W poszukiwaniu utraconej tożsamości

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 21.09.2019 15:10 / Ostatnia aktualizacja: 21.09.2019 15:19

Przez ponad 15 lat rządów Romana Abramowicza na Stamford Bridge Chelsea prowadziło 11-tu trenerów. Jedenaście odmiennych wizji prowadzenia zespołu, myśli taktycznych, charakterów. Gdyby porównać klub do statku to ten był poddawany ciągłym uderzeniom wzburzonych fal. W większości przypadków jednak udawało się dopływać do portów, a nawet zgarniać z nich błyszczące pamiątki. Problemem jednak nie jest ilość zdobywanych trofeów tylko brak tożsamości, którą ma przywrócić legenda The Blues, dwunasty wybraniec Abramowicza - Frank Lampard.

 

Włoska robota

W złotą erę w najnowszej historii klubu z Londynu, nazwijmy ją umownie "erą Abramowicza", klub wprowadzał Claudio Rannieri. Poprzednie lata nie były udane w oczach kibiców. Klub dwukrotnie kończył sezon ligowy na szóstym miejscu, dopiero w trzecim roku pracy Włocha udało się osiągnąć czwarte miejsce, gwarantujące grę w Lidze Mistrzów. Przybycie rosyjskiego magnata oznaczało spory zastrzyk gotówki. Chelsea wydała niemal 170 milionów na transfery. Kupiono m.in. Claude'a Makelele, Joe Cole'a czy Damiena Duffa. Duma Londynu została wicemistrzem kraju, ustępując jedynie Arsenalowi. To, co rzucało się w oczy to skuteczność pod bramką przeciwnika. Chelsea udało się pobić rekord strzelonych bramek oraz ilości zdobytych punktów. Obrona straciła najmniej bramek w historii występów The Blues w lidze. Niestety brakowało regularności. Po wspaniałych i wysoko wygranych meczach przychodziły bolesne porażki. Sytuacji Włocha nie uratował nawet fakt dotarcia do półfinału Champions League, bowiem w oczach kibiców w układzie z FC Porto, AS Monaco i Deportivo La Córunia to zespół znad Tamizy był zdecydowanym faworytem do zwycięstwa. Tak się jednak nie stało, a Włoch stracił posadę na rzecz...

 

preview 

 

I think I am the special one

Tymi słowami Portugalczyk Jose Mourinho przywitał się z nowym klubem. Opromieniony zwycięstwem w Lidze Mistrzów z FC Porto przybywał do Londynu, jako zbawca mający umieścić Chelsea na szczycie europejskiej piłki klubowej. W przeciwieństwie do swojego poprzednika był pragmatyczny. Jego zespół potrafił zachwycać, grać koronkowe akcje i demolować przeciwnika, ale kiedy było trzeba, wyczekiwać na okazję i zabijać mecz jednym golem, następnie zamykając drogę do własnej bramki. Najważniejsze były trofea, a tych w ciągu obu przygód Mourinho z Chelsea było siedem. Seven titles vs no titles Ranieriego. Trzy tytuły mistrza Anglii, trzykrotnie wygrany Puchar ligi i tryumf w Pucharze Anglii. W koronie zabrakło jedynie Champions League, z której dwukrotnie w półfinale eliminował go Liverpool. Zarówno w 2007 jak i 2015 roku Portugalczyk rozstawał się z klubem w atmosferze żalu, choć jego relacje z zawodnikami nie były tak dobre jak za najlepszych czasów.

 preview

 

