Derbowe męczarnie i Timo Werner w roli Demby Ba
Dodano: 24.04.2022 17:48 / Ostatnia aktualizacja: 24.04.2022 17:48Komentowanie niektórych wyczynów Chelsea w tym sezonie to jest istna męka. Co więcej, całe nieszczęście polega na tym, że takowych popisów było już zdecydowanie zbyt wiele.
No dobra, może z tą męką to przesada, ale jest to zadanie co najmniej trudne. Po takich meczach, jak niedawne starcia z Arsenalem czy West Hamem United, trudno jest skleić nawet parę interesujących wersów, bo człowiekowi zwyczajnie ręce i uszy opadają. Serię łomotów od Liverpoolu czy innego Manchesteru City jeszcze można by jakoś przełknąć, ale taki zestaw domowych porażek z Kanonierami, to jest lekka przesada. Można się dziwić, że klepany przez wszystkich Arsenal nagle wygrywa na Stamford Bridge aż 4:2, no ale skoro nasi zawodnicy wciąż chcą się bawić w rozdawanie prezentów rywalom, to jest to już znacznie mniej zaskakujące. Niepojęte jest jedynie, jak piłkarze na tym poziomie mogą systematycznie popełniać tak proste i często niewymuszone błędy. Może to i lepiej, że kolega Andreas Christensen niebawem zmieni barwy klubowe, bo myślami jest już chyba daleko od Londynu. Z "duńskiego Maldiniego" niewiele zostało i nie chodzi tylko o jego ostatni występ, ale raczej o parę ostatnich tygodni.
Czasami można odnieść wrażenie, że Thomasa Tuchela dopadł syndrom "kolejnego sezonu" w roli trenera Chelsea. Ileż to razy przerabialiśmy przypadek szkoleniowca, który w jednym sezonie odnosił spektakularny sukces, a w kolejnej kampanii wszystko szło jak po grudzie? Doświadczyli tego przecież Carlo Ancelotii, Jose Mourinho i Antonio Conte. W pewnym sensie spotkało to nawet Franka Lamparda. Widać nie ominęło to także Tuchela. Choć trzeba przyznać, że Niemiec jest generalnie w lepszej sytuacji, bo wylot z posady raczej mu nie grozi, a jeszcze jeden puchar może wywalczyć. Niemniej jednak wygląda na to, że to, co rok temu działało idealnie, dzisiaj zawodzi kompletnie. Wystarczy zerknąć na statystyki gry obronnej.
Fajnie, że mecz z West Hamem United mimo wszystko udało się wygrać, ale oglądanie 90-minutowego bicia głową w mur na serio nie jest niczym przyjemnym. A już wyskok Jorginho z 11 metrów powinien być premiowany odesłaniem na ławkę na kilka meczów. Wiadomo, że nawet najlepszym zdarzy się zmarnować rzut karny, ale litości, trzeba przynajmniej próbować strzelić. Wyczynowi reprezentanta Włoch do miana strzału było raczej daleko. Może po prostu od czasu do czasu piłkę "na wapnie" powinien ustawić inny zawodnik? Swoją drogą, były gracz SSC Napoli chyba też jest już myślami z powrotem na Półwyspie Apenińskim. Cóż za szczęście, że Christian Pulisic chyba chce jeszcze walczyć o miejsce w zespole. Amerykaninowi można zarzucić wiele, ale akurat za ten mecz należą mu się gratulacje, bo tym razem w decydującej chwili zrobił co do niego należało.
Generalnie z piłkarzami Chelsea i z ich formą nudzić się nie sposób, bo inny gość, który zdawał się być na zaawansowanym wylocie, dzisiaj ciągnie grę do przodu. W roli głównej nikt inny jak sam Timo Werner. Śmieszna sprawa, ale w kwietniu niemiecki napastnik jest w takim gazie, że aż miło się go ogląda. Nie jest to, rzecz jasna, najwyższy światowy poziom, ale na tle wielu innych graczy The Blues, Werner gra istną poezję. Co najważniejsze, z 11 bramkami jest jednym z najlepszych strzelców drużyny, bo wyprzedzają go tylko Kai Havertz, Mason Mount i Romelu Lukaku. Cóż myśleć o takim piłkarzu, który przez większość sezonu grał piach, ale teraz, na sam koniec, jest bardzo pożyteczny? Sam nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale nasuwa mi się skojarzenie z innym "kwietniowym" napastnikiem Chelsea. Dawno, dawno temu, bo w 2014 roku, podobną serię w tym miesiącu zaliczył niejaki Demba Ba. Kto nie pamięta, może sprawdzić, właśnie wtedy Senegalczyk odnotował parę ważnych trafień. Udało mu się ukłuć i Paris Saint-Germain i Liverpool i Swansea. W ostatecznym rozrachunku niewiele te trafienia dały, ale były to wówczas miłe akcenty, choć dla samego Demby Ba był to już ostatni sezon na Stamford Bridge. Czy tak samo będzie z Timo Wernerem?
Tego pewnie nikt nie wie, ale zapewne wszyscy chcielibyśmy, aby Timo dał z siebie wszystko także w dwóch najbliższych meczach. Starcia z ekipami, które są pod kreską i mają za sobą nienajlepsze serie, to od dłuższego czasu jest spora bolączka Chelsea. Wiadomo, że emocje czasem się przydają, ale jednak lepiej byłoby przeżyć ostatnie mecze tej kampanii bez ich nadmiaru i aby sytuacja w tabeli wyjaśniła się jak najszybciej. Miejmy nadzieję, że spotkania z Manchesterem United i Evertonem będą lepsze niż niedawne starcia derbowe.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.