Historia chłopaka zniszczonego przez kontuzje – Marco van Ginkel

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 24.09.2019 07:54 / Ostatnia aktualizacja: 24.09.2019 07:56

W tym roku mija sześć lat od transferu Marco van Ginkela do Chelsea. Holender nie ma jednak powodu do świętowania tego jubileuszu. Przez wielu jest może zapomniany, ale kiedy przychodził do The Blues w 2013 roku, został okrzyknięty "nowym Frankiem Lampardem". Po sześciu latach, Holender ma na swoim koncie rozegrane 97 minut dla klubu z Londynu.

 

To nie będzie jednak opowieść o tym, jak piłkarz nie wykorzystał swojego potencjału lub spędza sezon po sezonie na wypożyczeniu. Jest to po prostu przykład tego, jak kariera piłkarza może być poszkodowana przez czysty pech.

 

Tydzień po tym, jak zadebiutował w Chelsea w rozgrywkach Ligi Mistrzów podczas meczu z FC Basel, Van Ginkel został wybrany do składu na mecz trzeciej rundy Pucharu Ligi przeciwko Swindon Town. Mając zaledwie 20 lat, grał u boku tak wielkich gwiazd jak Juan Mata, David Luiz, Fernando Torres, czy Michael Essien. Można jednak powiedzieć, że jego kariera załamała się zaledwie kilka minut po rozpoczęciu tamtego meczu.

 

Po starciu z Alexem Pritchardem, Holender zwijał się z bólu. Po interwencji fizjoterapeutów próbował kontynuować grę, jednak w 10. minucie meczu został zmieniony przez Ramiresa. Późniejsze badania wykazały, że zerwał więzadło krzyżowe przednie w prawym kolanie. Reprezentant Holandii (rozegrał osiem meczów w drużynie Oranje) nie zagrał w Chelsea od tamtego czasu.

 

Mark Schwarzer, który strzegł bramki Chelsea w feralnym meczu wypowiedział się na temat Holendra.

 

– Marco odgrywał bardzo ważną rolę podczas meczów przedsezonowych i spisywał się naprawdę dobrze. Myślę, że zrobił dobre wrażenie na wielu ludziach. Wszyscy czuli, że mecz ze Swindon będzie dla niego dobrą okazją do zaprezentowania swoich możliwości, ale to, co się później stało, było naprawdę bardzo pechowe. Mogę śmiało stwierdzić, że ta kontuzja to jedyny powód, dla którego jego kariera tak zamarła.

 

– Spisywał się naprawdę dobrze, był pewnym siebie młodym człowiekiem. Przyszłość była dla niego usłana różami, ale kontuzja zmieniła wszystko. To pokazuje, że poważny uraz na takim poziomie może radykalnie odmienić przebieg kariery.

 

Minął około rok, zanim Marco van Ginkel zaczął znów grać w piłkę. Spędził sezon na wypożyczeniu w AC Milan. Choć nie można nazwać go udanym, pomocnik zagrał 18 meczów. W następnym sezonie został wypożyczony do Stoke, ale kolejny raz ciężko było mu się przebić do pierwszej drużyny. Mark Hughes dał mu zagrać tylko 21 razy.

 

Nawet gdy Chelsea przeżywała najgorszy sezon podczas ery Romana Abramowicza w sezonie 2015/16 (10. miejsce w lidze), nie było żadnej mowy o powrocie do zespołu van Ginkela. To było zrozumiałe, Holender strzelił tylko jednego od czasu powrotu po kontuzji i było to w maju 2015 roku, kiedy był piłkarzem Milanu.

 

Cały sezon 2015/16 miał spędzić w Stoke, jednak jego pobyt w tym klubie zakończył się w styczniu 2016 roku. Dzień po powrocie do macierzystego klubu, van Ginkel był już wypożyczony do PSV. Phillip Cocu, obecny menadżer Derby County, był wtedy szkoleniowcem w holenderskim klubie. Jak przyznaje w wywiadzie dla The Athletic, nie wahał się ze sprowadzeniem van Ginkela do swojej drużyny.