Szalom przyjacielu

Chyba żaden z dotychczasowych trenerów Chelsea nie jest tak utożsamiany z porażką jak Avram Grant. Wszyscy zapewne mamy w pamięci zmoczonego moskiewskim deszczem Izraelczyka po finale Ligi Mistrzów z 2008 roku. Pierwotnie zatrudniony, jako dyrektor sportowy, miał w rzeczywistości szpiegować Jose Mourinho i donosić o wszystkim swojemu przyjacielowi Romanowi Abramowiczowi. We wrześniu 2007 roku został rzucony na głęboką wodę po zwolnieniu Portugalczyka z funkcji trenera i objął jego posadę. Choć udało mu się osiągnąć z klubem średnią 2,22 punktu na mecz to nie wystarczyło, aby sięgnąć po jakiekolwiek trofeum. Ligę zakończył na drugim miejscu za Manchesterem United, w finale Pucharu Ligi okazał się gorszy od Tottenhamu, a w FA Cup nie przebrnął nawet ćwierćfinału, przegrywając z Barnsley F.C. Drużyna, podobnie jak to było w przypadku Claudio Ranieriego, nie wykorzystywała szans. Kiedy już wydawało się, że odrobi stratę do zmieniających się na pozycji lidera Arsenalu i Manchesteru, remisowała bądź przegrywała z zespołami środka tabeli. Dość powiedzieć, że spośród napastników Chelsea najwięcej bramek we wszystkich rozgrywkach strzelił Didier Drogba – 15, natomiast cała ofensywa (oprócz Iworyjczyka także Szewczenko, Anelka, Kalou oraz Pizarro) – 38. Ówczesna ekipa The Blues bazowała w dużej mierze na swoich pomocnikach, w osobach Franka Lamparda, Michaela Ballacka i Joe Cole’a, którzy w samej tylko Premier League trafiali do siatki rywali 24 razy. Wielu piłkarzy mówiło w prywatnych rozmowach o przestarzałych metodach szkoleniowych Izraelczyka, który zdaniem wielu, nie miał kwalifikacji do prowadzenia tak wielkiego klubu.

 preview

 

Nie wszystko złoto, co się świeci

Po finale na Łużnikach Roman Abramowicz postanowił dać szansę kolejnemu trenerowi z nazwiskiem. Tym razem padło na Luisa Felipe Scolariego. Mistrz świata z Brazylią i wicemistrz Europy z Portugalią miał wprowadzić Chelsea w nowy rozdział jej historii. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Drużyna zaskoczyła rywali ligowych nowatorską taktyką z szeroko rozstawionymi wahadłowymi w postaci Ashleya Cole’a i Jose Bosingwy. W ataku rządził Nicolas Anelka, a kolejny dwucyfrowy wynik w całym sezonie wykręcił Frank Lampard. Po 13 kolejkach The Blues byli liderem Premier League. W pewnym momencie piłkarzom zaczęło doskwierać zmęczenie. Przyszły porażki i spadek w tabeli. W wywiadzie dla TB Arena Sport TV Brazylijczyk opowiedział o kulisach szatni ekipy ze Stamford Bridge. Stwierdził, że choć jego zwolnienie nie było efektem sabotażu to jednak miał chłodne relacje z kilkoma zawodnikami, m.in. z Didierem Drogbą. – Drogba wierzył, że jest największą gwiazdą w drużynie i myślał, że jest nietykalny, jednak ja wiele razy mówiłem mu „nie” – przyznał. Uważany za najlepszego na świecie, trener pożegnał się z Londynem z depresją i zszarganą reputacją.

 preview

 

Holenderskie koło ratunkowe

Gdyby zapytać losowego kibica Chelsea, jaki trener z przeszłości kojarzy mu się z pojęciem koła ratunkowego to bez wahania wskazałby Guusa Hiddinka. Holender poprowadził Chelsea w 49 oficjalnych spotkaniach. Został zatrudniony na stanowisku trenera pierwszej drużyny z uwagi na bliskie kontakty z właścicielem klubu, choć nie można mu było odmówić zmysłu taktycznego i sukcesów, które przez lata osiągnął z reprezentacjami Rosji czy Holandii oraz PSV Eindhoven. Zdecydowanie lepiej przebiegała pierwsza przygoda trenera z kraju wiatraków w Chelsea. Hiddink stał się znakomitym psychologiem. Scalił szatnię rozbitą przez Scolariego i odbudował Didiera Drogbę. Drużyna zakończyła sezon ligowy na trzecim miejscu oraz zdobyła Puchar Anglii, po wygranej w finale z Evertonem 2:1. Wszyscy jednak pamiętają ten właśnie sezon z powodu jednego meczu, który zostawił zadrę w sercu każdego kibica CFC. Chodzi oczywiście o rewanżowe spotkanie w półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną na Stamford Bridge, w którym główną rolę, negatywną, odegrał sędzia Henning Ovrebo. Guus Hiddink nie był może geniuszem taktyki, ale potrafił zjednać sobie szatnię i zaszczepić w piłkarzach mentalność zwycięzców w krótkim czasie. Zarówno kibice jak i zawodnicy domagali się jego pozostania w klubie, jednak Holender zawsze powtarzał o swej chęci skupienia się na pracy z reprezentacją Rosji. Jego powrót w grudniu 2015 roku, jako tymczasowego trenera po zwolnieniu Mourinho nie był już tak błyskotliwy. Wszystko jednak przez fakt fatalnej sytuacji Chelsea w lidze. Hiddinkowi udało się pobić klubowy rekord meczów bez porażki w Premier League (12), choć wystarczyło to jedynie do zajęcia 10-tego miejsca.

