Fot. Getty Images

"Emenalo i ja kochaliśmy De Bruyne, Mourinho miał jednak inne zdanie" – obszerny wywiad z Eddie'em Newtonem na łamach "The Athletic"

Autor: Marcin Niemczyk Dodano: 28.05.2021 17:14 / Ostatnia aktualizacja: 28.05.2021 20:49

W wywiadzie dla Simona Johnsona z "The Athletic" były piłkarz, skaut oraz asystent trenera Chelsea, Eddie Newton, opowiedział o kulisach pracy z wypożyczonymi zawodnikami, nienajlepszej współpracy z Frankiem Lampardem, swojej trenerskiej przyszłości, kulisach sławy Kevina de Bruyne oraz Masona Mounta, sylwetkach byłych zawodników akademii Chelsea oraz odczuciach przed zbliżającym się finałem Ligi Mistrzów.

 

Kiedy Eddie Newton zasiądzie w sobotę do oglądania finału Ligi Mistrzów, z pewnością w jednej chwili ogarną go mieszane uczucia. Z jednej strony będzie to ogromne poczucie dumy, ponieważ w składach Chelsea i Manchesteru City szansę na swój występ w sobotnim spotkaniu może otrzymać nawet sześciu piłkarzy, którym na swój sposób pomógł dojść do miejsca, w którym obecnie się znajdują. Z drugiej strony Newtona może ogarnąć żal, ponieważ jeszcze 16 miesięcy temu był częścią zespołu, który tworzył zaplecze pracy Franka Lamparda, a teraz nie będzie mógł być w Porto ze swoją ukochaną Chelsea.

 

Przyczyny jego odejścia były dwojakie, ale fakty są takie, że w lutym ubiegłego roku Newton opuścił Cobham po zaakceptowaniu oferty Trabzonsporu, który zaoferował mu posadę asystenta pierwszego trenera zespołu. Anglik uznał, że stawia dobry krok w kierunku dążenia do posady pierwszego szkoleniowca.

 

Była to decyzja, która ostatecznie się opłaciła, ponieważ po zaledwie sześciu miesięcach pracy jako asystent, Eddie przejął obowiązki pierwszego trenera po zwolnieniu Huseyina Cimsira i poprowadził Trabzonspor do triumfu w Pucharze Turcji (ich pierwszego trofeum od dekady). W nagrodę Newton stanął przed szansą poprowadzenia swojej drużyny także w następnym sezonie, ale po wygraniu zaledwie jednego z siedmiu pierwszych spotkań w sezonie zmuszony był pożegnać się Şenol Güneş Stadium.

 

Nad szukaniem szczęścia poza bramami Stamford Bridge Newton zaczął pracować już w styczniu ubiegłego roku. Miał niewielki wpływ na sposób, w jaki Lampard, który opierał się jedynie na wybranych przez siebie członkach swojego sztabu, składającego się z Jody’ego Morrisa, Joe Edwardsa i Chrisa Jonesa, chciał prowadzić swoje sprawy. Klub zasugerował mu powrót do pracy z wypożyczonymi zawodnikami, ale dla Newtona to już nigdy nie było możliwe do zaakceptowania.

 

– Dział wypożyczeń jest tym, co zbudowałem w Chelsea. Ja go stworzyłem – wyjaśnia Newton w rozmowie z „The Athletic”.

 

– Kiedy odszedłem, by pracować u boku Franka, moją rolę powierzono Carlo Cudiciniemu. Nie mogę być facetem, który zbudował ten dział, prowadził go przez cztery, pięć lat, a potem wrócił do niego jako niepełnowartościowa postać. To nie miałoby sensu.

 

– Zawsze powtarzam ludziom, że Chelsea to mój drugi dom. Po raz pierwszy zawitałem tu w wieku 12 lat, jako zawodnik akademii i po przejściu na emeryturę pełniłem tu różne funkcje. Klub pomógł mi stać się człowiekiem, którym jestem. To wszystko jest bliskie mojemu sercu, ale w pewnym momencie musiałem też pomyśleć o sobie. Chcę być menedżerem i jeżeli nie dostałem tej szansy tutaj, to muszę jej szukać gdzie indziej.

