Historia futbolowych zdrajców
Dodano: 25.09.2019 10:34 / Ostatnia aktualizacja: 30.09.2019 10:42Przywiązanie do barw klubowych już dawno przestało być modne w świecie futbolu. Piłkarze w pogoni za pieniędzmi, sławą czy łatwiejszą drogą do pierwszego składu opuszczają kluby, które napędziły ich karierę, bądź ich wychowały. Niektórzy z nich odchodzą z drużyny z godnością i zostawiają po sobie pustkę w sercach kibiców, inni z kolei wychodzą z hukiem wywarzając drzwi i palą za sobą mosty. Przyjrzyjmy się profilom zawodników, którzy poświęcili dobre relacje z kibicami w imię własnych celów.
Jeździec bez głowy czy klown
David Luiz Moreira Marinho, szerzej znany kibicom Chelsea po prostu, jako David Luiz, przybywał na Stamford Bridge, jako jeden z najlepszych defensorów ligi portugalskiej. W sezonie 2009/10 zespół z Lizbony wygrał ligę po 5-ciu latach przerwy, a sam obrońca zdobył tytuł najlepszego piłkarza Primeira Liga, pozostawiając w pokonanym polu klubowego kolegę Angela Di Marię. Jorge Jesus widział w Brazylijczyku naturalnego lidera i uczynił go wice-kapitanem drużyny. W styczniu 2011 roku zgłosił się po niego Roman Abramowicz ze swoimi petrodolarami. Zespół z Portugalii zainkasował za transfer 25 milionów funtów. Podczas pierwszej przygody z klubem z Fulham Road Luiz dał się poznać, jako piłkarz dobrze wyszkolony technicznie, efektownie wyprowadzał piłkę i szukał kolegów z ataku długimi pasami. Problemem jednak zawsze była jego gra defensywna. Z czasem szkoleniowcy zaczęli ustawiać go wyżej, na pozycji defensywnego pomocnika, aby zmniejszyć nieszczelność z tyłu, co stało się między innymi przyczynkiem do odejścia w 2014 roku. Pierwsza przygoda piłkarza z kraju kawy przypadła na okres dwóch europejskich sukcesów klubu. W 2012 roku przyczynił się wyraźnie do tryumfu w Champions League, wykorzystując m.in. rzut karny w serii jedenastek, a w 2013 roku wygrał pod wodzą Rafaela Beniteza Ligę Europy. Zawsze uśmiechnięty, wesoły i skory do żartów Brazylijczyk wprowadzał dobrą atmosferę w szatni, jednak na boisku wciąż przytrafiały mu się szkolne błędy. Kiedy do klubu przybył Jose Mourinho, przestał stawiać na obrońcę, a gdy już ujmował go w swoich planach, ustawiał go na pozycji nr 6. W czerwcu 2014 roku niepewną sytuację Luiza wykorzystało Paris Saint Germain, kupując go za 50 milionów euro. Przez pewien czas kibice byli mocno zdegustowani faktem pozbycia się klubowego żartownisia, lecz czas pokazał, że jego przywiązanie do barw nie było tak silne jak się wydawało. Sam piłkarz w jednym z wywiadów zapewniał, że jeśli strzeli bramkę przeciwko The Blues w meczu Ligi Mistrzów to nie okaże radości. Jak to wyglądało?
To był pierwszy cios dla kibiców, którzy przez niemal 3 sezony wspierali go z trybun. Brazylijczyk niczego wielkiego w PSG nie osiągnął, poza mistrzostwem Francji, które było obowiązkiem zespołu z Paryża. W 2016 roku, w ostatnim dniu okienka transferowego sprowadził go do Chelsea Antonio Conte. Luiz przekonywał o swoim przywiązaniu do klubu oraz miłości do Londynu, tłumacząc także swoje zachowanie z pamiętnego meczu Ligi Mistrzów. Przyznał, że w tamtym momencie poniosła go zwykła fantazja i nie miał zamiaru urazić niczyich uczuć. Znaczna część fanów wybaczyła mu dawną krzywdę i dopingowała jak resztę zespołu. W pierwszym sezonie Włocha na Stamford Bridge „Loczek” odgrywał ważną rolę. Walnie przyczynił się do tytułu mistrzowskiego The Blues, jednak w sezonie 2017/18 nie dostawał już tylu szans. Media spekulowały o jego konflikcie z trenerem, natomiast Antonio Conte brak powołań dla Brazylijczyka tłumaczył przeciągającą się kontuzją. Zawodnik urodzony w Diademie, rozegrał zaledwie 839 minut w Premier League. Po sezonie przyznał, ze gdyby Włoch pozostał na stanowisku menadżera to on był gotowy odejść z drużyny.