 preview

 

Grande Carletto

Schedę po byłym selekcjonerze reprezentacji Rosji przejął Carlo Ancelotti. Włoch osiągał w przeszłości spektakularne sukcesy. Dwukrotnie wygrywał Ligę Mistrzów z Milanem oraz raz z Realem Madryt, jako trener. W Chelsea przyszło mu zmierzyć się z legendą Jose Mourinho, którego kibice nadal uważali za bohatera. Szybko jednak okazało się, że menadżer ma jasny i sprecyzowany plan na grę – ofensywę. Nigdy przedtem, ani też nigdy potem drużyna The Blues nie strzeliła tylu bramek w jednym sezonie ligowym (103). Duma Londynu wygrała, jako pierwsza w historii wszystkie spotkania z zespołami „wielkiej czwórki”, czyli Manchesterem United, Liverpoolem i Arsenalem. Prawdziwą bestią w tamtym sezonie był Didier Drogba, który ostatecznie został królem strzelców rozgrywek. Na dokładkę przyszedł tryumf w Pucharze Anglii i pierwszy dublet w historii klubu stał się faktem. Przez dwa lata pracy nie udało się jednak osiągnąć sukcesu w Lidze Mistrzów, z której zespół z Londynu odpadał po dwumeczach z Interem Mourinho i Manchesterem United Fergusona. W sezonie 2010/11 nie udało się obronić tytułu, ani zdobyć żadnego z pozostałych trofeów. Włoch został zwolniony ze stanowiska. Do dziś pozostaje jednym z ulubionych i najbardziej cenionych trenerów w najnowszej historii klubu, przede wszystkim z uwagi na ofensywny i atrakcyjny dla oka styl gry.

 preview

 

Mourinho 2.0

Gdybym miał z miejsca wymienić trenera, który w największym stopniu zmarnował startowy potencjał będąc trenerem Chelsea to bez wahania wskazałbym Andre Villasa-Boasa. Portugalczyk wygrał z FC Porto Ligę Europy w sezonie 2010/11 i przykuł uwagę Romana Abramowicza, któremu podświadomość zapewne podpowiadała oczywiste skojarzenie – Jose Mourinho. Boas sam jednak na siłę chciał przypominać swojego idola. Był elektryczny, żywiołowy, często wręcz sztucznie teatralny. Problemem młodego trenera (wówczas miał zaledwie 33 lata) była chęć szybkiego odmłodzenia zespołu przez odsunięcie od składu doświadczonych piłkarzy, m.in. Johna Terrego, Franka Lamparda czy Didiera Drogby. Menadżer w krótkim czasie stracił szatnię, a kiedy szukał ratunku wpuszczając ich na boisko częściej, było już za późno. O grze Chelsea w tamtym czasie media pisały „bez stylu, chaotyczna i obliczona w dużej mierze na przypadek”. Otwarta wojna z dziennikarzami również nie grała na jego korzyść. Zarzucał im brak obiektywizmu i niesprawiedliwe traktowanie. Kariera Villasa-Boasa w drużynie The Blues zakończyła się po porażce 1:3 w Neapolu i 0:1 z West Bromwich Albion. Paradoksalnie, chciał być podobny do Mourinho i tak jak on został zwolniony po spotkaniu na The Hawthorns. Ot prztyczek od losu.

 preview

 

