Fot. Getty Images

Konferencja prasowa Thomasa Tuchela po meczu z Palmeiras

Autor: Mateusz Kluba Dodano: 13.02.2022 00:17 / Ostatnia aktualizacja: 14.02.2022 10:51

W sobotni wieczór Chelsea pokonała Palmeiras 2-1 w dogrywce i mogła cieszyć się z triumfu w Klubowych Mistrzostwach Świata. Thomas Tuchel w piątek dołączył do drużyny po zakończonej kwarantannie, a po spotkaniu pojawił się na konferencji prasowej.


Jakie są twoje przemyślenia na temat występu Palmeiras?


– Postawili bardzo duży opór, co jest typowe dla drużyn z Ameryki południowej. Byli bardzo zdyscyplinowani i bardzo sobie nawzajem pomagali, indywidualnie również wypadali dobrze. Razem cierpieli, by drużyna mogła osiągnąć dobry wynik. Wiedzieliśmy, że stworzenie chociażby pół szansy będzie trudnym wyzwaniem. Musieliśmy wykazać się cierpliwością, ale jednocześnie nieustępliwością.


– Jak to bywa podczas finałów, początek był trochę sztywny. Każdy szuka odpowiednich rozwiązań, ale nie chce zbytnio się otwierać na kontrataki ze strony przeciwnika, które są z kolei mocną stroną Palmeiras. Taki był według mnie przybliżony obraz pierwszej części spotkania. Utknęliśmy w jednym punkcie i straciliśmy płynność.


– W drugiej połowie nieco zmieniliśmy formację, dzięki czemu udawało nam się znajdować potrzebną przestrzeń. Zdobyliśmy cudowną bramkę, a potem mieliśmy jeszcze dwie czy trzy dobre okazje. Całkowicie przejęliśmy kontrolę nad meczem, wyglądaliśmy zdecydowanie lepiej od przeciwników i wrzuciliśmy wyższy bieg, co pozwalało zdobywać przestrzeń. Z dość nietypowej sytuacji, bo z autu, przeciwnik stworzył sytuację, w której spowodowaliśmy rzut karny.


– Wtedy wszystko zaczęło się od nowa. Nie jest to fizycznie ani psychicznie łatwa sytuacja. Przez całe 90 minut nie przestaliśmy atakować i próbować zdobyć gola. W doliczonym czasie ponownie zmieniliśmy kształt naszej formacji, inaczej broniliśmy i atakowaliśmy. Zespół bardzo dobrze poradził sobie z całkowitą kontrolą nad meczem.


– Rezerwowi, którzy pojawili się na boisku mieli ogromny wpływ na naszą grę. Oczywiście rzut karny w końcowej fazie spotkania to też trochę kwestia szczęścia, ale ogólnie uważam, że jak najbardziej zasłużyliśmy na triumf. Cały czas byliśmy aktywni i nie przestawaliśmy próbować. Odbieramy to jako fantastyczne zwycięstwo z bardzo wymagającym rywalem.


Jak wyglądało u ciebie ostatnie 36 godzin? Musiało być bardzo nerwowo.


– Kilkukrotnie byłem w drodze na lotnisko i zawracałem. W trakcie jazdy otrzymywałem telefon, że test nie został potwierdzony jako negatywny, ale w końcu się udało. Dotarłem dopiero na kolację, około 20:15, więc nie było żadnych szans, bym uczestniczył w ostatnim treningu.


– Wziąłem oczywiście udział w dzisiejszych spotkaniach i starałem się przygotować zespół pod przeciwnika tak jak zwykle. Jest to jednak mój pierwszy dzień tutaj, a niedługo opuszczamy to miejsce. Oglądanie gry swojego zespołu w biurze nie było przyjemne, ponieważ jako trener chcesz być przy linii bocznej boiska. Jestem jednak zadowolony z wysiłku włożonego przez każdą z osób, by ostatecznie udało się wygrać te rozgrywki.


Jak oglądało się półfinał z domu?


– W trakcie tego meczu chodziłem po całym biurze. Miałem widok na całe boisko oraz transmisję telewizyjną na innym dużym ekranie. W trakcie przerwy kontaktowałem się z asystentem przebywającym na trybunach.


– Podobny zabieg zastosowaliśmy podczas pucharowego spotkania z Plymouth, ale to nie jest tak, że ja nieustannie do nich mówię. Przekazywałem swoje uwagi i wskazówki co 10-15 minut. Mój wkład był raczej mniejszy, ponieważ nie mam tak dobrego poglądu na sytuację jak sztab będący przy linii bocznej. W prowadzeniu drużyny chodzi również o całą atmosferę i odczucia z przebywania na ławce trenerskiej. Potrzebowałem zatem również opisu sytuacji od sztabu szkoleniowego. Nie jest możliwe trenowanie tylko z biura, ponieważ potrzebujesz tej bliskości gry i zawodników oraz wprowadzania zmian na bieżąco dzięki swoim przeczuciom.


– Przed dzisiejszym meczem byliśmy spokojni. Chcieliśmy ten spokój przekazać również zawodnikom i zobrazować im, jak wielka jest to dla nas szansa. Wszyscy piłkarze na świecie zazdroszczą nam możliwości bycia w takim finale i mnóstwo młodych chłopaków o tym marzy. Przypomnieliśmy im, że każdy z nas był takim chłopcem.


