Fot. Getty Images

365 dni Tuchela w Chelsea. Co wiemy o kondycji drużyny pod rządami Niemca?

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 23.01.2022 20:42 / Ostatnia aktualizacja: 24.01.2022 11:52

Mija rok odkąd schedę po Franku Lampardzie przejął Thomas Tuchel. Niemiec w krótkim czasie odbudował pewność siebie zawodników, zaszczepił w nich przekonanie, że razem są w stanie osiągnąć wszystko i powtórzył sukces Roberto Di Matteo, wygrywając Ligę Mistrzów. Nie wszystko w pracy Niemca było bułką z masłem. Porażki z West Hamem czy Juve, remis z Zenitem, który pozbawił Chelsea pierwszego miejsca w grupie i rozstawienia w fazie pucharowej Champions League, a także zamieszanie kontraktowe z Andreasem Christensenem i Antonio Rudigerem sprawiły, że wokół The Blues zaczęły gromadzić się ciemne chmury, ale zacznijmy od początku...

 

Thomas Tuchel został ogłoszony nowym menedżerem Chelsea 26 stycznia 2021 roku, zaledwie dzień po tym, jak ze stanowiskiem pożegnał się Frank Lampard. Nazwisko byłego trenera Borussi Dortmund pojawiało się w kontekście The Blues już wcześniej, jeszcze przed zatrudnieniem legendy klubu, ale wówczas Tuchel był jeszcze we względnie dobrych relacjach z władzami PSG i nie myślał o przeprowadzce.

 

Wiadomo było od początku, że uczeń Ralpha Rangnicka ma niezwykły zmysł taktyczny, ale sporo mówiło się też o jego trudnym charakterze. To perfekcjonista, wymagający równie dużo od siebie jak i od swoich piłkarzy. Nienawidzi obiboków, nie lubi, gdy ktoś podważa jego zdanie, przywiązuje wręcz obsesyjną uwagę do detali. Historie o jego treningach, w których maksymalnie ogranicza przestrzeń piłkarzom, by ci nauczyli się szanować piłkę i operować nią w każdych warunkach, są już kultowe. Niemiec bardzo dużą wagę przywiązuje także do kwestii mentalnej.

 

Od początku jego pracy widać było, że ma koncepcję i twardo przy niej trwa, ale w przeciwieństwie do swojego poprzednika, tłumaczył piłkarzom czego od nich wymaga, gdzie popełniają błędy, a także dawał szansę każdemu, by ten pokazał na co go stać. Pierwsze mecze pokazały, że drużyna odżyła i odzyskała chęć do gry.

 

Do składu wrócili odrzuceni przez Lamparda Rudiger oraz Alonso. Tuchel konsekwentnie ustawiał zespół z wahadłowymi, których zadania ograniczały się w zasadzie tylko do ofensywy, a także załatał dziury w obronie, choć na doskonalenie aspektów defensywnych nie poświęcał nawet połowy treningów. Trójka Silva – Rudiger – Christensen stała się symbolem nowej Chelsea. The Blues rozegrali 19 spotkań w Premier League pod wodzą nowego szkoleniowca w sezonie 2020/21, wygrywając 11 meczów, pięciokrotnie remisując i doznając trzech porażek, w tym z West Browich Albion, w trudnych do wyjaśnienia okolicznościach. Z pośród 13 goli, które Niebiescy stracili od 27 stycznia w rozgrywkach, aż pięć padło łupem podopiecznych Slavena Bilicia.

 

Naprawa gry obronnej przyćmiła wciąż nieco nieporadną ofensywę. 25 strzelonych goli nie było wynikiem imponującym, ale Tuchel wyraźnie podkreślał, że liczą się przede wszystkim wyniki, a te ulokowały Chelsea ostatecznie w czołowej czwórce, dając spokój przed finałem Ligi Mistrzów. Po drodze był jeszcze finał z Leicester w FA Cup i ponowne rozczarowanie, bowiem sezon wcześniej zespół z zachodniego Londynu uległ w ostatecznej rywalizacji Arsenalowi. The Blues nie grali wcale gorzej, a w końcówce spotkania strzelili nawet bramkę, lecz ta została anulowana po analizie VAR.

