Michael Cox: Werner zasługuje na coś więcej niż styl, w jakim Chelsea grała z Brighton

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 17.09.2020 22:26 / Ostatnia aktualizacja: 17.09.2020 22:26

Po tym, jak arbiter zagwizdał po raz ostatni w meczu Chelsea z Brighton, Timo Werner został poproszony o udzielenie wywiadu dla stacji Sky Sports, który zawierał klasyczne pytanie dla debiutanta, który przychodzi do klubu z innej ligi: czym różni się Premier League od tego, do czego jesteś przyzwyczajony?

 

Odpowiedź Wernera była równie typowa.

 

– Tak, Premier League to zupełnie inna liga. Myślę, że jeszcze nigdy nie grałem przeciwko trzem tak rosłym obrońcom. Tak, to byli wysocy, masywni defensorzy!

 

Werner wyjaśnił następnie, że uważa takie rywalizacje za całkiem przyjemne, ponieważ obrońcy Brighton mieli problemy z dogonieniem Niemca. Napastnik Chelsea w ciągu pierwszych 20 minut trzykrotnie próbował złamać linię spalonego, a jego przyspieszenie dawało w rozegraniu The Blues coś, czego brakowało w tym klubie w ostatnich kilku latach.

 

Mając tego rodzaju napastnika, Chelsea powinna odejść od stylu, jaki zespół prezentował w ostatnich latach i cofnąć się do czasów gry Franka Lamparda. Agresorzy tacy jak Didier Drogba, Diego Costa i ostatnio Olivier Giroud, są stworzeni do tego, by walczyć o długie piłki. Kiedy trenerzy Chelsea eksperymentowali z wystawieniem bardziej technicznego zawodnika z przodu (na przykład Edena Hazarda na fałszywej dziewiątce) nie zawsze przynosiło to oczekiwany rezultat.

 

Kiedy myślisz o Cechu lub Courtois kiedy grali w Chelsea, to nie zwracasz uwagi na to, czy potrafili oni dobrze rozgrywać piłkę. Ich zadaniem było wykopanie futbolówki jak najdalej od swojej bramki. Dlatego ciekawie było ocenić podejście Chelsea w ich pierwszym meczu z Wernerem na szpicy. Chociaż w RB Leipzig odgrywał on różne role, zazwyczaj to jego partner z ataku walczył o górne piłki. Niemiec ma mnóstwo zalet, ale jedną z nich nie jest na pewno walka w powietrzu.

 

Plan na mecz z Brighton był zaskakująco prosty. Kiedy Kepa był w posiadaniu piłki, standardowo wykopywał ją w kierunku środkowych obrońców przeciwnika (67 procent jego podań do długie piłki), co bardziej pasuje do klubów walczących o utrzymanie w Premier League niż tych, którzy walczą o tytuł. Oto, jak Kepa wypadł w tym aspekcie w porównaniu z innymi bramkarzami pierwszej kolejki.

 

 

67 procent długich piłek w wykonaniu Kepy było ogromnym kontrastem w porównaniu do 31 procentami z zeszłego sezonu, które były niższe niż u każdego innego bramkarza Premier League poza Edersonem i Alissonem. Udział w tego typu zagraniach mieli również piłkarze Brighton, którzy naciskali na przeciwników w środku pola. Na poniższej grafice widać, jak Yves Bissouma nie odstępuje Jorginho, co skłoniło Kepę, by posłać długą piłkę. Niemniej jednak, bardzo często piłki te były przejmowane przez rywali.

 

 

Nawet gdy Kepa miał możliwość krótkiego rozegrania, wybierał inną opcję. Spójrzmy na przykład, gdzie zarówno Reece James, jak i Marcos Alonso mogą swobodnie rozpocząć budowanie akcji z głębi. Kepa wybija piłkę na połowę przeciwnika...

 

 

... w kierunku Rubena Loftusa-Cheeka, za którym biegnie Timo Werner w nadziei, że uda mu się wywalczyć dobrą pozycję.

 

 

Loftus-Cheek był chyba największym zaskoczeniem w wyjściowym składzie na to spotkanie, jednak główną rolą rosłego pomocnika mogło być tutaj walczenie o górne piłki, które Kepa regularnie posyłał na połowę Brighton.

 

Chociaż kuszące jest obwinianie Kepy za jego prymitywne rozdawanie piłek, była to wyraźna taktyka Chelsea i to, czego chciał Lampard. W drugiej połowie nic się nie zmieniło. W sytuacji poniżej Kepa ma do dyspozycji dwóch środkowych obrońców, jednak ten woli się wcielić w rolę bramkarza Sunderlandu z sezonu 1999/2000, a Loftus-Cheek i Timo Werner to odpowiednio Niall Quinn oraz Kevin Phillips.

 

 

 

W rzeczywistości, ta taktyka nie działała tak, jak należy. Kepa nieustannie posyłał piłkę na głowę któregoś z trzech środkowych obrońców Brighton. Chelsea nie stworzyła po tych podaniach nawet jednej dobrej okazji bramkowej. Bardzo często tracili jednak posiadanie co z pewnością przyczyniło się do tego, że zespół Franka Lamparda miał "zaledwie" 48 procent posiadania piłki.

 

Byż może to podejście będzie kontynuowane w nadchodzący weekend przeciwko Liverpoolowi, ale czołowe zespoły preferują bardziej wyrafinowane podejście do budowania akcji. Jeśli Chelsea ma wykrzesać więcej ze swoich nowych nabytków, zespół będzie musiał grać inaczej niż w pierwszej kolejce.


Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close