniki doprowadziły do zwolnienia Portugalczyka. Ci, którzy wspominają Mourinho najlepiej to piłkarze, którzy poprzez swoją rolę w szatni i charakter byli zawsze blisko z nim związani. John Terry, Didier Drogba, Frank Lampard, Javier Zanetti, Deco to tylko nieliczni gracze, którzy w Portugalczyku widzą taktycznego geniusza oraz wspaniałego przewodnika, jednak podkreślają, że potrafi być trudny, jeśli coś idzie nie po jego myśli.

Po pamiętnym finale Ligi Mistrzów w 2010 roku, kiedy Inter Mourinho wygrał z Bayernem doszło do słynnego pożegnania trenera z Marco Materazzim. Portugalczyk już wtedy wiedział, że odchodzi do Realu Madryt. Obaj panowie serdecznie się uściskali. Włoch opowiedział o całej sytuacji.

 

– Nikt nie będzie cię kochał tak bardzo, jak kochają cię w Mediolanie – powiedziałem.

– Nie, odchodzę - usłyszałem od Jose, który płakał, jak to mówił. Objęliśmy się na chwilę nic nie mówiąc. Po prostu płakaliśmy.

 

preview           

 

preview

 

 

To najlepiej pokazuje jak głębokie relacje łączą go z piłkarzami, którym ufa. Obrazki trenera wskakującego na plecy Johna Terrego, rajd przez całe boisko w spotkaniu z Paris Saint Germain czy wreszcie wspólne świętowanie zdobywanych tytułów to wszystko w połączeniu z niespotykaną charyzmą buduje mit człowieka, który potrafi być jednocześnie czuły i szorstki, wymagający i cierpliwy, waleczny i łagodny. Taki jest Jose Mourinho i takiego świat go pokochał. Jak to się, zatem ma do obrazu trenera krytykującego publicznie swoich piłkarzy, skłóconego z zawodnikami i obwiniającego ich za porażki jak to miało miejsce w Manchesterze United? Czy Portugalczyk wypalił się zawodowo i rola eksperta telewizyjnego pomoże mu na nowo poczuć pasję i głód wygrywania?

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close