 

– Nie zostałem wypchnięty, ale wiedziałem, że Frank chce współpracować ze swoimi ludźmi. Byłem bardziej człowiekiem klubu, miałem większe doświadczenie niż inni, młodsi w tym względzie trenerzy. Klub chciał, by takim doświadczeniem ich otoczyć, ale Frank robił to, co chciał robić.

 

– Wielu ludzi zadawało to pytanie [„Gdzie się podział Eddie? Po kilku pierwszych miesiącach nie było widać go na spotkaniach pierwszej drużyny”]. On [Lampard] był pierwszym trenerem i chciał iść swoją drogą. W tamtym czasie sprawy układały się dla niego przyzwoicie, więc to tylko utrudniało moją sytuację. Musiałem podjąć ważną dla mojej dalszej kariery decyzję i miałem szczęście, że zgłosił się Trabzonspor. Lubię zdobywać nowe doświadczenia, próbować nowych rzeczy, stawiać swoją stopę na obcym terytorium. Jeśli chciałem być menedżerem, musiałem zacząć stawiać kolejne kroki. Teraz rozważam nowe opcje, pojawiło się kilka zapytań i mam nadzieję, że wkrótce otrzymam kolejną posadę.

 

W wypowiedzi Newtona nie ma żadnej goryczy w stosunku do Lamparda czy Chelsea. Anglik wie, że takie decyzje są po prostu częścią futbolu. Chciałby jednak być w sobotę na Estádio do Dragão, wspólnie z piłkarzami, z którymi współpracował, kiedy ci byli młodsi.

 

Większość zawodników biorących udział w finale Ligi Mistrzów, których Newton zna najlepiej, występuje w szeregach Chelsea, ale w składzie Manchesteru City jest jeden człowiek, który możliwe, że wciąż grałby po drugiej stronie barykady, gdyby Newton dopiął swego. Mowa oczywiście o Kevinie de Bruyne.

 

Belg dołączył do Chelsea z macierzystego Genk, za jedyne 6,7 miliona funtów, w styczniu 2012 roku, w wieku 20 lat. Newton stanął przed pierwszą szansą bliższego przyjrzenia się jego umiejętnościom podczas okresu przygotowawczego, po którym zawodnik urodzony w Drongen natychmiastowo powędrował na wypożyczenie do Werderu Brema.

 

– Jego jakość dostrzegłem już pierwszego dnia, kiedy tylko wszedł do drużyny. Pamiętam, że byliśmy na boisku treningowym i kończyliśmy trening małą gierką. Stałem tuż za nim, kiedy odebrał piłkę, ściął do środka i nachylony uderzył piłkę w górny róg bramki. Bramkarz nawet się nie ruszył, a on sam nawet nie zareagował. Jego mowa ciała wyglądała jakby była to dla niego normalność. Powiedziałem sobie: „Kim jest ten facet? Wow!”. To mnie naprawdę ujęło. Wiedziałem, że muszę go uważnie obserwować i ciężko z nim pracować.

 

Kiedy obaj panowie spotkali się ponownie, Newton rozpoczynał swoją pracę w roli mentora dla wypożyczonych zawodników Chelsea. Stracił pozycję asystenta pierwszej drużyny, po tym jak Di Matteo został zwolniony w listopadzie 2012 roku, i pojechał do Niemiec, aby zobaczyć, jak radzi sobie De Bruyne.

 

– Usiadłem z nim przed meczem i rozmawialiśmy o treningu, życiu, aspektach taktycznych, o tym o co go poproszono i tak dalej. On po prostu spojrzał na mnie i powiedział: „Nie obchodzą mnie te wszystkie umowy sponsorskie z Nike’em, Adidasem, tym czy tamtym. Chcę po prostu grać w piłkę!”. Pomyślałem sobie: „O mój Boże, jakie to odświeżające!". Kontynuował: „Ja po prostu kocham być na boisku, to wszystko czego chcę”. Powiedziałem mu „Wiesz co? Dobrze ci pójdzie, ponieważ kiedy przy takim wachlarzu umiejętności, masz jeszcze takie nastawienie, to zajdziesz daleko”.

