The Players' Tribune: Willian

Autor: Sebastian Romanowski Dodano: 20.02.2020 22:05 / Ostatnia aktualizacja: 21.02.2020 22:09

Willian to jeden z piłkarzy, który za pośrednictwem portalu "The Players' Tribune" postanowił opowiedzieć swoją historię.

 

Życie rodzinne brazylijskiego piłkarza nie zawsze jest łatwe. Jest takie powiedzenie, że w Brazylii mamy 200 milionów trenerów i mogę potwierdzić, że to prawda.

 

Mogę również potwierdzić, że dwoje tych trenerów, to moje córki, które są bliźniaczkami.

 

Każdy członek mojej rodziny uważa, że wie najwięcej o piłce nożnej. Wszyscy są także zgodni, że ja jestem osobą, która o tym sporcie wie najmniej. Kiedy po meczu wejdę do szatni i spojrzę w telefon, mam kilka wiadomości. Moi najbliżsi oglądają każdy mój mecz i zawsze udzielają mi rad. Często jest tak, że piszą do mnie, kiedy ja biegam po boisku.

 

Pierwsza wiadomość jest zazwyczaj od mojego ojca, Severino: "Synu, oglądam ten mecz... musisz grać bliżej środka boiska!"

 

Później dostaję jedną od mojej żony, Vanessy: "Kochanie, dlaczego nie możesz częściej dośrodkowywać?"

 

Na końcu dostaję wiadomość od moich córek, Manuelli i Valentiny: "Tatusiu, jeśli chcesz strzelić gola, musisz uderzać na bramkę!"

 

Manuella i Valentina zawsze się niepokoją. Jeśli nie strzelę gola, martwią się, a jeśli ktoś mnie sfauluje i upadnę na ziemię, pytają czy wszystko w porządku.

 

"Tatusiu, dlaczego ten pan cię kopnął?"

 

Ich zaangażowanie jest zabawne, ale wiem, że próbują mi pomóc na swój sposób. Moje odpowiedzi są zawsze pozytywne, bo wiem, że każda ta wiadomość jest wysyłana z miłością.

 

 

Bez wątpienia, bycie ojcem jest najlepszą rzeczą, jaka może ci się przydarzyć. Kiedyś myślałem tylko o piłce nożnej, ale kiedy masz dzieci, twoje priorytety się zmieniają, ponieważ one potrzebują twojej miłości i uwagi. To dzieci pomagają mi zachować równowagę w życiu.

 

W ciągu ostatnich kilku lat dużo myślałem o tych sprawach, o sprawach ważniejszych niż piłka nożna. Nie mówię tutaj tylko o mojej roli jako ojca, ale także o chrześcijaństwie. Chodzę do kościoła tutaj, w Londynie i czuję się świetnie kiedy jestem w tym miejscu i mogę się pomodlić. Mamy w kościele grupę ludzi, których uważam za moich przyjaciół.

 


Nie lubię jednak rozmawiać z ludźmi na temat religii. Dlaczego? Moje życie jest otwartą książką. Z pewnością istnieje sposób na przesłanie wiadomości poprzez głoszenie Ewangelii, ale czasami możesz zrobić to samo poprzez działania i swoją postawę. Mogę podać przykład: jeśli masz szczęście w życiu, wszystko to płynie od Boga. Ludzie myślą, że masz to coś od niego, rozumiesz? Nie potrzeba wtedy mówić innym osobom, by przyjęły Jezusa. Możesz to pokazać poprzez swoje czyny.

 

Właśnie to staram się robić każdego dnia.

 

Niektórzy uważają, że piłkarze chcą po prostu zarabiać pieniądze, imprezować i podrywać kobiety. Oczywiście, każdy może robić, co chce. Ważną rzeczą w byciu chrześcijaninem jest świadomość, że jesteś wolny. Możesz iść do klubu i bawić się całą noc, ale czy powinieneś to robić? Jeśli posiadacie wiedzę o tym, co jest dobre, a co złe, wasze życie będzie lepsze.

