Sidwell: Mourinho miał dokładnie zaplanowany cały przyszły sezon
Dodano: 14.04.2020 18:28 / Ostatnia aktualizacja: 14.04.2020 18:28Steve Sidwell właśnie wsiadał do samochodu po treningu w Reading, kiedy zadzwonił do niego, jego ówczesny agent, Eric Walters.
– Siedzisz? Jeśli nie, to usiądź – stwierdził Walters.
Przez moment, Sidwell pomyślał, że usłyszy jakieś okropne informacje o członku swojej rodziny lub przyjacielu. Te obawy szybko zamieniły się w niedowierzanie.
– Rozmawiałem przez telefon z Peterem Kenyonem. Chelsea chce podpisać z tobą umowę – dodał Walters.
Pomocnik uznał, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe, a to był dopiero początek roku, którego Sidwell nigdy nie zapomni.
– Byłem fanem Chelsea. Moja rodzina również. Mieszkaliśmy bardzo blisko Stamford Bridge. Myślałem, że Walters sobie żartuje – mówi z rozmowie z "The Athletic" Sidwell.
Jest rok 2007 i umowa Sidwella w Reading dobiega końca. Zawodnik postanowił, że nie będzie przedłużał kontraktu z obecnym pracodawcą, a darmowe zakontraktowanie pomocnika walczyły takie kluby jak Manchester United, Tottenham, czy Liverpool.
West Ham zaoferował Sidwellowi większe wynagrodzenie niż Chelsea, jednak kiedy wychowanek Arsenalu zdał sobie sprawę, że przejście do klubu ze Stamford Bridge jest realną opcją, było już tylko jedno miejsce, do którego chciał się przenieść.
Stwierdzenie, że ten ruch zaskoczył świat futbolu to pewne niedopowiedzenie. Chelsea przyzwyczaiła wszystkich, że sprowadza zawodników za ogromne pieniądze. Rywalizacja o miejsce w środku pola była zacięta. Jose Mourinho miał w składzie takich piłkarzy jak: Lamparda, Makelele, Obi Mikel, Essien, czy Ballack (choć ten ostatni zmagał się w 2007 roku z kontuzją kostki).
Pierwsza rozmowa telefoniczna, a później tajne spotkanie w domu Mourinho rozwiały wszelkie wątpliwości u Sidwella.
– Zaprowadzono mnie do jego salonu i po prostu siedziałem tam przez 15, może 20 minut. Nikt do mnie nie przychodził. Słyszałem jak jego żona gotuje coś w kuchni, a dzieci gdzieś się bawią. Jego piesek biegał. Nie wiedziałem, co robić. Nie byłem pewny, czy wiedzą, że jestem w u nich w domu. Nie chciałem nikogo przestraszyć. Potem zszedł po schodach, w kapciach, dżinsach i zwykłej koszulce. Słyszałem jak mówił do kogoś: "Co? Już tu jest?"
– Wszedł do pokoju i przeprosił mnie. Przez godzinę rozmawialiśmy o futbolu. Dał mi książkę, która miała na okładce napis "Chelsea 2007-08". Pamiętajcie, że miało to miejsce pod koniec poprzedniego sezonu. Dosłownie mówiąc, miał plan tego, co będzie się działo każdego dnia na treningu, kiedy piłkarze dostaną wolne. Mourinho miał zaplanowany cały przyszły sezon.
– Zapytał mnie czego oczekuje od piłki nożnej. Powiedziałem, że ważne są dla mnie trofea, ale liczy się także bezpieczeństwo mojej rodziny. Powiedział: "Cóż, musisz podpisać kontrakt z Chelsea, ponieważ jeśli będziesz grał, to będziesz zdobywał trofea, a jeśli nie będziesz grał, to weźmiesz swoją wypłatę i pójdziesz grać do innego klubu.". Tak więc podpisałem.
Sidwell nie musiał długo czekać, aż Mourinho znów go zszokuje. Pierwszego dnia przygotowań do sezonu, kiedy cały zespół udał się na lotnisko, by wylecieć na tournee po USA, menadżer miał dla wszystkich pewne ogłoszenie.
– Mourinho usiadł na przodzie autokaru i powiedział: "Steve, w tym sezonie będziesz nosił numer 9.". Każdy zawodnik, który dołącza do nowego zespołu patrzy jakie są wolne numery. Zrobiłem to samo i widziałem, że wolne są 9 oraz 14. Pomyślałem, że nie będzie problemem, jeśli wybiorę 14.