 

Prognoza Newtona okazała się trafna. De Bruyne jest obecnie uważany za jednego z najlepszych pomocników świata. Niestety, potencjał ten wykorzystał jako zawodnik City. Co więc poszło nie tak w Chelsea?

 

– Niestety, kiedy José Mourinho wrócił na stanowisko menedżera Chelsea, ich osobowości stały się problemem. Ścierali się ze sobą, to po prostu nie miało prawa się udać.

 

– Pamiętam, że zdałem raport Michaelowi Emenalo [byłemu dyrektorowi technicznemu Chelsea – przyp. red.] i powiedziałem: „Nie możemy stracić tego gościa. On będzie na szczycie.” Emenalo odpowiedział: „Wiem, wiem. W tej chwili to się nie stanie.”

 

– Mówiłem mu to jeszcze wiele razy, Michael i ja kochaliśmy Kevina. On po prostu potrzebował więcej czasu na adaptację. Powtarzałem: „Dajcie mu czas na boisku, a on udowodni wam, że jest wystarczająco dobry”. Teraz jest mi po prostu szkoda. Moim zdaniem nie pasował to taktycznego planu Mourinho w tamtym czasie.

 

fot. Darren Walsh (Getty Images)

 

– To bardzo niezręczna sytuacja, kiedy jako klub patrzysz na niego i widzisz w nim zawodnika, którego chcesz mieć, a menedżer nie widzi go swoich planach. Na dodatek masz przed sobą zawodnika, który sam się napędza, nie zamierza siedzieć i być cierpliwym, czekając aż coś się zmaterializuje. Czasami do gwiazd trzeba się dostosować.

 

Nathan Aké to kolejny zawodnik Manchesteru City, który jako młodzieniec miał swoje miejsce w kadrze Chelsea, przeszedł przez proces wypożyczenia i otrzymał zgodę na odejście.

 

Akademia Chelsea zna jednak przypadki, w których jej piłkarze przebijali się do pierwszego zespołu i stanowili o jego sile. Taka sytuacja będzie miała miejsce podczas zbliżającego się finału Ligi Mistrzów, w którym naprzeciw Kevinowi de Bruyne i Nathanowi Aké staną Mason Mount, Reece James, Andreas Christensen, Callum Hudson-Odoi, Tammy Abraham oraz Billy Gilmour.

 

Największe szansę na znalezienie się w wyjściowej jedenastce w sobotnim spotkaniu mają ci trzej pierwsi, a Mason Mount jest zawodnikiem, którego Eddie Newton darzy szczególnym podziwem.

 

– Wiesz kto przypomina mi Kevina w swoim sposobie bycia? Mason. Nie jest tak dosadny jak on, ale Mason ma tę niezachwialną wiarę w siebie, jest bardzo zmotywowanym młodym człowiekiem. Podchodzi do rzeczy w nieco inny sposób. Kiedy się uśmiecha, wszyscy myślą, że jest po prostu uroczym dzieciakiem, ale uwierzcie mi, że ten facet ma w sobie tę zadziorność, kiedy tylko jej potrzebuje. Nie osiągnąłby takiego poziomu, gdyby tak nie było.

 

– W pierwszych miesiącach jego wypożyczenia do Vitesse Arnhem [sezon 2017/18 – przyp. red] nie grał i ani ja, ani klub nie byliśmy z tego powodu zadowoleni. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z ich menedżerem, Henkiem Fraserem, powiedziałem mu wtedy: „Jeśli kiedykolwiek jeszcze będziesz chciał od nas zawodnika, musimy rozwiązać sytuację z Masonem. Nie obchodzi mnie, co mówisz, w tej chwili nie ma w zespole nikogo, kto mógłby mu dorównać”.