 

Jest wielu piłkarzy, którzy są chrześcijanami, nie tylko w Brazylii, ale także tutaj w Anglii. Roberto Firmino został kilka tygodni temu ochrzczony. David Luiz jest moim przyjacielem od dzieciństwa i wziął chrzest, gdy grał w PSG. Lucas Moura zaprosił mnie po chrzcie do swojego domu na pizzę. Myślę, że tak właśnie powinno być. Na boisku wszyscy bronimy barw naszych drużyn, a poza nim jesteśmy przyjaciółmi.

 

Szczerze wierzę, że powinienem dziękować Bogu za to, że zostałem zawodowym piłkarzem. Bóg ma plan dla każdej osoby i myślę, że moim planem była właśnie gra w piłkę nożną. Kiedy patrzę w przeszłość, dostrzegam kilka chwil, w których moja kariera mogła legnąć w gruzach. Jednak z jakiegoś powodu tak się nie stało.

 

Na przykład, kiedy miałem dwa lata złamałem nogę. Grałem w piłkę nożną na ulicach mojego rodzinnego miasta, Ribeirão Pires. To spokojne miasteczko pod Sao Paulo i kopnąłem piłkę bardzo niefortunnie. Moja mama mówi, że wróciłem do domu normalnie, ale kiedy obudziłem się następnego dnia, nie mogłem postawić stopy na ziemi. Na szczęście udało mi się wyzdrowieć i kiedy miałem dziewięć lat, mogłem dołączyć do Corinthians, jednego z największych klubów w Brazylii. To klub, który wspierała moja rodzina i nasi sąsiedzi.

 

Tak wiele rzeczy potoczyło się po mojej myśli. Zaufanie jest kluczowe dla wszystkich piłkarzy. Nigdy nie miałem wątpliwości, że zostanę profesjonalistą. Droga na szczyt jest długa, wiecie? Miliony brazylijskich dzieci goni za marzeniami. Niektórzy są naprawdę utalentowani, jednak tracą motywację, niektórzy doznają kontuzji, inni zaczynają wątpić. Mogłem pomyśleć: "Czy rzeczywiście mi się uda?" Ale nigdy tego nie zrobiłem.

 

 

Miałem szczęście, że mogłem dorastać mając ojca. Kiedy miałem 15 lat, powiedział mi, że jeśli naprawdę chcę zostać profesjonalnym piłkarzem, będę musiał wybrać między piłką nożną a futsalem, w który grałem od czwartego roku życia. Pomógł mi stąpać twardo po ziemi. Jeśli grasz dobrze, agenci bardzo szybko zaczynają się tobą interesować. Miałem także szczęście, że mogłem reprezentować nasz kraj w reprezentacjach młodzieżowych. Jeśli nie jesteś ostrożny, możesz zacząć myśleć, że osiągnąłeś sukces, zanim faktycznie go zdobędziesz. Mój ojciec nigdy nie pozwolił mi myśleć, że jestem kimś wyjątkowym.

 

Wiedzieliśmy, że konkurencja będzie ogromna. Jest takie powiedzenie, że jeśli chcesz odnieść sukces, musisz zabić półtora lwa, ponieważ wszyscy inni zabiją co najmniej jednego. Mój ojciec zawsze mi to powtarzał.

 

Wkrótce po tym, jak zadebiutowałem w pierwszej drużynie Corinthians, stanąłem przed wielką szansą. W sierpniu 2007 roku, kiedy miałem 19 lat, otrzymałem ofertę z Szachtara Donieck. Jak wiadomo, każdy piłkarz w Brazylii marzy o grze w Europie, szczególnie w jednym z wielkich klubów. Muszę przyznać, że nie planowałem opuszczać Brazylii tak wcześnie i na pewno nie przewidziałem swojej przyszłości na Ukrainie. Corinthians musiał mnie wtedy sprzedać, a Szachtar naprawdę mnie chciał. Polecieliśmy tam z ojcem, by wszystko sprawdzić.

 

Przedstawiciele ukraińskiego klubu byli bardzo przekonujący. Kiedy wylądowaliśmy we Francji, czekał na nas prywatny odrzutowiec. Powiedziałem wtedy: "Cholera, nigdy nie latałem prywatnym samolotem!". O Doniecku wiedziałem tylko tyle, że jest tam zimno. Wtedy było jednak lato i było tam bardzo ciepło. Pomyślałem: "Z pewnością zimy nie mogą być takie zimne jak słyszałem.". Później poznałem trenera, Mirceę Lucescu i niektórych piłkarzy, w tym Fernandinho, Luiza Adriano i Ilsinho, czyli moich rodaków. Obiekty treningowe wyglądały dobrze. Mój ojciec i ja stwierdziliśmy, że może to być dla mnie świetny początek w Europie. Dlatego postanowiłem dołączyć do Szachtara.