 

Nastroje po finale były stonowane. Przeważały opinie, że Chelsea nie ma szans w starciu z Manchesterem City w finale Ligi Mistrzów. Porażka na zakończenie sezonu z Aston Villą tylko te opinie wzmocniła. Tuchel jednak pozostawał optymistą, zwracając jednak uwagę swoim piłkarzom, by ci zachowali pełną koncentrację i pozostali drużyną. Romelu Lukaku zapytany po swoim transferze do Chelsea o swoje odczucia przed i w trakcie finału mówił, że widząc skupienie na twarzach piłkarzy The Blues w tunelu na Estadio de Dragao był pewien, że wygrają ten mecz.

 

To właśnie pewność siebie i wiara w proces zaprowadziły zespół z Londynu do sukcesu w sezonie 2020/21, a Thomasa Tuchela wyniosły na piedestał wśród kibiców The Blues. Niemiec na każdym kroku podkreślał i czyni to nadal, że on i Chelsea to wreszcie perfekcyjne połączenie. Trafił mu się klub odpowiednio zarządzany, wspierany przez najlepszego dyrektora sportowego w Europie i otoczony całą masą byłych piłkarzy, którzy są jego ambasadorami.

 

 

 Sezon 2021/22

 

 

W nowy sezon weszliśmy z dużymi nadziejami i z konkretnymi wzmocnieniami składu. Właściciel The Blues nie skąpił na nowego napastnika i wydał rekordową w historii klubu kwotę 100 milionów funtów na Romelu Lukaku. Jak się później okazało, sporym zastrzykiem dla kadry Chelsea był również wracający z wypożyczenia Trevoh Chalobah.

 

Początek sezonu nie wskazywał na późniejsze kłopoty, ale o tym za chwil kilka. Najpierw wygrana w Superpucharze Europy przeciwko Villarealowi. Choć nie przyszła ona łatwo, bowiem The Blues wygrali dopiero w konkursie jedenastek dzięki Kepie, to do gabloty wpadło kolejne trofeum. Później były wygrane z Crystal Palace i Arsenalem, wyszarpany remis z Liverpoolem na Anfield, mimo czerwonej kartki dla Reece'a Jamesa i kolejne trumfy nad Aston Villą, Zenitem, Tottenhamem i ponownie Aston Villą, tym razem w trzeciej rundzie Carabao Cup.

 

Braki fizyczne, ale także błędy taktyczne Chelsea wykorzystał w końcu Manchester City. Zespół Guardioli absolutnie zdominował podopiecznych Tuchela na Stamford Bridge, choć wygrał tylko 1:0. Był to być może najnudniejszy mecz z udziałem The Blues w obecnym sezonie, a na pewno najgorszy do oglądania, bowiem Niebiescy nie mieli kompletnie nic do powiedzenia.

 

Są jednak w tym sezonie mecze o wiele ważniejsze w kontekście obecnej sytuacji w zespole. Kluczowe były spotkania z Juventusem i Brighton na Stamford Bridge. W pierwszym kontuzji więzadła kolanowego doznał Ben Chilwell. Przez długi czas wydawało się, że obejdzie się bez operacji, a pozytywne informacje z Cobham wskazywały, że jego powrót może nastąpić dużo szybciej niż wstępnie zakładano. Oczywiście „biednemu” wiatr w oczy i zabieg okazał się koniec końców niezbędny. Wypadł nam pierwszy wahadłowy. Minął zaledwie miesiąc, a z poważną kontuzją mięśniową wypadł Reece James. Tak rozsypało się drugie wahadło.

 

Ktoś zapyta – ale jak to? Przecież to tylko dwóch zawodników, a Chelsea ma tak szeroką kadrę! Zgadza się. Kadra jest szeroka, ale biorąc pod uwagę wszechobecność koronawirusa, liczne testy i nie do końca jasne reguły rozgrywania bądź odwoływania meczów, szybko okazało się, że wyrwanie ze składu dwóch zębów na stałe i ciągła konieczność rotowania na pozostałych pozycjach jest dla budowania spójności i konsekwencji zabójcza.

