Lampard taktycznie lepszy od Bielsy, czyli wnioski po meczu Chelsea 3:1 Leeds United
Dodano: 06.12.2020 21:00 / Ostatnia aktualizacja: 06.12.2020 21:01We wczorajszym pojedynku było ciekawie nie tylko na boisku, ale i na ławkach trenerskich. W końcu naprzeciwko siebie stanął nieopierzony jeszcze Frank Lampard oraz Marcelo Bielsa, który ma 30-letnie doświadczenie w roli szkoleniowca. Argentyńczyk wiele już razy pokazał swój kunszt taktyczny, jednak tym razem musiał uznać wyższość młodego, zdolnego trenera.
Zmiana stylu gry w zależności od przeciwnika
Frank Lampard pokazuje, że nie stoi w miejscu, chce się rozwijać i ciągle czuje niedosyt w poczynaniach swoich podopiecznych. Angielski trener nieustannie szuka nowych rozwiązań i próbuje udoskonalać grę. Wczorajszym spotkaniem pokazał, że uczy się na swoich wcześniejszych błędach, a tym było chociażby niepotrzebne dążenie do ciągłego kontrolowania gry w czasie meczu. Chelsea w tym sezonie potrafi być cierpliwa zarówno z piłką, jak i bez niej. Po sezonie pod wodzą Maurizio Sarriego, którego nadrzędnym celem było kontrolowanie spotkania, piłkarze musieli się znów nauczyć dobrej organizacji gry w obronie i szybkiego przechodzenia do kontrataków, gdyż ta taktyka najzwyczajniej była zbyt przewidywalna dla przeciwnika. Najlepszy przykład tego zobaczyliśmy wczorajszego wieczora w drugiej połowie spotkania. Po zdobyciu bramki na 2:1 piłkarze Chelsea nieco się cofnęli i pozwolili przeciwnikom grać, wyczekując groźnych kontrataków. Efekt? Leeds miało posiadanie piłki w drugiej połowie na poziomie 63%, przez 45 minut zaledwie raz uderzając na bramkę. Tymczasem gospodarze oddali aż 15 strzałów, w tym sześć celnych, jednocześnie tworząc sobie 4 dogodne sytuacje do zdobycia gola. Marcelo Bielsa jest bardzo dobrym taktykiem, jednak nawet on musiał być zapewne nieco zaskoczony, że Chelsea grając w meczu u siebie odda im pole i pozwoli grać piłką. Tym razem okazało się to bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyż Leeds w drugiej części spotkania nie miało kompletnie pomysłu na rozpracowanie zawodników Lamparda, jednocześnie narażając się na wiele kontrataków. Oczywiście tak grać nie można przeciwko najlepszym ekipom, gdyż klasowi gracze, mając zbyt często piłkę przy nodze, mogliby zdecydowanie lepiej spożytkować nadarzające się okazje. Tego wieczora graliśmy jednak przeciwko solidnej, aczkolwiek nie czołowej ekipie i ten plan wypalił zdecydowanie dobrze. Zawodnicy Franka Lamparda w pierwszym sezonie starali się na siłę kreować grę i być nieustannie drużyną dominującą, jednak aktualnie coraz lepiej wychodzi im odpowiednie balansowanie między ofensywą i defensywą. Jednocześnie trener pozwala swojej drużynie na "tryb ekonomiczny" krótszymi fragmentami w czasie meczu. Takie dysponowanie siłami może mieć również długofalowy efekt w drugiej części sezonu, napakowanego meczami jak dzisiejszego dnia worki Świętego Mikołaja.
Słaby występ Havertza i Mendy'ego
Ten dzień musiał nadejść. Edouard Mendy przyzwyczaił nas do tego, że co spotkanie znajduje się w czołówce graczy The Blues, jednak tym razem zasłużył na jedną z niższych not. Senegalski bramkarz niezbyt dobrze zachował się przy golu na początku meczu, gdy niepewnie wyszedł z bramki. Chwalony przez wszystkich zawodnik tym razem podjął złą decyzję, gdyż wychodząc za swoje pole karne trzeba być absolutnie pewnym ewentualnych konsekwencji. Tymczasem Mendy wybiegł na piętnasty metr, cofnął się, po czym znowu ruszył do wybiegającego na wolną pozycję napastnika. Decyzja o wyjściu z linii bramkowej była bardzo dobra, gdyż prawdopodobnie zapobiegłaby dojściu do piłki Bamforda, jednak z niewiadomych przyczyn Senegalczyk na chwilę się zatrzymał, ostatecznie spóźniając się do napastnika Leeds, który bez problemu go wyminął i strzelił na pustą bramkę. Na plus na pewno w tej sytuacji można zaliczyć to, że były bramkarz Rennes nie faulował przeciwnika, gdyż mieliśmy dopiero czwartą minutę i całe spotkanie na ewentualne nadrobienie strat, co się ostatecznie wydarzyło. Nieunikniona czerwona kartka, którą otrzymałby w tamtym momencie, zmieniłaby kompletnie oblicze tego meczu.
Edouard Mendy poza błędem przy bramce nie rzucał się zbytnio negatywnie w oczy, jednak o tym nie można powiedzieć w przypadku Kaia Havertza. Nie chcemy się pastwić nad młodym Niemcem, jednak ciężko nie wymagać od niego więcej, gdyż przychodził do klubu za tak wielkie pieniądze, a lekko mówiąc, nie spełnia jeszcze pokładanych oczekiwań. Oczywiście cały czas dajemy mu spory kredyt zaufania, jednak w tym meczu znowu zawiódł i czekamy z niecierpliwością, aż zacznie się dobrze dogadywać z kolegami na boisku. Zgranie oczywiście przyjdzie, to jest kwestią bezdyskusyjną, jednak we wczorajszym spotkaniu negatywnie wyróżnił się swoim niemrawym poruszaniem po boisku i nieodpowiednim poziomem zaangażowania. To on zbyt łatwo pozwolił Kalvinowi Phillipsowi dograć piłkę do swojego kolegi i nie zaatakował należycie zawodnika gości. Chwilę później Patrick Bamford cieszył się z gola, gdyż podanie Anglika okazało się zabójczo precyzyjne. Niemiec rozegrał 67. minut gry, miał zaledwie 28 celnych podań, jedenaście strat piłki oraz zmarnował jedną dobrą okazję bramkową. Kai z pewnością pokaże jeszcze na co go stać, jednak cały czas musimy czekać na jego lepszą wersję i uwolnienie potencjału, o którym dowiedział się cały świat, gdy czarował swoją grą w Bayerze Leverkusen, wzbudzając zainteresowanie największych klubów świata.
- Źródło: własne
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Bardzo fajnie napisane :)