 

Oczywiście, kiedy nadeszła zima było mi trudniej. Zimno, śnieg... Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, ale dzięki Bogu wszystko poszło dobrze. Miałem wsparcie moich kolegów z drużyny, zwłaszcza Brazylijczyków, w tym Brandão i Jádsona. Dobrze się przystosowałem. Nauczyłem się nawet języka rosyjskiego! Na początku musiałem korzystać z tłumacza, ale powoli zacząłem składać słowa i zdania, aż w końcu rozumiałem wszystko, co do mnie mówią.

 

Ukraina była także miejscem, w którym stałem się chrześcijaninem. Dorastałem, chodząc z rodzicami do kościoła katolickiego co niedzielę. Kiedy byłem na Ukrainie, czułem, że zaczynam zbliżać się do tego, co naprawdę znaczy Bóg. Zacząłem spędzać więcej czasu z Jádsonem i Fernandinho. Organizowali nabożeństwa w swoich domach, gdzie wspólnie czytaliśmy Biblię. Przypominało to warsztaty biblijne. Wtedy zacząłem w pełni rozumieć, co mówi Biblia. I tak zaakceptowałem Jezusa Chrystusa jako mojego jedynego zbawiciela. Moja żona i ja zostaliśmy tam ochrzczeni – w wannie.

 

W tym samym czasie zacząłem spędzać więcej wolnego czasu z agentem. Mieszkał w Londynie i pewnego razu poszedłem z nim obejrzeć mecz na Stamford Bridge. Wtedy zacząłem śledzić Chelsea i Premier League. To zwaliło mnie z nóg, uwielbiałem tę atmosferę. Zakochałem się w tym mieście. Nie potrafię do końca wyjaśnić, co Londyn w sobie ma, ale jest w nim coś... coś wyjątkowego.

 

Spędziłem 5,5 roku w Szachtarze, pracując tak ciężko, jak tylko mogłem. W styczniu 2013 roku przeniosłem się do Anży Machaczkała w Rosji. Sześć miesięcy później, klub ten wpadł w kłopoty finansowe i pozwolili mi znaleźć inny klub. Wtedy zaczęły się tygodnie negocjacji. Wiele klubów było mną zainteresowanych, ale ja chciałem iść do Chelsea. Ostatecznie, dzięki Bogu, udało mi się spełnić swoje marzenie. Nadal pamiętam pierwsze odwiedziny w klubie, zwiedzanie obiektów treningowych, spotkanie z Davidem Luizem w szatni. Byłem taki szczęśliwy. Wydaje mi się, że Bóg usłyszał to, czego oczekiwałem i powiedział: "Właśnie tam pójdziesz.".

 

Od kiedy dołączyłem do Chelsea, wydarzyło się wiele rzeczy, które ukształtowały moją osobę. Pierwszy rok był rozczarowujący, ponieważ walczyliśmy o tytuł, ale ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce. Udało nam się także zagrać w półfinale Ligi Mistrzów. Pamiętam, że w rewanżu, kiedy prowadziliśmy 1:0, pomyślałem sobie: "Cholera, nigdy nie byłem w finale Ligi Mistrzów, a teraz tam idziemy!". Później Atletico strzeliło nam trzy bramki i przegraliśmy 1:3. To było frustrujące. Najtrudniejszym okresem było jednak dla mnie to, kiedy zostaliśmy mistrzami Premier League w sezonie 2016/17. W tym sezonie bardzo często siedziałem na ławce rezerwowych, ale co gorsza, zmarła moja mama. Walczyła z rakiem i wydawało się, że tak niewiele mogę z tym zrobić. W tym okresie otrzymałem wiele wsparcia od ojca i żony. To było bolesne, ale wiele się dzięki temu nauczyłem i jeszcze bardziej dojrzałem. Dzięki temu zbliżyłem się jeszcze bardziej do Boga.