 

Oczywiście do dziś trwa i trwać pewnie będzie dyskusja czy konieczna nam jest gra wahadłami w obecnej sytuacji. Ofensywa Chelsea zawodzi na całej linii, ale umówmy się, że Chilwell i James byli jej najważniejszymi punktami. Jeśli w Twoim planie dwa podstawowe elementy się nie zgadzają to zmieniasz plan. Tym samym powinien się kierować Thomas Tuchel.


Kontuzja Jamesa dopełniła jedynie nieszczęścia Chelsea, ale faktem jest, że już wcześniej wyniki były mocno przeciętne. Od feralnego spotkania z Juventusem Chelsea wygrała cztery spotkania, zremisowała pięć i przegrała z West Hamem, który wówczas jeszcze był na fali wznoszącej. Styczeń dał nam wygraną w dwumeczu Carabao Cup z Tottenhamem, heroiczną i skuteczną walkę o punkt z Liverpoolem, a także porażkę z Manchesterem City i niedawny remis z Brighton.

 

Tak to się już dzieje w Chelsea, że po wielkim sukcesie przychodzi wielkie rozczarowanie, ale czy aby sytuacja, która była udziałem poprzedników Tuchela jest także jego zmorą?

 

W trakcie sezonu, z powodu kontuzji lub koronawirusa mecze opuścili m.in. Thiago Silva, Andreas Christensen, Mateo Kovacić, N'Golo Kante, Jorginho, Marcos Alonso, Ruben Loftus-Cheek, Trevoh Chalobah, Kai Havertz, Timo Wernenr, Romelu Lukaku czy Hakim Ziyech. Do czarnej listy dopisać należy Bena Chilwella, który na pewno nie zagra do końca sezonu i Reece'a Jamesa. Jak zatem budować stabilność w zespole? Jak zgrywać najważniejsze formacje? Jak znaleźć sposób by załatać dziury?

 

Z tym wszystkim Tuchel radzi sobie jak potrafi. Do tego dochodzi niesprawiedliwe moim zdaniem traktowanie poszczególnych klubów Premier League, z których jednym pozwala się przekładać mecze, innym każe się grać, mimo trudnej sytuacji kadrowej.

 

Antonio Conte mówił na konferencji po jednym z meczów Tottenhamu, że nigdy wcześniej nie spotkał się z sytuacją by przekładano mecze ligowe z powodu kontuzji. Rozumie oczywiście taką potrzebę z uwagi na Covid, ale kontuzje są przecież częścią sportu.

 

Włoch w Chelsea także zderzył się z syndromem drugiego sezonu. W pierwszym był ligowy tryumf i finał FA Cup. W drugim co prawda zdobył puchar, ale jego drużyna nie zakwalifikowała się do Champions League, a szatnia była wyraźnie podzielona. Hiszpańskojęzyczni piłkarze stanęli po stronie Diego Costy, którego ich zdaniem Conte potraktował nie fair.

 

To właśnie droga Conte powinna być przestrogą dla Thomasa Tuchela. Włoch uwierzył, że jego taktyka z graniem wahadłami będzie skuteczna zawsze i nawet jeśli przeciwnicy będą znali plan Chelsea na spotkanie to i tak nie zdołają go rozpracować.

 

O czym świadczy fakt, że Tuchel przeprowadził zmiany w meczu z Brighton dopiero w 80 minucie? On tłumaczy, że czekał na zmianę w ustawieniu Mew by wpuszczeni zawodnicy mieli większą szansę na przedostanie się pod bramkę przeciwnika. Trudno jednak do końca w to uwierzyć. Dlaczego w podstawowym składzie wybiegł podający w poprzek Jorginho? Dlaczego w ataku zagrali Lukaku i Ziyech, którzy byli kompletnie bezproduktywni w starciu z City? Dlaczego uparcie trwając przy grze z dwoma wahadłowymi Tuchel wciąż stawia na Alonso i Azpilicuetę?

 

Parasol ochronny nad Niemcem zaczął przeciekać. Kibice są w stanie wytłumaczyć wiele rzeczy, wiele z nich są w stanie usprawiedliwiać, ale koniec końców właściciel klubu chce sukcesów. Czy byłby zadowolony z Carabao Cup? Zapewne nie specjalnie by się tym zachwycał. Dorzucimy do tego Klubowe Mistrzostwo Świata? Wciąż mało prestiżowo. Wydaje się jednak, że to właśnie od sukcesów w tych dwóch rozgrywkach, a także od miejsca w Top 4 na koniec sezonu będzie zależała dalsza przyszłość Tuchela na Stamford Bridge, choć wielu wydaje się to absurdalne żeby w ogóle rozważać rozstanie z Niemcem na tym etapie.