Pod wodzą Mauricio Sarriego Brazylijczyk ponownie stał się etatowym obrońcą i nic nie zapowiadało końca jego przygody na Stamford Bridge. Latem 2019 roku, kiedy władze klubu potwierdziły przybycie Franka Lamparda zaczęły pojawiać się spekulacje o rzekomej chęci przenosin Luiza do lokalnego rywala, Arsenalu. W sieci pojawiały się spekulacje na temat prawdopodobnej przyczyny. Wielu dziennikarzy i ekspertów przypominało, że relacje pomiędzy nimi bywały w przeszłości napięte, a sam Lampard nieraz dawał upust swojemu niezadowoleniu z gry obronnej kolegi z drużyny. Anglik, jako prawdziwy powód odejścia Davida Luiza podał względy kadrowe. Zaznaczył, że na tej pozycji panuje duża rywalizacja, a on ma ustalony plan na jej zagospodarowanie i nie chce, aby były zawodnik PSG przesiadywał na ławce czekając na szanse, które mogą nie nadejść.
Problemem nie było odejście Luiza tylko nagłość i kierunek podróży, jaką obrał. Nie od dziś wiadomo, że kibice Chelsea i Arsenalu, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadają. Biorąc pod uwagę zachowanie obrońcy po ostatnim transferze z Chelsea, należało się spodziewać, że i tym razem podpali lont, który na dobre doprowadzi do zburzenia pozytywnych uczuć kibiców wobec niego. Jeszcze przed finałem Ligi Europy zapewniał, że jest zdesperowany, aby wygrać mecz z Arsenalem, nie tylko dla samego trofeum, ale także, żeby uniemożliwić mu grę w Lidze Mistrzów w następnym sezonie. Wygląda na to, że kibice The Gunners zapomnieli o tych słowach, jednak kibice Chelsea o podwójnych standardach w przypadku zawodnika nie zapomną.
Ashley Cole
David Luiz nie jest jedynym piłkarzem, który zdecydował się na kontrowersyjny transfer pomiędzy Chelsea i Arsenalem. W 2006 roku doszło do bardziej spektakularnego ruchu na rynku. W ostatnim dniu okienka, po długich negocjacjach do klubu ze Stamford Bridge przeszedł wychowanek Arsenalu Ashley Cole. Anglik rozegrał dla The Gunners 228 meczów. Był podporą obrony drużyny w obu mistrzowskich sezonach. Sama transakcja wielokrotnie była przedmiotem debaty oraz kontrowersji. Chelsea zarzucano negocjacje z zawodnikiem, który wciąż miał ważny kontrakt z Arsenalem, a samemu zawodnikowi pazerność i skupianie się wyłącznie na finansach. Stąd wziął się dość popularny i ironiczny przydomek Cashley Cole. Dla nas to najlepszy lewy obrońca w historii klubu, zaś dla fanów z Emirates symbol zdrady i stawiania pieniędzy ponad przywiązanie do klubowych barw. Oceniając jednak ruch Anglika z perspektywy czysto piłkarskiej należy podkreślić jedną rzecz. W obu drużynach Cole święcił tryumfy na krajowym podwórku. Zdobywał tytuły mistrzowskie z Arsenalem w sezonach 2001/02 oraz 03/04, a także trzykrotnie wygrywał FA Cup. W Chelsea natomiast oprócz sześciu trofeów w Anglii, wygrał najcenniejsze puchary w klubowej piłce, czyli Champions League oraz Ligę Europy. Czy należy potępiać chęć zawodnika do osiągania sukcesów, nawet, jeżeli oznacza to odejście do lokalnego rywala? Myślę, że kibice obu drużyn mają w tym aspekcie różne zdania.