Swój człowiek

Po zwolnieniu Portugalczyka, Roman Abramowicz postanowił powierzyć dokończenie sezonu jego asystentowi Roberto Di Mateo. Włoch doskonale znał każdy centymetr ośrodka treningowego klubu, rozumiał potrzebę zdobywania trofeów, a przede wszystkim żywił do Chelsea szczerze uczucia, zaszczepione w nich za czasów gry na Stamford Bridge. Nikt w klubie nie oczekiwał od menadżera sukcesów. Miał jedynie doprowadzić drużynę do końca pewnego etapu i przekazać ją następcy. Historia napisała zupełnie nieprawdopodobny scenariusz, ale o tym za chwilę. Jaki był pomysł Bobbiego? Przede wszystkim atmosfera w drużynie. Trener zbudował zespół wokół filarów, do tej pory pomijanych w selekcji przez jego poprzednika. W ataku wymieniali się Didier Drogba oraz Fernando Torres, w pomocy królował Frank Lampard, natomiast o szczelności defensywy decydowali John Terry z Garrym Cahillem. Kiedy trzeba było strzelać bramki i gonić wynik, drużyna koncentrowała całe siły w ataku pozycyjnym, jak w rewanżu z Napoli. Gdy sytuacja wymuszała konieczność murowania bramki to nawet Iworyjczyk pozostawał na 20-tym metrze boiska. Sukcesy zespołu w owym czasie, w postaci tryumfów w Pucharze Anglii oraz Champions League wzięły się z elastyczności taktycznej i poniekąd także niezbyt wojowniczego charakteru Di Mateo, który za cel numer jeden postawił sobie utrzymywanie dobrych relacji z piłkarzami oraz pomiędzy nimi nawzajem. To, co działało w sezonie 11/12 przestało spełniać zadanie rok później. W listopadzie, po dotkliwej porażce 0:3 w Turynie i odpadnięciu z Ligi Mistrzów, został zwolniony.

 preview

 

Nieproszony gość z Hiszpanii

Pora na trenera, który spośród wszystkich szkoleniowców Chelsea w erze Romana Abramowicza budził najbardziej skrajne emocje na początku swojej przygody. Ogłoszenie zatrudnienia Rafy Beniteza, bo o nim mowa, wywołało oburzenie wśród fanów klubu z Londynu. Ci, bowiem pamiętali potyczki słowne byłego szkoleniowca Liverpoolu z Jose Mourinho, gdy ten był trenerem The Blues. Benitez w wielu wywiadach zarzucał symulowanie fauli przez Didiera Drogbę, narzekał na styl gry Chelsea oraz zapewniał, że nigdy nie przyjmie oferty pracy na Stamford Bridge. Powodów żeby nie lubić Hiszpana było zatem zdecydowanie więcej niż argumentów za jego osobą. Pod względem taktycznym niczego jednak nie można mu było odmówić. Były trener Valencii pozostał wierny swoim pomysłom i próbował wprowadzić w drużynie ofensywny styl gry. W drużynie widać było przebłyski jego myśli szkoleniowej. Hiszpan często stawiał na swojego rodaka Fernando Torresa, który w całym sezonie zdobył 23 bramki, jednak to Frank Lampard kolejny raz udowodnił, że jest maszyną środka pola, trafiając w 15-tu ligowych meczach. Zespół zakończył zmagania w Premier League za klubami z Manchesteru, przegrał w półfinale FA Cup z City, w finale Klubowych Mistrzostw Świata oraz zdobył trofeum Ligi Europy, stając się pierwszym klubem w historii, który dokonał tego rok po tryumfie w Champions League. Chelsea stała się również pierwszym klubem w Anglii, który skompletował trzy najważniejsze europejskie trofea w postaci pucharu Ligi Mistrzów, Ligi Europy oraz Pucharu Zdobywców Pucharów. Znaczna część kibiców wybaczyła trenerowi dawne krzywdy, dając tego wyraz na trybunach.

  preview

 