 

– Byłem świadomy tego, że swoje młodzieńcze lata spędził w Vitesse i wszedł do pierwszej drużyny, kiedy był jeszcze nastolatkiem. Kiedy widzisz tak młodego zawodnika, który gra tak dojrzale, to wiesz, że jest dobry. Podobał mi się styl jego gry i był on kimś, kto pojawiał się na ustach ludzi ze względu na swoje dobre występy.

 

– Nie byłem zaskoczony, kiedy podpisywał kontrakt z Chelsea, ponieważ był wtedy młodym zawodnikiem, który grał na wysokim poziomie i pokazywał duży potencjał. Kiedy zaczął pokazywać swoje umiejętności w Vitesse, znalazł się na radarze wielu innych klubów. Oczywiście, kiedy mówię tu o innych klubach, mam na myśli największe drużyny w Europie. Chelsea była tą, która zdecydowała się podpisać kontrakt z Marco. Do tego czasu zdążył też zagrać w reprezentacji Holandii, więc to było naturalne, że powinien zrobić taki krok.

 

– Kiedy nadarzyła się okazja, żebym mógł sprowadzić zawodnika z takimi zdolnościami jak on, bardzo chciałem, aby to dopięto. Podobał mi się jego styl i czułem, że wniósłby do PSV świeżość w środku pola. Miał pecha z powodu kontuzji, która przytrafiła mu się w Chelsea, ale później spędził półtora roku na wypożyczeniach i wiedziałem, że będzie miał pozytywny wpływ na zespół.

 

Van Ginkel stworzył tercet pomocników z Davym Propperem oraz Andresem Guardado. Jego osiem bramek w zaledwie 13 meczach w Eredivise, bez wątpienia pomogło PSV w zdobyciu mistrzowskiego tytułu. Nic więc dziwnego, że holenderski klub zgłosił się po pomocnika także na początku sezonu 2016/17. Rozpoczęły się wtedy rozmowy na temat wypożyczenia z opcją wykupu, jednak ponowne problemy z kolanem, uniemożliwiły wypożyczenie piłkarza.

 

Kontuzja okazała się nie być tak poważna, jak poprzednia i zawodnik udał się do PSV w styczniu. Co ciekawe, dłuższa przerwa nie miała na niego negatywnego wpływu i w 15 meczach ligowych, wpisał się na listę strzelców siedem razy. Jetro Willems, obecnie reprezentujący Newcastle, był wtedy jednym z klubowych kolegów van Ginkela.

 

– Marco był pomocnikiem, którego zwykle określa się mianem "box-to-box" i strzelił wiele bramek dla PSV. Miał w sobie coś wyjątkowego, czego nie posiada wielu piłkarzy. Obecnie ciężko jest znaleźć piłkarza "box-to-box", który jest w stanie zdobywać tyle bramek. Był szczególnie dobry, jeśli chodzi o strzelanie z głowy. To podobny typ piłkarza, jakim był Lampard.

 

Cocu obdarzył Marco van Ginkela całkowitym zaufaniem, dając mu opaskę kapitana, kiedy ten dołączył do jego drużyny na kolejne wypożyczenie, w sezonie 2017/18.

 

– Czułem, że jest on naturalnym przywódcą i miał cechy, które były odpowiednie do bycia kapitanem. Był zawodnikiem zespołowym, bardzo bezinteresownym i myślę, że dobrze sprawdzał się w roli kapitana. To dobrze wpłynęło na jego rozwój.

 

– Marco jest świetną osobą i ma pozytywny wpływ na szatnię. Zawsze czułem, że jest zawodnikiem, który im więcej gra, tym czuje się lepiej. Ma wiele cech, które sprawiają, że jest ważnym piłkarzem. Bardzo chętnie bierze na siebie odpowiedzialność. Dodatkowo jest bardzo dobry technicznie i bardzo dobrze uderza głową. Potrafi dobrze grać obiema nogami i posiada wysoką inteligencję boiskową.