William Gallas
W ramach rozliczenia transferu Ashleya Cole’a do Chelsea, w przeciwnym kierunku powędrował William Gallas. Francuz wystąpił w 147 oficjalnych, ligowych spotkaniach w barwach The Blues, będąc bardzo ważną postacią w mistrzowskim sezonie 2005/06. Rok wcześniej został przesunięty przez Jose Mourinho na pozycję lewego obrońcy po tym jak kontuzji doznał Wayne Bridge. Początkowo sfrustrowany przeniesieniem ze środka defensywy, Francuz okazał się niezwykle wszechstronnym piłkarzem, zdolnym grać na każdej pozycji bloku obrony. Kontrakt Gallasa wygasał w 2007 roku. Reprezentant trójkolorowych odrzucił możliwość przedłużenia umowy z uwagi na zbyt małą, jego zdaniem, tygodniówkę i wyraził życzenie odejścia do któregoś z klubów włoskich, Juventusu bądź Milanu. W maju złożył transfer request, które jednak zespół z Londynu odrzucił. W myśl powiedzenia „z niewolnika nie ma pracownika” zarząd Chelsea wykorzystał okazję i pozbył się obrońcy. W późniejszym oświadczeniu podano, że Gallas zagroził strzelaniem bramek samobójczych, jeśli zarząd klubu nie pozwoli mu odejść. Claudio Ranieri bronił w wywiadach Francuza mówiąc o jego profesjonalizmie i oddaniu. Szef Związku Piłkarzy Zawodowych Gordon Taylor podkreślił, że cała sytuacja jest niesmaczna, a stanowisko Chelsea należy traktować z przymrużeniem oka.
Jeśli jednak ktoś ma wątpliwości, co do zaistniałej sytuacji i uważa, że Williama Gallasa bronią wyniki osiągane na Stamford Bridge oraz że jego odejście do Arsenalu to akurat zbieg okoliczności niech spojrzy na poniższe zdjęcie. Jeśli za pazernego uznano Ashleya Cole’a nadając mu przydomek Cashley to jak nazwać zawodnika, który dwukrotnie odchodził z klubów do lokalnego rywala z powodu nie spełnienia przez jego pracodawcę absurdalnych wymagań finansowych?
Fernando Torres
Hiszpan siał postrach wśród obrońców Premier League w czasach swojej gry w barwach Liverpoolu. W 102 oficjalnych spotkaniach ligowych trafiał do siatki rywali 65 razy. El Nino bił klubowe rekordy. W sezonie 2007/08 stał się pierwszym, od czasu Robbiego Fowlera, graczem, który przekroczył poziom 20-stu bramek w sezonie ligowym. We wszystkich rozgrywkach strzelił 29 goli, co było najlepszym wynikiem w dotychczasowej historii Liverpoolu. Zajął trzecie miejsce zarówno w plebiscycie France Football na najlepszego piłkarza Europy jak i Złotej Piłki, ustępując jedynie Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo. W kolejnych sezonach Torresa nękały kontuzje m. in. zerwane ścięgno podkolanowe. Mimo to wychowanek Atletico Madryt zdołał osiągnąć pułap 50-ciu bramek w Premier League najszybciej w historii drużyny z Anfield oraz całej ligi. Już wcześniej spekulowano o zainteresowaniu ze strony Chelsea, jednak Torres konsekwentnie wyrażał chęć pozostania w mieście Beatlesów. W 2011 roku sprawy przybrały jednak inny obrót. Po odrzuceniu pierwszej oferty ze strony The Blues przez Liverpool, Hiszpan złożył prośbę o zgodę na transfer. Ostatecznie doszło do niego ostatniego dnia okienka transferowego. Kibice The Reds błyskawicznie zapomnieli zasługi „Dzieciaka” dla klubu, palili koszulki z numerem 9 i obrażali zawodnika w internecie.
