Dwumecz zakończony awansem do półfinału Ligi Mistrzów! Wnioski po meczu Chelsea 0:1 FC Porto

Autor: Maciej Dreśliński Dodano: 14.04.2021 00:35 / Ostatnia aktualizacja: 15.04.2021 12:25

To nie był najlepszy mecz, jaki dane nam było oglądać. Dodając do tego, że równolegle toczył się pojedynek PSG z Bayernem... nadal nie mamy czego żałować! Spotkanie rzeczywiście nie było porywające, ale najważniejszy jest wynik. Tu też jest małe ,,ale", bo w rewanżu ulegliśmy rywalowi, ale ostatecznie osiągnęliśmy cel. Pierwszy półfinał od 7 lat stał się faktem. Tuchel i jego zawodnicy mogą się już przygotowywać fizycznie i mentalnie. Czekamy tylko na rywala, którego poznamy już niebawem...

 

Pierwszy półfinał od 7 lat!

 

Zgadza się, to już tyle lat czekania za nami. Przez siedem lat Chelsea nie udało się osiągnąć półfinału, a zmienił to trener, który przyszedł w trakcie sezonu. Skądś to znamy? Nie, nie będziemy jeszcze pompować balonika, w Internecie dość już porównań do sezonu 2011/12. Wracając jeszcze do ostatniego półfinału. Żeby uświadomić sobie ile czasu upłynęło, wystarczy spojrzeć na składy. Tylko Cesar Azpilicueta jest nadal w klubie. Na ławce trenerskiej zasiadał wówczas Jose Mourinho, ale pokonał go Diego Simeone, który wciąż walczy o to, by zdobyć upragnioną Ligę Mistrzów. Wiemy, że w tym roku się to nie wydarzy, bo Thomas Tuchel znakomicie wypunktował Atleti. Najlepsza czwórka w Lidze Mistrzów to z pewnością duże osiągnięcie. Jak już wspomniałem, robi to trener, który przyszedł w środku sezonu, więc miał mniej czasu na wdrożenie swoich metod, a mimo wszystko radzi sobie bardzo dobrze. Droga do tego półfinału wcale nie była łatwa i ten, kto nie docenia osiągnięcia Tuchela, chyba musi sobie przeanalizować tę ścieżkę. Niemiecki trener dokonał rzeczy, którą będziemy wspominać długo, bo z doświadczenia wiemy, że półfinały Ligi Mistrzów nie są oczywistością ani regułą. Każdy chce, żeby były, ale zwykle okazuje się to być zbyt wymagające. Sam awans do tych rozgrywek czy wyjście z grupy bywa nieosiągalne, więc uszanujmy to, że możemy być w ścisłym gronie klubów walczących o to prestiżowe trofeum. 

 

Pragmatyzm wystarczył

 

Tuchel postawił sprawę jasno: najważniejszy jest awans. Tą zasadą kierował się Niemiec i jak widać przyniosła ona oczekiwane skutki. Sam mecz nie należał do najciekawszych. Znów zaliczyliśmy nerwowy początek. Pierwsze kilka czy kilkanaście minut to napór Portugalczyków, którzy szybko chcieli zacząć odrabiać straty. Dobra organizacja defensywna i odrobina szczęścia pozwoliły nie stracić bramki. Pierwsza połowa nie przyniosła choćby jednego celnego strzału. Może to zarówno cieszyć jak martwić. Z jednej strony nie dopuściliśmy do celnego strzału rywala, ale sami też nie stworzyliśmy zagrożenia, a przecież graliśmy ,,u siebie". Mecz w zasadzie toczył się w jednostajnym tempie i jeżeli ktoś decydował się na zryw, to byli to goście. Ten mecz pewnie ,,przetoczyłby" się do końca i każdy by o nim zapomniał, ale chwilę przed końcem Mehdi Taremi zaliczył strzał życia. Fantastyczna przewrotka dała iskrę nadziei mistrzom Portugalii, ale było już za późno. Strach pomyśleć co by było, gdyby Chilwell nie strzelił tydzień temu bramki na 2:0. Taktyka na rewanż byłaby pewnie inna, ale teraz możemy tylko gdybać. Postawa jaką przyjęła Chelsea wystarczyła do awansu, ale taki styl może być opłakany w skutkach. Mówi się, że Chelsea miała szczęśliwe losowanie i to jest fakt, bo choć Porto to klasowy rywal, to Real czy PSG najpewniej skarciłyby pragmatyczną Chelsea. Porażka boli, awans cieszy. Tuchel na pewno wyciągnie wnioski z tego meczu. Wystarczyło, że taki gol padłby 10 minut wcześniej i moglibyśmy mieć kłopoty. To znów gdybanie, ale ja już je kończę. Thomas Tuchel będzie miał za to sporo materiału do analizy i dużo czasu, by lepiej przygotować swoich zawodników na mecz półfinałowy. 

 

Kilka plusów i kolejne wyzwania na horyzoncie

 

Największym, niekwestionowanym plusem tego dwumeczu jest awans do półfinału. Tylko, że sam mecz, który przegraliśmy w słabym stylu, pozostawia sporo do życzenia. Zostawmy już minusy, mamy awans, ale przyjrzyjmy się tylko zaletom rewanżu z FC Porto. Przede wszystkim cieszy to, że Christian Pulisic wrócił już do zdrowia (odpukać, bo zaraz znów wypadnie) i dobrze czuje się w pojedynkach biegowych, dryblingach, mocno angażuje się w ofensywie i nie odstawia nogi. Amerykanin łapie wiatr w żagle, by na ostatniej prostej sezonu wymiernie przyczynić się do jak najlepszego wyniku w Lidze Mistrzów, FA Cup oraz Premier League. Bardzo dobrze, zwłaszcza w destrukcji, zaprezentował się N'Golo Kante. Francuz pokazał to, z czego najlepiej go znamy. Bez pomocnika z siódemką na plecach trudno wyobrazić sobie dziś Chelsea i cieszy fakt, że jest zdrowy i w formie. Pochwalić można by było defensywę, ale plamę pozostawia ten gol stracony w końcówce. Oczywiście, to był strzał życia Taremiego, trudno było zareagować. Nie zmienia to faktu, że czystego konta brak, a z tego rozliczana jest defensywa. Reszta zespołu zagrała dobrze, choć nie wyróżniała się mocno ponad przeciętność. Przed nami oczywiście półfinał Ligi Mistrzów, ale zanim, mamy półfinał FA Cup z Manchesterem City, a potem bardzo ważne spotkania w lidze. Teraz kluczowe jest to, by zawodnicy byli zdrowi i w formie, nie łapali kartek i byli odpowiednio zmotywowani. Dzisiejszą porażkę przysłoni fakt, że osiągnęliśmy półfinał, ale trener na pewno powie o tym kilka zdań. Z porażek trzeba wyciągać lekcje i tak potraktujmy ten pechowy mecz. Trzy mecze na stadionie Sevilli i tak przyniosły nam mnóstwo emocji, dwa wygrane spotkanie i dzisiejszą nieznaczną porażkę. Teraz przed nami tak naprawdę same finały, bo każde potknięcie będzie skutkować albo pozbawieniem szansy na trofeum, albo trudnościami z wywalczeniem miejsca w czołowej czwórce Premier League. Podkręcamy tempo i zmierzamy po pełną pulę!

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close