 

– Muszę powiedzieć, że menedżer była fantastyczny. Jego feedback był jednym z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia. Powiedział mi: „Spójrzcie, rozumiem wasze spojrzenie jako klubu i zgadzam się z nim, ale wysłuchajcie też mnie. Kiedy przyglądam się mu na treningach, Mason wciąż popełnia akademickie błędy. Jest najlepszym zawodnikiem na boisku, ale przez jego pomyłki możemy zostać w przyszłości srogo ukarani. Nie chcę wystawiać go na boisku, by tak się stało, a potem posadzić go na ławce na siedem, osiem meczów. Chcę, by Mason potrafił utrzymać się w jedenastce. Obiecuję wam, że przed przerwą zimową w Holandii będzie grał regularnie”. Fraser dotrzymał słowa i Mason w końcu odpalił. Był tam objawieniem.

 

– Miałem do czynienia z wieloma kłamliwymi menedżerami podczas mojej pracy, którzy zawsze chronili własny interes, dlatego doceniłem jego informacje zwrotne, szczerość i to, jak ostatecznie poradził sobie z Masonem.

 

fot. Paul Childs (Getty Images)

 

Podczas swojej pierwszej podróży Newton po raz pierwszy miał okazję porozmawiać z Mountem. Na miejscu był również inny były gracz Chelsea, pełniący wtedy funkcję członka sztabu szkoleniowego klubu – Tore Andre Flo.

 

– Pamiętam, że Tore zadawał Masonowi pytania, a ja tylko się przyglądałem. Mason wszedł do pokoju, uśmiechnięty i w ogóle, ale w sposób w jaki odpowiadał Tore… nie było prostych odpowiedzi typu: „Nie wiem”, mówienia mnóstwa bzdur, pozostawiając ci ciągłe naprowadzanie go. To brzmiało jak: „Jestem najlepszy na treningach, nie wiem dlaczego trener mnie nie wybiera, uważam, że powinienem grać. Nie mam tego, czego chcę, chcę wrócić do Chelsea i spróbować jeszcze raz”. To był tego typu przypadek: „Wiem, gdzie chcę zajść, co chcę robić. Nie jestem cierpliwy, nie przyszedłem tu, aby siedzieć na tyłku i patrzeć jak grają inni”.

 

– Moje wrażenie? „Wow – nie znałem cię wcześniej, ale już cię lubię! Coś w tobie jest. Masz w sobie trochę zadziorności, co?” On tylko się uśmiechnął. To przełamało lody.

 

– Wiedziałem, że ten dzieciak ma przyszłość. To, czego wielu ludzi nie rozumie, to fakt, że posiadanie talentu to jedno, ale jeśli nie masz odpowiedniej mentalności i samomotywacji, to nie zaprowadzi cię to tak daleko.

 

W przeciwieństwie do De Bruyne, w kwestii Mounta wszyscy w klubie byli zgodni, Newton nie musiał czynić żadnych błagań, aby go zatrzymać. Poprzednik Lamparda, Maurizio Sarri, również był jego fanem. Włoch rozważał wcześniejsze sprowadzenie Mounta z rocznego wypożyczenia do Derby na drugą połowę sezonu 2018/19 i miał go w swoich planach na następną kampanię Premier League, do której ostatecznie pod jego wodzą nie doszło.

 

Newton ponownie zabrał głos w klubie, gdy po imponującym dwuletnim wypożyczeniu do Borussii Mönchengladbach, tak wielkie kluby jak Barcelona chciały kupić Andreasa Christensena. To właśnie podczas wyjazdowego zwycięstwa 2:1 nad niemieckim klubem w fazie grupowej Ligi Mistrzów 2016/17 duński obrońca przykuł ich uwagę.

 

– Prowadzimy system oznaczeń, kiedy zgłaszamy naszych wypożyczonych zawodników do rozgrywek. Waha się on między jedynką a czwórką, przy czym czwórka oznacza znakomity występ. Dałem tylko jedną czwórkę przez cały mój czas spędzony w tych fachu i widniała ona przy nazwisko Andreasa, kiedy mierzył się z Barceloną. Lionel Messi nie grał, ale wciąż na boisku byli najlepsi piłkarze, tacy jak Neymar czy Luis Suárez. Borussia nieustannie się broniła, ale nie pamiętam, by Andreas choć raz upadł na ziemię, by wykonać jakiś atak na piłkę. Jego czytanie gry było fenomenalne. Przechwytywał, wkraczał do akcji, grał we właściwy sposób.