Hiszpan stał się na Stamford Bridge synonimem niewykorzystanych sytuacji. Dość powiedzieć, że pierwszego gola dla nowego klubu zdobył dopiero w 10-tym meczu, przeciwko West Hamowi United, a jego najdłuższa seria bez bramki trwała 24 spotkania. Jakże jednak futbol potrafi być hojny i wynagrodzić dawne krzywdy. 45 goli w 172 występach nie powala na kolana, ale jedna akcja wynagrodziła kilka lat czekania na sukces. Nie, nie ta przeciwko Barcelonie, choć ta była szalenie radosna i pomnikowa. Chodzi o akcję, po której El Nino w końcówce meczu z Bayernem wywalczył rzut rożny dla swojej drużyny, czym dał szansę na gola Didierowi Drogbie.
Cesc Fabregas
Kolejny bohater nie przechodził bezpośrednio do lokalnego rywala, ale w oczach wielu na Emirates Stadium do dziś pozostaje zdrajcą. Fabregas, wychowanek barcelońskiej La Masii, trafił do Londynu w 2003 roku, mając wówczas 16 lat. W drużynie The Gunners rozegrał 303 mecze, w których zdobył 57 bramek. Wszyscy jednak kojarzyli Hiszpana przede wszystkim z asyst. Mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy z reprezentacją La Furia Roja, będąc już zawodnikiem Chelsea, osiągnął poziom 100 asyst najszybciej w historii. Potrzebował do tego 293 spotkań. W drużynie Wengera, Cesc odgrywał bardzo ważną rolę zwłaszcza po odejściu Thierrego Henry do Barcelony. Hiszpan wziął większą odpowiedzialność za zespół, a w listopadzie 2008 roku przejął opaskę kapitańską po Williamie Gallasie. W Arsenalu jednak nie osiągał sukcesów, na jakie liczył i latem 2011 roku podążył drogą swojego byłego francuskiego kolegi z zespołu i odszedł do Barcy. W stolicy Katalonii liczono, że Fabregas będzie sukcesorem Xaviego i stanie się metronomem w środku pola, dyrygentem kierującym swoimi kolegami. Pomimo licznych przebłysków nie spełnił pokładanych w nim nadziei, ale zdobył trofea, o które ciężko było w północnym Londynie. Zgarnął z zespołem mistrzostwo oraz Copa Del Rey. Brał także udział w zwycięskim meczu o Superpuchar Europy oraz o Klubowe Mistrzostwo Świata.
Początek letniego okienka transferowego przed sezonem 2014/15 przyniósł jednak niespodziewany zwrot w karierze Fabregasa. Hiszpan w licznych wywiadach, będąc graczem Arsenalu, zarzekał się, że nigdy nie przejdzie do lokalnego rywala ze Stamford Bridge.
– Jeśli kiedykolwiek założę koszulkę Chelsea, macie moją zgodę na zabicie mnie – powiedział w 2010 roku.
– Wierzę w to, że Chelsea to najlepszy wybór. Ze swoim głodem i pragnieniem zdobywania trofeów klub odpowiada moim piłkarskim ambicjom. Ma niesamowity skład i niesamowitego menedżera – tłumaczył swój wybór po ogłoszeniu transferu.
Kibice nie wybaczyli piłkarzowi zdrady. Podczas pierwszego meczu pomiędzy Chelsea i Arsenalem wygwizdywali i obrażali go, a kulminacją wyzwisk był moment, gdy była ikona The Gunners wykonywała rzut rożny. W sieci pojawiły się nawet groźby śmierci wobec pomocnika. Ciekawe, że gdy legenda wrogiego klubu staje się piłkarzem twojej drużyny to wówczas przestaje mieć znaczenie gdzie grał. Problem pojawia się, gdy postanowi odejść w przeciwnym kierunku. Niech miarą wzajemnego przywiązania Hiszpana i kibiców The Blues będzie poniższe zdjęcie. Dwa tytuły mistrza Anglii, Puchar Anglii oraz Puchar Ligi Angielskiej, wybór jakkolwiek kontrowersyjny okazał się wielkim sukcesem.
