Próba generalna przed finałem Ligi Mistrzów na plus, czyli wnioski po meczu Manchester City 1:2 Chelsea

Autor: Bartek Kijko Dodano: 09.05.2021 13:49 / Ostatnia aktualizacja: 13.05.2021 17:44

Chelsea pokonała wczorajszego wieczora Manchester City, choć po pierwszej części gry niewiele na to wskazywało. The Blues zagrali jednak znakomite drugie 45 minut i wywieźli z Etihad Stadium pełną pulę. Ten mecz był szansą dla kilku dublerów, co niejako mogło pokazać, że obaj trenerzy nie chcą odkrywać kart przed finałem najważniejszych europejskich rozgrywek piłkarskich.

 

Szansa dla zmienników

 

Zarówno Pep Guardiola jak i Thomas Tuchel dokonali kilku zmian w porównaniu z wyjściowymi składami desygnowanymi na półfinałowe starcia w Lidze Mistrzów. Niektórzy mocno eksploatowani piłkarze potrzebowali odpoczynku, a trenerzy obu klubów z pewnością chcieli również utrzymać odpowiedni poziom świeżości w składzie. Pierwsza połowa meczu była bardzo ospała i oba zespoły nie kreowały zbyt wielu okazji brakowych. Tak było aż do 44. minuty, gdy Sterling wykorzystał fatalną pomyłkę swojego klubowego kolegi i dobił piłkę do pustej bramki. Chwilę później mogliśmy mieć już 2:0, jednak Aguero fatalnie spudłował z jedenastu metrów. To wydarzenie z pewnością podbudowało graczy Chelsea, którzy wyszli na drugą połowę meczu z nową energią i to oni byli stroną stwarzającą sobie lepsze okazje bramkowe. Billy Gilmour nie gra często i musi udowadniać trenerowi, że ten nie pomylił się wystawiając go do podstawowego składu na tak ważny mecz. Młody Szkot nie miał najlepszych pierwszych 45 minut, między innymi sprokurował rzut karny, jednak w drugiej części gry poprawił się w każdym aspekcie i był jednym z wyróżniających się graczy. Pokazał trenerowi, że ten może na niego liczyć nawet w spotkaniach z absolutnie topowymi zespołami. Z racji jego młodego wieku zapewne wiele razy jeszcze zobaczymy nierówną grę, jednak Billy ma potencjał na bycie podstawowym graczem w nowej, odmłodzonej Chelsea.

 

Chwilowe zaćmienie

 

To co wydarzyło się między 44. a 46. minutą przypomniało najgorsze koszmary z poprzedniego sezonu, gdy defensywa raz po raz doznawała "wylewów". Ciężko wytłumaczyć dwa proste błędy indywidualne w tak krótkim odstępie czasu. Najpierw Andreas Christensen nieudolnie wybijał piłkę, czym stworzył szansę dla gospodarzy, którzy to wykorzystali wręcz bezlitośnie. Duńczyk przy okazji tej interwencji nabawił się kontuzji mięśniowej. Miejmy nadzieję, że to nic groźnego, gdyż w ostatnich tygodniach zawodnik ten był bardzo pewny zarówno w defensywie jak i w rozegraniu piłki. Druga sytuacja to kompletnie bezmyślny faul Billy'ego Gilmoura na Gabrielu Jesusie w polu karnym Chelsea. Szkot wbiegł w brazylijskiego napastnika, co ten skrzętnie wykorzystał. Na szczęście Kun Aguero swoim tragicznym strzałem z jedenastu metrów wlał na nowo nadzieje w serca gości. The Blues w ostatnich tygodniach praktycznie nie tracili bramek i nie popełniali błędów indywidualnych. Te z kolei mogą zadecydować o porażce w finale Ligi Mistrzów przeciwko takiej drużynie jak Manchester City. Miejmy nadzieję, że to chwilowe roztargnienie, z którego gracze Chelsea wyciągną odpowiednie wnioski.

 

Chelsea na podium

 

Dzięki wczorajszemu zwycięstwu The Blues nie tylko zyskali oddech w walce o Top4. Gracze Chelsea wskoczyli na podium Premier League, znajdując się za plecami obu drużyn z Manchesteru. W piątkowy wieczór Leicester niespodziewanie przegrało u siebie z Newcastle, które w zasadzie nie walczy już o żadne cele. Popularne "Lisy" mogą mieć swego rodzaju retrospekcje z końcówki poprzedniego sezonu, gdy na samym finiszu wypadli z najlepszej czwórki ligi. Jeszcze chwilę temu wydawało się, że Chelsea ma zbyt dużą stratę do Leicester i do samego końca będzie bić się o czwarte miejsce z West Hamem, Liverpoolem, Tottenhamem czy Evertonem. Ekipa Brendana Rodgera sprawiła nam jednak bardzo przyjemną niespodziankę, zwłaszcza gdy popatrzymy jaki terminarz mają The Blues w końcówce sezonu Premier League, walcząc jednocześnie o najwyższe cele w Pucharze Anglii oraz w Lidze Mistrzów. Trzecia pozycja to oczywiście splot wielu wydarzeń i niejako pomoc innych drużyn, jednak to zdałoby się na niewiele, gdyby Chelsea nie punktowała regularnie w lidze. W poprzednim sezonie bardzo często mieliśmy do czynienia z sytuacją, że nie potrafiliśmy wykorzystywać potknięć rywali i również traciliśmy punkty. The Blues nie potrafili odrabiać strat i rzadko kiedy udawało im się odwrócić losy spotkania. Thomas Tuchel wlał w drużynę zupełnie nową energię i pozwolił uwierzyć wielu piłkarzom, że są w stanie sięgnąć szczytu. W ostatnich tygodniach widać to gołym okiem i Chelsea stała się bardzo mocnym mentalnie kolektywem. 

 

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close