 

– Wracałem do hotelu z myślą do czego się przyczepić, mówiłem sobie: „Przecież nie mogę dać mu czwórki, nie mogę! Musi być jakiś negatyw”. Wtedy zdałem sobie sprawę, że emocje mogą wpłynąć na obiektywny osąd, więc obejrzałem ten mecz na spokojnie następnego dnia. Utwierdził mnie on jednak w moim przekonaniu.

 

– Tamtego lata Chelsea musiała podjąć bardzo ważne decyzje. Andreasa chciały wielkie kluby, w tym Barcelona. Ja powtarzałem: „Musicie go zatrzymać, on jest przyszłością tego klubu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, może stanowić o sile defensywy przez następne 10 lat. Dlaczego więc pozwolić mu odejść teraz, kiedy zrobiliśmy już tak wiele?”

 

– Kiedy z nim rozmawiałem, jego opinie były świetne. Andreas jest cichy, ale to bardzo pracowity człowiek. Ilekroć powiesz mu właściwą rzecz, on zrozumie co musi zrobić i co musi zmienić. Dobrze reaguje na konstruktywną krytykę.

 

Ze względu na brak czasu na boisku, lub jego nieznaczący wymiar, Newton nie spodziewa się, by Callum Hudson-Odoi, Tammy Abraham, czy Billy Gilmour wystąpili w sobotnim finale Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City. 49-latek nie będzie jednak zaskoczony, gdy w składzie pojawi się Reece James, którego tempo rozwoju go zszokowało.

 

– Wiedziałem, że mu się uda, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko. Nigdy nie wiesz w jakim momencie swojej kariery się znajduje, ponieważ jest tak cholernie cichy. Nie czuje się komfortowo, na przykład udzielając wywiadów, ale nadrabia to na boisku. Kiedy Reece rzuca ci wyzwanie, wiesz, że zostałeś właśnie wyzwany. Jeśli poczujesz przypływ krwi, wiesz, że zostałeś trafiony. To jest sposób, w jaki sobie z tym radzi, woli rozmawiać za pomocą gry.

 

Zmiana menedżera w połowie sezonu, obawy o kondycję kluczowych zawodników i finałowy rywal, który zdaniem większości ekspertów jest zdecydowanie lepszy? Dla Chelsea brzmi to jak przygotowania do finału Ligi Mistrzów z 2012 roku. To, przez co przechodzi teraz Chelsea, i to od czasu, gdy Lamparda zastąpił Tuchel, przyniosło Newtonowi poczucie déjà vu.

 

– Podobieństwa są niedorzeczne. Przed finałem FA Cup rozmawiałem o tym z ludźmi z Chelsea, wszyscy możemy to zaobserwować. Ok, z finałem Pucharu Anglii nie poszło zgodnie z planem, ponieważ przegrali z Leicester, podczas gdy my wygraliśmy z Liverpoolem, jednak dla kontrastu, Tuchel zapewnił Chelsea miejsce w Lidze Mistrzów, a my musieliśmy wygrać Ligę Mistrzów, by się do niej zakwalifikować.

 

– Jednak przed meczem z Bayernem Monachium martwiliśmy się o to, czy David Luiz i Gary Cahill będą mogli zagrać po przebyciu kontuzji ścięgien. Obecna drużyna stara się, by na boisko wrócili N’Golo Kanté i Édouard Mendy. Musieliśmy zmagać się również z zawieszeniem takiego piłkarza jak John Terry, z pewnością nie o takich przygotowaniach do meczu marzysz.

