Kibicem jestem – kręta droga fanów Chelsea

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 19.09.2019 21:40 / Ostatnia aktualizacja: 19.09.2019 21:53

Każdy wielki klub to ogromne środowisko ludzi związanych z jego funkcjonowaniem, zarządzaniem, a także wspieraniem, podczas gdy piłkarze wychodzą na boisko. Tę ostatnią grupę stanowią kibice, bez których nawet najlepsza drużyna nie znaczy nic. Klub ze Stamford Bridge może poszczycić się niemal 115-letnią historią oraz wiernymi fanami, którymi jednak nie zawsze mógł się chwalić.

 

Początek wspaniałej przygody

Kiedy 14 marca 1905 roku bracia Henry Augustus i Joseph Theophilus Mearsowie zakładali Chelsea w pubie „The Rising Sun” chyba nikt nie spodziewał się, że stworzą markę, która w przyszłości będzie rozpoznawana na całym świecie. Potrzeba utożsamienia się z drużyną sportową w tej części Londynu, to jest Fulham, była ogromna. Kibice tłumnie przybywali na Stamford Bridge żeby podziwiać swoich ulubieńców. W pierwszym roku funkcjonowania drużyny jej potyczki ligowe obserwowało średnio 60 tys. ludzi, co dziś na zmodernizowanym stadionie The Blues wydaje się nieprawdopodobne i jest w praktyce niemożliwe.

 

Historia jednego meczu

II wojna światowa przyniosła spustoszenie, strach, ale i ogromne pragnienie przeżywania sportowych emocji. Ledwie sześć miesięcy po zakończeniu działań zbrojnych na Stamford Bridge zawitała drużyna Dinama Moskwa. Mistrzowie Związku Radzieckiego byli faworytem spotkania, ale blisko stutysięczny tłum poniósł zawodników The Blues, którzy, pomimo że przegrywali już 1:3, zdołali wyrównać i mecz zakończył się wynikiem 3:3. Frekwencja na stadionie okazała się najwyższą w historii angielskiego futbolu. Mecz był nie tylko świętem piłkarskim, ale także pretekstem do pokazania jedności społeczeństwa w trudnych czasach.

 

 

Zjednoczenie wobec kryzysu

Lata 80-te przyniosły wizję bankructwa klubu z Fulham Road. Ten, za jednego funta, kupił Ken Bates, kończąc rządy braci Mearsów na Stamford Bridge. Sam stadion jednak pozostawał w rękach agencji nieruchomości Marler Estates, która starała się usunąć Chelsea z tego terenu. Jeden z planów zakładał nawet przebudowę obiektu i połączenie Chelsea z Queens Park Rangers. Kibice postanowili nie czekać na rozwój wypadków i zapoczątkowali akcję pod hasłem „Save the Bridge”. Chodzili od domu do domu zbierając fundusze celem odkupienia praw do stadionu. W roku 1992 udało się ostatecznie przejąć kontrolę nad Stamford Bridge i doprowadzić do bankructwa deweloperów, którzy do tej pory nim władali.

 

 

Kibice postrachem w Anglii

Na lata 80-te i 90-te przypadły także najmroczniejsze czasy dla kibiców Chelsea. Wszystko przez wybryki chuliganów, tak zwanych Headhunters. Grupą rządzili skrajnie prawicowi radykałowie, rasiści, wygłaszający pieśni pochwalne ku czci białej rasy. Kibole ekipy z Londynu siali postrach na wszystkich stadionach rywali The Blues. Ich strategia początkowo była banalnie prosta. Kupowali bilety na sektory zajmowane przez gospodarzy i wyganiali z nich lokalnych kibiców.  Z czasem dochodziło do awantur z fanami drużyn przeciwnych, krwawych ekscesów, w konsekwencji do zbiorowych aresztowań i kontrowersyjnych procesów. Tamte wydarzenia zapoczątkowały skuteczną walkę z chuliganami w całej Anglii.