Elektryczny Włoch i odrobina szaleństwa

Gdyby o trenerskich umiejętnościach miała decydować charyzma i energia emanowana podczas każdego meczu to ten pan wygrałby w cuglach każdy plebiscyt i z każdej drużyny zrobiłby zwycięzców. Antonio Conte przybywał na Stamford Bridge, jako specjalista od Calcio. Zdobywał tytuły mistrza Włoch z Juventusem, dotarł także do ćwierćfinału Euro 2016 z reprezentacją Italii. Conte mocno narzekał na jakość transferów poczynionych przez klub w letnim oknie transferowym. Na Stamford Bridge przybyli David Luiz, Marcos Alonso, N’Golo Kante, Michy Batshuayi oraz Eduardo. Gdybyśmy mieli oceniać je przez pryzmat dzisiejszej przydatności do gry to jedynym realnym wzmocnieniem okazał się francuski pomocnik. Wówczas jednak historia napisała zupełnie nieprawdopodobny scenariusz. Początek sezonu nie zapowiadał problemów. Chelsea wygrywała i była liderem. Remis ze Swansea, porażki z Liverpoolem i Arsenalem doprowadziły jednak do spadku w ligowej tabeli na 8 miejsce. Włoski taktyk błyskawicznie zareagował na niepowodzenia. Zmienił taktykę z ustawieniem 4-1-4-1 na 3-4-3 przesuwając skrajnych obrońców tj. Marcosa Alonso oraz Viktora Mosesa nieco wyżej i zostawiając z tyłu trójkę obrońców z kapitanem Garrym Cahillem na czele. Pierwsze skrzypce w ataku drużyny ze Stamford Bridge grał Diego Costa. Fantastyczny wynik końcowy w postaci 93 punktów, drugiego wówczas najwyższego wyniku w historii Premier League oraz seria 13 zwycięstw z rzędu, będąca rekordem klubowym, na stałe zapisały się w klubowych annałach. Na korzyść drużyny działał jednak fakt, że nie grała w europejskich pucharach. Nie udało się wygrać Pucharu Anglii, choć The Blues grali w finale z Arsenalem (1-2), ale i tak rezultat pracy Antonio uznano za sukces ponad stan. W kolejnym sezonie okazało się, że z tym potencjałem ludzkim nie dało się już więcej osiągnąć, choć może problemem było pozbycie się z klubu niepowtarzalnego Diego Costy. Szatnia przestała ufać Włochowi, przyszło zmęczenie ciągłą grą co 3 dni i niemal cały rok gazety bulwarowe pisały o możliwym zwolnieniu trenera. Ten jednak dokończył sezon 2017/18, kończąc go na 5-tym miejscu w PL oraz zdobywając na osłodę FA Cup. Były szkoleniowiec Azzurrich był uwielbiany przez kibiców do tego stopnia, że gdy w mediach wrzało po jego słownych utarczkach z Jose Mourinho, fani stanęli po jego stronie i nie mogli pogodzić się długo z jego zwolnieniem. Menadżer wniósł potrzebną przy Fulham Road świeżość i dynamikę, jednak ze swoim ognistym temperamentem trafił na trudną szatnię. Niech miarą relacji piłkarzy z trenerem będzie zdjęcie, które na pewno wszyscy doskonale pamiętają. Na nim drużyna świętująca zdobycie FA Cup oraz Antonio Conte przysłonięty przez trzy emotki pucharu. Taką fotografią dzielił się ze światem Willian.

  preview

 