 

fot. Darren Walsh (Getty Images)

 

Na początku roku „The Athletic” donosił, że gdy Lampard stracił posadę, wielu piłkarzy nie było zadowolonych z braku komunikacji oraz przygotowania taktycznego. Gdy Di Matteo zastąpił na stanowisku menedżera André Villasa-Boasa, szatnia Chelsea również nie należała to najszczęśliwszych miejsc na Ziemii.

 

– Była podzielona, pęknięta. To był główny problem, który musieliśmy od razu rozwiązać. Jakość zawodników była niekwestionowana, więc chodziło jedynie o to, by piłkarze się zjednoczyli.

 

– Relacje między grupami graczy były problemem. Nie wiem jak i dlaczego. Znaleźliśmy się w sytuacji, która z biegiem czasu się rozwinęła. Pod batutą poprzedniego szkoleniowca sprawy rozwijały się w negatywny sposób, a kiedy dochodzą do tego złe wyniki, to naprawdę zaczyna wpływać to na cały zespół.

 

– Jak ja i Robbie [Roberto Di Matteo – przyp. red.] sobie z tym poradziliśmy? Po prostu byliśmy ludźmi. Wszyscy zaczynają zadręczać się statystykami, metodami treningowymi i filozofią, a zawodnicy się są robotami – to istoty ludzkie, jak wszyscy inni. Chcą rozmawiać, wyrzucić z siebie różne rzeczy, móc wypowiedzieć swoje zdanie.

 

Jedną z kluczowych rzeczy, jakie Tuchel zmienił od samego początku, niezależnie od tego, co działo się przed nim lub nie, jest regularna rozmowa z wszystkimi członkami sztabu, a także wykorzystanie zawodników, którzy wcześniej byli pomijani. Należy jednak podkreślić, że od odejścia Lamparda, na regularności zaczął tracić np. Tammy Abraham.

 

Popularnym twierdzeniem, którym można zrównać zarówno Di Matteo, jaki i Avrama Granta, który jako pierwszy trener doprowadził Chelsea do finału Ligi Mistrzów w 2008 roku, jest to, że obaj szkoleniowcy mieli znacznie lepszych piłkarzy w drużynie, od tych, którzy już w sobotę wybiegną na murawę stadionu FC Porto. Innymi słowy, nie musieli tak bardzo się wykazać, by doprowadzić ich do sukcesu.

 

– To niesprawiedliwe – mówi Newton.

 

– Tak, mieliśmy świetnych zawodników, wiedzieli, jak grać głęboko gdy rywal naciskał, nie zaprzeczam temu, ale nadal musisz ich odpowiednio kierować. Trzeba przedstawić im plan taktyczny, a oni muszą w niego uwierzyć. Jeśli tego nie zrobisz, stracisz ich. To jest tak proste.

 

– Obecna kadra jest mniej doświadczona. Każdy może powiedzieć, że Thomas Tuchel wykonał wspaniałą pracę i tak też zrobił, ale łatwiej jest manipulować młodszym składem, formować go tak, by robił to, co chcesz. Manipulowanie starszym, doświadczonym składem jest trudne. W naszej szatni było wiele ego i zawodnicy wiedzieli, czego chcą. W obu przypadkach są plusy i minusy.

 

Kolejną rzeczą, do której Newton może się odnieść, jest walka, jaką Tuchel i jego sztab toczą podobnie do poprzedników sprzed dziewięciu lat – stała rywalizacja na trzech frontach i praca nad tym, by przystępować do każdego meczu ze świadomością, że trzeba wygrać, by odnieść sukces. Newton nie jest zszokowany tym, że przegrali trzy z czterech ostatnich meczów.

 

– Jest tak wiele rzeczy, których ludzie nie widzą. Jestem pewien, że Tuchel i jego sztab przechodzili przez to samo, co my. Nie ma mowy o odpoczynku. Kiedy wygraliśmy mecz, nie mogliśmy się tym cieszyć, ponieważ planowaliśmy już następną sesję treningową. Każdy dzień nie-meczowy trwał od 8 rano do 8 wieczorem. Mój przyjaciel, który był trenerem innej drużyny, nie mógł w to uwierzyć.

