Słodko-gorzki początek sezonu, czyli wnioski po meczu Brighton 1:3 Chelsea

Autor: Bartek Kijko Dodano: 15.09.2020 20:54 / Ostatnia aktualizacja: 19.09.2020 17:21

Chelsea w premierowej kolejce nowego sezonu odniosła planowane zwycięstwo, jednak gra Londyńczyków przez dłuższe fragmenty meczu nie zachwyciła. Wiele trybów jeszcze nie zagrało, jednak momentami widać też było potencjał na przyszłość. Czas na kilka wniosków z wczorajszego spotkania.

 

 

Brak zgrania i dopasowania taktycznego, zagubiona forma Rubena

 

Wczorajszy mecz pokazał, że rzeczywistość to nie kariera w Fifie. Klub dokonał bardzo dobrych transferów, jednak na efekty tego trzeba będzie jeszcze nieco poczekać. Hakim Ziyech i Ben Chilwell są kontuzjowani, a Thiago Silva jest jeszcze nieprzygotowany fizycznie do rozegrania meczu, gdyż dopiero niedawno przyleciał do Londynu i nie miał okazji na treningi z nowymi kolegami. W obliczu tego, w wyjściowym składzie zobaczyliśmy Timo Wernera i Kaia Havertza. Pierwszy z nich trenuje z Londyńczykami od ponad miesiąca, a drugi odbył zaledwie kilka sesji. Było to bardzo widoczne, Timo szukał gry z kolegami i dobrze odnajdował się na boisku. Kai Havertz wyglądał na zagubionego, popełniał niewymuszone błędy i był nieco nerwowy. Dobrze kilka razy zagrał w akcjach defensywnych, jednak kibice oczekują od niego zdecydowanie więcej. W pomeczowych analizach mogliśmy dostrzec jaka była tego przyczyna. Heat mapa pokazała, że Niemiec grał często głęboko w środku pola, a chociażby wyżej od niego byli N'Golo Kante i Reece James. Havertz to piłkarz bardzo uniwersalny, jednak przekazywanie mu zadań podobnych do wczorajszych, może blokować jego potencjał ofensywny. Frank Lampard być może uległ nieco presji mediów, by wystawić w składzie bohatera rekordowego transferu, który zdecydowanie potrzebuje jeszcze czasu na odpowiednie przygotowanie fizyczne oraz zgranie z nowymi kolegami z zespołu.

 

Ruben Loftus-Cheek zagrał wczoraj w wyjściowym składzie, jednak był najsłabszy na boisku. Anglik popełniał proste błędy, podejmował złe decyzje, a najlepszym podsumowaniem jego gry była zaprzepaszczona doskonała szansa na gola, gdy wystarczyło dokładniej podać do Wernera, a ten znalazłby się oko w oko z bramkarzem. Ruben nie potrafi odnaleźć formy sprzed kontuzji, jednak Frank Lampard cały czas w niego wierzy. Wpływ na to miało z pewnością również kilka kontuzji oraz zawieszenie Mateo Kovacicia. Wychowanek Chelsea niewątpliwie nie wykorzystał swojej szansy i mógł się nieco oddalić od pierwszego składu.

 

 

Kepa znów na ustach fanów

 

Hiszpański bramkarz ma w klubie spory kredyt zaufania, jednak kolejny raz naraził się na falę krytyki. Brighton nie oddawało wielu groźnych strzałów, a właściwie jedyny znowu znalazł drogę do bramki. Zawodnik gospodarzy uderzył dobrze zza pola karnego, być może bramkarz Chelsea był nieco zasłonięty, jednak ciężko zgodzić się z tezą, że był to strzał do nie obrony. Co prawda piłka odbiła się zaraz przed Kepą, utrudniając mu zadanie, jednak były zawodnik Athletic Bilbao przepuścił ją pod ręką. Gdybyśmy mówili o trzecim bramkarzu, być może nie wymagalibyśmy od niego tak wiele. Tutaj jednak mamy do czynienia z najdroższym golkiperem na świecie, z bardzo dobrym kontraktem, który od dawien dawna nie zrobił niczego ponad miarę, nie pomógł wywalczyć dodatkowych punktów, jest najzwyczajniej przeciętny. W kuluarach mówi się, że Edouard Mendy jest już niemal zaklepany przez Chelsea i ma stanowić konkurencję dla Kepy. Frank Lampard po meczu z Brighton również wysłał taki przekaz, że nawet przyjście nowego bramkarza nie zmieni pozycji Hiszpana. Pytanie czy nie jest to jedynie zasłona dymna, by jeszcze bardziej nie pogrążać Hiszpana, który ma ewidentne problemy z odpowiednią mentalnością. Czekamy na powrót Kepy chociażby sprzed 2 lat, jednak cierpliwość kibiców ewidentnie jest wystawiana na coraz większą próbę.