Potrzeba piękna  

Rozstanie Conte z Chelsea było istnym tasiemcem. Rozwód, który tak jak w normalnym życiu, godzi najbardziej w dzieci, czyli w tym wypadku piłkarzy. Przez długi czas, bowiem nie było wiadomo, kto tak naprawdę sprawuje władzę nad szatnią. Ostatecznie doszło do zmiany warty i na Stamford Bridge zawitał Mauricio Sarri. Przeciągające się negocjacje sprawiły jednak, że ten miał znacznie mniej czasu na zaszczepienie w zespole swojej wizji gry. Sam pomysł zatrudnienia Włocha pochodził od Romana Abramowicza, który miał już dość defensywnego stylu gry proponowanego przez poprzednika i postanowił dać szansę trenerowi, który w Napoli stworzył styl gry podobny do Barcelony Guardioli. Na początku wszystko szło dobrze. Zespół dał pozytywny impuls i Chelsea po pięciu kolejkach nawet przewodziła stawce ligowej. Nieprawdopodobna liczba podań wymienianych przez piłkarzy The Blues podobała się kibicom, do momentu, aż przyszły pierwsze bolesne porażki. Na przełomie stycznia i lutego zespół Sarriego w kompromitującym stylu przegrał 0:4 z Bournemouth oraz 0:6 z Manchesterem City, co było najwyższą porażką klubu w historii jej występów w Premier League. Kibice głośno wyrażali swoją dezaprobatę wobec bezproduktywnego klepania piłki w środku pomocy i totalnej niemocy strzeleckiej. „Fuck Sarriball!” niosło się po trybunach, a winnym niepowodzeniom uznano pupila trenera – Jorginho. Nigdy wcześniej Chelsea nie była też tak zależna od jednego piłkarza jak w tamtym sezonie. Eden Hazard niósł na swoich barkach odpowiedzialność za gole i asysty, co jemu samemu pozwoliło zanotować najlepszy sezon w Anglii (16 bramek i 15 asyst). Pomysł częstej wymiany podań, wychodzenia spod presji kilkoma szybkimi zagraniami, większa rola bramkarza w rozegraniu piłki – to wszystko chciał wdrożyć Mauricio Sarri w zespole, jednak efekty tego widoczne były jedynie fragmentami w kilku spotkaniach. Sezon jednak zakończył się sukcesem. Chelsea zakwalifikowała się do Champions League, zajmując trzecie miejsce w tabeli, dotarła do finału Carabao Cup i zwyciężyła w Lidze Europy. Sarriego krytykowano za brak stanowczości i uparte trzymanie się wyselekcjonowanej na początku sezonu grupy piłkarzy. Włoch po zdobyciu pierwszego w swojej karierze trofeum odszedł do Juventusu.

 preview

 

Tożsamość jest najważniejsza

Odejście Sarriego, które również ciągnęło się długi czas, podzieliło kibiców na dwa obozy. Kiedy już wiadomo było, kto obejmie stanowisko trenera, jedni uważali, że to za wcześnie, inni, że najwyższa pora żeby Chelsea zaczęła dawać większą szansę wychowankom i skorzystała z zasobów jednej z najlepszych akademii piłkarskich na świecie. Frank Lampard wrócił na Stamford Bridge po udanym sezonie w Derby County, który był jego debiutanckim w karierze menadżerskiej. Przybył do Londynu, ryzykując splamienie swej legendy, którą napisał, jako piłkarz. Najważniejsze pytanie brzmi – Jak ma wyglądać Chelsea pod wodzą nowego trenera? Przede wszystkim, co bardzo cieszy kibiców, ma być oparta na wychowankach akademii. O sile zespołu mają decydować Hudson-Odoi, Loftus-Cheek, James, Tomori czy Abraham. Trener wymaga od zawodników pełnego zaangażowania i jak najszybszego odbioru piłki po stracie. Drużyna nie jest zero-jedynkowa i kiedy trzeba atakować – atakuje, kiedy musi bronić – broni, choć z tym drugim jest ostatnio problem. Chelsea w pięciu kolejkach straciła, aż 11 bramek. Do tej pory jednak usprawiedliwiamy gorszą dyspozycję całego zespołu brakiem zawodników, na których zapewne postawi menadżer. Mowa oczywiście o Rubenie Loftusie-Cheeku, Antonio Rudigerze czy N’Golo Kante. Od wielu lat narzekaliśmy, że  drużyna z Londynu nie ma zbyt wielu piłkarzy gotowych umierać na boisku za niebieskie barwy, że większość dobrych graczy traktuje klub albo, jako przystanek w karierze albo jak dojną krowę. W obliczu stawiania na młodzież wychowaną przy Stamford Bridge, żyjącą i oddychającą historią tego klubu, należy się cieszyć, ale także wymagać. Czy przywrócenie tożsamości Chelsea spowoduje, że przy braku sukcesów Frank Lampard nadal będzie trenerem? Miejmy nadzieję, że to młode, głodne sukcesów pokolenie przyniesie nam dużo radości i trofeów.

 preview

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close