– Nie wiedziałem, czy Mourinho przeprowadzał w tym momencie jakiś test. Zastanawiałem się, że gdybym powiedział, że nie chcę, pomyślałby, że nie jestem silny mentalnie, natomiast jeśli odpowiedziałbym "tak", to on powie, że żartował. Pomyślałem, że pokażę mu, że jestem silny i odpowiedziałem: "Tak". Okazało się, że nie żartował.
– Kiedy powiedziałem o tym znajomym i rodzinie, wszyscy się śmiali. Oczywiście, ten numer w większości przypadków dotyczył środkowych napastników, a ja przecież nim nie byłem. Koniec końców, zdobyłem jedną bramkę dla Chelsea.
– Gdy patrzę wstecz i zastanawiam się dlaczego Mourinho podjął decyzję o sprowadzeniu mnie, to przychodzi mi na myśl, że wysłał przez to wiadomość do zarządu. Tego lata chciał wydać więcej pieniędzy na transfery, a ostatecznie do klubu trafiłem ja, Tal Ben Haim i Claudio Pizarro z darmowego transferu, a jedynym dużym zakupem było sprowadzenie Florenta Maloudy. Dlaczego nie dał 9 napastnikowi, czyli Pizarro?
W umyśle Sidwella były wtedy inne rzeczy. Widok tylu mężczyzn, których traktował jako swoich idoli, oznaczał, że musiał on zachować ostrożność przy podejmowaniu decyzji, obok kogo usiąść w samolocie.
– Byłem bardzo zdenerwowany. W moich oczach były to gwiazdy. O czym mam z nimi rozmawiać przez następne 10-11 godzin? Postanowiłem, że usiądę obok kitmana. Kiedy dolecieliśmy, trening był natychmiastowym sprawdzianem rzeczywistości. To było jak gra kompuerowa. Podania były tak szybkie, płaskie, na jeden kontakt. Wyglądało to, jakby ktoś grał w FIFĘ. Wtedy dotarło do mnie, że to elita.
Koledzy z drużyny robili wszystko, by Sidwell poczuł sie mile widziany w nowym otoczeniu, jednak jeden temat rozmów zdominował wszystkie inne. Zaledwie dziewięć miesięcy wcześniej Sidwell grał w meczu przeciwko Chelsea, w którym Petr Cech doznał okropnej kontuzji czaszki po starciu z Huntem. Carlo Cudicini, który zastąpił Cecha, również opuścił boisko z powodu kontuzji.
– To wciąż był dla nich świeży temat. Pytali, czy Hunt zrobił to celowo, czy mógł przeskoczyć nad głową Cecha. Powiedziałem im jak Stephen zachowywał się po tym starciu. Moim zdaniem był to wypadek, ale nie wiem, czy mi uwierzyli.
– Petr również mnie o to zapytał. Był sprytnym i miłym facetem. Czuł, że Stephen mógł odpuścić, ale doszedł do wniosku, że jeśli powiem, że nie miał nic złego w myślach, to mi uwierzy. Wielu z nich twierdziło, że akcja z Carlo była gorsza. Dla mnie był to tylko dziwny wypadek.
Nie minęło dużo czasu, zanim Sidwell doświadczył umiejętności zarządzania ludźmi Mourinho na własnym przykładzie. Menadżer poinformował Anglika o jego debiucie od pierwszej minuty na 10 dni przed tym spotkaniem. Była to dla niego nagroda za dobrą postawę podczas treningów. Były też inne przykłady.
– Podczas letniego tournee, Mourinho powiedział: "Jutro trenujemy jak zwykle, ale chcę, żebyście przyprowadzili na trening wszystkie swoje dzieci, aby wasze partnerki mogły odpocząć.". Tak więc, personel, który pomagał zawodnikom w różnych sprawach, miał na głowie 30-40 dzieci i świetnie się przy tym bawił. Podczas treningu słyszeliśmy ich śmiech. Był to szczególny akcent, a Jose pokazał w sprytny sposób, że nie myśli tylko na piłkarzach, ale także o ich żonach i partnerkach.
20 września 2007 doszło do zwolnienia Jose Mourinho. Od początku sezonu zarząd nie był w pełni zadowolony z pracy wykonywanej przez Portugalczyka, a remis 1:1 z Rosenborg w Lidze Mistrzów oznaczał trzy mecze z rzędu bez zwycięstwa. Sidwell nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
– Nigdy nie czułem tego napięcia i nie myślałem, że ma problemy. Na kilka meczów przed zwolnieniem zaczęły się spekulacje w prasie, a później się to naprawdę rozkręciło. W klubie tego jednak nie czuliśmy. Wszyscy piłkarze byli zjednoczeni, nikt nie stanął przeciwko Jose. W dniu, w którym go zwolnili, jechałem z żoną na lotnisko i usłyszałem tę informację w radiu. Pomyślałem tylko: "Co będzie dalej?". Następnie wszyscy zostaliśmy wezwani na spotkanie w Cobham.