 

Atmosfera pikniku

Starsi ludzie uwielbiają do znudzenia powtarzać „kiedyś to było…” z nostalgią w głosie i z tą samą nostalgią napiszę – kiedyś to Stamford Bridge tętniło życiem. Pamiętacie jak trybuny żywiołowo reagowały podczas słynnych potyczek z Barceloną czy Liverpoolem w Lidze Mistrzów? Pamiętacie ligowe starcia za czasów pierwszej przygody Jose Mourinho? A czy pamiętacie, aby stadion przez większą część spotkania milczał, odzywając się oklaskami jedynie po groźnych akcjach czy bramkach? To akurat nie wspomnienie, lecz opis obecnie panującego trendu. Oczywiście jest to częściowo pokłosie wyplenienia z angielskich boisk fanatycznych kibiców londyńskiego klubu. Wzrost bezpieczeństwa spowodował, że na stadion przybywają całe rodziny z dziećmi. Zdawkowe „Chelsea, Chelsea, Chelsea!”, nieważne jak zapętlone nie stanowi powodu do wielkiej chluby. Na wielu mniejszych angielskich stadionach atmosfera bywa bardziej gorąca niż na Stamford Bridge. Bardziej sportowa niż teatralna.

 

Rasizm, jako zjawisko ponadczasowe

Najnowsza historia Chelsea również nie jest wolna od przykrych incydentów z udziałem kibiców. Przykładem niech będzie sytuacja z wygranego przez The Blues meczu z Manchesterem City (2:0) z poprzedniego sezonu. Wówczas grupa kibiców Chelsea wykrzykiwała rasistowskie teksty oraz używała obraźliwych gestów w stronę Raheema Sterlinga. W 2015 roku, po meczu z Paris Saint Germain, grupa kibiców z Londynu nie wpuściła do wagonu metra czarnoskórego mężczyzny. Głośnym echem odbiła się także przyśpiewka kibiców CFC o Mohamedzie Salahu, w której nazwali go terrorystą. Najbardziej bolesne są jednak sytuacje, w których celem ataku staje się piłkarz własnej drużyny. Tak stało się w przypadku Tammego Abrahama po pudle w meczu o Superpuchar Europy z Liverpoolem w serii rzutów karnych. Podobny incydent dotknął wcześniej Kurta Zoumę.

 

 

Akcja uświadamiająca

Każdego dnia na portalach społecznościowych pojawiają się wiadomości godzące w dobre imię piłkarzy, trenerów, zwykłych ludzi. Problem rasizmu czy antysemityzmu nie dotyczy tylko i wyłącznie naszego klubu. Prawdą jest natomiast, że aby naprawiać wokół trzeba zacząć od naprawienia siebie. W 2018 roku zarząd Chelsea wdrożył program uświadamiania kibiców klubu na temat II wojny światowej oraz Holokaustu. Dysydenci dostali wybór - zakaz stadionowy lub podróż edukacyjna do Oświęcimia. Zwrócono uwagę, że zachowania ksenofobiczne czy rasistowskie biorą się często z niewiedzy na temat kultury, z którą zderzamy się pierwszy raz. Idea szybko znalazła uznanie w światowych mediach i wśród samych kibiców, którzy zaczęli mówić o potrzebie zwalczania wszelkich przejawów dyskryminacji.

 

Bądź kibicem, dawaj przykład

Bycie kibicem drużyny piłkarskiej bywa trudne i nie jest tajemnicą, że czasem każdemu puszczają nerwy. Jednak, jeśli każdy przekaże chociaż jeden pozytywny impuls następnej osobie, a ta kolejnej to suma impulsów pozwoli stworzyć wspaniałe rzeczy. Czy drużyna może istnieć bez kibiców? – Nie. Czy kibice mogliby istnieć bez drużyny, którą mogą dopingować? – Także nie. Klub i kibic powinni żyć w symbiozie, ale przede wszystkim w atmosferze wzajemnego szacunku. Fani nie mogą obrażać ludzi związanych z klubem, gdy idzie źle, a być z drużyną tylko w chwilach tryumfu. Jak mawiał bohater powieści J.K. Rawling – rzecz nie jest w tym, jaki jesteś, lecz jaki nie jesteś”. Kibic Chelsea to człowiek dumny z własnego klubu, wierny i odpowiedzialny za to jak swoje oddanie jego barwom okazuje. Chociaż każdy wyznaje nieco odmienne wartości, ma inne poglądy czy inaczej myśli, w każdym kibicu CFC płynie błękitna krew.

 

Author: NickBlue1993

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

komentarzy:
21.09.2019 09:01

Bardzo fajny tekst :)

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close