 

– Było wiele meczów, w których występował na bardzo wysokim poziomie. Jednym z meczów, które zapadły mi szczególnie w pamięć jest spotkanie pucharowe z FC Volendam. Wprowadziłem kilka zmian z drużynie i okazało się, że będziemy musieli grać dogrywkę, ponieważ po regulaminowym czasie było 0:0. Wprowadziłem na boisko Marco w 90 minucie, a on chwilę po tym strzelił gola i wygraliśmy 2:0. Jego występ był bardzo, bardzo dobry i to on poprowadził nas wtedy do zwycięstwa. Był dla PSV ważnym zawodnikiem przez cały czas mojej pracy w tym klubie.

 

Holenderski klub ponownie zdobył tytuł mistrzowski z van Ginkelem na czele. Pomocnik wypożyczony z Chelsea strzelił 16 bramek w 33 meczach we wszystkich rozgrywkach. Po takim sezonie musiał dostać szansę w swoim macierzystym klubie, choć nie trzeba ukrywać, że ze względu na rangę zespołu z zachodniego Londynu, czekała go rywalizacja o miejsce w składzie.

 

PSV nie był jedynym klubem, który chciał kupić van Ginkela, albowiem był on wtedy obserwowany przez czołowe kluby na całym kontynencie. Klątwa kontuzji kolana uderzyła ponownie...

 

Sezon jeszcze się nie zaczął, a Chelsea wydała w lipcu taki komunikat: "Marco van Ginkel przeszedł procedurę dotyczącą rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego oraz leczenia uszkodzenia chrząstki w kolanie. Oczekiwany czas powrotu do zdrowia wynosi około ośmiu miesięcy."

 

Okazało się, że potrwa to dłużej... W kwietniu, Marco van Ginkel udał się do Rzymu na wizytę do profesora Pier Paolo Marianiego w celu dalszego leczenia. Pięć miesięcy później, Holender nie jest wcale bliżej rozpoczęcia treningów, nie mówiąc nawet o grze na Stamford Bridge.

 

Lampard potwierdził to na prośbę "The Athletic" dwa tygodnie temu.

 

– Proces leczenia Marco jest długoterminowy. Niestety miał pewne komplikacje związane z operacją kolana. Współczuję mu. Byłem tu, kiedy przychodził do klubu i wtedy zaczęły się jego kontuzje. Jest utalentowanym chłopakiem z dobrym nastawieniem do świata. Nie chcę jednak wyznaczać konkretnej daty jego powrotu. Chcę, by przechodził leczenie z odpowiednią starannością, dzień po dniu.

 

Van Ginkel udostępnił zdjęcie na Instagramie, które przedstawia go jeżdżącego na rowerze treningowym u boku między innymi Rubena Loftusa-Cheeka, który zmaga się ze swoim urazem. Na twarzy Marco widnieje duży uśmiech, co można traktować jako dobry prognostyk przed powrotem do gry. Nikt nie obwiniałby van Ginkela, gdyby ten czuł się nieszczęśliwy, biorąc pod uwagę wszystko, co mu się przytrafiło. On jednak pozostaje optymistą.

 

 

 

Nathan Ake jest jednym z jego najbliższych przyjaciół w piłce nożnej. Poznali się w Chelsea, ale grali razem także w reprezentacji Holandii. Ostatnie wakacje spędzali wspólnie ze swoimi dziewczynami w Meksyku. Piłkarz Bournemouth przyznaje, że van Ginkel nadal pozostaje optymistą.

 

– Marco jest bardzo miłym, spokojnym facetem. Zawsze jest pozytywny, zawsze się śmieje. Nie miał szczęścia w karierze, ale widziałem go latem śmiejącego się i ciężko pracującego. On wciąż wierzy w swój powrót do gry, co pokazuje jego silną psychikę. Musisz być bardzo twardy emocjonalnie, żeby przejść przez takie coś jak on i nadal wierzyć. Naprawdę go za to podziwiam.

 

– Nie potrzebuję, by o tym z nim rozmawiać. Kiedy go widzę, rozmawiamy o innych sprawach, nie lubię go o to pytać. Mówimy o innych rzeczach. Może jest inaczej, kiedy spotyka się z bliższymi przyjaciółmi, ale nigdy nie dzwonił do mnie, by porozmawiać o swojej kontuzji.