 

Na koniec odniosę się do sprawy Romelu Lukaku, która również położyła się cieniem na obecnym sezonie. Oto on, zawodnik, który kocha klub od dziecka, który miał tutaj niedokończone sprawy, udziela nieautoryzowanego przez klub wywiadu dla włoskich mediów, w którym żali się na swoją sytuację w Chelsea i mówi o chęci powrotu do Włoch. Pewnie zupełnie inaczej patrzylibyśmy na całą sytuację, gdyby Big Rom był w wyśmienitej formie, ale koledzy z zespołu wcale do niego nie podawali. Problem w tym, że podają, a Belg niewiele robi by ułatwić sobie sytuację.

 

Mecz z City, w którym kilka razy piłka odskakiwała mu od nogi przy próbie przyjęcia udowodnił, że Lukaku daleki jest od formy z Interu, co też widać po jego budowie ciała. Jego postawa ma też spory wpływ na szatnię. Oczywiście są piłkarze, dla których Chelsea jest szczytem marzeń, jak Mason Mount, Reece James czy Thiago Silva (z racji wieku). W ich poczuciu Lukaku popełnił błąd, a cokolwiek postanowił w tej sprawie Tuchel jest właściwe.

 

Są oczywiście także niezadowoleni gracze, ale tych nie brakuje w żadnej szatni. Problemem Tuchela oprócz taktyki jest także pewien brak konsekwencji, jeśli chodzi o personalia. Mecz z Tottenhamem, w którym The Blues w drugiej połowie wreszcie przypominali siebie z początku sezonu był zaledwie drugim z rzędu, w którym wybiegła na boisko ta sama trójka ofensywna, ale także pierwszym od dawna kiedy Chelsea grała w systemie z czwórką obrońców i wyglądała o niebo lepiej niż w ostatnich kilku tygodniach. Hakim Ziyech strzelił kapitalnego gola, chwilę później mógł podwyższyć wynik spotkania. Nie bał się pojedynków indywidualnych, myślał na boisku o wiele szybciej niż przeciwnicy. Mason Mount zaliczył asystę przy golu Thiago Silvy, dużo biegać, naciskał na przeciwnika, gdy tylko Chelsea straciła piłkę. Romelu Lukaku dużo się zastawiał, raz bardzo dobrze uwolnił się spod krycia i oddał celny strzał na bramkę, ale jego występ można śmiało nazwać meczem imienia Andy'ego Carrolla.

 

Pozostaje mieć nadzieję, że Tuchel zapamięta tę lekcję i lepiej zagospodaruje przestrzenią na boisku w kolejnych spotkaniach. Nie zachłystujmy się jedną wygraną, bo przypomnę, że podobnie było po meczu z Juventusem na Stamford Bridge.

 

Luty będzie szczególnie ważny, ale także potwornie wymagający. Chelsea zagra co najmniej pięć spotkań. W przypadku wygranej w półfinale Klubowych Mistrzostw Świata liczba ta wzrośnie do sześciu. Oprócz ligowej potyczki z Crystal Palace czeka nas pojedynek z Plymouth Agyle w czwartej rundzie FA Cup, Lille w Lidze Mistrzów, a także Liverpoolem w finale Carabao Cup. Teraz czas odpoczynku. Kolejne spotkanie dopiero za dwa tygodnie, więc ładujmy baterie i trzymajmy kciuki żeby przygotowania do decydującej fazy sezonu przebiegły pomyślnie.

 

Ulubiony zwrot Thomasa Tuchela z konferencji pomeczowych to „trust the process” i myślę, że zbierając wszystkie myśli w jedną całość pozostaje przychylić się do tych słów. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności obecnego sezonu i mając w pamięci ogromny sukces poprzedniego, powinniśmy w ten proces wierzyć, jakkolwiek mamy oczywiście prawo nie zgadzać się z pewnymi decyzjami Tuchela, co też powyżej zrobiłem.

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close