 

 

Formacja obronna wlała nadzieje w serca kibiców

 

Nie wszystko we wczorajszym spotkaniu było negatywne. Duży plus możemy postawić przy Timo Wernerze, który wywalczył rzut karny i był bardzo aktywny, Jorginho wykorzystał jedenastkę oraz popisał się asystą do kolegi. Najbardziej jednak zaskoczyli nas z pewnością obrońcy, a uściślając, trzech z nich. Marcos Alonso niestety nie pierwszy (i za pewne nie ostatni) raz był niemiłosiernie objeżdżany przez swojego rywala. Tym był wczoraj Tariq Lamptey, czyli wychowanek Chelsea, który odszedł z klubu w poszukiwaniu regularnej gry. Swoją drogą, gdyby nie powrót z wypożyczenia Reece'a Jamesa, zapewne niziutki Anglik dostałby szanse w pierwszym składzie The Blues. Ten raz po raz nękał Hiszpana, mijał go dryblingiem, był dla niego zbyt zwrotny, a i dwukrotnie znalazł miejsce, by założyć mu "siatę". To z pewnością nie przystoi zawodnikowi, który jest tak doświadczony na poziomie Premier League.

 

Zaczęliśmy od najgorszego, czas na tę bardziej przyjemną część. Para obrońców, Andreas Christensen-Kurt Zouma, zagrała bardzo przyzwoicie. Francuz do dobrej gry obronnej dorzucił jeszcze nieco szczęśliwe trafienie, które zapewniło spokój w końcówce meczu. Duńczyk był również pewny, nie popełniał błędów, a i ich współpraca wyglądała bez zarzutu. Nie chcę jednak przesadnie chwalić zwłaszcza Andreasa, gdyż wiemy, że ten potrafił przeplatać świetne występy z beznadziejnymi. Póki co jednak zaprezentował kontynuację dobrej gry, którą pokazywał w czasie meczów reprezentacji. Najlepszym zawodnikiem spotkania był jednak wybrany prawy obrońca The Blues, Reece James, który wystąpił w wyjściowym składzie kosztem Cesara Azpilicuety. Frank Lampard z pewnością nie żałuje tej decyzji, gdyż nasz wychowanek rozegrał świetne zawody. Był solidny w obronie (z kilkoma wyjątkami), a najlepsze pokazał na połowie przeciwnika. Reece zdobył swoją debiutancką bramkę dla klubu w którym się wychował, a trafienie było niebywałej urody. Anglik posłał atomowe uderzenie zza pola karnego, pod samą poprzeczkę bramkarza Brighton. Do tego dorzucił asystę przy bramce Kurta Zoumy, co złożyło się na najlepszą notę z całej drużyny.

 

Gospodarze momentami pozwalali sobie na wiele, jednak koniec końców nie dopuszczaliśmy do zbyt wielu groźnych akcji w polu karnym. Miejmy nadzieję, że sztab Franka Lamparda bardzo poważnie popracował nad poprawą gry obronnej w Chelsea, a defensorzy nie będą przyprawiali o palpitację serca, gdy tylko przeciwnik znajduje się blisko pola karnego. W następnej kolejce zobaczymy prawdziwą weryfikację tej formacji, gdy na Stamford Bridge przyjedzie mistrz Anglii, Liverpool. The Blues z pewnością mają duży potencjał, który miejmy nadzieję, będzie coraz bardziej uwalniany z każdym kolejnym spotkaniem.  

 

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close