– Było niezręcznie, gdy Mourinho przyszedł się pożegnać. Czuł się, jakby ktoś umarł. Kiedy widzisz takie osoby jak Drogba, Terry, czy Lampard, które płaczą na podłodze... Ja też się zdenerwowałem. To było naprawdę dziwne. Zadzwoniłem do niego tego samego dnia, aby podziękować za sprowadzenie mnie do Chelsea i wyrazić żal, że nie mogliśmy współpracować dłużej. Powiedział mi, że nie ma wątpliwości, że czeka mnie świetna kariera. To było miłe z jego strony.
Avram Grant został nowym trenerem, ale Sidwell twierdzi, że to starsi zawodnicy wspólnie z asystentem trenera, Stevem Clarke'em zapewniali drużynie możliwość walki o najważniejsze trofea. Kolejnym bodźcem było uniknięcie gniewu Romana Abramowicza.
– Widziałem Romana wiele razy. Często przychodził do szatni po domowych meczach. Schodził także na boisko, zazwyczaj wszystko odbywało się w dobrych stosunkach. Był bardzo nieśmiałą osobą, mającą w sobie wiele pokory. Pamiętam jednak, że po jednym z meczów przyjechał do Cobham i powiedział: "To niedopuszczalne. Piłkarze, których mamy, nie są wystarczająco dobrzy dla Chelsea. Jesteśmy tutaj, by wygrywać." Mówił to ze spokojem, ale kiedy spojrzałeś w jego oczy, widać było co myśli naprawdę.
Gdy w ostatnich miesiącach sezonu wzrosło napięcie dotyczące zdobycia jakiegokolwiek trofeum, Sidwell nie mógł liczyć na grę. Ostatni mecz rozegrał w lutym, przeciwko Huddersfield Town w FA Cup. Oznaczało to, że Anglik tylko przyglądał się, jak jego koledzy przegrali finał Pucharu Ligi, zostali wyeliminowani z Pucharu Anglii przez Barnsley oraz przegrali tytuł mistrzowski o dwa punkty z Manchesterem United.
Chelsea stanęła przed szansą rewanżu na Manchesterze United. Miało się to odbyć w finale Ligi Mistrzów. Sidwell poleciał z drużyną do Moskwy, mimo że nie mógł zagrać, ponieważ nie został zarejestrowany w UEFA. Jego miejsce zajął wracający po kontuzji Michael Ballack.
Chelsea zarezerwowała całe piętro w moskiewskim hotelu, by urządzić tam ewentualną imprezę po meczu. Sławny poślizg Terry'ego zakończył nadzieję na triumf w tych rozgrywkach, choć często zapomina się, że dopiero strzał Anelki obroniony przez Van der Sara był momentem, w którym Chelsea faktycznie przegrała.
– Pamiętam, jak patrzyłem na zawodników United, którzy cieszą się w strugach deszczu. Nie mogłem tego znieść, ponieważ naprawdę byłem fanem naszej drużyny. Wszyscy po meczu podeszli do Johna, by go pocieszyć. John był załamany, widać to było w jego oczach. Po powrocie do hotelu nie było imprezy. Wszyscy poszli do swoich łóżek, a lot do domu był naprawdę cichy, to było coś okropnego.
Tak wyglądał ostatni mecz Sidwella w barwach Chelsea. Luiz Felipe Scolari przejął latem zespół i postanowił sprowadzić Deco. Aston Villa złożyła ofertę za Sidwella i pomocnik zmienił klub za pięć milionów funtów. Mimo, że nie odegrał w Chelsea takiej roli, jaką chciał, Anglik wciąż mile wspomina swój pobyt w drużynie ze Stamford Bridge.
– Dorosłem tam jako człowiek i nauczyłem się być jeszcze bardziej profesjonalny. Na ścianie w moim biurze mam koszulkę, którą miałem na sobie podczas debiutu w Chelsea w meczu o Tarczę Wspólnoty. Jest podpisana przez wszystkich piłkarzy. Nikt nie może mi tego odebrać. Czy dostałem wypłatę, o której Mourinho mówił rok wcześniej? Wystarczyło, żebym opłacił rachunki.
- Źródło: The Athletic
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.