 

– Jesteś w ciągłym planowaniu, nie możesz usiąść w samolocie lub w autokarze po meczu i się zrelaksować. Patrzysz na materiał filmowy z meczu, który właśnie zagrałeś, aby od razu dać informację zwrotną zawodnikom.

 

– Następnie musisz spróbować przygotować piłkarzy pod względem mentalnym. Możesz dbać o nich fizycznie, ale po tym, jak znokautowaliśmy Barcelonę w półfinale Ligi Mistrzów, mieli w sobie całą tę adrenalinę, emocjonalny haj. Nie mogli spać. Pięć dni później mieliśmy jednak ważny mecz w Premier League przeciwko QPR. Padał deszcz, boisko było w złym stanie, w takich sytuacjach musisz ponownie podnieść piłkarzy na duchu, bo to ważne trzy punkty. To nie było łatwe [ale Chelsea ostatecznie wygrała to spotkanie 6:1].

 

– To psychicznie wykańczające. To było jak cały sezon z trzy miesiące, non-stop gra, ale ten klub został stworzony po to, by wygrywać trofea. Wiesz, w co wchodzisz, jakie są okoliczności i musisz sobie z tym poradzić. Brutalna rzeczywistość jest taka, że jak nic nie osiągasz, to odchodzisz.

 

Tak jak Bayern był postrzegany jako zdecydowany faworyt do pokonania Chelsea w finale Ligi Mistrzów 2012, tak Manchester City jest postrzegany w ten sam sposób. Newton uważa, że cała otoczka może pomóc drużynie Tuchela.

 

– W tej szatni są ludzie, tacy jak Antonio Rüdiger czy César Azpilicueta, którzy będą rozkoszować się tym, że ludzie spisują ich na straty. Działa to na nich, jak czerwona płachta na byka. Rozumieją mentalność Chelsea: „Nie wierzycie w nas? W porządku, pokażemy wam.”

 

– Chelsea nie będzie grała ze strachem w oczach. Ludzie mówiący, że wszystko jest przesądzone, że to rok Pepa Guardioli i Manchester City jest niewiarygodny? To ich zantagonizuje.

 

– Chelsea pokonała ich ostatnio dwukrotnie i psychologia będzie odgrywała tutaj rolę. Jeśli The Blues jako pierwsi zdobędą bramkę, będzie to naprawdę ciężkie dla City ze względu na sposób, w jaki Chelsea jest ustawiona, z trójką z tyłu. The Citizens będą musieli uważać na tempo, jakie Chelsea prezentuje w okresie przejściowym. Mogą być narażeni na kontry, im bardziej będą naciskać.

 

Kończąc rozmowę, Simon Johnson zapytał Newtona, jak zareaguje, jeśli zobaczy, że młodzi piłkarze Chelsea, z którymi dzieli wspólne wspomnienia, podniosą słynne trofeum dla jego dawnego klubu.

 

– To będzie prawie jak słodko-gorzka pigułka, ponieważ chciałbym być tam z nimi. Pracowaliśmy razem przez szmat czasu i jeśli wygrają, byłoby wspaniale odebrać to trofeum wspólnie. Z pewnością wolałbym, żeby tak się stało.

 

– Ale będę to oglądał z przyjemnością, wiedząc, że poszli dalej, aby osiągnąć coś tak wielkiego i że byłem częścią ich podróży.

Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Midnite
komentarzy: 1008
29.05.2021 08:53

Ciekawa funkcja, taki ojciec opatrznościowy młodych piłkarzy. Miał duży wpływ na wygląd obecnej generacji Chelsea.
Temat Kevina przewija się przez wiele lat i jestem nim zmęczony. Teraz mamy nowych craków typu Mount czy Havertz i ważne jest, by w ich przypadku nie popełnić podobnego błędu...nawet pod nieobecność Eddie'go.

PandA
komentarzy: 66
28.05.2021 19:37

Świetny wywiad, czyta się jak książkę. Mam nadzieję, że Newton jeszcze kiedyś wróci do klubu, choć patrząc po jego ambicjach to raczej mało możliwe.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close