Thibout Courtouis
Kolejny bohater znalazł się w tej grupie nieprzypadkowo. Wprawdzie Real Madryt nie jest klubem wrogim Chelsea, a kibice obu drużyn nie mają między sobą tzw. kosy, ale przyczyną umiejscowienia byłego bramkarza The Blues w tym zestawieniu jest jego postawa. Zacznijmy od początku. Belg trafił na Stamford Bridge w 2011 roku i niemal natychmiast został wypożyczony do Atletico. W sumie w drużynie Diego Simeone spędził 3 lata, w tym czasie zdobywając mistrzostwo oraz Puchar Hiszpanii, a także docierając do finału Champions League. W sezonie, w którym zespół Los Colchoneros ostatecznie uległ Realowi w ostatnim meczu Ligi Mistrzów, Courtois zmierzył się z The Blues w półfinale. Był najlepszym zawodnikiem rewanżu na Stamford Bridge, w którym madrytczycy zwyciężyli 3:1. Reprezentant Belgii wrócił ostatecznie do Chelsea, co nie wszystkim kibicom przy Fulham Road przypadło do gustu. Ten, bowiem zastrzegł, że wróci do Londynu pod warunkiem otrzymania zapewnienia gry w pierwszym składzie. To oznaczało jednak pożegnanie z legendą Chelsea, najlepszym bramkarzem w historii klubu, Petrem Cechem.
Courtois okazał się podporą drużyny w obu mistrzowskich dla londyńczyków sezonach 2014/15 oraz 16/17, zdobył z klubem także Puchar Ligi Angielskiej. Sezon 2017/18 przyniósł jednak rozczarowanie. Bramkarz był krytykowany za skupianie się na publicznym wylewaniu tęsknoty za dziećmi, które zostały z ich matką w Madrycie. Media nieustannie podsycały plotki transferowe łączące go z Realem, a sam Belg niewiele robił żeby im zaprzeczyć. Największe pretensje kibice mieli do niego po przegranym meczu rewanżowym w Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie, zresztą… sami pamiętacie.
Co gorsza, z uwagi na fakt, iż Thibaut nie zgodził się przedłużyć wygasającego w 2019 roku kontraktu, Chelsea została postawiona pod ścianą i musiała zgodzić się na kwotę 35 milionów euro od Królewskich w zamian za swojego zawodnika. W oczach wielu kibiców The Blues zawodnik zachował się nie fair w stosunku do klubu, który odrzucił dla niego swoją legendę. Został okrzyknięty mianem „węża” i do tej pory sympatycy ekipy ze Stamford Bridge szydzą na portalach społecznościowych z jego marnej formy w drużynie Los Blancos.
Warto na koniec dodać, że Bramkarz stał się także wrogiem publicznym numer jeden kibiców Atletico. Niegdyś zapewniał o miłości do Atleti i jego kibiców, a przeszedł do lokalnego rywala, całując herb podczas prezentacji na Santiago Bernabeu. Fani, przed pierwszymi derbami Madrytu, w których miał wystąpić, zdewastowali tablicę Belga przed Wanda Metropolitano, obrzucając ją pustymi puszkami, zabawkowymi szczurami oraz malując na nim graffiti z napisem „szczur”, takim bowiem pseudonimem ochrzcili go po transferze do Realu.
Petr Cech
A teraz przyszła pora na przedstawienie profilu zawodnika, który stanowi absolutne zaprzeczenie pojęcia zdrajcy, pomimo że przeszedł bezpośrednio do lokalnego rywala. Czeski bramkarz przez lata stanowił o sile i stabilności defensywy Chelsea, stając się bezapelacyjnie legendą klubu i jego najbardziej profesjonalnym reprezentantem. Zwycięzca Ligi Mistrzów, Ligi Europy, FA Cup i Pucharu Ligi Angielskiej, zdobywca tytułów mistrza Anglii, przez całą karierę w Londynie pokazywał swoje oddanie i pełne zaangażowanie nie tylko na boisku, ale i poza nim. Gdy w 2015 roku odchodził do Arsenalu, fani dziękowali mu za wspaniałe wspomnienia na Stamford Bridge, a sam Cech dziękował za daną mu niegdyś szansę i piękną karierę przy Fulham Road. Piłkarz nie wymuszał transferu do The Gunners, wyraził jedynie wolę pozostania w Londynie. Roman Abramowicz, w podziękowaniu za wieloletni profesjonalizm i oddanie dla klubu zgodził się na transfer do lokalnego rywala. W 2019 roku, po zakończeniu piłkarskiej kariery Petr Cech wrócił do domu i został dyrektorem sportowym w Chelsea.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.