 

Oczywiście, w Chelsea miałem także wiele szczęśliwych chwil. Fani od pierwszego dnia traktowali mnie bardzo dobrze. Kiedy skandują moje imię, czuję się szczęśliwy i dumny. Dają mi pewność siebie, a ja zawsze staram się odwzajemnić ich miłość na boisku. Nie przez słowa, ale przez dawanie przykładu moimi działaniami. Jak zawsze.

 

Najszczęśliwsze momenty to zdobycie tytułu ligowego, ponieważ walczysz o to cały sezon. Nigdy nie zapomnę pierwszego ligowego triumfu w Chelsea, który zdobyliśmy z Jose Mourinho w 2015 roku. Impreza na boisku i w szatni była niesamowita. Wygraliśmy Premier League, a do końca sezonu zostały jeszcze trzy mecze. Mourinho obiecał nam cztery dni wolne w każdym tygodniu, jeśli zdobędziemy ten tytuł. Co tydzień, przez resztę sezonu trenowałem tylko jeden dzień, później grałem w meczu, a następne cztery dni spędzałem z rodziną na wakacjach.

 

Ludzie pytają mnie o najlepszych trenerów, z jakimi pracowałem. Na pewno mogę tu wymienić Mourinho. Mieliśmy szczególne relacje. Dużo wymagał, więc to tworzyło pewne konflikty, ale to normalne. Rzucał mi wyzwanie i wykrzykiwał co zrobiłem źle, ale jeśli zaprezentowałem się dobrze, zawsze mówił coś w stylu: "Dzisiaj dałeś radę.". Uwielbiałem jego zarządzanie, sposób, w jaki organizował treningi, to jak z nami rozmawiał na spotkaniach. Wiele się od niego nauczyłem. Nawet po odejściu z Chelsea dobrze mnie wspominał. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi, czasami wymieniamy się wiadomościami. Kiedy był w Manchesterze United, chciał, żebym do niego dołączył. Sposób, w jaki mi to zakomunikował był godny szacunku.

 

Czuję się także bardzo dobrze grając dla Franka Lamparda. To był zaszczyt grać u jego boku – wszyscy wiecie, że był świetnym piłkarzem. Jako trener, czuję, że bardzo mnie lubi. Ja też go lubię. Naprawdę podoba mi się sposób, w jaki robi wszystkie rzeczy. Dba o swoich piłkarzy, a jego zarządzanie ludźmi jest doskonałe.

 

 

Gram w Chelsea od ponad sześciu lat i mogę szczerze powiedzieć, że jestem tutaj bardzo szczęśliwy. Jeśli zapytasz moją żonę, czy chce opuścić Londyn, odpowie, że nie. Moje córki czują to samo. Oczywiście, Brazylia to Brazylia, nasz dom, nasza kultura. Zawsze czujemy się dobrze, kiedy jedziemy tam na wakacje i spotykamy się z rodziną i przyjaciółmi. Londyn jest jednak moim drugim domem.

 

Niedawno zdałem test, by uzyskać obywatelstwo brytyjskie. Człowieku, było naprawdę ciężko! Muszę znać historię Wielkiej Brytanii: XVI i XVII wiek, wojny, bitwy, wielcy przywódcy i takie tam. Niektóre pytania są tak trudne, że nawet moi brytyjscy przyjaciele nie znali odpowiedzi. Kupiłem podręcznik zatytułowany "Life in the UK Test", który obejmuje cały materiał, który jest na egzaminie. Nie wiem ile godzin spędziłem na czytaniu. Pobrałem także aplikację na telefon z próbnymi testami.

 

Dwie pierwsze próby zakończyły się niepowodzeniem, ale udało mi się za trzecim razem. Jestem teraz obywatelem Wielkiej Brytanii, więc Londyn to miejsce, w którym chcę się zatrzymać. To tutaj mam swoją rodzinę, mój kościół. Chcę, żeby moje córki dorastały w tym mieście. Ilekroć wracam do szatni, chcę widzieć ich wiadomości, chcę czuć ich miłość i chcę dostawać ich rady.

 

Nie przypominają mi tylko o strzelaniu bramek. Przypominają mi również, że bez względu na to, co osiągnę jako piłkarz, moim najważniejszym trofeum zawsze będzie moja rodzina.


Źródło: The Players' Tribune

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

komentarzy:
21.02.2020 11:48

Rewelacyjny artykuł.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close