Arnesen wspomina okres pracy w Chelsea. "Byłem pewien, że sprowadzimy Davida Silvę"
Dodano: 18.11.2020 14:00 / Ostatnia aktualizacja: 18.11.2020 14:03W 2005 roku sprawa zatrudnienia Franka Arnesena na stanowisko dyrektora sportowego Chelsea była owiana sporą kontrowersją. Wówczas związany kontraktem z Tottenhamem Duńczyk został przyłapany przez paparazzich na jachcie z Romanem Abramowiczem.
Tamta sytuacja skłoniła Daniela Levy'ego [właściciela Tottenhamu] do zerwania umowy z pracownikiem. Arnesen wykonywał swoje obowiązki w północnym Londynie zaledwie przez rok. Późniejsza propozycja, jaka napłynęła ze Stamford Bridge, była nie do odrzucenia.
– Tak naprawdę nikt nie wiedział, jak wyglądał mój ostatni dzień pracy. Podjechałem do ośrodka treningowego zabrać parę rzeczy i pożegnać się z klubem. Wtedy Daniel i John Alexander [sekretarz klubu] zadzwonili do mnie, mówiąc: "Frank, nie ma nas teraz w siedzibie, więc dopnij kontrakt z Grzegorzem Rasiakiem". Tak właśnie wyglądał mój ostatni dzień w Tottenhamie – powiedział Arnesen w rozmowie dla autora książki pt. "A Few Wise Words".
– Na sam koniec powiedziałem Danielowi: "To najlepszy transfer jaki dotychczas dokonałeś! Nie musiałeś za mnie nic płacić, a tak wpadnie ci dodatkowo pięć milionów funtów rekompensaty!" – zaśmiał się Duńczyk.
W rzeczy samej Arnesen stwierdził, że rozstanie z Levym i Tottenhamem nie przebiegło w burzliwy sposób. Wszystkie właściwe strony negocjacji wiedziały co się dzieje. Podczas wakacji na Sardynii, Frank umówił się z Abramowiczem w celu dogadania szczegółów kontraktu.
– Dzień przed spotkaniem Roman połączył się ze mną telefonicznie i spytał, czy możemy się zdzwonić jutro. Odparłem twierdząco. Następnego dnia spytał się o moje samopoczucie, po czym powiedział mi, abym wyjrzał przez hotelowe okno. Wtedy moim oczom ukazał się wielki statek.
Arnesen potrzebował jeszcze raz spotkać się z rosyjskim miliardem, aby w pełni przekonać się do zmiany miejsca pracy. Podczas lunchu w końcu udało się dojść do werbalnego porozumienia. Abramowicz dał Frankowi wolną rękę co do wyboru funkcji w klubie, począwszy od roli głównego skauta po nadzorowanie akademii.
– W tamtym czasie w klubie pracowali bardzo dobrzy fachowcy, rzekłbym światowej klasy - Neil Bath, Lee Congerton czy Jim Fraser.
Od czasu do czasu Arnesen towarzyszył Brendanowi Rodgersowi, gdy ten prowadził drużynę U-18. Z kolei Joe Edwards, będący obecnie członkiem sztabu szkoleniowego Franka Lamparda, wspinał się po najniższych szczeblach młodzieżowych i już wtedy sprawiał wrażenie świetnego wychowawcy. To właśnie w erze Franka rozpoczęła się znakomita seria w FA Youth Cup, gdzie na dzień dzisiejszy Chelsea aż dziesięciokrotnie dochodziła do finału rozgrywek. To jednak nie było celem Duńczyka.
Głównym priorytetem Arnesena było wcielenie zawodników akademii do seniorskiej ekipy. Ta misja okazała się trudna do zrealizowania pomimo wsparcia Abramowicza, gdyż w efekcie więcej pieniędzy wkładano w to przedsięwzięcie niż z niego wydobywano.
– Świetnie jest widzieć, że teraz Frank Lampard czuwa nad akademią. Za moich czasów trenerzy byli zmieniani jak rękawiczki. Pod względem biznesowym był to fantastyczny pomysł, jednak zawodnicy nie przedostawali się wyżej i to było frustrujące.
– Bardzo chcieliśmy, aby młodzież zaistniała w pierwszym zespole. Nie było nam to dane, więc chcieliśmy się upewnić, czy chłopaki wykrzesali już wszystko ze swoich talentów. Musieliśmy być kreatywni, aż w końcu opieraliśmy na tym nasz model biznesowy, tak jak inne kluby w tym kraju.
– Roman był jedynym gościem, który wiedział wszystko na ten temat. Nie było miejsca na żadne sztuczki. Był usatysfakcjonowany z naszego pomysłu, więc nie miało dla nas większego znaczenia co mówią ludzie z zewnątrz, gdyż sami nie wiedzieli, jak sprawy mają się w naszym klubie.
Kolejnym niezbyt łatwym okresem dla Franka była współpraca z José Mourinho. Obaj panowie pracowali w jednym miejscu przez osiemnaście miesięcy.
– Na początku było dobrze. Z czasem, gdy zaczęliśmy częściej ze sobą współpracować, wychodziły pewne różnice, ale to normalne. Nie poruszaliśmy na ogół tylko jednej kwestii. Częściej jednak mówiliśmy tylko do siebie "cześć" i spotykaliśmy się tylko wtedy, gdy było to konieczne. Wszem i wobec darzę go ogromnym szacunkiem za to, co osiągnął w Chelsea.
Arnesen zdecydował się opuścić Chelsea w 2011 roku, podejmując się pracy z Hamburgu. W książce dyrektor sportowy wspomniał, że podczas służby na Stamford Bridge był najbardziej zachwycony ze sprowadzenia Nemanji Maticia. Frank był także wielkim fanem Daniela Sturridge'a.
– Kochałem go oglądać, głównie gdy przebywał w okolicach pola karnego. Nie potrzebował wiele czasu do namysłu, jak kropnąć piłkę lewą nogą. Czy mógłby dać więcej dla Chelsea? Tego się już nie dowiemy.
Sprawa, jakiej Arnesen żałuje najbardziej, to niezakontraktowanie Davida Silvy.
– Myślałem, że transfer Davida jest pewny jak w banku. Ostatecznie to wymknęło się spod kontroli. Sądziłem, że to będzie świetne wzmocnienie. Nie udało się go sprowadzić, ponieważ... no nie wiem. Ok, wiem, ale to już nie ma znaczenia.
Duńczyk wskazał także dwóch zawodników akademii, na których liczył, że w przyszłości będą stanowić o sile Chelsea.
– Pamiętam występ Gaёla Kakuty [z Wolves w 2009 roku]. Kibice przebierali nogami, aby go zobaczyć w akcji. Przez kolejne trzy miesiące nigdy już nie pojawił się na ławce rezerwowych. Czasami widział rzeczy, których inni zawodnicy nie potrafili dostrzec.
– Uwielbiałem także Josha McEachrana. Spodziewałem się po nim więcej. To był bardzo dobry zawodnik, na dodatek inteligentny.
Obecnie Frank Arnesen piastuje stanowisko dyrektora sportowego w Feyenoordzie Rotterdam. Wcześniej pracował PSV, Metaliście Charków, PAOK-u oraz Anderlechcie.
- Źródło: "Daily Mail" [Fragmenty z książki pt. "A Few Wise Words"]
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.