– To także moment by cieszyć się z wykonanej ciężkiej pracy i poświęcenia, które wkładamy w każdy mecz. W trakcie przerwy, w drugiej połowie, również w przerwie w dogrywce dokonywaliśmy taktycznych zmian i mówiliśmy piłkarzom, by dalej naciskali przeciwników.


Pomiędzy klubami z Ameryki Południowej i Europy jest duża finansowa przepaść. Jak Palmeiras poradziło sobie z tą różnicą i dało radę z wami rywalizować?


– Finał to tylko jedno spotkanie. W jego trakcie możesz zniwelować każdą różnicę, nawet finansową. Brazylia jest ogromnym piłkarskim krajem, z którego pochodzi multum bardzo dobrych zawodników. Nie można zaprzeczyć, że jedno czy dwa starcia będą bardzo wyrównane.


– Różnica finansowa jest ogromna, ale to mocno wpływa na ich podejście do gry. Chcą dobitnie pokazać, że podczas trwania meczu, potrafią tą przepaść ukryć. Ich rola w przygotowaniach do spotkania jest zatem łatwiejsza. To my musimy pokazać, że stoimy na wyższym poziomie, częściej gramy o wysoką stawkę i to powoduje inne podejście.


– Atmosfera była fantastyczna, znowu czuliśmy się, jakbyśmy grali na wyjeździe. Mieli za sobą tłumy skandujących kibiców, co naprawdę było wspaniałe. Być może ten turniej nie jest aż tak doceniany w Europie, ale zrozumiesz jego wagę na świecie dopiero, gdy tu będziesz i zobaczysz to wszystko na własne oczy. W trakcie drogi autobusem widziałem oświetlenie stadionu, a drużynę przeciwną znam raczej słabo. Nie da się tego uczucia porównać z czymkolwiek. Cudownie było móc wziąć udział w takim meczu, było dla nas trudnym wyzwaniem, ale dokładnie tego się spodziewaliśmy.


– Spotkanie półfinałowe z Al-Hilal z dobrym składem i trenerem było wykańczające. Obecny czas nie jest dla nas łatwy, ponieważ dalej nie gramy najlepszej wersji swojej piłki. Petr Cech wielokrotnie powtarzał jednak, że mimo niedoskonałości w grze, udało nam się wygrać tamten mecz, znaleźć się w finale i również w nim zwyciężyć. Drużynie należy się za to wielki szacunek.


To kolejny finał, w którym Kai odegrał ważną rolę.


– Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Wziął dzisiaj na siebie odpowiedzialność, a wykonywanie rzutu karnego w takim momencie nie jest łatwe. Cieszę się, że wykonuje postępy i sposób w jaki to się dzieje może zwiastować, że idzie w dobrym kierunku.


Czy przeszła ci przez głowę myśl, że nie dacie rady awansować do finału? Miałeś okazję rozmawiać z Romanem Abramowiczem?


– Dokonaliśmy tego dla niego i nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Spotkaliśmy się na krótką chwilę na płycie boiska po zakończeniu spotkania i pogratulowaliśmy sobie. Powiedziałem mu, że to dla niego i jego klubu, i że to dzięki jego pasji i wysiłkowi to wszystko było możliwe. Cieszymy się, że możemy być tego częścią. Puchar jest oczywiście dla niego.


– Podróż do Abu Dhabi to wycieczka z miejsca na miejsce. Ze względu na różnicę czasu, kończyły się dostępne dla nas loty, wiedzieliśmy, że czas ucieka. Wczorajszy lot był przedostatnią szansą, by się tu dostać, ponieważ istniała jeszcze możliwość przylotu dzisiejszego ranka. Cieszę się, że się udało.


Dlaczego Mason zszedł z boiska?


– Doznał urazu. W jednej z pierwszych akcji, gdy biegł na dalszy słupek z Azpilicuetą, upadł. Niestety przeciwnik przewrócił się na jego kostkę i zostały w nieprzyjemny sposób uszkodzone więzadła. Zobaczymy co z tego wyniknie. Schodząc, powiedział, że nie czuje się dobrze, jest usztywniony i odczuwa ból. Nie był pewien, czy da radę kontynuować grę, więc podjęliśmy decyzję o zmianie.


Są jakieś postępy w sprawie negocjacji z Antonio Rudigerem?


– Jest obecnie zawodnikiem Chelsea i od kiedy jestem, zawsze dobrze wyglądał. Jego gra robi wrażenie. Znakomicie radzi sobie na wysokim poziomie i ma nasz szacunek. Fani go uwielbiają, a my wyrażamy swoją aprobatę poprzez umieszczanie go w składzie. Od początku przyjazdu jest liderem tej grupy.


– Jesteśmy w kontakcie. Sytuacja nie jest nowa i nie zmienia jego ogólnej oceny. To jest dla mnie najważniejsze. Resztą zajmuje się klub i jego agenci.

 

klubson
Author: klubson

Mateusz Kluba

 

Kibic Chelsea od 2012 roku. Jako dziecko skakałem przed TV, gdy Fernando Torres wprowadzał The Blues do finału Ligi Mistrzów w 2012 roku.


W ChelseaPoland.com od listopada 2021 r. a od września 2024 r. redaktor naczelny.


Poza piłką nożną - żużel oraz lekka atletyka, w której jestem sędzią.


Źródło: football.london

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Kamsu112
komentarzy: 1636
13.02.2022 12:48

oby Mount nie doznał poważnej kontuzji

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close