 

– Jeśli chodzi o jego piłkarskie umiejętności, to wszyscy wiedzą, że jest bardzo dobry. Zanim trafił do Chelsea, rozgrywał dobry sezon w Holandii. Podczas wypożyczeń do PSV, widać było, że wraca do formy i strzelił tam wiele bramek. Został nawet kapitanem tamtego zespołu, co pokazuje, jakim szacunkiem jest obdarzony w zespołach, w których gra. Nie należy zapominać, że PSV to wielki klub.

 

Frank Lampard jest zapracowanym mężczyzną, który stara się, aby jego pierwszy sezon w Chelsea był udany. Nie jest to łatwe zadanie, co pokazuje obecna sytuacja w tabeli, ale były pomocnik wciąż przygląda się van Ginkelowi, jak dobrze jego protegowany radzi sobie z przeciwnościami.

 

– Zachowanie Marco jest naprawdę najlepsze z możliwych. Powtarzające się kontuzje, które wykluczają cię z gry na długi czas nie są przyjemną sytuacją. Pracuje tutaj przez godzinę, za każdym razem, gdy my przeprowadzamy trening. Wspaniale jest to widzieć. Pozostaje optymistą, co w takich sytuacjach nie jest łatwe. Zdaję sobie sprawę, że wewnętrzenie jest to dla niego trudne. Wspieramy go jako klub, ponieważ minie trochę czasu zanim wróci – powiedział Lampard.

 

Można się zastanawiać, czy Marco van Ginkel założy jeszcze koszulkę Chelsea. Kontrakt Holendra z klubem wygasa w przyszłym roku i jeśli nie wróci do gry, ciężko będzie mu wywrzeć pozytywne wrażenie na swoim pracodawcy, by ten przedłużył z nim umowę. Van Ginkel kończy w grudniu 27 lat, czyli jest w wieku, w którym większość piłkarzy osiąga swój szczyt. Nathan Ake nie ma wątpliwości, że takie stwierdzenie może też dotyczyć jego przyjaciela.

 

– Jestem w 100% przekonany, że Marco może pokazać, że jest potrzebny w takim zespole jak Chelsea. Jest jeszcze młodym zawodnikiem. Mam nadzieję, że wkrótce wróci do gry i będzie prezentował taki poziom, jak dawniej. Jestem pewien, że kiedy wróci, znów będzie na szczycie.

 

– Kiedy spędzaliśmy wspólnie wakacje, nie mówił kiedy będzie mógł znów grać. Chodzi o to, żeby pracować z dnia na dzień i skupiać się na dojściu do pełni sprawności. Następnie zobaczymy, jak się potoczy sytuacja. Czy w pełni sprawny, mógłby pomóc Chelsea w tym sezonie? To nie jest moja decyzja, ale myślę, że tak. Moim zdaniem jest najlepszym piłkarzem.

 

Rozmawiając z Cocu, można odnieść wrażenie, że Marco van Ginkel zajmuje szczególne miejsce w jego myślach i jest pełen nadziei, że Holender wróci na boisko.

 

– Pozostaję w kontakcie z Marco. Rozmawiamy od czasu do czasu. Ucięliśmy sobie pogawędke latem, bo chciałem dowiedzieć się jak idzie mu powrót do zdrowia. Jest kimś, kogo darzę ogromnym szacunkiem. Uważam, że po tak trudnym okresie należy mu zaoferować wszelkie możliwe wsparcie.

 

– W pełni sprawny Marco van Ginkel może odegrać pewną rolę w Chelsea. Uważam, że ważne jest to, aby Marco miał czas na powrót, ponieważ po tak długiej kontuzji potrzeba trochę czasu, by piłkarz wrócił do swojego dawnego poziomu. Jeśli mu się uda odzyskać pełną sprawność, może być ważną opcją dla Chelsea.

 

Jutro wieczorem, Lampard i jego piłkarze zmierzą się z Grimsby Town w Pucharze Ligi, tym samym pucharze, w którym nadzieje młodego, podekscytowanego van Ginkela legły w gruzach...

 

... nie z jego winy. Można się zastanowić, co by było gdyby.

Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close